Ghul-cz.III
-Zapada zmrok. Musimy się zdrzemnąć i odpocząć. Wiem.
-Co? Gdzie? Co ty robisz?
- Chodź. Tu pod drzewo. Weź kilka gałęzi z liśćmi, żebyś miała miękko...i wygodnie.
- Dobranoc.
-Wiesz co. Niby jesteś taki twardy, waleczny, ale masz miękkie serce.
-Przestań. Śpij już.
-Nie, porozmawiaj ze mną.
-Nie ma o czym.
-Dlaczego tak wyglądasz?
-A jak mam wyglądać?
-No.. Tak jak ja?
-Śpij już.
-Odpowiedz.
-Jutro, a teraz już śpij.
Wczesnym rankiem wyruszyli w drogę. A Morgana znów zaczęła swoje pytania.
-To powiesz mi czemu tak wyglądasz? Czemu nie jesteś taki jak ja?
-Możesz zadawać inne pytania. Łatwiejsze.
-Powiedziałeś, że mi na nie odpowiesz dziś.
-Ale nie w tym momencie.
-A powiesz mi chociaż dokąd mnie zabierasz?
-Myślałem, że ci to wszystko jedno.
-Tak ale chcę być bezpieczna i wiedzieć gdzie mnie zabierasz.
-Do Roii.
-Co to za miejsce?
-Miejsce w którym będziesz bezpieczna.
-Ciężko jest się z tobą dogadać.
-Nie wiedziałem. Widzisz ten wodospad?
-Ta a co?
-Musimy się wspiąć w górę.
-A jak chcesz się tam wspiąć ?
-Po ścianie.
-Słucham?
-Hah. Żartowałem. Z boku w górę jest ścieżka, wystarczy, że do niej dojdziemy.
-To w drogę.
-Myślałem że chcesz tu zostać.
-Nie, wydawało ci się.
Ruszyli w ciąg dalszy wędrówki. Gdy szli, Morgana miała pełno myśli o Ghulu. Próbowała go zrozumieć i ustalić co już o nim wie.
(W myśli)
-Hm...Ciężko mi go zrozumieć, jest twardy z zewnątrz, w środku ma wrażliwe i miękkie serce. To dobrze, że chce mi pomóc, bez niego bym nie przeżyła w tym lesie. Dzięki niemu w ogóle żyję, jestem cała. Chcę mu zadać tyle pytań ale nie potrafię, trochę się go boję. Czemu on chodzi garbaty, co on ma na plecach, dlaczego ma takie owłosienie, z jakiego powodu zza uszu rosną mu rogi. Tyle tajemnic skrywa. Czy coś podpowiedzą mi jego oczy, są takie brązowe. I świecące w blasku słońca. Najbardziej ciekawią mnie jego plecy. Co to jest? Jakby słońce z promieniami. Z dziwnymi promieniami. To jest coś w rodzaju...
-O czym myślisz?
-Ja? Nie, o niczym.
-W co byłaś taka zapatrzona ?
-W twoje plecy.
-Myślisz jak mnie w nie zadźgać ?
-Nie zastanawiam się co na nich masz. Co to jest? Może o tym mi coś powiesz.
-To jest znamię.
-Jakie znamię ?
-Przeznaczenia.
-Jakiego znowu przeznaczenia?
-Tylko wybrani to mają.
-Czyli kto ?
-Tacy jak ja.
-Masz rodzinę?
-A skąd bym się wziął?
-No nie wiem.
-Masz matkę, ojca i młodszego brata.
- Gdzie oni są ?
- Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-To długa historia.
-Mamy dość dużo czasu.
- Ja go nie mam. Chcę się ciebie jak najszybciej pozbyć. Zaprowadzę cię do Roii i cię tam zostawię.
-Samą?
-Nie z krogulcami?
-Nie ma mowy.
-Hah.
-Znowu? Nie mam ochoty na żarty. I to takie.
-Jeszcze kawałek i będziemy u góry.
-Nareszcie. Nogi mi już odpadają.
-Ale to nie koniec wędrówki.
-Jak to?
-Bo tylko docieramy na szczyt a nie do Roii.
-Daleko jeszcze?
-Do Roii?
-Tak.
-No trochę.
-Widzisz te drzewo.
-No trudno go nie widzieć.
-Trzeba po nim się przedostać na tamten brzeg.
-Żartujesz sobie?
-Tym razem nie.
-Kto pierwszy?
-Ty.
-Ja?
-No będę cię pilnować byś się nie ześliznęła.
-To chodźmy.
Komentarze (4)
Nie wiem, jak powinnam to ocenić, Snapi, bo nie wiem, czy to mialo być opowiadanie, czy ....jakiś scenariusz(sztuka teatralna?), chociaż wątpie w to.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania