Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Genesis

“Gabriel spoczywał w medytacji w komnacie niebiańskiego pałacu.

 

Gdyby mierzono tu czas byłaby prawdopodobnie godzina, w której sklepy monopolowe łapały w żagle trzeci wiatr nocy. Drzwi załomotały, jakby ktoś próbował zapukać, ale z pewnych powodów uczynił to całym swoim ciałem.

 

Gabriel wzdrygnął się i wstając gwałtownie potknął się, mimowolnie nawiązując intymny kontakt z podłogą. Powstał z gracją ignorując niezręczne wydarzenie i udał się do drzwi. Gdy je otworzył zastał Szefa, który miał na twarzy uśmiech, zany jedynie pracownikom nocnych lokali.

 

-Co tym razem? – westchnął Gabriel.

 

-Po… – zaczął Szef i jakby próbował nauczyć się alfabetu od nowa

 

– ka… że… ci? – zamienił stwierdzenie w pytanie, po czym pociągnął z butelki, którą w niewyjaśniony sposób dobył z niezbyt nieskazitelnych szat.

 

Odwrócił się i zachęcająco skinął swą długą, siwą brodą zapraszając Gabriela do towarzystwa. I tak też ruszyli przez niebiański pałac.

 

-Rozmawialiśmy o tym… Sądzę, że nie powinieneś tyle pić. Masz wtedy… Pomysły… – oświadczył Gabriel tonem zmartwionego przyjaciela.

 

Siwy starzec zakołysał się.

 

-To będzie… – Starzec jakby znów przypominał sobie słowa – naprawdę dobre… – dokończył i wpadł na ścianę.

 

Gabriel westchnął i udał się za Starcem, który beztrosko szedł zygzakiem przez pałac.

 

Dotarli do wrót jego pracowni. Starzec odwrócił się do Gabriela i uśmiechnął się diabelsko. Otworzył mosiężne wrota i zgodnie z prawem grawitacji, które sam wymyślił, upadł twarzą na podłogę. Gabriel pomógł wstać swojemu mentorowi. Jego wzrok przykuły butelki walające się po podłodze. Po czym spojrzał na stół Stworzenia, gdzie Starzec realizował swoje pomysły i krzyknął. Rękoma zakrył oczy, przez co upuścił Starca, a ten znów zaliczył podłogę.

 

– Coś ty narobił !? – Zapytał z trwogą Gabriel

 

– To… to niegodne! – krzyknął.

 

– Wpadłem… na pomysł… na moje podobieństwo… – wybełkotał Starzec, częściowo do Gabriela, częściowo do podłogi.

 

Gabriel z drżącymi rękoma odsłonił oczy. Poczuł się dziwnie. Obserwował istotę leżącą na stole.

 

Wyglądała trochę jak On i Szef. Miała dłuższe włosy, ładniejszy nos, a ciało smuklejsze. Na torsie miała dwie wypukłości.

 

– Co to jest? – Zapytał Gabriel przerażony nowym pomysłem Szefa.

 

Starzec wstał chwiejnie i otrzepał się.

 

– Kobieta. – Oświadczył dumnie. – Po…Starzec przerwał i zwymiotował na podłogę- patrz…

 

Starzec skinął dłonią a istota się obudziła. Usiadła z gracją na stole i spojrzała pytająco na obecnych.

 

Gabriel przyjrzał się jej.

 

– Tyle razy ci mówiłem. Obiecałeś nie tworzyć Życia pod wpływem! Co to ma być? Dlaczego stworzyłeś coś na swoje podobieństwo? I dlaczego to… Ona? Ma te „rzeczy” na torsie? – Gabriel wyrzucił z siebie oburzony słowotok.

 

Starzec wyjął za sprawą cudu świeżą butelkę. Odkręcił korek i pociągnął mocno. Gabriel czuł się jakby patrzył na bluźnierstwo. Kobieta siedziała i patrzyła zaciekawiona na Anioła.

 

– To piersi. – oświadczył Starzec. – mają wiele funkcji – pociągnął kolejny łyk.

 

Kobieta wstała i znalazła nie otwartą butelkę, którą przeoczył Starzec. Otworzyła ją i pociągnęła łyk.

 

– Szybko się uczy. – Uśmiechnął się Stwórca.

 

Gabriel czuł, że nie powinien patrzyć na jej ciało i starał się odwracać wzrok.

 

– Czasem cię nie rozumiem – powiedział – dlaczego musisz ciągle coś wymyślać?

 

Starzec wyciągnął cygaro i je zapalił, zniknął w chmurze dymu.

 

Kobieta opróżniła butelkę i zachwiała się. Zachichotała i podniosła kolejną. Niestety czyniąc to nieświadomie wypięła się niechlubnie w stronę Gabriela. Anioł pobladł.

 

– Wielkie niebiosa ! – zawołał

 

– Nie, nie, już ci mówiłem… Pie… rsi… To nazwa robocza, ale też myślałem, żeby je powiększyć… – powiedziała postać w chmurze dymu.

 

– Co? Nie! Mówię o… tym… Między nogami! Zostawiłeś dziurę ty Stary głupcze! Zaraz się z tego… naczy… z niej? – Gabriel mimowolnie dopiął odwiecznego podziału – tak… Z niej! Wszystko się z niej wysypie!

 

Kobieta wyprostowała się i spojrzała dziwnie na Gabriela. Ten miał wrażeniem, że patrzy na połączenie najpiękniejszej gamy kolorów wszechświata i broni masowego rażenia.

 

Twarz Starca wyłoniła się z potężnej chmury cygarowego dymu. Z jakiegoś powodu nagle znalazły się na niej ciemne okulary i uśmiech przed którym zatrzymały się wszystkie gwiazdy. Zdzielił Gabriela otwartą dłonią.

 

Sam jesteś dziurą.

 

– To – starzec wskazał na krocze Kobiety – narzędzie ciepła, nadziei i miłości. Oni będą budować cywilizację, odkrywać światy i zabijać się w niezliczonych wojnach, byleby tylko zbliżyć do niego.

 

Gabriel roztarł uderzony policzek i zmarszczył brwi.

 

– Oni ? – zapytał z trwogą.

 

Starzec pstryknął palcami i obrócił się efektownie wskazując na drzwi w kącie pracowni. Przy okazji zaplątał się w swoją szatę, która delikatnie zajęła się od cygara.

 

– Chodź, pokażę ci. – Powiedział Starzec

 

Gabriel niechętnie ruszył do drzwi za nim. Usłyszał za sobą drobne kroki. Odwrócił się. Kobieta szła za nimi. Nadal dziwnie patrzyła na Gabriela przygryzając przy tym dolną wargę.

 

– O nie, nie, nie! – Rzekł Starzec – jeszcze nie pora. Zaczekaj tu.

 

Kobieta z grymasem rozczarowania usiadła na stole.

 

Gabriel zrozumiał, że ta noc „słabości” Szefa, będzie miała konsekwencję mierzone w mileniach. Drzwi się otworzyły.

 

Tę komnatę spowijał mrok. Przebijało się przez niego światło sączące się z małego pudełka na środku. Pudełko pokazywało obraz, jak grupa aniołów biega po trawiastym polu i kopię piłkę. Przed pudełkiem stała kanapa i drobna wydma z pustych butelek. Na kanapie siedział kolejny bluźnierczy twór. Był mniej smukły, bardziej kanciasty i włochaty. Podobnie jak Starzec sączył z butelki. Gabriel zbliżył się do niego, razem ze Starcem. Twór odwrócił się.

 

-Hej. – machnął ręką do Gabriela i Starca i powrócił do obserwowania aniołów na trawie.

 

Gabriel przyjrzał się tworowi. Miał dziurę w boku, która definitywnie nie była żadnym narządem, lecz świadectwem, że podczas pracy Starzec wpadł na nowy pomysł.

 

-Co… To? – Gabriel zapytał dusząc w sobie trwogę.

 

– Hmm… Nie mam jeszcze nazwy. Właściwie od tego zacząłem, miał być taki jak my, ale później znalazłem Tequillę. – powiedział Starzec surowym tonem.

 

Twór przełożył nogę na nogę odsłaniając swoje dolne rejony. Gabriel zemdlał. Starzec spojrzał na nieprzytomnego Gabriela i uniósł brwi.

 

– Dlatego jesteś abstynentem… – wymamrotał i usiadł obok swojego tworu.

 

– A ty… Słuchaj, będę szczery… W pokoju obok jest niesamowita istota. Żeby przeżyła, będzie wymagała twojego ciepła, miłości i… Zresztą sam do tego dojdziesz. Żebyś ty przeżył, potrzebujesz jej tak samo jak Ona ciebie. To będzie trudne. Nie będę kłamał, gdy zacząłem tworzyć ciebie, trochę się zdekoncentrowałem i zacząłem pracować nad Nią w pokoju obok, chciałem jeszcze cię dokończyć, ale widzę, że już wstałeś… Więc umówmy się, że weźmiesz to – starzec wskazał na liczne nie otwarte butelki – w ramach rekompensaty.

 

– Ok. – Twór odrzekł nie odwracając głowy od pudełka.

 

Starzec po raz pierwszy tej nocy zrozumiał, że może posunął się za daleko w poszukiwaniu swych następców. Wątpliwości zostały usypane na brzegu kanapy, a Starzec wciągnął je przez nos. “

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania