głuche rozstanie

Godzina mija po godzinie

Szybko jak slajdy z prezentacji z angola

Która trwała za długo

Kolejny dzień

Pracowity

Spędzony w bibliotece uczelni

 

Pamiętam ich twarze, jakby

Ulepione z gliny

Głosy ich rozbrzmiewają jak lawina

Rozbijająca się o strome stoki

Lecz to idea w mojej głowie

Oni są tylko moim rysunkiem tego

Co było

 

Czy nasza więź przetrwa w szczelinach

Mojego umysłu?

Czy jest prawdziwa, jeśli jest tylko

Wspomnieniem?

Wskazówka zegara staje się coraz cięższa

Jej jednostajne uderzenia bolą coraz mocniej

Napięte chrząstki utrzymujące

Moje jestestwo zaraz pękną

Pod wagą obowiązku

 

Pluję na mojego ciemiężce

Nie chcę umrzeć w samotności

Mojej świadomości

Wypłynę

Przebiję lód, który osiadł na moim morzu

Niech fala raz jeszcze zagrzmi

I porwie sieci jesiennego letargu

 

Niech woda się burzy

Ja na niej wyrosnę

Niby jenerał legionów

I odbiję to, co kiedyś nazywałem domem

Jak sen ciężką pracą

przekułem w swe jarzmo

Tak i te zjawy ucieleśnię, oddam im mowę

Już czas, nie patrz za siebie

A jeszcze dzisiaj będziesz w niebie

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania