Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Fjarnskaggle i Łups

Przyjaciel

 

02.07.1417 post scheur

 

Fjarnskaggle obudził się jak zwykle z potwornym bólem głowy. Czują pod czaszką dudnienie niczym bicie świątynnych dzwonów usiłował przypomnieć sobie wydarzenia dnia poprzedniego. Pamiętał, że przyjął zlecenie likwidacji nowo powstałego leża goblinów, że szukał go kilka dni i… Tutaj wspomnienia stawały się mgliste. Wydawało mu się, że rozmawiał z jakąś niewysoką postacią, ale przecież podróżuje samemu. Nagle poczuł ból głowy. Pomacał się po niej i wyczuł pod palcami bandaże.

Dopiero teraz, też poczuł że coś mu ciąży i słyszy mruczenie kota, a przecież wąs został w domu mistrza…

Fjarn szybkim ruchem zerwał z siebie koc i spostrzegł coś co na pierwszy rzut oka wydawało mu się alkoholowym złudzeniem. Na jego piersi leżał goblin, a konkretnie GOBLINKA. Szybkim ruchem poderwał się z łóżka zrzucając tym samym nieproszonego gościa na podłogę. Zanim zdążył w ogóle pomyśleć słowa wyrwały mu się z ust

-Kim jesteś? I co tutaj robisz? - Zielone stworzonko wyraźnie niepocieszone faktem nagłej pobudki przecierało oczy i wymamrotało

-MHMMM ŁUPS JESZCZE SPAĆ – Fjarnskaggle widząc że Goblinka nie wydaje się aktualnie niebezpieczny odetchnął z ulgą. Zazwyczaj po zadaniu jakiegokolwiek pytania jej rasie kończyło się to w odpowiedzi niezrozumiałym bełkotem albo sztyletem rzuconym w stronę pytającego. Normalnie Fjarnskaggle od razu w tej sytuacji rzuciłby zaklęciem niestety kac bardzo negatywnie wpływa na jego umiejętności splatania zaklęć więc postanowił podejść do sytuacji spokojnie. Odryglował najpierw zamknięte na noc drzwi do swojego pokoju jeśli z jakiegokolwiek powodu zmuszony byłby do ucieczki, a następnie zaczął się ubierać ani przez sekundę nie spuszczając Goblinki z oczu. Ale ku jego zdziwieniu opatuliła się w koc i chyba faktycznie spała.

Gdy Fjarnskaggle w końcu uznał że wszystko jest gotowe zaczął budzić nieproszonego gościa swoim kosturem – Mogę wiedzieć kim jesteś? - zapytał chłopak nie do końca wiedząc czego się spodziewać. Dziewczyna powoli się rozciągając odpowiedziała zaspanym głosem – ŁUPS JEST ŁUPS – wypowiedziała te słowa jakby to była najoczywistsza z prawd a zarazem patrząc się na chłopaka przekrzywiając głowę i zanurzając go w oceanie swoich dużych oczach o kolorze zardzewiałej rdzy. -FRAJN PYTAĆ O TO WCZORAJ

-yyy pytałem? - zdziwił się chłopak – i nie jestem Frajn tylko Fjarnskaggle – odrzekł lekko poirytowany

-ZA DŁUGIE FRAJN TO FRAJN – Teraz ona się zirytowała – FRAJN WCZORAJ NAD RZEKA PYTAĆ JAK MNIE ZNALEŹĆ. - mówiąc to Łups wstała zrzucając z siebie koc. Fjarnskaggle dopiero teraz mógł się jej przypatrzeć. Czarnowłosa Goblinka co samo w sobie było zadziwiające ponieważ po pierwsze gobliny nie mają zazwyczaj włosów a po drugie kobiety u nich to rzadkość. O wzroście przybliżonym do 8 letniego dziecka. Jej głowa nie mogła sięgać nie wyżej niż ponad jego pas. Pod jej czarną krzywą grzywką widać było wręcz ogromne oczy o kolorze zardzewiałej rtęci które zdążyła już wcześniej zatopić w chłopaku, chłopak wzdrygnąął się ponieważ spojrzenie to przypominało mu to od wygłodniałego wilka. Ubrana była w przepaskę na piersiach i w pasie zrobioną z jakiegoś futra. Wydawało się że to futro wilka ale odrzucił te możliwość w końcu jak mogłaby sama zabić wilka. W tym momencie Frajnskaggle się skonsternował – chwila. Czemu uznałem że sama. Przecież gobliny to rasa stadna więc czemu w ogóle jest tu ze mną i jak ją spot – jego dywagacje przerwał głos – FRAJN? - To dziewczyna do niego coś mówiła – FRAJN PATRZEĆ DŁUGO – e, a tak przepraszam. Wybacz niezbyt pamiętam co się wczoraj działo mogłabyś mi przypomnieć? - Uznał że najlepiej będzie po prostu zapytać ponieważ uciążliwe łomotanie pod czaszką dalej nie przestawało. - ŁUPS PRZYPOMNI ALE ŁUPS GŁODNA, ŁUPS JEŚĆ – mówiąc to pogłaskała się po brzuchu. Fjarnskaggle dopiero teraz zauważył co nie współgrało w wyglądzie dziewczyny. Pomimo jej chudej sylwetki. Wręcz niedożywionej co dla goblinów jest normą. Pod jej zabrudzoną skórą kolorem przypominającej świeżo wyciśniętą oliwe, pomimo widocznych kości wyraźnie było widać również węźliste ciasno upchane zarysy mięśni. Przypominało to Frajnskagglowi ten jeden raz kiedy wraz z mistrzem wybierał konie w stajni i po raz pierwszy zobaczył różnice między rumakiem a kucykiem i Łups zdecydowanie była w tym przypadku rumakiem. Ale coś jeszcze go uderzyło, a konkretnie jego nozdrza zapach potu krwii i czegoś jeszcze spojrzał na nią i powiedział – Najpierw musisz się umyć. Śmierdzisz niemiłosiernie.

-UMYĆ? - Łups spojrzała na niego pytającym wzrokiem – CO TO UMYĆ? - Fjarnskaggle westchnął ciężko i pokazał jej balię z wodą a następnie podwinął rękawy i umył w niej ręce. Co prawda w pokojach były krany z wodą ale uznał że może to być zbyt skomplikowane – rozumiesz? - pokiwała potwierdzająco głową. - dobrze w takim razie się umyj a ja zejdę na dół po śniadanie – w tym momencie złapała go za szatę. Nawet nie zdążył zareagować spanikowany ale wtedy usłyszał słowa dziewczyny – NIE ZOSTAWIĆ ŁUPS? - powiedziała to tonem tak niewinnym a zarazem smutnym że nie wiedział jak ma na to zareagować. Goblin nie chcący żeby go zostawić? Co do cholery się wczoraj działo? - Nie zostawię – powiedział – musisz mi jeszcze opowiedzieć co się wczoraj wydarzyło – spoglądała na niego chwilę po czym puściła, a następnie wskoczyła do balii z wodą jakby była kulą armatnią na szczęście Fjarnskaggle zdążył wyjść z pokoju. - W co ja się wpakowałem tym razem – westchnął a następnie zszedł na dół żeby zamówić śniadanie.

 

Ϫ

 

Schodząc po schodach Fjarnskaggle już słyszał gwar karczmy. Mimo wczesnej pory (a przynajmniej tak się mu zdawało bo tak naprawdę dochodziła już godzina trzynasta). Idąc w stronę szynku dostrzegł Kladiego. W Velmes można było spotkać najdziwniejsze i najrzadsze stworzenia świata ale nawet na te dziwactwa Kladi jest ewenementem. Pomijając fakty bycia pradawnym golemem. Stworzeniem w, którego metaforycznych żyłach płynie czysta magia Kladi jest również właścicielem karczmy „Pod Orczym łbem” Najstarszej karczmy w mieście*(przypis dolny wytłumaczenie czemu). - Dzień dobry Panie Kladi – powiedział Fjarnskaggle wyławiając nosem aromatyczne zapachy dochodzące z kuchni za plecami właściciela – Fjarnskaggle chłopcze mówiłem Ci żebyś nie mówił mi per Pan czuję się przez to staro – Szynkarz odpowiedział patrząc na niego proszącym spojrzeniem a w jego powolnym głosie który przy każdym wypowiadanym słowie przypominał górską lawinę drgały nuty nagany – Przepraszam ale Mistrz uczył mnie żeby okazywać szacunek starszym, a jesteś najstarszą istotą jaką znam – uśmiechnął się chłopak. Golem tylko łypnął na niego swoim obsydianowym okiem spod swoich okularów okulary były prezentem od jednego ze stałych bywalców karczmy i westchnął ciężko. – Coś Ty wczoraj nawyprawiał chłopcze? - zapytał go spokojnie ale tonem wskazującym zmartwienie – Czy mógłbym najpierw zamówić śniadanie? Umieram z głodu i chyba nie tylko ja – powiedział i rzucił spojrzeniem w stronę piętra – dwie porcję poproszę – Kladi nic nie odpowiedział tylko poszedł na chwilę na tyły, w tym samym czasie Fjarnskaggle zajął miejsce przy jednym z kamiennych stolików.

Było ich mnóstwo i w równie dużej ilości rozmiarów pozwalającej na wygodny pobyt. Karczma ta podobno została uformowana własnoręcznie przez Kladiego. Krążą plotki, że powstała w jaskini, w której pierwotna magia natchnęła znajdujące się w niej złoża marmuru i tak powstał Kladi, ale są to tylko plotki, których Właściciel przybytku ani nie zbywa, ani nie potwierdza. Hala,ta była ogromna mieszcząca w sobie trzy tuziny stołów, a przy samym szynku spokojnie zmieściłby się tuzin chłopa. Przy samym również szynku ciężko i z zapałem pracowała obsługa lokalu, ale niestety ruch był dostatecznie duży, że nie mieli czasu porozmawiać z chłopakiem. Sama hala imponowała nie tylko swoim rozmiarem ale również wystrojem. Wykonana praktycznie w całości z marmuru przesiąkniętego magią, w połączeniu z blaskiem ognia bijącego z obsydianowego komina oraz migoczących żył magii w ścianach dawało poczuci, że w karczmie cały czas panuje wczesna pora. Sam komin był swego rodzaju chlubą przybytku. To nad nim wisiał Orczy Łeb któremu miejsce to zawdzięcza swoją nazwę. Kladi własnoręcznie zdekapitował nieszczęśnika, ale nigdy nie zdradził powodu tak niecodziennego dla niego zachowania. Ale nie było to jedyne trofeum, które się tam znajdowało. Widniały tam przeróżne trofea budzące grozę i zachwyt najbardziej zasłużonych gości lokalu. Zauważyć tam można było wyrwany przez barman Grozoba* ogon mantikory, Zamknięte w słoiku przez jakiś duet krasnoluda i człowieka glutowate cielsko potwora żywiącego się ciałami i wspomnieniami istot żywych, nawet zamknięte w krysztale oko cyklopa, oraz wiele innych. Z zadumy wyciągnęło chłopaka ciężkie tąpnięcie. To Kladi przyszedł z jedzeniem. Jeden rzut oka nawet dla nowych gości wystarczyłby, żeby rozpoznać w nim pana tego miejsca. Jego potężne marmurowe ciało przerastające chłopaka przynajmniej o połowę, podwinięte rękawy na jego ciasno opiętej koszuli ukazywały jego marmurowe ręce, na których zauważalne były te same nici magii jak na ścianie. Kladi w przeciwieństwie do golemów drugiej, a nawet trzeciej generacji* wyglądał ludzko. Gdyby nie fakt, że jest żywą istotą byłby artystycznym magnum opus każdego rzeźbiarza.

- Twoja nowa przyjaciółka jeszcze nie zeszła? Zapytał swoim głebokim niczym kelvetes* głosem, a jego obsydianowe oczy sprawiały wrażenie, jakby spojrzenie w głąb duszy było tak samo proste jak wyjrzenie przez okno. Mimo lat znajomości chłopak dalej się nie przyzwyczaił

-przyjaciółka to chyba za dużo powiedziane – Fjarnskaggle odpowiedział zatapiając łyżkę w gulaszu który przyniósł golem. - Panie Kladi czy mógłbyś mi przypomnieć co się wczoraj działo jak przyszedłem? Przyszliśmy? Nie jestem pewien i czemu mam zabandażowaną głowę?- Kladi tylko westchnął ciężko – Przyszliście razem, a raczej przyniosła cię. Gdyby nie fakt, że strażnik do miasta cię rozpoznał, a ona nie dała się rozdzielić od Ciebie na krok nie wiem co by się z nią stało.

-co się działo potem

-Opatrzyłem cię i zaniosłem do pokoju. Próbowałem z nią porozmawiać, ale nie udało mi się

W tym momencie Fjarnskaggle usłyszał szybki tupot dochodzący od strony schodów i zanim zdążył się dobrze odwrócić do jego twarzy przyczepiona była już mała zielona istota.

-FRAJN, ŁUPS UMYTA – wykrzyczała wesoło dziewczyna i faktycznie Fjarnskaggle nie czuł bijącego od niej wcześniej fetoru, za to czuł dziwnie przyjemny zapach ziemi i tytaniczny uścisk dziewczyny wokół swojej głowy – Pan Kladi przyniósł nam jedzenie więc – mówił chłopak próbując odczepić ją od swojej twarzy ale zanim skończył zdanie dziewczyna siedziała już przy misce. – ZIEMNY DZIADEK – powiedziała do patrząc w góre z uśmiechem pokazującym cały szereg iście rekinich zębów, a następnie zaczęła pożerać gulasz. Fjarnskaggle tytanicznym wysiłkiem woli powstrzymał się przed parsknięciem śmiechem czując, że jeśli to zrobi Kladi obrazi się na niego na przynajmniej trzy dni

-Widzę, że się ożywiłaś młoda damo – Kladi uśmiechnął się i poprawił swoje okulary. - Może teraz* opowiesz nam co się wczoraj wydarzyło? - powiedział to widząc, że dziewczyna kończy pałaszować gulasz i właśnie zamierza się do pożerania łyżki. Delikatnym gestem powstrzymał ją od jedzenia sztućców, a kolejnym poprosił przechodzącego Grozoba o przyniesienie jeszcze gulaszu. Ucieszona na widok dokładki zaczęła opowiadać w przerwach między jedzeniem.

-ŁUPS ZNALEŹĆ FRAJNA...

Ϫ

(Kilka dni przed wydarzeniami w karczmie)

 

Łups wstała w swojej małej jaskini i zrzuciła z siebie narzutę w postaci pozszywanych lisich skórek, przeciągnęła się i ziewnęła rozdzierająco. Drapiąc się po pośladku zauważyła, że wczorajszego wieczora zjadła jednak całego dzika nie zostawiając nic na śniadanie. Uporczywe burczenie w brzuchu nasunęło jej bardzo mądrą myśl do jej małej główki – RYBA – pomyślała i wyszła wiedziona pyszną myślą świeżo upolowanego śniadania. Wyszła nie zabierając ze sobą nic ,ponieważ Łups nic nie posiadała, z wyjątkiem narzuty ze skór żeby w nocy nie było jej zimno i wilczej skóry własnoręcznie przez niej upolowanej i oprawionej w przepaskę na klatę i biodra. Polowała gołymi rękami. Nie wiedziała czemu ale łamała zwierzęta z taką samą łatwością jak skały. Chociaż, kiedy jeszcze żyła z innymi goblinami jako jedna to potrafiła. Nie zawracała sobie jednak tym zbytnio głowy. Dla Łups liczyło się tylko zjeść i czasem bawić ze zwierzętami (dla Łups formą zabawy potrafiło być wielogodzinne ściganie wiewiórek, dzików i innych przeróżnych zwierząt leśnych). Chociaż czasami czuła się dziwnie. Czuła dziwne ciążące uczucie, którego nawet jedzenie ani nawet bieganie za wiewiórkami nie potrafiło się pozbyć. Dopiero jak zasypiała zapominała o nim. Wesoło podskakując zbliżała się coraz bardziej do potoku, w którym łowiła ryby, kiedy miała na to ochotę. Zwierzęta dobrze ją już znały i kiedy tylko po lesie wieść o tym, że mały zielony demon wyszedł z jamy większość zwierząt próbowało nie wchodzić jej w drogę. Łups nie „łowiła” w standardowy sposób. Po prostu wskakiwała w potok i łapała ryby, albo zębami, albo rękami w zależności jak akurat było jej wygodnie. Zrobiła tak też i dzisiaj. Jednak na jej nieszczęście z podekscytowania na wizje o pysznym śniadaniu skoczyła za mocno i nurkując uderzyła głową w dno rzeki. Zdążyła przemknąć jej jedynie krótkie – AŁA - zanim świadomość zanikła.

 

Ocknęła się gdzieś. Nie wiedziała gdzie, ale drzewa sugerowały, że dalej jest w lesie. Stała nad nią jakaś dziwna postać,uderzenie musiało ją porządnie otumanić ponieważ wydawało jej się, że widzi ją jakby przez mgłe tak samo jak to co mówiłą, mówiła coś i patrzyła się dziwnie. Łups próbowała coś powiedzieć ale wymamrotała jakiś nieskładny zlepek dźwięków, a postać dalej mówiła jakieś niezrozumiałe rzeczy. Nagle postać zrobiła kilka dziwnych gestów. Poczuła jak wypełnia ją coś dziwnego, nie do końca przyjemnego ale też nie do końca złego. Skupiona na podejrzanych odczuciach dopiero po chwili zauważyła, że rozumie co mówi dziwna postać.

-Teraz powinnaś mnie rozumieć. Jesteś cała? - Dopiero teraz zauważyła, że mówi do niej coś bardzo nietypowego. Był to goblin. Ale taki, jakiego jeszcze w życiu nie widziałą. Goblin ten był wysoki. Praktycznie jak dwie Łups postawione jedna na drugiej. Skórę miał dziwną nie zieloną, przypominała trochę morele ale nie do końca. Łups pomyślała, że może jest chory, Miał śmiesznie kręcące się brązowe włosy czego też nigdy nie widziała u żadnego goblina i małe fioletowe oczy.

-ŁUPS AŁA – odpowiedziała łapiąc się za głowę, na której wyczuła ogromnego guza – KTO TY? - teraz to ona wpatrywała się w niego ciekawym spojrzeniem – Jestem Fjarnskaggle wyłowiłem cię nieprzytomną z tej rzeki, ale dalej mi się nie przedstawiłaś

-FRA? FRAJN? - odpowiedziała dziewczyna zaskoczona nowym trudnym słowem – FRAJN – Stwierdziła po krótkiej chwili- ŁUPS JEST ŁUPS – odpowiedziała przyglądając mu się znowu chwilę – FRAJN DZIWNY GOBLIN – stwierdziła w końcu.

-Chwila. Myślisz, że jestem goblinem? To znaczy, że TY… - Chłopak naglę wzdrygnął się i odskoczył od Łups – Jesteś goblinką.

-ŁUPS TO ŁUPS. ŁUPS DZIĘKOWAĆ. - Mówiąc to znowu wskoczyła do morskiego potoku zanim chłopak zdążył cokolwiek zrobić i po chwili wyskoczyła z impetem z wody trzymając w zębach i dłoni pokaźnych rozmiarów ryby – FRAJNA – Podała mu rybę trzymaną w dłoni. Chłopak początkowo niepewnie spoglądał, ale coś w jej spojrzeniu zmiękczyło jego niepokój i w końcu wyciągnął rękę. Biorąc rybe Łups zauważyła, że obniżył śmieszny patyk, który trzymał w jej stronę.

-Jesteś dość nietypowa jak na goblina – powiedział Frajn spoglądając na nią -ejejej nie jedz jej surowej – Łups wgryzała się w rybę ale na jego nagłe słowa przestała i spojrzała oczami pełnymi zapytania. - daj pokaże Ci – chłopak zebrał leżące niedaleko gałęzie ułożył w jedną kupkę, a następnie mały iskrzący się pocisk wyleciał z jego palców i rozpalił je -ŁOOOOOOO CIEPŁO – spojrzała na ognisko a potem na chłopaka oczami wielkimi jak monety warte pięć sztuk złota – FRAJN UAAAAAAA – następnie patrzyła jak bierze gałązkę nabija na nią rybę i stawia nad ogniem – możesz zrobić to samo – polecił jej – podekscytowana pośpiesznie powtórzyła po nim. Siedzieli chwilę w milczeniu. Frajn przyglądając się jej a ona rybom rumieniącym się nad ogniem.

Kiedy uznał, że są już gotowe zdjął rybę z ognia i zaczął jeść. Pośpiesznie powtórzyła za nim, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć zjadła już połowę. Jej usta wypełniło błogie uniesienie to było najpyszniejsze co kiedykolwiek zjadła w dodatku miłe ciepło przyjemnie rozpływało jej się przez usta. - poczekaj chwile – powiedział jej, próbując powstrzymać ją od pożarcia całej ryby. Robiąc to zauważył, że wraz z rybą zjadła również kij, na który była nabita. Kiedy, w końcu mu się to udało zaczął szperać w swoim plecaku i po chwili wyciągnął dwa pojemniczki z czymś czarnym i białym. Otworzył, posypał pozostałości proszkiem i gestem wskazał jej, żeby spróbowała. Powąchała najpierw niepewnie. Zakręciło jej w nosie i kichnęła potężnie. Zniechęcona tym bardzo spojrzała na Frajna, ale patrzył na nią uśmiechając więc postanowiła spróbować. Nagle ryba stała się jeszcze pyszniejsza. Poczuła jakby mały płomyk rozpalał się jej w ustach z każdym gryzem piekąc przyjemnie. Zanim się zorientowała ryba zniknęła. -FRAJN SMACZNE CO TO? - Patrzyła na niego, a ślina skapywała jej z ust. -to czarne to pieprz, trochę piecze co nie? To białe to sól – odpowiedział jej uśmiechając się. Zauważył jak pożera jego rybę wzrokiem i usłyszał burczenie. Podał jej swoją rybe – Masz nie jestem głodny. - Rzuciła się na nią jak dziecko rzuca się na cukierek. Kiedy wgryzała się w mięso Frajn zauważył, że lecą jej łzy -MM ŁUPS LUBIĆ RYBA I FRAJN. - Mówiąc to z jej ogromnych oczu i nosa leciał potok łez i glutów. Frajn ewidentnie skonsternowany nie wiedząc co zrobić zaczął znów grzebać w swoim plecaku. Po chwili wrócił do niej z czymś co przypominało jej narzutę z lisich skórek ale już na pierwszy rzut oka było lepiej wykonane. - Masz wytrzyj się. - Dziewczyna złapała narzutę. W dotyku była bardzo smukła, przyjemna i miękka. Wpakowała w nią swoją twarz i energicznie zaczęła trząść. Kiedy skończyła jej twarz faktycznie była sucha a włosy skołtunione. -Czujesz się lepiej? - zapytał zabierając ręcznik. Znowu splótł palce w dziwny sposób mamrocząc coś pod nosem. Błysnęło i już suchy wsadził z powrotem do plecaka. -ŁUPS JUŻ NIE BOLI

-To dobrze. - Uśmiechnął się – W takim razie na razie. - Założył plecak i chciał już zacząć iść, ale poczuł na nodze uścisk. -FRAJN NIE ZOSTAWIA ŁUPS ŁUPS Z FRAJN - tego chłopak się nie spodziewał ale patrząc na jej twarz, czuł, że tak łatwo jej nie przekona. -czemu? - zapytał próbując strząsnąć ją z nogawki, ale ani drgnęła. Czuł, że nie jest ciężka ale jej uścisk był wręcz tytaniczny. Przypomniało mu to jak pewnego razu złapał go Grozob i wyrzucił za zrobienie burdy w lokal. Na szczęście ten uścisk nie był bolesny i miał nadzieje, że nie wiązał się w krótkiej przyszłości z bardzo nieprzyjaznym konfliktem. - Czemu?

-CO CZEMU?

- Czemu chcesz ze mną iść? Nie znasz mnie i nawet nie wiesz gdzie idę – W gruncie rzeczy Frajn szedł właśnie pozbyć się zagnieżdżonego w okolicy siedliska zdziczałych goblinów dlatego też wolał, żeby nie szła z nim

-FRAJN MIŁY ŁUPS CHCE IŚĆ Z FRAJN – wiadomość ta całkowicie wybiła chłopaka z tropu. Była dla niego po prostu całkowicie pozbawiona sensu. Dla Łups natomiast była ona tak oczywista jak to, że w dzień świeci jakaś kulka i nie można na nią patrzeć bo bolą oczy. - Ale. No. No po prostu – widząc jak wbija w niego swoje ogromne ślepia czuje jak mięknie. -Ehh nie będziesz przeszkadzać?

-CO TO PRZESZKADZAĆ?

-...nieważne. Zgoda możesz iść. - powiedział w końcu wzdychając ciężko i nagle poczuł jak żelazny uścisk z jego nogi puszcza, żeby po chwili poczuć go na twarzy. Dziewczyna rzuciła się na niego przytulając się do jego głowy. -ŁUPS NIE PRZESZKADZAĆ FRAJN I ŁUPS RAZEM – próbował ją odczepić ale była zaskakująco silna. Pomimo swojej wątłej postury Frajn nie powinien mieć problemu z goblinem. W końcu sama puściła i chłopak mógł złapać oddech. -huff proszę nie rób tak więcej huff – spojrzała na niego nie wiedząc o co chodzi – ŁUPS NIE CHCIEĆ

-w porządku wiem, kiedy robimy coś czego ktoś nie chcę mówimy „przepraszam”.

-PRZEPRASZAM? - powiedziała pytająco pochylając głowę.

-to znaczy, że nie chciała. Później lepiej Ci to wytłumaczę bo pomimo zaklęcia dalej dość słabo u ciebie z językiem. - Spojrzał na niebo i mamrocząc coś pod nosem powiedział w końcu – nie dobrze już po czternastej liczyłem, że więcej uda mi się przejść. - spojrzał na Łups i znowu westchął – no nic zlecenie nie zając nie ucieknie.

-ŁUPS BAWIĆ SIĘ Z ZAJĄCE – Spojrzał na nią podnosząc lekko jedną brew. - Opowiesz mi w drodze dobrze? - potrząsnęła potwierdzająco głowo i poszli w górę potoku. W trakcie wędrówki Frajn wypytywał ją o to czy nie widziała w okolicy innych goblinów, ale Łups nie widziała innych od lat. W dalszym ciągu udało jej się pokazać jak bawi się z zającami. Zabawa ta polegała na gonieniu ich co wprawiło chłopaka w niemałe zdziwienie, że jest ona w stanie za nimi nadążyć ale od momentu, w którym złapała go za nogę czuł, że nie jest normalna. Łups zasypywała go całą masą pytań. Dowiedziała się, że to w czym nosi rzeczy nazywa się plecak, że sól to z tego co zrozumiała malutkie kamyczki, które można jeść*, że pieprz to roślina. Powiedział jej, że jest magiem i uczy się, żeby lepiej ją pojmować. Niezbyt wprawdzie rozumiała co to ale wytłumaczył jej, że magia płynie w każdym stworzeniu i w zasadzie każdy może nauczyć się nią posługiwać na wiele sposobów: gestami, językiem, pismem, czy tak jak Frajn kierując płynącą w nim magią. Wytłumaczył też, że to dzięki niej mogą ze sobą rozmawiać, ale nie jest to trwałe i jeśli chce zostać na dłużej będzie musiała sama nauczyć się języka. Przy okazji zebrali po drodze rośliny, które uznał za przydatne jak na przykład ulubiony kwiatek Łups o czarnych kwiatach w kształcie kłów dzika i żółtych kropkach ma bardzo długą i dziwną nazwę**, ale kazał jej go ścisnąć i skapnęły z nich krople o słodkim zapachu, próbowała je zlizać ale w przeciwieństwie do zapachu smakowały paskudnie jak tego jednego razu, kiedy zjadła węża z zębami, z których coś skapywało. Zafascynowana nowymi rzeczami nawet nie zauważyła, kiedy zaczęło robić się ciemno. Frajn zebrał trochę drewna i znowu kilkoma ruchami i dziwnym mamrotaniem rozpalił ogień, po czym wyciągnął z plecaka jakieś zawiniątko i podał jej. Wgryzła się od razu i pożarła z takim samym zapałem jak popołudniową rybę.

-FRAAAAJN OPOWIEDZ ŁUPS JESZCZE. -poprosiła go grzejąc się przy ognisku. Było to dla niej coś nowego. Frajn wytłumaczył jej że inni mówią wtedy, że jest im miło. Łups było bardzo miło. W przeciwieństwie do zimnej smutnej samotnej jaskini. Było jej ciepło, miło i nie była sama -ŁUPS MIŁO

-chciałaś powiedzieć, że jesteś szczęśliwa – chłopak uśmiechnął się lekko rysując wokół nich jakiś okrąg.

-SZCZĘŚLIWA?

-to takie uczucie, kiedy jest ci miło. Cieszysz się z czegoś. Dobrze słyszeć, a teraz spać. Narysowałem magiczny krąg nic nie powinno przez niego przejść dopóki nie wstaniemy więc możesz spać spokojnie.

-SZCZĘŚLIWA – Łups jakby dalej chłonęła znaczenie tego słowa -HEHEHE- Frajn położył się w dziwnym plecaku, który nazwał śpiworem, a zaraz po tym łups na nim przykrywając się swoją narzutą z lisich skórek -Łups – zagaił – TAK?

-możesz ze mnie zejść? Jesteś ciężka. - dziewczyna spojrzała na niego przez chwilę po czym odpowiedziała uśmiechając się odsłaniając swoje iście rekinie zęby. -SZCZĘŚLIWA – i zwinęła się w kłębek. Widok ten przypomniał Frajnowi o jego kocie Wąsie, który pewnie teraz wylegiwał się w domu mistrza przy kominku. Nic już nie odpowiedział tylko spróbował zasnąć.

Obudził go rano zapach. Przyjemny zapach pieczonego mięsa. Zdziwiony otworzył oczy i zobaczył najpierw ogromnego dzika nadzianego na równie sporą gałąź, a obok niego Łups. - FRAJN ŁUPS ZŁAPAĆ DZIKA, DLA FRAJN – Cieszyła się przy tym jak dziecko, co kontrastowało z krwią którą była cała upaćkana. -yyy co? Że sama złapałaś takiego wielkiego dzika?- był ogromny, Frajn słyszał, że zwierzęta w tych lasach są większe ale ten tutaj był przynajmniej dwa razy większy od dzików do jakich przywykł chłopak. Wstał i przyglądał mu się dłuższą chwile. Dzik był porządnie wypatroszony. Musiała pozbyć się organów zostawiając mięso, kiedy spał.

-Łups skąd wiedziałaś jak wypatro… Jak wyrzucić to? - wskazał na leżącą niedaleko kupkę wypatroszonych organów.

-NIESMACZNE ŁUPS ZOSTAWIĆ CO SMACZNE -w zasadzie miało to sens patrząc na to, że żyje w tych lasach i to co wczoraj robiła. Jej chwyt i to jak uganiała się za zającami, ale dalej to, że zrobiła to bez żadnej broni pozostawiało chłopaka w cichym zdumieniu. - Dziękuję Łups zjedzmy i chodźmy dalej. - Pomimo użycia soli i pieprzu mięso było naprawdę twarde i posiadało charaktertystyczny dla dziczyzny fetor. Nie przeszkadzało to Łups w pałaszowaniu go, wyrywając zębami kawały mięsa od kości. Frajn pomyślał, że gdyby mogła zjadłaby nawet kamienie*. W międzyczasie, kiedy jedli wyciągnął z kieszeni dziwną kostkę i ją potarł. Pokazała się z niej niebieska strzałka. Wytłumaczył jej, że wskazuje gdzie znajduje się dom Frajna, ale jeśli odejdzie za daleko przestaje działać. Po skończonym śniadaniu ruszyli w dalszą drogę. Frajn najpierw musiał wytłumaczyć Łups, że nie mogą wziąć ze sobą reszty dzika bo jest go za dużo i nie mają jak go zabrać, zrobiło jej się smutno, ale po chwili znowu poweselała, kiedy Frajn pochwalił ją, że dała radę upolować tak wielkiego dzika. W południe Frajn znalazł to czego szukał. Ślady stóp takie same jakie zostawia za sobą Łups. Zaczęli nimi podążać i po kilku godzinach znaleźli się przed wejściem do dość obszernej jaskini. - Łups nie mówiłem, Ci tego wcześniej, ale wziąłem zlecenie na gobliny. Nie są to takie przyjazne i miłe gobliny jak Ty dlatego zostań tutaj

-NIE. ŁUPS NIE ZOSTAWI FRAJN

-może Ci się stać krzywda

-NIE E ŁUPS IDZIE Z FRAJN – popatrzył jej w oczy i czuł, że kłótnia nie ma sensu

-Trzymaj się w takim razie za mną dobrze? - potrząsnęła przytakująco głową.

Weszli do jaskini. Frajn wyciągnął zapięty za plecakiem kostur dotknął jego czubka i mamrocząc coś rzucił zaklęcie, które sprawiło, że zaczął tlić się lekkim światłem.

-Widzisz – zapytał

-ŁUPS WIDZI W JASKINIA – chłopak nawet nie zdziwił się kolejnym wynaturzeniem dziewczyny. Zbyt skupiony był na wsłuchiwaniu się w otoczenie. Gobliny to przebiegłe istoty. Mimo swoich małych kształtów i niskiej inteligencji potrafią stosować paskudne i podstępne sztuczki. Frajn usłyszał w życiu dość dużo historii o młodych poszukiwaczach przygód, którzy padli brutalną ofiarą goblińskich zasadzek. To Czego jednak te zielone bestie nie wiedzą jest fakt, że Frajn ma wyostrzone zmysły i praktycznie nie da się go zaskoczyć. Szli powoli eksplorując jaskinie. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny, moczu, fekaliów oraz krwii. Frajn z trudem powstrzymywał odruch wymiotny, dla Łups mimo że zapachy te nie były dla niej przyjemne dużo lepiej znosiła to od chłopaka. Idąc dalej znaleźli się w szerokiej jamie. Widać było tu ślady obecności goblinów. Walające się poobgryzane kości i krew zwierzęca rozsmarowana po ścianach. Przykląkł żeby dokładniej zbadać pozostałości i wtedy to usłyszał. Delikatny ledwo słyszalny szmer dochodzący z dalszej części korytarza. Łups poczuła jak odpycha ją i zaraz przeleciała koło nich strzałą. Z mroków korytarza wyszła banda pięciu goblinów. Czterech z nich trzymało w swoich powykręcanych łapskach prymitywne pałki, a jeden prymitywny łuk. Wyglądali paskudnie. Łyse głowy ze szczątkowymi rzadkimi włosami, rozbiegane świńskie oczka nie skalane myślą przyglądające się im szczerząc swoje krzywe popsute zęby, pomimo wątłych ciał widać było u nich nadęte brzuchy. Jeden rzucił się w ich stronę, ale Frajn był szybszy. Splótł razem ręce przeplatając palce i wykrzyczał STERN GEVAR. W jego dłoniach widać było kumulujące się wiązki brązowej energii, która wystrzeliła z nich w formie pędzącego kamienia, który roztrzaskał głowę goblina. Pozostałe zamarły na chwilę na widok rozbryzganego na ścianie mózgu ich brata po czym po chwili rzucili się do ataku. Łups pamiętając słowa Frajna zaczęła biec w jego stronę. Poślizgnęła się o kawałek mózgu i upadła. Chłopak zobaczył to. Zobaczył również jak jeden z goblinów dobiega do niej i zamachuje się na nią swoją pałką. Zanim zdążył pomyśleć jego ciało poruszyło się samoistnie. Rzucił się w jej stronę i zakrywając ją. Zaczął wypowiadać już formułę - SKI… - nie zdążył. Poczuł uderzenie, które przerwało jego inkantacje. Przeszywający ból odebrał mu czucie w kończynach, a świat zaczął ciemnieć. Tracąc przytomność pomyślał jak to dziwnie nielogiczne, że zaryzykował życie dla goblinki, którą zna dwa dni.

Widząc upadające bezwładnie ciało Frajna Łups poczuła, coś. Ból. Gorszy niż podczas głodu, niż w upadków z wysokości, gorszy nawet niż ten który czuła walcząc z dzikimi dzikami, a nawet kiedy prawie umarła walcząc z ogromnym wilkiem którego futro nosiła. Poczuła, że coś w niej pękło. Widząc jak jedyna istota, która poświęciła jej swój czas, uwagę, w tak krótkim czasie pokazał jej, że może jeszcze tyle dowiedzieć się o świecie, czuła się szczęśliwa. Teraz zaczęło ją wypełniać nowe uczucie, uczucie, którego nie zna i nigdy się nie dowie bo FRAJN się nie rusza. Paliło gorzej niż ogień, a przy tym wprawiało jej ciało w odrętwienie gorsze niż najbardziej przenikliwy mróz. Jednocześnie czując jak jakaś niepohamowana fala próbuje wykręcić jej drobne ciało w niepohamowanych konwulsjach na wszystkie strony. Myśli przelatywały przez jej umysł z prędkością błyskawicy „FRAJN, KREW FRAJN, GOBLINY,FRAJNKREWNIEŻYĆKREWNIEŻYĆFRAJNGOBLINYKREWFRAJNNIEZYCGOBLINYKREWZABICZABICZABICŁUPSSAMAZABIĆŁUPS”. Zatracona w bezmyślnym szale rzuciła się na goblina, który stojąc nad Frajnem zamierzał się do roztrzaskania jego głowy. Zanim zdążył to zrobić, złapała jego gardło i w ułamku sekundy wyrwała jego krtań. Fontanna krwi wystrzeliła z rany. Zanim zdążył w ogóle zareagować padł martwy, a obłęd w oczach Łups tylko wzrósł. Widząca to reszta zamarła w przerażeniu. Jeden tylko z łukiem przełamał strach i oddał strzał w jej stronę trafiając ją w bark. Zanim jednak zdążył nałożyć kolejną strzałę. Skoczyła w jego stronę mijając pozostałych i bezlitośnie wgryzła się w jego gardło swoimi ostrymi jak brzytwa zębami. Miażdżąc je w sekundę, złapała go za tors i wyrwała głowę wraz z kręgosłupem od reszty ciała. Widząca to pozostała dwójka rzuciła się do panicznej ucieczki. Nie zdążyli uciec daleko nim pochwyciła jednego z nich i roztrzaskała jego głowę o kamienną ścian. Ostatni goblin jednak nie zwrócił nawet na to uwagi. Napędzany pierwotnym zwierzęcym strachem chciał uciec jak najdalej od bestii, która zabiła jego braci. To co widział to nie była goblinka, a dzika bestia, demon. W momencie, w którym to pomyślał poczuł na swojej głowie żelazny uścisk i ciężkie dyszenie. Zamiast jednak błyskawicznej śmierci jak reszta jego pobratymców, poczuł na swojej nodze uścisk łamiący jego kości, a następnie potężny impakt uderzenia o ziemie. Powietrze błyskawicznie opuściło jego płuca i poczuł jak zaczyna się dusić, czuł jak każde następne uderzenie staje się coraz silniejsze, ale zanim zdążył stracić przytomność zauważył, że leży nieruchomo na ziemi. Półprzytomnie spojrzał na demona, który wymordował jego braci, cała zachlapana we krwii dyszała ciężko. Kopnęła go w żebra, ale on jakby tego nie poczuł. Złapała go za ręce naciskając stopą na jego plecy. Przed śmiercią usłyszał jedynie dziki ryk i dźwięk jaki wydają odrywane kończyny. Mordując ich nie doznała ulgi. Czuła, że jest tu jeszcze ktoś. Wiedziona czystą żądzą mordu pobiegła dalej w głąb jaskini, aż w końcu znalazła się na jej końcu. Na prymitywny tronie z ludzkich kości siedział hobgoblin*, a obok niego leżał wilk. Widząc ją próbował coś powiedzieć, ale zanim na dobre otworzył usta rzuciła się na niego. Zrzucając go z jego kościanego tronu taranując go prosto w kamienną ścianę. Uderzając go raz po raz swoimi małymi pięściami, masakrowała jego twarz. Przez jaskinie wyraźnie rozchodził się dźwięk łamanych kości. Hobgoblin próbował się wyrwać, nawet sięgnął do ukrytego w bucie noża i dźgnął ją, ale ona nawet nie zareagowała. Uderzała go tak długo, aż ogień życia całkowicie nie opuścił jego ciała, a łzy skapywały z jej twarzy na jeszcze ciepłe zwłoki herszta goblinów. Odwróciła się w stronę wilka. Zwierze w przerażeniu patrzyło na nią. Wiedząc, że nawet jeśli spróbuje uciec. Zostanie zamordowane jak jego były pan. Zaczęła iść w jego stronę. Unieruchomiony przez strach mógł tylko skomleć, ale ona minęła go tylko. Wróciła do Frajna. Szał do reszty opuścił jej ciało. Pozostało uczucie pustki. Zimno, Zaczęła płakać nad ciałem Frajna,a jej ryk rozlegał się po całej jaskini. Chciała go złapać ostatni raz zanim znowu zostanie sama. I wtedy to poczuła. Lekki oddech unoszący jego klatkę piersiową.

-FRAJN – wykrzyczała -FRAJN ŻYYYYĆ – rozpłakała się znowu, ale tym razem szczęśliwa. Wzięła jego nieprzytomne ciało i wyciągnęła z jaskini. Przypomniała sobie o magicznym kamieniu i wyciągnęła go z plecaka chłopaka, po chwili udało jej się wydobyć magiczną strzałkę wskazującą dom Frajna. Złapała go mocno i teraz nie musząc iść jego wolnym tempem zaczęła biec kierowana magiczną strzałką.

Ϫ

-Czyli mówisz, że doszliśmy do jaskini. Dostałem w łeb i następne co pamiętasz to pustą jaskinie.

-TAK

-Ta historia nie ma sensu, ale jednak – chłopak dotknął się po głowie. -wszystko do tego momentu zaczynam sobie przypominać

-ŁUPS NIE KŁAMAĆ – naburmuszyła się dziewczyna – Kladi nic nie mówił. Siedział i przyglądał się dziewczynie. -Fjarnskaggle chłopcze. - powiedział myślę, że trafiła Ci się naprawdę wierna przyjaciółka. Zaopiekuj się nią dobrze i Ty – zwrócił się do dziewczyny głaszcząc ją po głowie – też się nim zaopiekuj. - to powiedziawszy wstał od stolika – pozwolicie, że wrócę do pracy, ale w razie czego wiecie gdzie mnie szukać – uśmiechając się wrócił za szynk. Do swojego biura.

-I CO?

-co co? - zapytał Fjarnskaggle skonsternowany

-NOOO. FRAJN NIE ZOSTAWIĆ ŁUPS? -chłopak uśmiechął się.

-jeśli Łups chce to Łups może ze mną tu zamieszkać – nie odpowiedziała mu. Zamiast tego znów przyczepiła się do jego głowy

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania