Gdy świecił księżyc - Rozdział szósty.

Rozdział szósty – Trop.

 

Czwarty grudnia, poniedziałek.

 

Dziś po raz pierwszy jadłam obiad w szkolnej stołówce. Tata doszedł do wniosku, że szkolne obiady będą dla mnie o wiele zdrowsze niż jedzenie, które kupuje na mieście. Ciekawe czy chce ograniczyć mi fast foody, bo za dużo ważę? Pewnie tak.

 

Podczas obiadu nie mogłam przestać rozglądać się po stołówce. Ta szkoła musiała być budowana za komuny, wszystko tu aż pachnie PRL-em. Świetny klimat! Nie mogłam oderwać wzroku od lodowato niebieskich ścian. Te wszystkie ozdoby świąteczne, łańcuchy anielskie na ścianach tworzą super kontrast! Mogłabym pić tu gorący kompot godzinami. Ze względu na moją nadwrażliwość dźwiękową wychowawczyni pozwoliła mi jeść obiady podczas godziny wychowawczej. Niestety wychowawczą mamy tylko w poniedziałki. Nie mam pojęcia, jak przetrwam resztę tygodnia na stołówce. Jabłońska oczywiście nie chciała puścić mnie samej. Początkowo miała towarzyszyć mi Gąbka, lecz Gajewski wezwał ją do swojego gabinetu w sprawie jakichś dokumentów. Jabłońska wyznaczyła więc Olgę do tego zadania. Chyba po raz pierwszy widziałam na jej twarzy coś na kształt uśmiechu. Aż tak źle czuje się w tej klasie, że nawet serwowanie mi obiadu jawi się jej jako wybawienie?

 

Stwierdziłam, że nie mogę zmarnować takiej okazji. Druga może się nie trafić. W kompletnej ciszy pałaszując schabowego z ziemniakami i zielonym groszkiem, gorączkowałam się nad rozpoczęciem rozmowy.

Z ulgą uświadomiłam sobie, że jest temat na tyle neutralny, by go poruszyć.

- Nie wiesz, czy obchodzimy klasowe mikołajki?

- Nie obchodzimy. - Olga drgnęła, nie odrywając wzroku od swojego talerza. - Jabłońska uznała, że będziemy dawać sobie prezenty podczas wigilii klasowej.

- Niegłupi pomysł. A będzie jakieś losowanie?

- Nie. Osoby, które siedzą ze sobą w ławce, dają sobie coś nawzajem. Prezent może kosztować maksymalnie trzydzieści złotych.

Kocham Jabłońską! Mam dobry pretekst, by utrzymywać regularny kontakt z Olgą!

- Co ci kupić? Wiem, że lubisz Japonię. - Natychmiast zrozumiałam, że się wkopałam. O rany!

- Skąd wiesz? - Przeniosła wzrok z obiadu na mnie. W jej oczach tańczyła nieufność.

Szybko przyjrzałam się Oldze, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. O! Koszulka z Naruto!

- Bo masz koszulkę z Naruto. - Zdobyłam się na najspokojniejszy ton, na jaki było mnie stać. - Swój swojego zawsze pozna. Też lubię Japonię. To co ci kupić?

- Nie wiem. - Olga znów wpatrywała się w schabowego. - Dam ci znać.

-Może dodamy się na Messengerze?

- Nie mam Messengera.

- To gdzie cię złapać w necie?

- Praktycznie nigdzie. Niedługo dam ci znać. Ty też zastanów się, nad tym, co byś chciała dostać.

Zapadło długie, niezręczne milczenie. Pewnie ją do siebie zniechęciłam! Jestem mistrzynią świata w zrażaniu do siebie ludzi.

- Olga... jeśli powiedziałam coś nie tak albo byłam zbyt natarczywa, przepraszam. Nie chciałam cię urazić.

- Jest w porządku. - Dziewczyna znów na mnie spojrzała. Ponownie się uśmiechnęła. A raczej próbowała. - Trochę taka dzikuska ze mnie. Nie umiem zbytnio gadać z ludźmi.

- Cieszę się, że nie jestem jedyna. – Uśmiechnęłam się do niej szczerze.

 

**

 

Wróciłam do domu. Po obowiązkowym chodzeniu na bieżni, odrobieniu lekcji i czytaniu „Drzazgi”, weszłam na fejsową grupę azjatyckich seriali. Nikt nie odniósł się do mojego komentarza. Nikt nie dał nawet głupiego lajka! A przecież są odpowiedzi bardzo podobne do moich, wręcz identyczne. Autorki komentarzy biorą żywy udział w dyskusji. O mnie nikt nie pamięta. Nawet durne, spamerskie wypowiedzi okazały się lepsze! Nieważne czy piszę serio, żartuje, trolluję. Wszystko kończy się tak samo. Nielicznym bądź zerowym odzewem.

 

Siódmy grudnia, czwartek.

 

Dobrze, że gabinet Stefka jest podzielony na dwa mniejsze pomieszczenia. Jedna, ta mniejsza to część do masażów, rozciągania. Właśnie tam poszedł Stefek z małym Piotrusiem. Ja z Dorotą udałyśmy się do pokoju przeznaczonego na ćwiczenia.

 

Dorota wydaje się bardzo sumienną fizjoterapeutką. Czuję, że ma potencjał. Oczywiście to tylko moja opinia, nie jestem żadną specjalistką w tej dziedzinie. Ciekawi mnie co o jej umiejętnościach sądzi Stefek. Zapytam go o to we wtorek.

Na początku gadało się nam dość sztywno. Rozumiałam to. Sama nie jestem mistrzynią rozmów. Zapytała, co dostałam na Mikołajki. Odpowiedziałam, że od Stefka dużą czekoladę, a od ojca również czekoladę i wygodną piżamę. Przez dłuższą chwilę panowała między nami krępująca cisza, podobna do tej na stołówce. Często tak się dzieje, nieważne z kim rozmawiam.

 

Siedziałam na podłodze po turecku i ćwiczyłam skręty tułowia, kładąc gumowe kółka raz po prawej, a raz po lewej stronie mojego ciała. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam Dorotę o Olgę. A raczej wyrzuciłam z siebie informację.

- Czy masz siostrę, bądź inną krewną, która nazywa się Olga Kożuchowska? Czy chodzi do czwartego liceum, do klasy pierwszej B?

Fizjoterapeutka wydawała się szczerze zdziwiona.

- Tak, to moja siostra. Skąd ją znasz?

- Jesteśmy w jednej klasie, nawet siedzimy w jednej ławce. Macie takie same nazwiska, pomyślałam, że możecie być siostrami, ale chciałam się upewnić. Nie zapytałam Olgi, bo...

- Bo bałaś się,że ją spłoszysz? - Dokończyła za mnie.

- To zawsze taka była?

- Ogólnie to tak. Jest nieśmiała i introwertyczna. Od kiedy poszła do liceum, te całe jej zamknięcie w sobie tylko się pogłębiło. Szczerze się o nią martwię, ale mówi, że wszystko jest w porządku.

- Ja też się o nią martwię, chociaż nie rozumiem dlaczego. Wydaję mi się, że klasa ją ignoruję. Może wiesz czemu?

- Dzieci są okrutne, wystarczy im to, że Olga powtarza klasę. Każdy powód jest dobry, żeby komuś dowalić.

- Olga powtarza klasę?!

- Nie wiedziałaś?

- Nie, do klasy dołączyłam na początku listopada. - Postanowiłam nie wyjawiać dlaczego. Przynajmniej nie teraz. - Zresztą, nawet gdybym była tam od początku, Olga nie miałaby obowiązku mówić ani mi, ani reszcie klasy o tym, że repetowała.

- Repetowała? O rany, masz bogate słownictwo jak na piętnastolatkę! No, walnęłam gafę, przyznaję się. Mogłabyś nie mówić jej, że wiesz?

- Jasne, wszystko zostanie między nami.

 

Dorota posłała mi pełen wdzięczności uśmiech.

 

**

 

Leżałam już w łóżku. Pokój tonął w ciemności. Pomieszczenie oświetlało jedynie srebrne światło księżyca i biel śniegu. Dlaczego Olga powtarza klasę? Przecież oceny ma całkiem niezłe! Niby już wiem, czemu klasa może ją unikać. Niby. Jakoś mi się to wszystko nie klei. Gdyby chodziło tylko o repetowanie, to całe ignorowanie nie byłoby aż tak intensywne! Więc to na pewno nie powód. A przynajmniej nie jest to jedyny powód.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Narrator rok temu
    To już chyba piąta wersja powieści o tej samej tematyce, utrzymanej w podobnym klimacie: wspomnienia młodej kobiety z niepełnosprawnością fizyczną, której życie dzień po dniu przemija monotonnie… Zdecydowanie najlepsza z dotychczasowych, czego można oczekiwać, ponieważ systematyczne pisanie wyostrza pióro.

    Mimo to kolejne rozdziały przechodzą bez echa, chociaż są znakomicie, nieomal bezbłędnie napisane; nie przyciągają uwagi, co samo w sobie nie jest jeszcze złe, ale to jednak marna zapłata za trud poświęcony na przelewanie myśli w morze słów, gdyż każdy kocha swoją twórczość i pragnie w skrytości, aby przynajmniej w drobnej części podzielić z kimś drugim to uczucie.

    Może nie chodzi tu o samą powieść, tylko o możliwość wymiany zdań z autorką i towarzyszącą temu atmosferę. Jest tu przynajmniej jeszcze jedna osoba pisząca powieść-rzekę w odcinkach, dłuższą nawet niż ta i chociaż pisze wspaniale, nie wzbudza zainteresowania, może dlatego, że nie posiada profilu i nie ma szansy, żeby z nią poplotkować.

    Tak, czy inaczej, „Gdy świecił księżyc” nie leży (jak na razie) w nurcie tego portalu. Pisanie to niefortunne zajęcie, ponieważ jeszcze bardziej oddala nas od ludzi i skazuje na samotność.

    Tyle ode mnie; przepraszam za smętną nutę, ale mam nie najlepszy dzień. Może ktoś inny dorzuci coś optymistycznego. Tymczasem pozdrawiam serdecznie. 🌙
  • LittleDiana rok temu
    Dziękuję, twoje słowa są dla mnie ważnym wsparciem :)
  • droga_we_mgle rok temu
    "- Co ci kupić? Wiem, że lubisz Japonię. - Natychmiast zrozumiałam, że się wkopałam. O rany!

    - Skąd wiesz? - Przeniosła wzrok z obiadu na mnie. W jej oczach tańczyła nieufność.

    Szybko przyjrzałam się Oldze, szukając jakiegokolwiek punktu zaczepienia. O! Koszulka z Naruto!

    - Bo masz koszulkę z Naruto. - Zdobyłam się na najspokojniejszy ton, na jaki było mnie stać. - Swój swojego zawsze pozna." - ten dialog (tylko dialog! nie cały rozdział) jest dosyć... głupi. Jeśli Olga ma na sobie coś tak oczywistego, jak koszulka z Naruto, nie powinna być taka zszokowana, że bohaterka założyła, że lubi Japonię. No i dosyć dziwne, że Alina dotąd tego nie dostrzegła, tylko musiała to wyszukać w panice, szukając usprawiedliwienia. Tak, jakby bohaterki na te kilka chwil otępiały.

    Odniosę się jeszcze do komentarza Narratora - fakt, motywy w Twoich historiach się powtarzają, ale mi to akurat nie przeszkadza. Cieszę się, że mam możliwość poznawać przez nie świat osób niepełnosprawnych, poza tym z każdą historią robisz to z nieco innej strony. (Choć doceniam, że tu nie ma już motywu podkochiwania się w swoim fizjoterapeucie...) No i widać postęp - zresztą portal literacki to właśnie dobre miejsce do ćwiczeń, choć ja akurat wolę eksperymentować z twórczością (śmiech). Tak czy siak, czekam na więcej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania