Gdy świat staje się ciężki.
Maja obudziła się o szóstej rano, chociaż budzik miał zadzwonić dopiero za godzinę. Sen uciekł od niej jak przestraszony ptak, zostawiając ją z tym znajomym, ciężkim uczuciem
w żołądku. Przez okno swojego małego mieszkania na trzecim piętrze widziała szare niebo warszawskiego października, bezkształtne chmury, które zdawały się odbijać jej nastrój.
- Znowu ten dzień - pomyślała, patrząc na sufit. Każdy poranek był taki sam od kilku miesięcy. Puste spojrzenie w lustro, mechaniczne czynności higieniczne, próba ukrycia ciemnych kręgów pod oczami korektorem, który i tak nie działał zbyt dobrze.
W kuchni zaparzyła kawę, ale jej smak był jak wszystko inne w jej życiu, płaski, pozbawiony znaczenia. Telefon zaświecił się powiadomieniem od Tomka, jej współpracownika z biura:
''Cześć! Jak weekend? :)''
Maja patrzyła na wiadomość przez długą chwilę. Jak miała odpowiedzieć? Że spędziła sobotę i niedzielę, leżąc w łóżku i gapiąc się w sufit? Że jedynym powodem, dla którego w ogóle wstała, była konieczność nakarmienia kota? Że myślała o tym, jak bardzo chciałaby, żeby ten ból w jej piersi w końcu się skończył?
''Spokojnie. Dzięki za pytanie'' - odpisała w końcu.
W drodze do pracy tramwaj był przepełniony ludźmi spieszącymi się do swoich obowiązków. Maja stała przy oknie, obserwując mijające ulice i czuła się jak widz własnego życia, jakby patrzyła na film, którego akcja jej nie interesowała, ale nie mogła go wyłączyć.
Biuro marketingowe, gdzie pracowała od trzech lat, tętniło już życiem. Koledzy rozmawiali o weekendowych planach na następny tydzień, śmiali się z jakiś żartów, planowali wspólne wyjście na lunch. Maja słuchała tego wszystkiego jakby przez szkło, widziała ruchy ich ust, słyszała odgłosy, ale wszystko zdawało się być oddalone o tysiące kilometrów.
- Maja, masz minutę? - usłyszała głos swojej szefowej, Anny. Kobieta po czterdziestce, zawsze energiczna, zawsze z uśmiechem, zawsze z kolejnym projektem do zrealizowania.
- Oczywiście - odpowiedziała Maja, podążając za nią do małej sali konferencyjnej.
Anna usiadła naprzeciwko niej, a jej twarz stała się poważna.
-Słuchaj, martwię się o ciebie. Ostatnio... wyglądasz na bardzo zmęczoną. Twoja praca też... no, nie jest na takim poziomie jak wcześniej.
Maja czuła, jak coś ściska jej gardło. Wiedziała, że Anna ma rację. Jej ostatnie projekty były wykonane mechanicznie, bez iskry kreatywności, z której kiedyś była znana.
- Przepraszam, Anna. Po prostu mam trudny okres.
-Czy dzieje się coś w domu? Może potrzebujesz urlopu? Możemy coś załatwić... .
Anna mówiła dalej o opcjach, o wsparciu, o możliwościach, ale Maja słyszała tylko szum. Jak mogła wyjaśnić, że problem nie tkwił w zewnętrznych okolicznościach, ale gdzieś głęboko w niej samej? Że każdy dzień był jak wspinanie się pod górę z plecakiem pełnych kamieni, a góra zdawała się być coraz wyższa?
- Wszystko będzie dobrze - skłamała - Po prostu potrzebuję trochę czasu.
Wieczorem, w swoim mieszkaniu, Maja stała przed lustrem w łazience. Kobieta, która na nią patrzyła, miała jej twarz, ale wydawała się być obcą. Chude policzki, zapadnięte oczy, włosy, które straciły swój blask.
- Kto to jest? - spytała szeptem swojego odbicia.
Gdzie była ta Maja, która jeszcze rok temu planowała podróże, marzyła o własnej agencji reklamowej, umawiała się na randki i śmiała się tak głośno, że sąsiedzi pukali w ścianę? Gdzie była kobieta, która kiedyś czuła radość z małych rzeczy, pierwszej kawy rano, rozmowy z przyjaciółmi?
Telefon zadzwonił. Wyświetliło się imię mamy.
- Cześć mamo.
- Córeczko! Jak tam u ciebie? Dawno się nie odzywałaś.
Głos mamy był ciepły, pełen troski, i Maja poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.
- Dobrze, mamo. Wszystko w porządku.
- Na pewno? Brzmisz jakoś... inaczej.
- Jestem tylko zmęczona.
- Wiesz co? Może przyjedziesz do nas na weekend? Tata naprawił huśtawkę w ogrodzie, pamiętasz? Tę, na której huśtałaś się jako dziecko. I mam nowy przepis na sernik...
Mama mówiła o zwyczajnych, codziennych rzeczach, ale dla Mai brzmiały one jak opowieści z innego świata. Świata, w którym ludzie cieszyli się huśtawkami i sernikami,
w którym weekendy były czymś, na co czeka się z radością.
-Może następnym razem, mamo. Teraz mam dużo pracy.
Po rozłączeniu, Maja usiadła na podłodze łazienki i po raz pierwszy od miesięcy pozwoliła sobie płakać. Łzy płynęły cicho, bez łkania, jakby to była jedyna rzecz, którą jej ciało jeszcze potrafiło robić naturalnie
- Nie chcę już żyć - szepnęła w pustkę swojego mieszkania.
Słowa zawisły w powietrzu jak cieżkie chmury. Powiedziała je. W końcu powiedziała na głos to, co nosiła w sobie od miesięcy.
W środę wieczorem, gdy Maja leżała na kanapie, wpatrzona w mrugający ekran telewizora, ktoś zapukał do drzwi. Nie spodziewała się nikogo. Przez chwilę myślała o tym, żeby nie otwierać, ale pukanie powtórzyło się, tym razem bardziej natarczywie.
- Maja? To ja, Kasia. Otwórz, proszę.
Kasia. Jej najlepsza przyjaciółka ze studiów, z którą ostatnio rozmawiała... kiedy? Miesiąc temu? Dwa?
Maja otworzyła drzwi i zobaczyła Kasię stojącą w korytarzu z torbą pełną zakupów i wyrazem determinacji na twarzy.
- Nie dzwoniłaś, nie odpisywałaś na wiadomości. Tomek z twojej pracy zadzwonił do mnie, bo się martwi. Więc przyszłam.
- Tomek do ciebie dzwonił?
- Tak. Powiedział, że wyglądasz, jakby świat miał sie skończyć, i że może potrzebujesz przyjaciela - Kasia weszła do mieszkania bez zaproszenia - I miał rację. Maja, co się dzieje?
-Nic się nie dzieje.
- Nie - Kasia postawiła torbę na stole - Nie mów mi, że nic. Znam cię od dziesięciu lat. Widzę, co się z tobą dzieje.
Przez następną godzinę Kasia krzątała się po mieszkaniu, zrobiła herbatę, porządkowała, otworzyła okna, wpuszczając świeże powietrze. Maja siedziała na kanapie, obserwując jej ruchy jak kot obserwujący spadający liść.
- Kiedy ostatnio wychodziłaś domu poza pracą? - spytała, stawiając przed nią kubek gorącej herbaty.
- Nie pamiętam.
- A kiedy ostatnio się śmiałaś? Naprawdę śmiałaś?
Maja milczała.
- Kochanie - Kasia usiadła obok niej i wzięła ją za rękę - Czy myślałaś o tym, żeby... żeby się komuś zwierzyć?
Pytanie zawisło w powietrzu jak ostrzeżenie przed burzą. Maja poczuła, jak jej gardło się zaciska.
- Czasami - szepnęła w końcu - Czasami myślę, że byłoby łatwiej, gdybym... gdybym po prostu przestała istnieć.
Kasia nie odskoczyła, nie zaczęła krzyczeć, nie powiedziała jej, żeby przestała mówić takie rzeczy. Zamiast tego ścisnęła jej dłoń mocniej.
- Dzięki, że mi powiedziałaś.
- Nie wiem, co się ze mną dzieje - łzy zaczęły płynąć po policzkach Mai - Nie wiem, dlaczego wszystko jest takie... puste. Dlaczego nic mnie nie cieszy. Dlaczego każdy dzień jest jak wspinanie się na Mount Everest.
- Czy rozmawiałaś z kimś o tym? Z lekarzem?
- Po co? Co mi powie? Że mam się wziąść w garść? Że inni mają gorzej?
- Nie, Maja. Powie ci, że to, co czujesz, ma nazwę. I można to leczyć.
Kasia wyjęła telefon i zaczęła coś szukać.
- Moja kuzynka przeszła przez coś podobnego dwa lata temu. Chodziła do wspaniałej psycholog. Dr. Weronika Nowak. Mogę ci dać jej numer.
- Nie wiem...
- Nie musisz decydować teraz. Ale czy mogę zostać dziś u ciebie? Nie chcę, żebyś była sama.
Tej nocy Maja spała spokojniej niż od miesięcy. Nie dlatego, że jej problemy zniknęły, ale dlatego, że po raz pierwszy od długiego czasu nie czuła się całkowicie sama ze swoim bólem.
Dr. Weronika Nowak miała około pięćdziesiątki, spokojne oczy i gabinet, który przypominał bardziej przytulny salon niż sterylne biuro lekarskie. Miękkie fotele, ciepłe kolory, półki pełne książek i małe rośliny na parapecie.
- Jak się pani czuje, będąc tu pierwszy raz? - spytała, gdy Maja niepewnie usiadła w fotelu.
- Dziwnie. Jakbym przyznawała się do porażki.
- A czy przyjście do dentysty, gdy boli nas ząb, to przyznanie się do porażki?
Maja po raz pierwszy od tygodni poczuła coś na kształt uśmiechu na twarzy.
- Chyba nie.
- Opowiedz mi o tym, co cię doprowadziło tutaj.
I Maja opowiadała. O pustce, która wypełniła jej życie. O tym, jak każdy dzień stał się ciężarem. O myślach, które przerażały ją samą. O uczuciu, jakby świat stał się szary i pozbawiony smaku.
Dr. Nowak słuchała bez oceniania, bez przerywania, robiąc od czasu do czasu krótkie notatki.
- To, co pani opisuje, brzmi jak depresja - powiedziała w końcu - To choroba, którą można leczyć. Nie jest pani słaba, nie jest pani gorsza od innych. Jest pani chora, i można pani pomóc.
- Chora?
- Tak. Depresja to choroba mózgu, tak jak cukrzyca to choroba trzuski. Można ją leczyć terapią, czasem lekami, czasem kombinacją obu.
Po raz pierwszy od miesięcy Maja poczuła coś, co mogła nazwać ulgą. To miało nazwę. To nie była jej wina. To można było leczyć.
Terapia nie była magiczną różdżką. Po pierwszej sesji Maja nie obudziła się szczęśliwa i pełna energii. Ale zaczęły się dziać małe rzeczy.
Dr. Nowak dała jej zadania, proste, ale konkretne. Wstawać każdego dnia o tej samej porze. Wyjść na zewnątrz na przynajmniej dziesięć minut. Zadzwonić do jednej osoby dziennie. Napisać o trzech rzeczach, za które jest wdzięczna, nawet jeśli są to rzeczy tak błache jak ''miałam co jeść'', czy ''kot mnie przywitał''.
Niektóre dni były lepsze, niektóre gorsze. Były dni, gdy Maja czuła się jakby robiła postępy, i inne, gdy wszystko zdawało się cofać do punktu wyjścia.
- To normalne - mówiła Dr. Nowak - Zdrowienie to nie jest prosta linnia pod górę, są wzloty i upadki, ale ogólna tendencja idzie do góry.
Kasia przychodziła regularnie, czasem z problemem, czasem po prostu, żeby posiedzieć w ciszy. Tomek z pracy zaczął zapraszać Maję na krótkie spacery podczas przerw obiadowych. Mama dzwoniła częściej, nie pytając o wszystko, ale opowiadając o swoim ogrodzie, o kocie sąsiadów, o drobnych zdarzenich, które dawniej wydawały się Mai nieważne, a teraz brzmiały jak kotwice łączące ją ze światem.
Minęły dwa miesiące terapii, gdy Maja po raz pierwszy poczuła coś, co mogła nazwać szczerą radością. Było to podczas odwiedzin u rodziców, piewszy raz od prawie roku.
Tata rzeczywiście naprawił huśtawkę w ogodzie. Była to stara, drewniana konstrukcja, którą zbudował, gdy miała dziesięć lat. Teraz, jako trzydziestolatka, usiadła na niej niepewnie.
- Nie jestem już dzieckiem, tato.
- A kto powiedział, że huśtawki są tylko dla dzieci? - uśmiechnął się popychająć ją lekko.
I wtedy się stało. Gdy Maja kołysała się tam i z powrotem, czując wiatr we włosach i słysząc śmiech rodziców, roześmiała się. Naprawdę, głośno, szczerze. Po raz pierwszy od miesięcy czuła tę lekkość w piersi, którą pamiętała z dzieciństwa.
- Słyszysz to? - szepnęła do siebie.
To był jej własny śmiech. I brzmiał jak muzyka.
Powrót do zdrowia nie oznaczał, że wszystkie problemy Mai zniknęły. Nadal miała trudne dni, nadal czasem budziła się z ciężkim sercem. Ale nauczyła się rozpoznawać te uczucia jako część większego obrazu, nie jako całość swojego istnienia.
W pracy zaczęła wykonywać projekty z dawną pasją. Anna, jej szefowa, zauważyła zmianę.
- Wiesz co? Widzę, że wrociłaś do siebie - powiedziała pewnego dnia - Chciałam ci zaproponować prowadzenie nowego projektu, kampania dla fundacji wspierającej osoby z depresją.
Maja poczuła ukłucie w sercu, ale nie z bólu, ze zrozumienia.
- Tak - odpowiedziała - Chcę to zrobić.
Projekt okazał się być jednym z najbardziej znaczących w jej karierze. Pracując nad nim, rozmawiała z ludźmi, którzy przeszli przez podobne doświadczenia. Poznała historie osób, które myślały, że nigdy się nie podniosą, a teraz pomagały innym. Zrozumiała, że ból, choć wciąż bolał, mógł mieć sens.
Rok później Maja stała w tym samym miejscu, w którym wcześniej szepnęła ''nie chcę już żyć'', przed lustrem w swojej łazience. Ale kobieta, która na nią patrzyła, była inna.
Nadal była to ona, z tą samą twarzą, z tymi samymi oczami. Ale w tych oczach było teraz coś, czego wcześnej nie było. Nie była to ciągła radość czy beztroska szczęśliwość. To było coś głębszego, akceptacja siebie, zrozumienie, że życie zawiera w sobie zarówno światło, jak i cień, i że oba są częścią całości.
Zadzwonił telefon. Nieznany numer.
- Dzień dobry, nazywam się Michał. Dostałem pani numer od Dr. Nowak. Powiedziała, że mogę z panią porozmawiać o... o tym, przez co przechodzę.
Maja usiadła w fotelu, ten sam, w którym rok wcześniej czuła się jak widmo własnego życia.
- Oczywiście - powiedziała spokojnie - Opowiedz mi, co się dzieje.
I słuchała. Słuchała historii, która brzmiała znajomo. O pustce, o ciemności, o uczuciu, że świat stracił swoje kolory. I wiedziała, że może powiedzieć temu człowiekowi coś, czego sama kiedyś desperacko potrzebowała usłyszeć:
- To ma nazwę. To można leczyć. I nie jesteś sam.
Maja nie stała się nagle osobą, która nigdy nie miała złych dni. Depresja nie zniknęła z jej życia raz na zawsze jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale nauczyła się z nią żyć, rozpoznawać jej sygnały i szukać pomocy, gdy była potrzebna.
Rozpoczęła wolontariat w lokalnym centrum wsparcia dla osób z depresją. Dwa razy w tygodniu prowadziła grupę wsparcia, gdzie ludzie mogli podzielić się swoimi historiami bez strachu przed oceną.
Napisała także blog o swojej drodze powrotu do zdrowia, którego czytały tysiące ludzi z całego kraju. Najczęściej otrzymywane komentarze zaczynały się od słów: ''Myślałam, że jestem jedyna...'' lub ''Wreszcie ktoś, kto mnie rozumie''.
I chociaż czasem, w trudne dni, wspomnienie tamtego momentu przed lustrem wracało, Maja wiedziała już, że to była nie końcowa, ale przejściowa myśl. Znak, że potrzebuje więcej wsparcia, więcej samoopieki, więcej czułości wobec siebie.
Życie nie stało się idealne. Ale stało się prawdziwe. I czasem, bujając się na starej huśtawce
w ogrodzie rodziców, Maja słyszała swój własny śmiech niesiony przez wiatr, że warto było zostać, żeby tego słuchać.
__________________________________________________________________________
Nie musisz być sam/a z tym, co czujesz. Twoje serce zasługuje na ulgę, a pierwszy krok możesz zrobić już teraz.
Telefon Zaufania dla Osób w Kryzysie Emocjonalnym: 116 123
Centrum Wsparcia dla Osób w Stanie Kryzysu Psychicznego: 800 70 2222
Nie bój się. :)
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania