Gardziele

brnie się przez te tunelidła w coraz większą

bezdźwięczność. tracą się imiona, blakną listy zakupów,

na pierwszokomunijnych obrazkach w kielichach

wyrastają czapy pleśni. w liszajach jest I, H, nawet S.

 

całe ogromy odchodzą od nas bezpowrotnie, niczym

większość mirafiori, granad, golfów "jedynek".

 

jesteśmy przytulani przez niewidzialnego olbrzyma

o skórze z papieru ściernego. zdrapują się wady, zalety,

pogłębiają zmarszczki.

 

jednocześnie mamy uczucie, jakby zresetowało się Boga,

życie zmieniło się w fabułę filmu, który mogą oglądać

jedynie obdarci ze skóry (ech, siedzą przed bezdennym

ekranem różnolite mordy, tracą wzrok obserwując

nasze niezborne uczucia, mało udolne zmagania

z problemiwem wszelakim).

 

nastało w nas nowe, bez wątpienia: gorsze.

miłość, ale z popsutym silnikiem. nie sposób jej

wykrzyczeć, bo bardziej się schrzani,

korba wyjdzie bokiem.

 

więc pełzniemy nie mówiąc ani słowa,

żmudnie i po tłustym. bezecnik i Karmicielka

pogrążają się w ciemnych zakamarkach.

 

"faktycznie, była taka subkultura,

ale nie pamiętam, co nosili - agrafki w nosach,

tatuaże na ramoneskach,

czy latali z bejsbolami" - ktoś kiedyś powie o nas.

albo tylko uśmiechnie się na samo wspomnienie.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • aksolotl rok temu
    o, a tu przyjemnie, pesymistycznie. nie zgadzam się z treścią ale utwór się podoba. dobrze się czyta.
  • Dziękuję.
  • Grain rok temu
    Trzysta odsłon temu tego samego summa summarum wiersza, byłoby ciekawie.
  • Ej tam, nie piszę ciągle o tym samym...
  • Laura Alszer rok temu
    Bardzo fajne zakończenie :)
  • Dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania