Gdy wszystkie światła gasną

Gdy wszystkie światła gasną, zostaje sam dotyk otaczającej rzeczywistości. Próbujesz po omacku się wydostać, ale jedynie się potykasz o swój własny chaos pod zamkniętymi powiekami.

Pozostawione rzeczy na powolne niszczenie, chcą się odegrać. A może to wredne istoty chcące zawładnąć tym co się da? Nie, to niemożliwe w pomieszczeniu musi być ktoś jeszcze. Coś uciążliwie stuka, jakby się coś przemieszczało. Czy są to paznokcie uderzające o blat stołu? Chcesz krzyczeć, bo coś właśnie woła twoje imię. Pytasz skąd to wie?

To tylko twoja głowa, a może aż? Całe twoje życie i postrzeganie otaczającego świata pod twoją czaszką. Nie zamknie się, ty to dobrze wiesz.

Coś chce ciebie zastąpić i ty temu ulegasz. Może to naturalny stan rzeczy, że pod wpływem wydarzeń nie jesteśmy tacy sami?

Ale to patrzy na ciebie, twoje własne myśli chcą ciebie zmienić. Zaprzeczanie. Wystarczy zapalić światło, ale to co możesz zobaczyć, może ukazać się dużo bardziej straszniejsze niż zamglony stan umysłu. Kiedy cząstka świata staje się niewidoczna, wolę w tym stanie pozostać niż usilnie starać się zmieniać stan rzeczy. Na podłodze skulony, starasz się zasłonić swoje ciało przed niebezpieczeństwem. Coś jak gwałtowny huk zabiera twoją świadomość na chwile. To wróci, ty dobrze wiesz co. Ty powrócisz i cała masa istot z tym związanych.

Światła zza zasłon wybudziło cię z błogiego spokoju. Nikogo tam nie ma, w tym rzecz nikogo nie ma. A ty patrzysz w lustro w nadziei, że kogoś innego zobaczysz. To nie ważne skoro mam wiele myśli w głowie. Pytają mnie, a ja im odpowiadam. Inni ludzie coś do mnie mówią, a ja pytam do kogo to mówią. Mam aż nadto odpowiedzi na ich pytania, na które powinienem szybko odpowiedzieć. Dlatego nic nie mówię, lub przytakuje.

Myśli nie są świadomością. Moja myśli są okropnym miejscem. Wolałbym być bezosobowym obserwatorem, bez tych wszystkich okropieństw oceniania głupoty ludzkiej. Bez oceniania swojego własnego idiotyzmu z którego nie mogę się wydostać.

Dni mijają, a ja codziennie znajduje się w tym pokoju bez drzwi i sufitu. Pewnego razu wyobraziłem sobie gwiazdy na suficie, ale one niczego nie oświetliły. Codziennie miażdży mi mój oddech, a ja chce krzyczeć, ale nie mogę, bo wziąłem leki uspakajające.

To znowu mnie wybudzi do życia. Obawiam się, iż pewnego razu nie wytrzymam i wydłubie sobie oczy. Wolałbym już więcej siebie nie widzieć, jak te mięso mnie utożsamia. Kiedy zamykam oczy czuje jak wszystko jest inne, inni mnie aż tak bardzo nie przerażają. Jednakże, nie mogę tego zrobić. Wreszcie odważyłem się zapalić lampę. I nie wiem czego tak naprawdę się bałem. Tu nic nie ma, a za oknem jest wszystko. Nie chce w tym uczestniczyć, ani zostawać w swoim pokoju. Jestem nawet wdzięczny światłu pory dnia, że musze stąd wyjść. Nie chce tu wracać.

Nie chce pozostawać w ciszy, wole mnóstwo kolorowych światełek poruszających w rytm muzyki. Tylko, aby nie pozostawać w ciszy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Zenza dwa lata temu
    "Zamknięte powieki" są zdecydowanie passe.

    "Pozostawione rzeczy na powolne niszczenie, chcą się odegrać."
    Zdanie potworek. Po polsku powinno brzmieć tak:
    Rzeczy pozostawione na zniszczenie, chcą się odegrać.
    "powolne niszczenie" jest trochę wydumane.

    Reszty nie czytałem.
  • andrew24 dwa lata temu
    Cisza potrafi być głośniejsza od zgiełku.
    Ciekawe rozmyślania, prawie filozoficzne.

    Pozdrawiam serdecznie, 5*
    Miłego popołudnia

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania