Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Wyznanie fetyszysty-artysty
Zwierzę się. Jestem rajstopowcem. Lubię dziewczyny w rajtuzach. Wiem, że to dziwne, dziwne i nieprzyzwoite, ale taki właśnie jestem: inny. Grzeszny. Nade wszystko jednak posiadam – chyba to mnie najlepiej definiuje – tytuł zawodowy instrumentalisty i utrzymuję się z gry ulicznej. Czy te dwa światy – świat rajstop oraz uniwersum muzyki – da się jakoś połączyć? Okazuje się, że tak, że się da. Szczególnie zimą albo wtedy, gdy jest po prostu zimno, zimno i wilgotno. Wychodzę wtedy na ulicę (wychodzę także i latem, ale o lecie może innym razem) i gram w przejściu podziemnym, bawię ludzi sztuką i, łącząc przyjemne z pożytecznym, usiłuję coś zarobić, jakiś grosz, bo mówimy tutaj o groszach, nie o milionach przecież.
No ale jak to u licha zrobić, by surowa aura nie pokrzyżowała planów dawania ludziom radości oraz czerpania przyjemności z muzykowania? Okazuje się, że można to osiągnąć w jedyny sensowny sposób, a mianowicie trzeba uruchomić wyobraźnię i wyobrażać sobie wszystkie te przechodzące kobietki rozebrane do bielizny, do samych tylko majteczek, do samiuśkich rajstopek. Tak, tak, uruchomić wyobraźnię – to jedyne antidotum na surowość polskiego klimatu, na trudne warunki życia, na trudne warunki pracy. I co potem? Potem wystarczy już tylko rżnąć, rżnąć i jeszcze raz rżnąć, um-pa-pa, um-pa-pa; a w myślach? W myślach trzeba zaglądać pod sukienki i spódniczki i całować rozgrzane piersi i damskie wibrujące pośladki, a wszystko to w rytm muzyki. I raz, i dwa! Ruchy mogą być wolne albo przybierać na sile i przyspieszać, no to już zależy od inwencji oraz od interpretowanego akurat szlagieru. I tak na dźwięk „Bésame mucho” należy powędrować z głową gdzieś między uda wyimaginowanej partnerki, czyli tam, gdzie rozpoczyna się część majtkowa rajstop, a pierwsze takty walca „Nad pięknym modrym Dunajem” przywitać z głową opartą o brzuch wyśnionej, wymarzonej, zwerbowanej przez nasz mózg danserki, dokładnie tam, dokąd owa część garderoby sięga, a sięga aż do pępka albo i wyżej. Chodzi wszak o temperaturę. Ma być gorąco. Może też być przy okazji romantycznie, bo niby czemu nie? Przy akompaniamencie rzewnej melodii z „Titanica” na pewno. W międzyczasie – ma rada – nie zaszkodzi zagrać „Gdybym był bogaty”, bo przecież – wszyscy wiedzą – my, muzycy, mamy gest i stać nas na to, by „zaskrzypkować się na dachu” i „zawalcować” na śmierć. W końcu bogactwo i posiadany gest sprzyjają miłości, jeśli naprawdę chce się w wyobraźni i nie tylko wyobraźni przydybać zdobycz z górnej półki, z wyższej sfery missek i modelek. I najważniejsze: należy koniecznie podążać za ruchem melodii. Jeśli melodia się wznosi, to i nam niech się zdaje, że się wznosimy, że lecimy, szybujemy, wirujemy, jeśli zaś opada, to opadajmy my razem z nią. Ot, mała analogia z górami (ze szlakami turystycznymi), a także z krągłościami, ze wszelkimi zakamarkami kobiecego ciała. Góra – dół, góra – dół! Wypukłość i wklęsłość, wypukłość i wklęsłość! Um-pa-pa, um-pa-pa! Jedziemy z muzycznym koksem!
Śpieszę tu jednak z małym uzupełnieniem, bo nie napisałem całej prawdy. A prawda wygląda tak, że płeć piękna jest wielkim rozpraszaczem, za sprawą którego niepodobna się nie pomylić. Wiem, bo wielokrotnie już tego doświadczyłem. Raz na przykład wchodziła po schodach pewna blondynka w miniówie, w związku z czym, stojąc w przejściu, a więc na dole, widoczek miałem przedni. I już miałem ciupnąć refren „Ojca chrzestnego”, już-już witałem się z gąską, bo znam ten refren jak własną kieszeń, a tu jak nie zafałszuję, jak nie spartolę tej całej piknej chałtury, jak nie zaskrzypi mi ta struna, co zaskrzypieć nie powinna. No cóż... powiedzmy, że to są wypadki przy pracy, z którymi się trzeba liczyć i które należy zaakceptować, bowiem – jako się rzekło – piękna płeć rozprasza, bawi się naszą uwagą, a raczej jej brakiem. I nic, absolutnie nic się na to nie poradzi. Amen.
Reasumując: czasem jak jest brzydka pogoda, a ja gram w przejściu, spoglądam lubieżnym – wstyd się przyznać – wzrokiem na przechodzące obok panienki w miniówach i wyobrażam sobie, że mnie te panienki rozgrzewają własnymi ciałkami: udami, nogami, piersiami, rękami i tak dalej. I od razu jest cieplej i lepiej się pyka, że też pozwolę sobie tutaj na małe nawiązanie do: „Pyk, pyk z fajeczki”. Ech, jak dziwnie jest być facetem oraz duszą artystyczną! Założę się, że pięknościom, które mnie mijają, nawet do głowy nie przyjdzie, jak nieczyste mam fantazje i że te fantazje dotyczą ich stóp, kolan, łydek, ud i tak dalej. Ciekawe, co by było, gdyby umiały czytać w myślach, jak w tym filmie: „Czego pragną kobiety”? Co by powiedziały i czy zmieniłby się ich odbiór mojej dzikiej, spontanicznej, szalonej gry? I raz, i dwa! Um-pa-pa, um-pa-pa! I trzy, i cztery!!! Bum-cyk-cyk!!! Bum-cyk-cyk!!!
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania