Festiwal
To był zwyczajny poniedziałek. Nic nie zapowiadało, że właśnie wtedy spadnę z piedestału na samo dno.
Ojciec zawsze liczył miliony, dopóki nie okazało się, że do matematyki nie ma głowy. Gdy jego spadła, pociągnął za sobą matkę.
W ten sposób trafiłam do ośrodka opiekuńczego, a stamtąd do rodziny zastępczej. Było nas tam siedmioro. Większość z patologicznych domów, niektórzy nie wiedzieli do czego służy nóż i widelec na stole. Rodzina, która nas przygarnęła, jedynie mnie traktowała w miarę normalnie, innych z pogardą.
Miałam dwanaście lat, za sobą życie pod kloszem, a przed, no właśnie tego nie wiedziałam.
Szybko zaprzyjaźniłam się z grupą. Tak naprawdę mieliśmy tylko siebie. Trzy dziewczyny i czterech chłopców. Każda z nas miała swój zakres obowiązków, chłopaki też. Tania siła robocza. Kto nie wywiązał się z powierzonego zadania - głodówka. Chłopaki dodatkowo dostawali porcję batów.
Odpoczynek przysługiwał nam jedynie w szkole. System działał znakomicie dopóki Ania nie skoczyła z dachu. Nie, nie zginęła, złamała jedynie kręgosłup i od tamtej pory egzystuje jak roślina.
Wtedy z Kubą postanowiliśmy, że uciekniemy. On miał piętnaście, a ja już czternaście lat. Czuliśmy się dorośli.
Na początku okupowaliśmy dworce. Kuba nie pozwalał mi żebrać, twierdził, że załatwi kasę i załatwiał. Dużo później dowiedziałam się w jaki sposób i do dziś na to wspomnienie, chleb stoi mi w gardle.
Któregoś dnia nie wrócił, była za to policja i erka. Gdy dobiegłam ludzie mówili, że jakiś psychol zabił dzieciaka nożem.
Pierwszy raz od śmierci rodziców poczułam się samotna.
Tyle trupów za mną, a co przed?
W kieszeni miałam dwadzieścia parę złotych. Dzisiaj i jutro przeżyję, później pójdę pod kościół.
Będę tam dopóki wystarczy słońca.
Komentarze (18)
Czyżby cię na wspomnienie?
Co do opowiadania, to powiem tak, jak bym cię nie znała.
Jest pomysł, ale zabrakło cierpliwości na opisanie problemu. Fabuła bardzo powierzchowna, czytelnik nie dostał czasu by zapoznać się z bohaterami, ani poczuć emocji, któte powinny wstrząsnąć, bo chodzi o dzieci.
Krótki reportaż z tvn24.pl
Dla mnie za mało na ocenę.
To jest reportaż, gdybym pisała scenariusz, to inaczej bym podeszła. Proste.
Dziękuję za komentarz.
Nie podoba mi się. Takie słowa zagrałyby w czyichś ustach, gdzie oprócz tekstu jest intonacja, mimika. Tu nie zagrało.
Pozdro.
Nie mialam też ciśnienia, może gdybym miała, to rwalabym szaty, kto wie.
Pozdrawiam.
Bohaterka wpadła w pudełka i zabiła się na śmierć.
Trzeba by popracować nad stylem.
Sorry.
Pudełkach
Zastanawia mnie tytuł – festiwal, ale czego? Z definicji powinna to być radosna, wesoła lub świąteczna impreza. Co tutaj takiego jest? Chyba, że chodzi o sam wstęp – festiwal, jako następujące po sobie imprezy artystyczne, czyli wcielanie się autorki w kolejne postacie: dziwki, nieszczęśliwej Julci, Grażyny z Konstancina i teraz bezdomnej uciekinierki. Poza wstępem jednak festiwal nie ma jakiegoś odniesienia, przynajmniej ja go znaleźć nie potrafię.
Dalej są już opisane pamiętnikarsko losy zagubionej nastolatki skazanej na przedwczesne zderzenie z brutalna rzeczywistością, niestety, urwane nawiązaniem do epizodu w szerzej nieznanym serialu. Może jakby pociągnąć do jakiegoś momentu przełomowego, byłoby lepiej? A może miało się urwać w tym momencie, bo to co dalej, nie powinno nikogo obchodzić, jako zbyt temat zbyt wrażliwy i osobisty.
A może w tym miejscu kończy się festiwal, gasną światła, spadają maski i kostiumy i zaczyna się zwyczajne życie o którym ta opowieść nie traktuje.
Fakt, można to było rozpisać na kilka rozdziałów, ale ja tego nie lubię. Same fakty, a reszta w domyśle czytelnika.
Dzięki za komentarz.
Dziękuję za komentarz.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania