Gdy zasypiamy razem
ZAPIS MISJONARZA — POCZĄTEK
Dzień 1372
Zamknąłem oczy i poczułem, jak wszechświat wokół mnie drga. Nie było to zwykłe drżenie — to było coś więcej, jakby sama przestrzeń zadrżała pod naporem niewidzialnej ręki, zmieniając swój kształt, obracając się, zginając, ukrywając przede mną coś, czego nie potrafiłem jeszcze zrozumieć.
Od lat żyję tutaj, na skraju znanego świata, samotny i bez nadziei na powrót. Moje jedyne towarzystwo to ta dziwna, niepokojąca świadomość, która pojawiła się wraz z pierwszym odkryciem. Odkryciem, które zmieniło wszystko, co myślałem o rzeczywistości.
Początkowo była to tylko teoria — że każde ciało, każda planeta, gwiazda, galaktyka, kruszyna piasku — dryfując pośród wyższych wymiarów, nieraz obracają się tak, że znikają dla nas jak duchy. Że prędkość światła, którą uważaliśmy za granicę, to jedynie granica naszej percepcji, a nie sama natura.
Ale potem zobaczyłem ślady. Fale — delikatne, niemal eteryczne, ale nie do podważenia. Fale elektromagnetyczne, które tworzyły przedziwne wzory. Ktoś albo coś poruszało się trajektoriami wynikającymi z natury tych fal. Wyobrażałem sobie byty uwięzione pomiędzy wymiarami, obecne tylko w tych konkretnych punktach, które fala pozwalała im zajmować.
I co najdziwniejsze, również te ciała — czy to jeszcze ciała? — w określonych warunkach, kiedy nagle obracały się w wyższych wymiarach, stawały się dla mnie niewidoczne, nieobecne dla zwykłych zmysłów, a pomimo tego obecne w każdej fali, którą emitowały. Jak gdyby ich prawdziwa natura była tańcem światła i przestrzeni, a ja niezmiennie pozostawałem władny dostrzec zaledwie cień tego tańca.
Przysiągłem sobie, że zrozumiem tę tajemnicę. Choćbym miał umrzeć na tej pustyni.
★
TAJEMNICA „OBROTU” I FALE NIEWIDZIALNOŚCI
Z każdym dniem moje badania nabierały coraz bardziej niepokojącego kształtu. Próbowałem uchwycić tę „niewidzialność” — zjawisko, którego nie potrafiła wytłumaczyć żadna z obecnych teorii fizycznych.
Założyłem, że każde ciało poruszające się względem innego z prędkością zbliżoną do światła, wykonuje coś na kształt „obrotu” w wymiarze, którego nie dostrzegamy — obrotu, który przesuwa jego obecność poza granice naszej trójwymiarowej percepcji.
Ten obrót sprawiał, że stawało się ono niewidoczne, jak duch. Ale tu pojawiał się paradoks: choć „ciało” znikało z mojego pola widzenia, zaczynało emitować fale elektromagnetyczne, które były wyczuwalne, a nawet mierzalne.
To prowadziło mnie do kolejnej hipotezy — ciało to było „uwięzione” we własnej fali, nie mogło się od niej uwolnić.
Wyobraziłem to sobie jako rodzaj ścieżki dla tych obiektów. Fale te ograniczały ich ruch, a także punkty spoczynku do kilku możliwych miejsc. Stąd też powstawał efekt superpozycji i interferencji — zjawisko znane z eksperymentu z dwiema szczelinami, które do niedawna wydawało się zarezerwowane wyłącznie dla mikroskopijnych cząstek.
Teraz zaczynałem widzieć w tym zjawisku uniwersalny wzór — każda cząstka, każda materia, była jednocześnie falą i ukrytym ruchem w wymiarze, którego istnienia jeszcze nie rozumieliśmy.
★
EKSPERYMENTY — PRÓBA DOTKNIĘCIA NIEWIDZIALNEGO
Być może najważniejsze były jednak eksperymenty. Nie mogłem poprzestać na samych obserwacjach czy spekulacjach — musiałem wymyślić sposób, by tę teorię poddać próbie, by sprawdzić, czy świat rzeczywiście ukrywa przed nami swoje najgłębsze tajemnice.
Pierwszy eksperyment polegał na próbie wykrycia śladów fal emitowanych przez obiekty, które znikają z klasycznego pola widzenia. Zbudowałem urządzenie zdolne rejestrować najsłabsze sygnały elektromagnetyczne, te, które standardowe detektory zwyczajnie ignorują.
Zakładałem, że jeśli teoria obrotu i „uwięzienia” we własnej fali jest prawdziwa, to znajdę w tych falach wzory, które nie będą odpowiadały żadnym znanym źródłom.
Wyniki były zaskakujące. W przestrzeni, w której nie powinno być nic, pojawiły się delikatne struktury interferencyjne — fale zdające się być emanacją niewidzialnych obiektów, „przemykających” wśród nas, ale dostępnych jedynie dzięki ich falowemu śladowi.
Drugi eksperyment to próba wymuszenia „detekcji” tych obiektów — podobnie jak w eksperymencie z dwiema szczelinami, gdzie obecność detektora wymusza pojawienie się cząstki w konkretnym miejscu. Zbudowałem system emitujący pola zakłócające te fale — miałem nadzieję, że zmuszę „obrócone” ciała do powrotu do naszej percepcji.
Efekt był przerażający. W momencie, gdy fale zostały „przechwycone”, ciała zaczęły manifestować się na krótkie momenty, ale zaraz potem znikały, jakby ich istnienie było niestabilne i wymagało ciągłej obecności fal, które je trzymały.
To był impuls, który na zawsze odmienił moje życie — zrozumiałem, że wszechświat jest znacznie bardziej skomplikowany niż nasze dotychczasowe modele, a nasze zmysły — i nawet najnowocześniejsze maszyny — to jedynie cienkie przesłony na granicy tego, co można pojąć.
★
SIŁY JAKO PROJEKCJE WIELOWYMIAROWEGO TAŃCA
W miarę jak dokumentowałem kolejne odkrycia, zacząłem dostrzegać kolejną, jeszcze bardziej fundamentalną prawidłowość. Siły, które znamy jako oddzielne – grawitacja i elektromagnetyzm – zdawały się być jedynie różnymi odsłonami tego samego fenomenu.
Zauważyłem, że wzory opisujące siłę przyciągania grawitacyjnego i siłę odpychania czy przyciągania elektrycznego mają niemal identyczną matematyczną formę — różnią się tylko stałymi oraz tym, jak je postrzegamy w naszym trójwymiarowym świecie.
Moja hipoteza była szalona, ale spójna: te siły są rzutami i efektem geometrycznych obrotów oraz ruchów ciał w wymiarach wyższych. Cząstka, która wydaje się przyciągać lub odpychać inną, tak naprawdę jest zawieszona w przestrzeni wykraczającej poza naszą trójwymiarową percepcję.
W czwartym, piątym, a może jeszcze dalszym wymiarze, ciało „obraca się” i porusza tak, że siła, którą odczuwamy, jest efektem złożonego wzoru tych wymiarów na naszą zwykłą przestrzeń.
Było to, jakby tańczące fale i cząstki, zaklęte w nieskończonym tańcu wszechświata, tworzyły iluzję oddzielnych sił. W rzeczywistości jednak jedna zasada, jeden ruch, jedno źródło fal dające życie wszystkiemu, co znamy.
★
CIEŃ PUSTELNIKA — GRANICA POZNANIA
Czasem, gdy zapadał zmrok i wiatr szumiał w gałęziach, czułem, jak granica między światem widzialnym a niewidzialnym zaczyna się zacierać. To, co kiedyś było tylko hipotezą, nabierało coraz bardziej namacalnej, a zarazem przerażającej formy.
Zrozumiałem, że wszechświat nie jest spokojnym oceanem praw fizyki, ale żywym, pulsującym organizmem, w którym każdy ruch — nawet najmniejszy obrót w wymiarach wyższych — odbija się echem w naszym świecie.
A my jesteśmy tylko cieniami — obserwatorami tańca, którego zasady pozostają dla nas zagadką. Ciała poruszają się i znikają, zostawiając po sobie jedynie fale, ślady obecności, które możemy uchwycić tylko dzięki nieustannym eksperymentom i refleksji.
Ale co, jeśli to my sami jesteśmy częścią tego tańca? Może nasze własne ciała również obracają się w tych niewidzialnych wymiarach, a to, co uważamy za stałe i pewne, jest jedynie projekcją naszych ograniczonych zmysłów?
Zbliżałem się do granicy poznania, a im dalej wchodziłem, tym bardziej czułem, że prawda ta jest jednocześnie piękna i przerażająca. Bo jeśli ciało, które jest jednocześnie falą i ruchem w wyższych wymiarach, może się ukryć przed nami, to co z tymi, które już dawno zniknęły? Czy są tam, czy nas widzą? A może same nas śledzą, pozostając niewidzialnymi?
Zamknąłem dziennik na dziś, czując, jak ogarnia mnie chłód niepewności. Moja misja trwa — choćby po to, by ostrzec tych, którzy kiedyś przeczytają ten zapis, że granice naszego poznania są tylko pozorne, a wszechświat kryje w sobie więcej tajemnic, niż możemy pojąć.
★ ★ ★
— Eksperyment „Echo z Przeszłości” był jego oczkiem w głowie — podjął profesor — i jeśli chcesz wiedzieć, co naprawdę odkryli, posłuchaj uważnie.
★
Na początku zaprojektowano serię pozornie prostych testów: zestaw urządzeń służących do rejestracji zakłóceń czasoprzestrzennych w bardzo kontrolowanym środowisku – w specjalnie wygłuszonych i odizolowanych pomieszczeniach. Do każdego z nich wprowadzano jedną osobę – medium, jak ich nazywano – która miała zadanie skupić się na wydarzeniu z przeszłości, które wywoływało silne emocje. Przez pierwsze tygodnie nie działo się nic. Pracownicy zaczęli się niecierpliwić. Profesor Trevanian rozważał zamknięcie projektu.
Ale wtedy weszła Kira.
Kira, niewysoka dziewczyna o nerwowym spojrzeniu, przyszła z rekomendacji psychologa wojskowego. Zgłosiła się jako ochotniczka do testów, mając za sobą traumę z dzieciństwa: zaginięcie młodszego brata, którego nigdy nie odnaleziono. Usiadła w hermetycznej kapsule badawczej, zamknęła oczy i zaczęła mówić. Zespół w sąsiednim pokoju zarejestrował delikatne fluktuacje pola elektromagnetycznego – wystarczające, by je zauważyć, ale nie do wyjaśnienia żadnym znanym zjawiskiem. Kilka sekund później jeden z ekranów zaczął migotać. Zarejestrowano obraz: pokój dziecięcy, sprzed około dwudziestu lat. Dziecko siedzi na podłodze, bawi się klockami.
Kira zbladła. — To mój brat. Miał wtedy trzy lata. To ten dzień, kiedy zniknął.
Pojawiły się pierwsze pytania: czy to możliwe, by emocjonalna pamięć mogła – w odpowiednich warunkach – wpływać na fizyczną rzeczywistość? Czy ludzka świadomość może odciskać w czasie ślad tak silny, że da się go „odczytać”, jak powidok?
★
— I co się stało dalej? — spytałem z niedowierzaniem.
Profesor spuścił wzrok. — Zaczęli grzebać głębiej. Próbowali powtórzyć eksperyment. Różne osoby, różne wspomnienia. I za każdym razem to samo: zniekształcone obrazy, fragmenty dźwięków, przebłyski przeszłości. W końcu spróbowali czegoś jeszcze bardziej ryzykownego. Przenieśli medium do pomieszczenia, w którym dziesięć lat wcześniej doszło do zabójstwa.
★
Nowe eksperymenty nazwano „Projektem Lustro”. Medium – tym razem mężczyzna, były żołnierz – wszedł do pokoju, usiadł na środku, w ciszy. Miał nic nie mówić. Tylko być. Kamery zaczęły się nagrzewać. Urządzenia rejestrowały niespójne dane: zmiany ciśnienia, gwałtowne skoki temperatury, a potem... obraz.
Na ekranie pokazała się scena: człowiek wchodzący do pokoju, z nożem. Ciosy. Krew. Obraz urwał się nagle. Medium wpadł w histerię. Zespół musiał go wyprowadzić siłą.
Tydzień później mężczyzna odebrał sobie życie.
★
— Po tym wszystkim projekt zamknięto — dokończył profesor — ale część danych zniknęła. Ktoś wyniósł je z laboratorium.
Zamilkł na chwilę.
— I nie był to byle kto. Myślę, że to był właśnie on. Neumann.
★
Zrobiło się zimno. W drzwiach zadzwonił dzwonek. Profesor zerknął przez okno.
— Mamy gościa — powiedział cicho. — I bardzo możliwe, że nie przyjechał sam.
★
— A więc… jeśli dobrze rozumiem — powiedział Frank, podpierając się łokciem o poręcz fotela w kapsule — sugerujesz, że podświadomość może komunikować się nie tylko z nami, ale także z innymi?
— Nie tyle „sugeruję”, co właśnie to udowadniam — odpowiedział Shuto, włączając kolejny wykres. — Zobacz, co się dzieje, gdy uruchamiamy sny kilku ochotników jednocześnie, po uprzednim zsynchronizowaniu ich fal mózgowych. Tu, tu i tu — wskazał czerwone punkty — pojawiają się identyczne sekwencje motywów, które nie mają żadnego racjonalnego wyjaśnienia, jeśli przyjąć, że ich sny są wyłącznie wynikiem osobistych przeżyć.
Frank milczał chwilę. Widać było, że w głowie przelicza dziesiątki założeń, filtruje scenariusze i sprawdza spójność.
— Więc… sny jako pole informacyjne? Wspólna baza danych? — zapytał ostrożnie. — Jak... internet, który nie potrzebuje urządzeń?
— Raczej jak głębokie pasmo oceanu. Ciche, ciemne, ale łączące wszystkie brzegi. — Shuto wskazał na wykresie kilka prawie identycznych nierówności. — I są jeszcze echa. Czasem ktoś słyszy coś, co jeszcze się nie wydarzyło. Albo widzi twarze, których nigdy nie spotkał. Albo budzi się z przeświadczeniem, że był świadkiem czyjejś śmierci, mimo że nie znał tej osoby. Frank… my się nawzajem odwiedzamy. Tylko nie wiemy, że jesteśmy u kogoś w gościach.
Frank odchylił głowę, zapatrzony w pulsujące ekrany. Byli właśnie na orbicie wokół Fobosa, ale to, że dryfują w przestrzeni kosmicznej, nie robiło na nich najmniejszego wrażenia.
— A eksperyment z „pustym snem”? — zapytał w końcu.
— Przeprowadziliśmy go na dziewiątce badawczej. Jeden z ochotników był całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek zewnętrznej stymulacji przez trzy doby. Komora sensoryczna, zero danych, zero emocji, nawet żadnej muzyki w tle. Ale w śnie pojawiła się sekwencja symboli, identyczna z tą, którą śniła Sara — w innym ośrodku, na innym kontynencie, w tym samym czasie. A najdziwniejsze: oboje po przebudzeniu zapisali te znaki niemal identycznie.
— To matematyka, kod… — szepnął Frank. — Komunikat.
Shuto przytaknął. — Zaczynam sądzić, że śnimy nie tylko dla siebie. Może nawet nie głównie dla siebie.
★
Sześć dni później, w laboratorium na Deimosie, Frank analizował dzienniki snów. Nie spał od czterdziestu godzin. Przetwarzał dane i filtrował pod kątem wzorców.
Coś go wciągało. Coś powtarzalnego. Obrazy okien, które nie prowadzą na zewnątrz. Śmiech bez źródła. I dziwny szept: „zapamiętaj kształt”. W końcu poprosił o wprowadzenie go w sztuczną fazę REM. Chciał sam się przekonać.
★
Śnił las. Las, którego drzewa były zrobione z metalu, ale rosły i szumiały. Pośród nich — lustrzana kałuża, a w niej odbicie jego twarzy, ale z dziecięcym spojrzeniem. Z cienia wyłoniła się postać — wysoka, bez twarzy, ale z rozpoznawalnym gestem: pokazała mu coś przypominającego gwiazdozbiór. Potem wszystko znikło.
Po przebudzeniu miał wrażenie, że został „zainfekowany” — nie emocją, ale myślą, która nie była jego. I że ma obowiązek coś zrobić. Coś stworzyć.
★
W kolejnych tygodniach zaprojektowali eksperyment nazwany roboczo „Somnus II”. Ośmiu śniących jednocześnie, w warunkach całkowitej sensorycznej izolacji, połączonych tylko poprzez sprzężenie EEG. Ich sny miały być rejestrowane, analizowane, a potem… odtworzone w środowisku VR. Ku przerażeniu zespołu, „świat snu” powstały na podstawie zebranych danych był spójny, logiczny i… gotowy do eksploracji. Jakby to był teren, nie opowieść.
★
Shuto zaprosił Franka, by jako pierwszy przeszedł symulację.
— Gotowy?
Frank skinął głową. Po chwili ciemność otuliła jego pole widzenia.
Znów las. Ale tym razem nie lustrzany, tylko pokryty mgłą. Przed nim postać. Nieznajoma, a jednak znajoma. I głos, który nie miał źródła:
— Już wiesz, że śnimy razem. Ale to nie my jesteśmy źródłem.
— Kim jesteście?
— Echem. I zwiastunem. Nie rozumiecie jeszcze, jak bardzo wszystko zależy od snu.
★
Po wybudzeniu Frank długo nie mógł mówić. Po godzinie powiedział tylko:
— To nie my eksperymentujemy. To oni badają nas. Przez sny. Od zawsze.
★
Kilka miesięcy później systemy monitorujące zanotowały równoczesny sen ponad miliona ludzi, o identycznej strukturze. Na całej Ziemi, Marsie, a nawet w stacji badawczej Saturna. Śnił się ten sam las. Te same drzewa. I ten sam głos.
— Obudziliście nas.
KONIEC
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania