Galicja w krainie szuwarów

Galicja obudziła się w łóżku. Sporo ludzi na świecie tak właśnie zaczyna poranek. Tym razem jednak każdy przyglądający się tej scenie od razu zauważyłby, że coś jest nie tak - łóżko bowiem zrobione było ze skorupek ślimaków i znajdowało się pośrodku lasu. Dookoła niedźwiedzie ubrane w stroje baletnic tańczyły flamenco.

- Przepraszam. Czy moglibyście…? – chciała zapytać Galicja, ale niedźwiedzie były tak pochłonięte tańcem, że nie zwracały najmniejszej uwagi na dziewczynkę. Pomyślała, że to i tak zwierzęta, więc nie dowie się od nich niczego ciekawego, gdyż nie potrafią mówić po ludzku, tylko kontaktują się ze sobą za pomocą chrząknięć, prychnięć i okazjonalnego porykiwania. Pomyślała, że mają z jej ojcem wiele wspólnego.

Galicja minęła niedźwiedzie, które w ogóle jej nie zauważyły. To naprawdę niemiłe zachowanie, udawać, że się kogoś nie widzi. Nie lubiła, gdy koleżanki z jej klasy odwracały wzrok, gdy coś do nich mówiła. Z drugiej strony rodzice powtarzali, że taki niedźwiedź może być niebezpieczny, gdy się zdenerwuje. Te na szczęście wyglądały na zupełnie zrelaksowane.

Dziewczynka dotarła na polanę. Stał tam stół, a dookoła siedziały różne zwierzęta, objadając się zgromadzonymi tam potrawami. Galicji na widok tych wszystkich delicji zaburczało w brzuchu, choć przed snem objadła się aż do przesady kremem czekoladowym.

- Przepraszam – powiedziała, mając nadzieję, że tym razem ktoś ją usłyszy. Niestety zwierzęta były tak zajęte jedzeniem i rozmową, że w ogóle nie zwróciły uwagi na Galicję. Słyszała jak mówią w jej języku, choć przecież nie powinna ich rozumieć. Pomyślała, że to muszą być ludzie, z niewiadomego powodu przebrani w stroje zwierząt.

- Przepraszam! – krzyknęła. Wszyscy zebrani przy stole spojrzeli na nią z grymasem zdenerwowania na pyskach.

- Nie może być. Ona mówi! – zdziwił się królik. – I do tego przerywa nam taką miłą pogawędkę.

- Niewychowane dziecko – dodał opos.

- Cóż za impertynencja – wtrąciła się wiewiórka. - Dzieci i ryby głosu nie mają.

- Wypraszam sobie - oburzył się karp, który akurat przelatywał w pobliżu.

- A pan co tam robi? Nie dosiądzie się pan?

- Przepraszam, jestem na diecie.

- Grubas z pana. I gbur.

- Wypraszam sobie.

Karp odleciał, nie mając najwyraźniej ochoty na dalszą pogawędkę.

- Prostak z niego – rzekła wiewiórka. – Myśli, że jest lepszy od nas.

O Galicji znów wszyscy zapomnieli. Tupnęła nogą obrażona. Rozmowa jednak już zeszła na stronę plotek na temat żony karpia i jej romansu z pasikonikiem. Może to i lepiej, że przestali się nią interesować, gdyż było to wyjątkowo niemiłe towarzystwo.

W pewnym momencie królik wysunął język, przypominający gąsienicę, który owinął się wokół wiewiórki i wciągnął ją do pyska. Obecni przy stole zdawali się tego nie zauważać. Tylko Galicja była tym faktem mocno zniesmaczona. Postanowiła zwrócić uwagę królikowi.

- Co się stało z wiewiórką? – zapytała.

- Pewnie znudziło się jej nasze towarzystwo i sobie poszła.

- Nie kłam! Widziałam jak ją pożarłeś!

- Ja? Króliki nie jedzą wiewiórek.

- Ale ty to zrobiłeś.

- Niesłychane, ta dziewucha mnie obraża. Mnie, starego wygę. Przyszła nie wiadomo skąd i teraz się rządzi.

- Cóż za impertynencja – Galicję doleciał głos wiewiórki, dochodzący z króliczego brzucha.

- Słyszałam wiewiórkę – powiedziała z przekonaniem Galicja.

- Nic dziwnego. Pewnie skacze teraz po drzewach. Nie będziemy z tobą rozmawiać, drogie dziecko, gdyż jesteś zbyt mała by zrozumieć sprawy dorosłych.

- Wiem, co widziałam.

- Czasami lepiej uwierzyć w słowa, niż fakty. W twoim przypadku tak właśnie jest.

- Zostaw królika w spokoju. Ręczymy za niego – rzekły oburzone zwierzęta. Galicja wolała odejść, niż dać się im pożreć.

W końcu natrafiła na kota o bardzo szerokim uśmiechu, który stał w pobliżu króliczej nory.

- Dlaczego masz takie duże usta? – zapytała.

- Bo cały czas śmieję się z tamtych zwierząt, które uważają się za przyjaciół, a tak naprawdę się nawzajem nienawidzą.

- Powinieneś powiedzieć im, co myślisz.

- To nic nie da. Wolę się przypatrywać i zaśmiewać do rozpuku na widok ich hipokryzji.

- W takim razie jesteś nie lepszy od nich.

- Co ty tam wiesz, dziewczyno.

- Nie lubię, gdy ktoś zachowuje się niemiło.

- Taka z ciebie zabawna istota, że chce mi się śmiać. Jaki masz duży nos i oczy.

- Wcale nie, rodzice mi zawsze powtarzali, że mam mały nosek i ładne oczy.

- Widocznie kłamali.

- A może to ty kłamiesz.

- Prawda zależy od obserwatora. No dobrze, nie chcę byś się złościła, bo wtedy robisz takie brzydkie miny.

Galicja wystawiła mu język, ale zaraz się opamiętała. Był jedynym zwierzęciem w okolicy, który z nią rozmawiał.

- Dlaczego stoisz przy króliczej norze?

- Czekam, aż ktoś z niej wyjdzie.

- Kto taki?

- Czasem wychodzą z niej różni dziwni ludzie. Nazywają siebie pisarzami i szukają inspiracji dla swoich nowych książek.

- I co potem się dzieje?

- Oprowadzam ich po tym świecie, a oni zapisują o wszystkich ujrzanych dziwach w notesach. Potem się rozstajemy i czekam, aż wrócą.

- Kiedy znów się pojawią?

- Nie mam pojęcia. Pewnie wpadli teraz w literacki trans i dopóki nie skończą książki, nie pojawią się tutaj.

- Musisz się bardzo nudzić.

- Przez większą część dnia obserwuję zwierzęta i się z ich śmieję, w nocy śpię. Nie zostaje mi dużo czasu na nudę.

- A dokąd prowadzi ta dziura?

- Do prawdziwego świata, ale nie polecam ci tam wchodzić. Jest tam znacznie gorzej niż tutaj, nie tak kolorowo i zabawnie.

- Byłeś tam już?

- Nigdy, ale pisarze mi o tym opowiadali. Dlatego właśnie, kiedy tylko mogą to wracają tutaj.

- Czemu w takim razie nie zostaną tu na zawsze?

- Nie wiem. Może uważają, że powrót do normalności od czasu do czasu jest jednak niezbędny.

- Chciałabym tam zajrzeć… tylko na chwilę.

- Nie możesz, bo już tutaj nie wrócisz.

- Dlaczego? Pisarze jakoś dają radę.

- Oni znają sposoby, ty nie.

- Ty też mnie nie doceniasz. Dla ciebie jestem tylko małą dziewczynką, która nie potrafi o siebie zadbać. Zaraz ci pokażę, że się mylisz.

Galicja wskoczyła do króliczej nory. Nie lubiła, gdy ktoś mówił jej, co jest dobre, a co złe. Chciała sama decydować o swoim życiu.

Długo spadała i spadała, czując jak coraz bardziej się kurczy, aż w końcu zobaczyła światełko w tunelu.

Kiedy wydostała się na zewnątrz, nie była już małą dziewczynką, a niemowlęciem, które dopiero się urodziło. Bardzo szybko zapomniała o świecie, w którym jeszcze chwilę wcześniej przebywała. Ostatnim, o czym pomyślała nim jej umysł wypełniła czysta karta, były słowa, że jednak kot nie kłamał i już nigdy nie wróci do pozostawionego za sobą świata.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Opowiadanie proste, a dialog z królikiem nieco przydługi, ale plus za ciekawe nawiązanie literackie. Pozdrawiam 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania