Gorączka Połogowa [Anna leżała w szpitalnym łóżku, otoczona białymi ścianami i maszynami. Czuła się słaba i gorąca. Miała gorączkę połogową - stan zapalny macicy po porodzie. Lekarze mówili, że to niebezpieczne]
Anna leżała w szpitalnym łóżku, otoczona białymi ścianami i maszynami. Czuła się słaba i gorąca. Miała gorączkę połogową - stan zapalny macicy po porodzie. Lekarze mówili, że to niebezpieczne i że musi brać antybiotyki.
Ale Anna nie myślała o sobie. Myślała o swoim synku, który leżał w inkubatorze na oddziale neonatologicznym. Urodził się za wcześnie i ważył zaledwie półtora kilograma. Anna widziała go tylko przez szybę, nie mogła go dotknąć ani przytulić. Nie wiedziała, czy przeżyje.
Anna płakała i modliła się o cud. Chciała być silna dla swojego dziecka, ale czuła się bezradna i samotna. Jej mąż był w pracy, a rodzina mieszkała daleko. Nikt nie odwiedzał jej w szpitalu.
Wtedy do jej pokoju wszedł ktoś nieznajomy. Był to młody ksiądz o łagodnym spojrzeniu i uśmiechu. Przedstawił się jako ojciec Marek i powiedział, że jest kapelanem szpitalnym. Zapytał Annę, czy może z nią porozmawiać.
Anna poczuła ulgę i wdzięczność. Zgodziła się na rozmowę i opowiedziała księdzu o swojej sytuacji. Ojciec Marek wysłuchał jej z uwagą i współczuciem. Nie oceniał jej ani nie pouczał. Powiedział jej, że Bóg ją kocha i że jest z nią w jej cierpieniu. Zapewnił ją, że modli się za nią i za jej synka.
Ojciec Marek poprosił Annę, czy może się z nią pomodlić. Anna przytaknęła i chwyciła jego dłoń. Oboje zamknęli oczy i zaczęli odmawiać Ojcze nasz. Anna poczuła spokój i nadzieję w sercu. Poczuła, że nie jest sama.
Ojciec Marek obiecał Annę odwiedzać codziennie, dopóki będzie w szpitalu. Anna podziękowała mu za jego obecność i wsparcie. Powiedziała mu, że jest dla niej jak anioł stróż.
Ojciec Marek uśmiechnął się i pobłogosławił ją znakiem krzyża. Powiedział jej, że jest dla niego jak siostra w wierze.
Oboje spojrzeli sobie w oczy i poczuli coś więcej niż przyjaźń.
Ojciec Marek i Anna zaczęli się spotykać codziennie w szpitalu. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Śmiali się i płakali. Dzielili się swoimi marzeniami i obawami. Zaufali sobie i polubili się.
Anna czuła się lepiej dzięki antybiotykom i opiece lekarzy. Jej gorączka spadła i jej stan się poprawił. Ale nadal nie mogła zobaczyć swojego synka. Lekarze mówili, że musi poczekać, aż będzie wystarczająco silny.
Ojciec Marek był jej jedynym pocieszeniem. Przychodził do niej z kwiatami i książkami. Czytał jej fragmenty Biblii i innych dzieł literackich. Grał dla niej na gitarze i śpiewał jej piosenki. Modlił się z nią i za nią.
Anna zakochała się w nim bez pamięci. Ojciec Marek też ją kochał, choć nie mógł tego wyznać. Był księdzem i złożył śluby czystości. Nie mógł porzucić swojego powołania dla kobiety.
Ale miłość była silniejsza niż rozum. Pewnego dnia, gdy byli sami w pokoju Anny, nie wytrzymali napięcia. Przytulili się do siebie i pocałowali namiętnie.
Był to pierwszy i ostatni raz.
Po tym, co się stało, ojciec Marek i Anna poczuli się winni i zawstydzeni. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Oboje żałowali swojego czynu, ale nie mogli zapomnieć o swoich uczuciach.
Ojciec Marek postanowił się wycofać. Powiedział Annie, że nie może jej więcej widywać. Powiedział jej, że to był błąd i że musi się spowiadać. Powiedział jej, że ją przeprasza i że ją szanuje.
Anna była zrozpaczona. Nie chciała stracić ojca Marka. Nie chciała żyć bez niego. Błagała go, żeby został z nią. Błagała go, żeby porzucił kapłaństwo dla niej.
Ale ojciec Marek był nieugięty. Powiedział jej, że to niemożliwe. Powiedział jej, że to grzech i że musi być wierny Bogu. Powiedział jej, że to koniec i że musi odejść.
Anna płakała i krzyczała. Nie chciała go puścić. Chwyciła go za rękę i próbowała go zatrzymać.
Ale ojciec Marek się uwolnił i wyszedł z pokoju.
Anna została sama ze swoim bólem i rozpaczą.
Anna urodziła swoje dziecko po kilku tygodniach. Był to chłopiec o imieniu Adam. Był zdrowy i silny. Anna była szczęśliwa i dumna ze swojego synka.
Ale nie zapomniała o ojcu Marku. Nadal go kochała i tęskniła za nim. Nie wiedziała, co się z nim stało. Nie wiedziała, czy on ją pamięta i czy on ją kocha.
Ojciec Marek też nie zapomniał o Annie. Nadal ją kochał i tęsknił za nią. Ale nie mógł się z nią skontaktować. Nie mógł jej powiedzieć, że żałuje i że chce być z nią.
Ojciec Marek został przeniesiony do innego szpitala. Tam kontynuował swoją posługę jako kapelan. Starał się być dobrym księdzem i służyć Bogu. Ale nie był szczęśliwy.
Anna i ojciec Marek nigdy się nie spotkali ponownie.
Ale ich miłość nie umarła.
Żyła w ich sercach i w ich wspomnieniach.
Żyła w ich dziecku.
Lata później, Adam dorósł i został lekarzem. Pracował w tym samym szpitalu, w którym się urodził. Nie wiedział nic o swoim ojcu. Myślał, że zginął w wypadku.
Pewnego dnia, Adam miał dyżur na oddziale neonatologicznym. Tam zobaczył starszego księdza, który leżał w inkubatorze. Był to ojciec Marek. Miał zawał serca i był w stanie krytycznym.
Adam nie rozpoznał go. Nie wiedział, że to jego ojciec. Ale poczuł do niego sympatię i zainteresowanie. Zapytał pielęgniarkę, kim jest ten ksiądz.
Pielęgniarka powiedziała mu, że to ojciec Marek i że jest kapelanem szpitalnym. Powiedziała mu, że to on ochrzcił Adama, gdy był mały. Powiedziała mu, że to on był przyjacielem jego matki, gdy była chora.
Adam był zdziwiony i wzruszony. Nie wiedział, że ten ksiądz miał taki wpływ na jego życie. Zapytał pielęgniarkę, czy może się z nim pomodlić.
Pielęgniarka zgodziła się i zostawiła ich samych.
Adam podszedł do inkubatora i spojrzał na ojca Marka. Zobaczył jego twarz i poczuł dziwne podobieństwo. Zobaczył jego oczy i poczuł dziwną więź.
Adam nieświadomie dotknął dłoni ojca Marka i zaczął się modlić.
Ojciec Marek otworzył oczy i spojrzał na Adama. Zobaczył jego twarz i poczuł niesamowite zdumienie. Zobaczył jego oczy i poczuł niesamowitą miłość.
Ojciec Marek uśmiechnął się słabo i wyszeptał:
Synu…
Adam nie zrozumiał tych słów. Nie wiedział, co one znaczą.
Ale poczuł coś głębokiego i prawdziwego.
Poczuł coś, co łączyło go z tym księdzem.
Poczuł coś, co łączyło go z jego matką.
Poczuł coś, co łączyło go z Bogiem.
Komentarze (3)
Żadnego.
Tym bardziej, że na początku jest ta sama treść.
Ale masz dobry argument, więc zostaw, jak jest.
Może trafisz do Księgi Guinnessa...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania