Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Gniew Wampira

1

Obudziłem się na ławce. W parku. Spojrzałem na zegarek. Widniała na nim siódma rano. Czułem się jakoś inaczej. Było mi dobrze. Ani depresji, ani kaca. Wszystko, co złe jakby odeszło. Zostało w tyle. Wstałem z ławki. Przeszedłem jakieś dziewięć metrów. Stanąłem przy kałuży. Spojrzałem w nią. Wyglądałem dziwnie. Lepiej. Wypoczęty. Wyspany. Gotów by żyć? Zaniepokoiły mnie dwie okrągłe ranki po lewej stronie szyi. Czy przeszedłem coś w rodzaju śmiertelnej metamorfozy? Czy stałem się wampirem? Nie musiałem się długo zastanawiać. Odpowiedź mogła być tylko jedna: tak. W moich żyłach krążyła czarna, lodowata krew. Rozsmakowałem się w śmierci w ekspresowym tempie. Problemy przestały istnieć.

2

Choć było widno, moje wampiryczne ciało bardzo dobrze to znosiło. Posiadało odporność na promienie słońca. Czułem się tak cudownie. Myślałem o świeżej krwi. Myślałem o ofiarach. Moje sumienie jednak nie pozwalało mi na to bym uśmiercał ludzi. By temu zaradzić wpadłem na pewien pomysł. Sok z czerwonych buraków. Tak. To było to, czego potrzebowałem.

3

Poszedłem dalej szybkim krokiem. Znajdowałem się na obrzeżach miasta. Wiedziałem, że w pobliżu znajduje się tylko jeden sklep. A dokładniej, sklep spożywczo - warzywny. Był tuż za rokiem ulicy, którą podążałem.

4

Kiedy otworzyłem sklepowe drzwi w pomieszczeniu znajdowały się trzy osoby. Dwie ekspedientki oraz młody mężczyzna. Mój nowy sokoli wzrok momentalnie wypatrzył dwie półki z sokami. Soki stojące w kartonach miały szeroki wachlarz smakowy jednak nie widziałem by pośród nich znajdował się ten, którego pragnąłem. Pomimo tego zacząłem wsłuchiwać się w rozmowę śmiertelników.

- Pani Jadziu. Moja mama nie żyje, a ja mogę

się teraz w pełni poświęcić pracy. Jeśli nie

znalazła pani nikogo na moje miejsce to ja

jestem jak najbardziej chętny. Bardzo zależy mi

na tej pracy. Muszę zacząć życie od nowa.

Jestem spłukany. Bardzo potrzebne mi są

pieniądze.

- Nie! Nie szukam pracownika. Ta oferta pracy

w naszym sklepie jest nieaktualna. Niech pan

idzie gdzie indziej. I to na tyle. Nie mam więcej

dla pana czasu. Obowiązki są obowiązkami.

Żegnam.

- Ale niech mi pani da szansę, nie będzie pani

żałować...

- Żegnam pana!

Twarz mężczyzny przybrała jeszcze smutniejszy wyraz. Było mi go żal. Takie właśnie mamy czasy. Ludzie zamiast sobie pomagać kopią pod sobą dołki, wiec może narodzenie się dla ciemności to jedyne wyjście z sytuacji.

5

- Jadzia, czemu go spławiłaś? Przecież wiesz, że

mógłby nam bardzo pomóc - powiedziała druga z

kobiet.

- Ten wieśniak od razu mi się nie podobał. Miał u

nas pracę, a mimo to, co drugi dzień brał wolne.

Nie lubię gnoja.

- Powinnaś być bardziej wyrozumiała. Pewnie

opiekował się matką. Dlatego brał wolne. Myślę, że

Teraz byłby sumiennym pracownikiem. Mogłaś go

zatrudnić....

- Nie! Koniec tematu - pani Jadwiga wypowiadając

te słowa wyszła na zaplecze.

6

Na sklepie pozostała druga kobieta. Zwróciłem się do niej z pytaniem o mój magiczny, życiodajny sok z czerwonych buraków.

- Nie. Niestety nie mamy na stanie tego produktu, a

w okolicy nie ma drugiego sklepu o podobnym

asortymencie. Jedyne, co mogę panu poradzić to

proszę iść trzy przecznice dalej na zachód.

Tam jest hurtownia, w której z pewnością nabędzie

pan owy sok.

- Dziękuję pani i życzę miłego dnia.

- Wzajemnie - odpowiedziała kobieta.

7

Hurtownia i jej magazyny okazały się być tym, o czym myślałem. Poprosiłem o sprzedaż detaliczną. Nie było problemu. Nabyłem życiodajny, śmiertelny napój. Wychodząc z budynku spostrzegłem dwóch pracowników magazynowych. Byli mocno spięci. Cicho szeptali. Ja jednak idealnie słyszałem ich głosy. W końcu byłem wampirem.

- Słuchaj Robert. Ktoś mi powiedział, że obserwuje

cię kierownik. Tu wszędzie są kamery. Jak już

musisz się ochrzaniać to rób to z głową. Oni

wszystko widzą na tych jebanych kamerach.

- Spoko Jacek. Wiem, o co biega. Daję ci słowo, że

się poprawię. Jedno wiem na pewno.

Jak się przyjmowałem to mówili, że te kamery

są tylko po to by chronić firmę przed złodziejami.

Blef. Jak mogłem być taki głupi?

Słysząc ten dialog przypomniała mi się firma, w której dawno temu pracowałem. Sytuacja była podobna. Teraz miałem w dłoniach mój wampiryczny nektar i tylko to się liczyło.

8

Szedłem dalej przez miasto. Mijałem piękne kobiety. Mijałem piękne wozy. Ale to nie miało większego znaczenia. Jako śmiertelnik uwielbiałem ostrą szamę. Pomyślałem, iż, mógłbym zaostrzyć mój specyfik. Potrzebowałem pieprzu bądź sproszkowanej, czerwonej papryki. Będąc bliżej centrum dojrzałem Żabkę. Sklep był całkiem dobrze zaopatrzony. Zdecydowałem się na paprykę. Przede mną w kolejce stała starsza kobieta oraz wysoki mężczyzna w średnim wieku.

- No dobrze. Co my tu mamy? Biała czekolada i dwa

batony - powiedziała ekspedientka i jednocześnie

pewnie kierowniczka sklepu.

- A musi pani brać tę białą czekoladę? Tak pani

smakuje? Co? Mówię coś! - grzmiał oburzony

kawaler.

- Słucham pana!? O co chodzi? Co ma pan do białej

czekolady i jakim prawem? - krzyczała

zdegustowana staruszka.

- No dobra. Już dobrze. Coś mi się powaliło.

Przepraszam. Niech się pani nie gniewa. Wy

wszyscy jebani artyści. Oglądacie się za siebie

nie wiedząc, że patrzenie w przeszłość

to cierpienie. Nie ma ukojenia na tym świecie.

To wszystko nie ma sensu - krzyczał

niezrównoważony mężczyzna.

- Skończył pan!?

- Tak! Możliwe. Wszystko jest możliwe...

9

Kupiłem paprykę. Wsypałem sporą ilość do kartonu, po czym mocno wstrząsnąłem. Napiłem się. Zajzajer okazał się wyśmienity. Tego było mi trzeba. Nie wiedząc, czemu podążyłem w dalszą drogę. Tak naprawdę bez celu. Udałem się do parku, w którym się obudziłem. Na jednej z ławek przesiadywał młodzieniec. Mógł mieć jakieś dwadzieścia trzy lata. Coś bardzo go gnębiło.

- Mogę się przysiąść? - grzecznie spytałem.

- Tak proszę. Przyda mi się towarzystwo.

Czytałem w jego myślach. Miał spore kłopoty natury sercowej i egzystencjonalnej.

- Młody człowieku, wiem, dlaczego jesteś taki smutny.

I wiem, że nie powinieneś się tak smucić. Myślisz, że

jesteś śmieciem. To nie jest prawda. Dla mnie już

jesteś artystą. Wciągu następnych lat tylko

To potwierdzisz.

- Nie! Jestem nikim! - ryknął młody człowiek.

- Pamiętaj. Liczy się to, co w sobie nosisz.

Pieniądze to nie wszystko.

- Dziewczyna, która mi się bardzo podoba ma na

ten temat inne zdanie. To mnie przytłacza i

przerasta. Oni wszyscy! Ten cały artystyczny syf!

- Możesz mi wierzyć bądź nie! Widzę przyszłość a,

w niej ciebie jako spełnionego artystę i człowieka.

Ona nie jest ciebie warta. Dobrze wiesz o tym.

Przecież sam nazywasz ją " przećpaną kurwą".

Nie staczaj się. To nie ma sensu. 12 Października

2019 roku zobaczysz kogoś ekstra. No dobrze!

Mam nadzieję, że tymi słowami ci pomogłem.

I że, przestaniesz się zadręczać. Trzymaj się.

Żyj póki możesz - wstałem z ławki i oddaliłem się

od młodzieńca.

10

Idąc dalej parkowym chodnikiem minąłem się z otyłym człowiekiem odzianym w charakterystyczną , czarną koszulkę z nadrukiem " X - Files ". Grubas popatrzył na mnie z ogromną nienawiścią. Wiedział, kim jestem. Przeczytałem jego myśli. Był kapłanem. Kapłani wyczuwają wampiryzm niczym osy cukier. Ale to nic. Posuwałem się naprzód. Dochodząc do skraju parku postanowiłem, że pójdę dalej na dworzec autobusowy. Chciałem popatrzeć na podróżnych. Zauważyłem średniego wzrostu niechluja. Był mocno podenerwowany i stwarzał wrażenie osoby opętanej przez demona. Zaczepił niską blondynkę.

- Słuchaj paniusiu. Może mogłabyś mnie poratować

drobnymi? Chociaż 70 złotych. Co ty na to?

- Spadaj człowieku. Nic ci się nie należy. Próbuj

dalej.

- Mówi pani poważnie?

- Tak. Niech pan próbuje!

Obserwując całe zajście stwierdziłem, iż niechluj to psychopata i ma na sumieniu nie jedną dobrą duszę. Zacząłem go śledzić. Wszedł w podwórko i dalej na jedną z klatek schodowych. Zrobił to bez trudu gdyż przy drzwiach wejściowych nie było domofonu. Im dłużej szedłem za złoczyńcą tym bardziej czytałem jego myśli. Miałem nie zabijać. Miałem pić sok z buraków. Doszedłem do wniosku, iż, ten wykolejeniec, świr i złodziej musi dostać to, na co zasłużył. Zbieg okoliczności był oczywisty. Chłopak z ławki w parku to jego znajomy, którego w czasach liceum gnoił i terroryzował. Psychopata musiał zginąć. Musiałem pozbawić go życia. Chwast to zawsze chwast. Wchodził po schodach. Ja po cichu za nim. Gdy znalazł się na pierwszym piętrze zwróciłem się do szmaty.

- Skrzywdziłeś wielu ludzi. A ja wykonam na tobie

wyrok.

Błyskawicznie dopadłem jego szyi. Wgryzłem się w jego ciało. Pozbawiłem go siły. Zaczął umierać.

- Dlaczego? A skoro tak, to ochrzcij mnie swą krwią.

- Nigdy! Ja jestem dzieckiem nocy. Ty nim nie

będziesz. Umieraj i smaż się w piekle. Tam

twoje miejsce.

Skonał, a ja pozostawiłem martwe ciało na klatce. To była jedyna egzekucja, jaką przeprowadziłem. Założyłem sobie, że inni złoczyńcy to już nie moja sprawa. Istnieje wiele wampirów w moim mieście. Są lepszymi katami ode mnie. Mnie wystarczy sok z czerwonych buraków. Oczywiście z domieszką sproszkowanej, czerwonej papryki...

17 Kwiecień 2025

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania