Gdyby było inaczej... Metro 2033

Schody, mnóstwo schodów. Artem, Paweł i Ulman przy jakimś pięćdziesiątym piętrze zaczęli czuć zmęczenie i ból w nogach. Jeszcze tylko kilka pięter po zniszczonych, często brakujących stopniach. Gdy weszli już na kolejne z pięter, widzieli coraz to mniejszą Moskwę. Stare i zdewastowane królestwo starego świata, kiedyś opanowane przez homo sapiens, teraz przez wszystko co chce je zabić. Wartownicy, zmutowane stworzenia czy inni ludzie niechcący już być kretami w metrze. Jedno piętro przypominało Artemowi dziecięce podróże po lody z matka której twarzy nie pamięta. Inne kondygnacje przypominały Pawłowi jak nisko upadła ludzkość, jak bardzo można było ją zniszczyć, zaś Ulmanowi jego wcześniejsze wyjścia jako stalkera. Teraz jednak zamiast ponownego zebania marnych zapasów, musiał dotrzeć na szczyt. Na wieże telewizyjną, a stamtąd była już prosta droga do pokonania nowego wroga. Czarnych, którzy przez wiele lat terroryzowali północne stacje. Cienie jak lubili je nazywać w Polis zostali zatrzymani, a raczej mieli zostać zatrzymani przez kilka ton gruzów. WOGN skąd wywodził się Artem miało być pierwszą linią obrony, biedna zaszczurowiona stacja miała obronić całe metro przed nowym, nieznanym wrogiem.

 

- Może chwila przerwy? - spytał na jednym z pięter, zasapany Artem.

- Artem, zostało pare pięter. Dasz rade! - poklepał go po ramieniu Ulman.

- W D6 za nami czekają, Artem za godzinę pokonamy czarnych – podszedł do reszty Paweł – czekaj! - podniósł ręke do góry – słyszycie to?

- Szlag! Szybko – Ulman pociągnął Artema za ramię – Paweł do góry! - wbiegli na schody, łamiące się przy każdym kroku. Za grupą, spadł sufit wyższego piętra – było blisko – zaśmiał się w masce przeciwgazowej.

- Chłopaki jest problem – zawołał zaniepokojony Paweł, jego prawa nogawka była cała zakrwawiona i rozerwana – nie nadepchnąłem na stopień – stwierdził naiwnie, po czym usiadł na zakurzonym biurku.

- W porządku – starał się uspokoić wszystkie, a przede wszystkim siebie Ulman – Artem w moim plecaku są opatrunki. Wyjmij je.

- Ja...jasne – podbiegł do niego i z plecaka wyjął przeżółcony, mokry materiał – Paweł wyciągni nogę.

- Wybaczcie chłopaki – zagryzł zęby, wyciągając nogę w kierunku najmłodszego z grupy – powinnienem bardziej uważać – znów zagryzł zęby.

- Nie masz, co przepraszać Paweł – Artem wziął nóż.

- Artem pozwolisz, że ja to zrobię – Ulman chwycił go za ręke z nożem – złap jego nogę.

- W porządku – chwycił nogę rannego i w pełni wyprostował – Paweł wszystko dobrze.

- Tak – zawył, po czym zaczął kaszleć – szlag filtr.

- Dobra – Ulman chwycił filtr jego maski przeciwgazowej, wykręcił i zamontował inną schowaną w kieszeni spodni – a teraz na trzy – przyłożył nóż do jego w pełni czerwonej nogawki – raz – spojrzał na Pawła – trzy! - przeciął w zdłóż materiał spodni, odsłaniając rozciętą nogę – Artem opatrunek!

- Ja...jasne – chłopak szmatą obwinął zakrwawioną nogę – jest.

- Świetne, Paweł odpocznij chwilę. Artem poszukaj czegoś ciekawego, a ja poszukam jakiejś drogi na góra – rozkazał Ulman.

 

Było jak powiedział. Paweł starał ukrywać swój bół, Ulman rzucał kawałkami gruzów, szukając szczeliny pozwalającej przejść dalej. Artem przeszukiwał biurka i miejsca gdzie mógłby znaleźć zapasy.

 

- Stalkerzy tu nie chodzą, co? - spytał Artem, wymieniając filtr w masce.

- Jesteśmy pierwsi i pewnie ostatni – stwierdził Ulman odwracając się w jego kierunku – cienie wszystko zajęły. Cały ogród botaniczny w rękach wroga aż dziwne, że nie chcą z nami walczyć.

- Może się wystraszyli i wynieśli - zaśmiał się Paweł, po czym zawył z bólu.

- Jak przed chwilą wybijali resztki metra. Nie chce mi się wierzyć – odpowiedział Artem – zmieniając temat, chyba coś znalazłem. Ulman podejdź tu, w tym mchu.

- Pokaż – odpowiedział, podchodząc do chłopaka – jakaś skrzynia, czekaj natnę – wziął nóż i zaczął ciąć po zarośniętym kawałku drewna – chwyć z drugiej strony. Na trzy. Raz. Dwa. Trzy – wspólnie wyciągnęli małą skrzynie z próchniałego drewna i oprośnietą mchem.

- Co z tym robimy? - spytał Artem, odkładając pojemnik na jedno z biurek.

- Co tam macie? - kuśtykając, podszedł do nich Paweł.

- Otwarte – stwierdził zdziwiony Ulman – na Lenina, cóż za słodkości – odpowiedział szczęśliwy, widząc tuzin butelek starego alkoholu.

- Przyda się uśmieżyć ból – powiedział przez zaciśnięte zęby Paweł.

- To będzie nasza nagroda za misje. Weżcie po cztery i idziemy dalej, chyba mam przejście – Ulman wstał i poszedł w kierunku gruzów.

 

Reszta poszła za nim, wspólnie wygrzebali kilka cegieł. W ten sposób przeszli przez wąskie przejście. Prowadziło ono na zewnętrzną część wieży, ponad sto metrów nad ziemią na krótki, zniszczonych schodach z przerdzewiałej stali. Wiatr stał się mocniej, a napromieniowane powietrze zmieniało się w zapach potu i uczucia szczęścia. Za chwilę cała trójka miała skończyć swoją misje.

 

- Widzę balkon, szczyt już nie daleko – krzyknął Ulman, idący na początku grupy.

- Świetnie – ucieszył się Artem – jaki jest dalszy plan?

- Na górze rozkładamy laser, celuje i pozbywamy się czarnych – Ulman szybko wyrecytował -rozkazy.

- Na koniec pijemy naszą zdobycz – zaśmiał się z bólem.

- Na razie skończmy zadanie, potem będziemy świętować – przerwał Ulman.

- Paweł jak noga? - spytał Artem, z trudem łapiąc stalową poręcz.

- Po prostu wejdźmy na górę – krótko, stwierdził Paweł.

 

Kwadrans ciężkiej tułaczki w górę, okazał się ostatnim etapem podróży. Najwyższym bezpiecznym miejscem, było jedno z pięter przeznaczonych dla maszyn technicznych budynku. Gdy dotarli na koniec, Paweł usiadł na duży, element zbrojonego betonu. Artem usiadł obok niego, z plecaka wyjął radio i zaczął przy nim majstrować. W tym czasie Ulman zaczął składać urządzenie do namierzania.

 

- Ostatnie spojrzenie na ogród botaniczny – zaśmiał się Ulman, dokręcając urządzenie do statywu.

- Zniszczonego, nie znisczysz – odpowiedział Paweł.

- Dziwne – Artem, uderzył w swój licznik Gaigera – brak promieniowania, mamy anomalie.

- Jakoś mnie to nie dziwi. Artem, co z radiem? - spytał Ulman, klikając różne przyciski na celowniku.

- Przypomnij częstotliwość.

- Kod to zero, cztery, pięć, jeden – stwierdził Paweł.

- Dzięki – odpowiedział chłopak, kręcąc gałką od radia – czyń honory – podał Pawłowi radiotelefon.

- Ulman namierzyłeś? - spytał, zaś w odpowiedzi zobaczył skinienie głowy – Baza, cel namierzony – przyłożył urządzenie do ust.

- Tu D6, potwierdzam. Trzy minuty do strzału, możecie się ewakuować.

- Zbieramy się, chłopaki. Paweł jak noga? - spytał Ulman, zakładając plecak.

- W porządku. Pozwólcie dobrzy panowi, że zacznę swe świetowanie – nagle w jego ręce pojawiła się butelka starej wódki – wasze zdrowie – wykonał gest toastu i zaczął pić.

- Co ty wyprawiasz! - Ulman, uderzeniem wyrzucił mu butelkę – schodzimy, w tej chwili.

- Hej, hej spokojnie – starał się ich uspokoić Artem.

 

Po chwili milczenia zeszli. Zejście na dół było szybsze. Zostało dwadzieścia pięter, gdy usłyszeli strzał.

 

- Zabraliście nam dom – każdy z grupy usłyszał ten sam głos, w środku głowy – chcieliśmy wam pomóc.

- Słyszycie to? - spytał Artem.

- Cienie, próbują atakować.

- Zginiecie z własnej naiwności. Bitwe wygraliście, wojne przegracie.

 

Wyszli na zewnątrz, ich oczom pokazał się wybuch. Ogród botaniczny, kiedyś miejsce wolności i swobody mieszkańców Moskwy, później dom dla cieni, teraz miejscem śmierci i zniszczenia. Ludzie zniszczyli cały świat, teraz płacą jej cenę, robiąc to samo. Przeżyła tylko Moskwa, jedno metro. Podziemny świat, który walczy sam ze sobą.

 

- Halo, czy mnie słychać. Proszę o odpowiedź – z radiotelefonu wydobył się dźwięk.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania