Poprzednie częściFiliżanka bólu – rozdział 1

Filiżanka bólu – rozdział 3

Audrey

 

Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie. Owszem, wiedziałam, że stracił rodziców. Ale nie widziałam go zaraz po tym, jak dowiedział się o ich śmierci. Poznałam go parę lat później. Nie mówił dużo o rodzinie, jedyne co wiedziałam, to to, że stracił obojga rodziców i jedynym kto mu został to Clay. Czy miał kogoś jeszcze? I czy zaliczał mnie do osób, które jeszcze ma? Bo ja tak. Służyłam pomocą. Jako najlepsza przyjaciółka powinnam z nim być. I byłam, ale czy o tym wiedział?

Znałam przecież Claytona. Był typem odłamanego od rzeczywistości artysty. Chodził do szkoły z internatem niedaleko naszego College’u, czasem się spotykaliśmy. Malował piękne obrazy, chodził w ubraniach, które w ogóle do siebie nie pasowały i nie miał konkretnego spojrzenia na świat. Zmieniał perspektywę co jakiś czas, ale na pewno nigdy nie obchodziło go co myślą inni. Miał zaledwie siedem lat, gdy zmarli jego rodzice i został z bratem sam na sam. Nie wiem, kto wziął ich pod swoje skrzydła. Ale na pewno nie byli w domu dziecka, bo Javier coś by o nim wspomniał.

W każdym razie, dręczyło mnie jedno pytanie; co się stało, że Clayton zmarł? Skoro zadzwonili ze szpitala… Czy dało się go jeszcze uratować? Czy mogło być tak, że Clay by przeżył? Nie miałam z nich bardzo bliskich relacji, ale naprawdę było mi przykro, że już go nie ma. I być może nie byłam w stanie wypowiedzieć tych słów na głos, bo za bardzo zabolały by Javiera, ale bolało mnie, że już nigdy nie porozmawiam z Clayem. Był osobą szaloną, inteligentną i zabawną. Miał swoje zdanie i nie wchodził w głupawe kłótnie, tak jak jego rówieśnicy.

Ale jeszcze bardziej bolało mnie, że Javier kogoś stracił, że będzie go tak bardzo boleć. Nigdy nie straciłam kogoś bardzo mi bliskiego, znałam ten ból tylko z książek. I to było jeszcze trudniejsze. Bo nie wiem, jak się zachować. Bo nie mogę Javierowi pomóc tak, jak powinnam.

 

Siedziałam tak pod ścianą w pokoju Javiera. Obraz co jakiś czas się rozmazywał, bo mimo że mrugałam, do oczu raz po raz napływały mi słone łzy. Wyszedł. Zdemolował pokój i wyszedł.

Nie wiem ile siedziałam, ale w końcu postanowiłam wstać i rozejrzeć się po pomieszczeniu. Kartki, paczki żelków, parę długopisów, czasopism, a wśród tego rozbita filiżanka.

Ukucnęłam obok niej i wzięłam w palce jedną z większych części. Wyglądała na tak kruchą i delikatną. Nigdy nie zwróciłam na to większej uwagi, ale doszło do mnie, że Javier przecież zawsze pił z niej kawę. Tylko z niej, lub plastikowych kubków z kawiarni. Na potłuczonej porcelanie było widać piękne, niebieskie i fioletowe kwiaty hortensji i margaretki, które można by było pomylić ze stokrotką. Wyglądały na ręcznie malowane. Wzięłam kartkę z gazety i zapakowałam do niej resztki filiżanki. Wstałam i wyszłam zostawiając mieszkanie za sobą. Czułam się, jakbym uciekała z miejsca zbrodni.

Ale przecież Javier zrobił to pierwszy.

 

* * *

 

Minął tydzień. Równy tydzień, siedem dni i jedna czwarta miesiąca. Dokładnie tyle czasu Javier przestał się odzywać do ludzi. Zamknął się w swoim pokoju, nie wiem czy je, czy śpi i jak się trzyma. W sumie wiem, że żyje, tylko dlatego, że przedwczoraj jego współlokator wrócił z jakiejś podróży i od razu wypytałam go o wszystkie szczegóły. Nie było ich wiele, podobno Javier nie wychodzi bez potrzeby. Jego cele to łazienka i mała lodówka z wodą. Tylko tyle.

Dlatego też postanowiłam zebrać się na odwagę, pójść do niego i spytać się jak się ma. Co czuje. I najważniejsze, czyli muszę go uświadomić, że ma jeszcze mnie. Że jestem tu.

Tak więc maszerowałam przez korytarz. Białe ściany zdawały się coraz bardziej do mnie zbliżać, a drzwi do poszczególnych pokoi mijały mnie z szybkością jadącego samochodu. Po chwili złapałam się na tym, że prawie biegnę. Tak bardzo chciałam go uświadomić, że mogę mu pomóc. Mięśnie miałam spięte, wzrok ograniczał się do obrazu tylko przede mną, a nogi uginały się pode mną coraz bardziej.

Wreszcie trafiłam do odpowiednich drzwi. Stałam tam chwilę.

Dlaczego się stresuję? – zadawałam sobie to pytanie w myślach raz po raz. Ale odpowiedzi nie było i nie zapowiadało się, że będzie.

Raz kozie śmierć – przeleciało mi jeszcze przez myśl, po czym zapukałam. Odgłos stukania mojej pięści o drzwi poniósł się przez korytarz. Później głuche kroki za drzwiami i…

– Hej, Audrey – przywitał się ze mną Luke, współlokator Javiera.

– Cześć – odpowiedziałam trochę zawiedziona, bo gdzieś głęboko w sobie miałam nadzieję, że to Javier odtworzy drzwi. – Chyba się domyślasz, po co tu jestem.

– Tak, jasne, wejdź – otworzył drzwi szerzej. – Próbowałem do niego zagadać, ale nie ma z nim kontaktu. Tylko raz mi odpowiedział na pytanie „co tam u ciebie?”.

– Co powiedział?

– Że nic. Później nie odpowiadał w ogóle. Zero jakiejkolwiek reakcji, jest niedostępny.

Zamiast mu odpowiedzieć po prostu podeszłam do drzwi pokoju Javiera. Cały stres mnie opuścił. Teraz czułam się w pewnym sensie zła na mojego najlepszego przyjaciela. Zaniedbuje się, myśli, że nikogo nie ma. A ma! Mnie! Przecież tu jestem!

– Javier! Otwieraj, już! Musisz ze mną porozmawiać, to sprawa niecierpiąca zwłoki!

Cisza.

– Znasz mnie i doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie odpuszczę. Będę siedzieć pod drzwiami choćby trzy dni, aż otworzysz. Myślę, że zrozumiałeś – dodałam

Znowu cisza. Długo nic się nie działo, aż w końcu dotarło do mnie, że to nie takie proste jak się na początku wydawało. Wspomniane trzy dni mogły stać się prawdziwe, usiadłam więc pod drzwiami. Javier w końcu będzie musiał wyjść.

– Ja wychodzę, powodzenia – rzucił jeszcze Luke, po czym poszedł. Siedziałam pod drzwiami i patrzyłam w nicość w oczekiwaniu na dalsze wydarzenia.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    "stracił obojga rodziców i jedynym kto mu został to Clay" - jedyna osoba, która mu została to Clay
    "za bardzo zabolały by Javiera" - zabolałyby

    Ni miałam z nich bardzo bliskich relacji; Co czuję; Mięśnie miała spięte - literówki

    Najpierw piszesz, że Clayton nie miał konkretnego spojrzenia na świat, a potem, że miał swoje zdanie. Ludzie są pełni sprzeczności, ale to mi się trochę kłóci.

    Przekonamy się, co dalej.
    Pozdrawiam.
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Dziękuję za odwiedziny, rady i wyłapanie błędów :) zapraszam na kolejne części, może będzie lepiej

    I również pozdrawiam :)
  • Sandra 8 miesięcy temu
    A w tym spojrzeniu na świat chodziło mi o to, że zmieniał perspektywę co jakiś czas, ale w tym chaosie zawsze miał jedną, jedyną zasadę: nigdy nie interesowało go, co myślą inni
  • droga_we_mgle 8 miesięcy temu
    👍
  • zsrrknight 8 miesięcy temu
    "słone łzy." - masło maślane
    "Javier odtworzy drzwi" - otworzy

    Javier ze smutku stał się prawie-hikikomori. Czyta się nieźle, choć jest mocno melodramatycznie
  • Sandra 8 miesięcy temu
    Dzięuuuuję za literówki i wizytę :)
  • sensrebrnysalomei 8 miesięcy temu
    Pojawiła się filiżanka! Uwielbiam, jak autor daje znaki, skąd wziął się tytuł 🤭
  • Sandra 8 miesięcy temu
    O cześć, to Ty!
  • sensrebrnysalomei 8 miesięcy temu
    Sandra o cześć, it's me 🤭

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania