Gangsterzy

Takich rozrabiaków jak tych dwóch braci bliźniaków nasza dzielnica jeszcze nie miała w całej swojej historii, chociaż korzenie osadnictwa na tym terenie sięgają trzynastego wieku. Z chwilą wybudowania grodu na naszym terenie, była prowadzona kronika, początkowo przez braci zakonnych, a od szesnastego wieku już przez świeckich kronikarzy. Przez ten czas powstawały zapisy życia ludzi i udokumentowane tragedie, niezwykłe przypadki, jakie ich spotykały.

Początkowo braciszkowie wywracali kubły na śmieci, krzywdzili zwierzęta, bili młodszych i słabszych od siebie, a mamusia i tatuś nie reagowali na skargi pokrzywdzonych przez ich pociechy. Sąsiedzi próbowali na własną rękę wychować łobuziaków, tylko ich rodzice z poparciem prawa skutecznie im to uniemożliwiali. Powoli mieszkańców dzielnicy opanował strach, ktokolwiek ośmielił się zwrócić uwagę tym dzieciakom miał zaraz przebite opony, lub wybite szyby w oknach. W miarę upływu czasu było jeszcze gorzej, zaczęły się kradzieże, rozboje, wymuszenia i napady rabunkowe. Prośby o interwencje kierowane do organów sprawiedliwości na sprawców nie przynosiły żadnych pozytywnych reakcji, wręcz odwrotnie. Ktoś życzliwy tej rodzinie stale informował ich, kto składał skargę na bliźniaków. Wtedy donosiciela spotykała bardziej surowa kara niż ta, która była przyczyną powiadomienia policji i prokuratury. Pracowitość młodzieńców przynosiła wymierne skutki, co raz więcej lokali handlowych i usługowych było zamykanych, lub przenoszonych do innych części miasta. Dochody braciszków i ich rodziców stale się kurczyły i wcześniej czy później musiały być uzupełnione, choćby jakimś skokiem na bank. Jednak nasza dzielnica takich instytucji w swoich granicach administracyjnych nie miała, wszystkie zostały umiejscowione w najbardziej reprezentacyjnej części miasta.

Rozwój ich kariery bandyckiej obserwowałem z okna swojego mieszkania na trzecim piętrze, jako samozwańczy kronikarz dzielnicy kultywujący bogatą tradycję wszystkich poprzedników. Skrupulatnie wszystko zapisywałem, lecz swoją działalnością się nie chwaliłem wiedząc, że przyniosłoby to tylko niekorzystne dla mnie konsekwencje.

Braciszkowie, jako stali klienci miejscowego punktu sprzedaży amerykańskiej sieci McDonald’s w końcu zauważyli duże dzienne utargi w tym lokalu, wybudowanym tuż przy moim bloku. Będąc na stanowisku obserwacyjnym umieszczonym w kuchennym oknie, dostrzegłem bliźniaków rozmawiających z jakimś mężczyzną. Zacząłem przysłuchiwać się prowadzonej rozmowie.

- Tam jest dużo kasy i z twoją pomocą moglibyśmy ją zwinąć – powiedział ten wyższy z braci.

- Chcesz obrobić McDonald’a? – zapytał wyraźnie zaskoczony mężczyzna.

- Jasne, ponieważ nie ma tam ochrony, to bułka z masłem, myk i już nas nie ma. Przebranie zapewni nam nie rozpoznanie, przy analizie zarejestrowanego przez kamery materiału - tym razem powiedział to ten niższy z bliźniaków.

Nieznajomy mężczyzna roześmiał się wyraźnie ubawiony słowami niższego i jak uspokoił śmiech powiedział.

- Takich idiotów jak wy dwaj to w życiu nie spotkałem.

Więcej nic już nie dodał, tylko odszedł nie oglądając się za siebie i widziałem, że dalej jest ubawiony przeprowadzoną rozmową. Łobuzy jednak nie zaniechali napadu na restaurację i wieczorem następnego dnia przystąpili do realizacji swojego planu. Tuż po osiemnastej zauważyłem, jak przebierali się na pobliskich ogródkach działkowych i przeczuwałem już, co za chwilę się wydarzy. Z pokoju przyniosłem aparat z teleobiektywem i usadowiłem się wygodnie w miejscu niewidocznym z zewnątrz. Motorami wcześniej skradzionymi wyjechali z ogródków działkowych prosto pod wejście do McDonald’a, sprawnie zeskoczyli z motocykli i z bronią gotową do strzału wskoczyli do środka. Nagle usłyszałem strzelaninę nie z dwóch pistoletów tylko z kilkunastu w tym i z broni maszynowej.

Wcześniej przez myśl mi nigdy nie przeszło, że pracownicy tego lokalu mogą być uzbrojeni i przez to nie jest potrzebna ochrona. Nawet przypomniałem sobie, że nigdy wcześniej nie słyszałem żeby ktoś ośmielił się napaść na restaurację McDonald’a, na banki, sklepy, konwoje i owszem, lecz na lokale tej sieci nigdy. Kiedy tak rozmyślałem, zauważyłem bliźniaków, stale strzelających i wycofujących się z wnętrza. Mocno już krwawili jak dowlekli się do motorów, jednak nie mieli szansy skorzystania z nich, ponieważ pod lokal podjechały trzy radiowozy. Zanim się zatrzymały z ich wnętrza wypadli funkcjonariusze z bronią gotową do strzału i otworzyli w kierunku gangsterów zmasowany ogień. Tamci nie mieli żadnych szans, więc odrzucili broń i zaszokowani interwencją policji, poddali się. Wtedy z lokalu wyszło jeszcze osiem osób uzbrojonych i po krótkiej rozmowie z funkcjonariuszami wrócili do wnętrza lokalu jakby nigdy nic.

Bliźniaki w końcu ponieśli karę nie dość, że błyskawicznie to jeszcze wyjątkowo surową. Sposób, szybkość postępowania policji i całego wymiaru sprawiedliwości, odebrał mi sen z powiek. Długo nie mogłem znaleźć sobie miejsca, tak mnie ta sprawa intrygowała. Rozwiązanie przyniosło mi samo życie, a ściślej spotkanie na ulicy. Kiedy wracałem z moim pieskiem od weterynarza, spotkałem przypadkowo mężczyznę, z którym bliźniacy rozmawiali przed napadem. Czując, że to jedyna okazja porozmawiania z nim, zaczepiłem go i opowiedziałem, co widziałem i poprosiłem o sprecyzowanie jego słów, a on uśmiechając się odpowiedział.

- W McDonald’zie zawsze jest jakiś policjant w czasie służby, po służbie, przed służbą, podczas urlopu czy chorobowego. Doliczyć trzeba jeszcze inne służby mundurowe i pracowników wymiaru sprawiedliwości. Sieć ta sporo dopłaca do ich posiłków na całym świecie, lecz to im się opłaca. Nikt nigdy oprócz tych dwóch idiotów nie napadł na lokal sieci McDonald’a.

Zaraz po powrocie do domu zapisałem w kronice miasta, że nie wolno napadać na lokale McDonald’a, ponieważ żaden pies nie da odebrać sobie miski z żarciem, kto nie wierzy, niech spróbuje.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania