Gracz mimo woli
Do gry nie chcieli mnie zaprosić, to co miałem robić?
Zjadłem za trzech, przeczytałem wszystkie egzemplarze “Reader's Digest”, przeskanowałem czterotomową encyklopedię technologii morskiej: tam, z powrotem, diagonalnie. Obejrzałem po raz nie wiadomo który „Łowców jeleni” oraz film Agnieszki Holland o zabijaniu księdza. Czemu tych filmów nie pokazywali w polskiej telewizji? Co do księdza, to nie powinien był tam jechać. Dostał wyraźne ostrzeżenie. Gdyby posłuchał, żyłby do dziś, pisałby blogi, tysiące ludzi czytałoby jego wpisy…
— Zagrasz?
Jedno słowo i od razu kłopot, bo należy je wymówić jak tutejsi: nie za ciężko i obraźliwie co Niemiec, a już broń boże nie z gejowskim akcentem Francuza.
— Zagrasz? — powtórzyłem, a mimo to patrzył na mnie, jak na przybysza z obcej planety.
— Ty z tym… no, jak mu tam… Zene'k, to po jakiemu gadacie?
„Zene'k” to mój kolega, który mógł mnie świetnie zrozumieć po polsku, a nawet bez słów, ale słuchający sądzili, że naśladujemy szczebiot egzotycznych ptaków.
Ptaki w szachy nie grają, dlatego pozostawała mi rola kibica. Szkolne ruchy, żadnej inwencji, unikają ryzyka. Ciekawe czy w życiu też są tacy ostrożni? Szkot-Albinos ma przewagę ruchu, bo gra białymi, ale na co mu ta przewaga? I tak nie potrafi jej wykorzystać. Pochodzi ze strefy Euro, ekonomicznie co najmniej dwadzieścia lat do przodu, ale na światowca nie wygląda. Postawić pionka na e4, to tak jakby randkę zacząć od słów: „Ładna dziś pogoda”. No, ale przynajmniej ma za sobą pierwszy ruch. Teraz niech przeciwnik łamie sobie głowę, żeby nie wyszło głupio. Czarnymi dowodzi pierwszy mechanik, wiekowy gość, dlatego trzymają go w załodze, choć jest zupełnie bezużyteczny. Zwolnić takiego dwa lata przed emeryturą to wyrok śmierci, albo jeszcze gorzej: wyrok życia na państwowej zapomodze. Posuwa gońca na pole c5. Plan grubymi nićmi szyty, zamiar jasny, jak słońce na bezchmurnym niebie, a jednak Szkot-Albinos nie zwietrzył podstępu i komenderuje swoich żołnierzy w sam środek zasadzki. Mnie już trudno dłużej trzymać język za zębami, żeby nie krzyknąć:
— Chroń króla!
Król jest najważniejszy, choć nic nie robi. Ale musi królować. Bez niego nie ma gry. Polska miała wielu królów, ale nie było komu ich bronić.
Po kilku szybkich rozgrywkach Pierwszemu zesztywniały stawy od ślęczenia nad szachownicą. Ostrzegłem go, że jeśli natychmiast nie wstanie od stołu, to mu ta sztywność zostanie na stałe i dopiero wtedy wyraził zgodę, żebym usiadł na jego miejscu. Przeciwnik wprawdzie słaby, ale niechybnie wymyśli kilka pomysłowych zagrań, zanim zawołają nas do wyciągania sieci. Podstawiałem pionki, zabierałem figury, a on grał, jakby takie zamiany były mu na rękę. Cieszył go widok kilku pobitych szeregowców, podczas gdy po mojej stronie szachownicy stała wzięta do niewoli cała jego armia.
— Masz ochotę na rewanż? — pytałem w nadziei, że pragnienie zemsty zmotywuje go do lepszej gry. — Jeszcze jedną partyjkę przed zakończeniem wachty?
Pomimo uporczywych nalegań, Szkot-Albinos stracił ochotę do dalszej gry.
— Neigh… Ty, Pole zrozum… Ja lubię grać z Pierwszym. On zna moje ruchy, ja jego. Żadnych niespodzianek, relaksująca gra, zasłużony odpoczynek po pracy. A z tobą same problemy: muszę główkować, co tam znowu kombinujesz, a gdy nawet odgadnę, zaraz wymyślasz coś nowego. Daj żyć; idź graj z Zene’k, albo oglądaj filmy.
Znowu śledziłem losy łowców jeleni, aż do momentu kiedy ostatni z myśliwych wycelował lufę w byka o potężnym porożu. Zwierzę zamarło w bezruchu i obserwowało człowieka łagodnym wzrokiem. Myśliwy stał chwilę gotów do strzału, lecz nie pociągnął za spust, bo miał już dosyć zabijania. Musiał sporo wycierpieć, zanim to zrozumiał. Kucharz usmażył mi na obiad rybę, którą wyłowiłem z basenu pod pokładem: dużą flądrę, wiele lat wałkowaną głębinami, dopóki nie wylądowała na moim talerzu. Spałaszowałem ją do ostatniego kęsa, bo to grzech zmarnować zdobycz, którą zwykle wyrzucaliśmy za burtę. To nieprawda, że na morzu ryby wychodzą bokiem. Jutro zjem następną, pojutrze jeszcze jedną. Życie na statku jest proste, nie zmusza do zadawania pytań: Co będę robić dzisiaj? To samo co wczoraj. Na statku dom i praca oznaczają to samo. Z koi do kantyny, z kantyny na pokład, po sześciu godzinach na dół do przetwórni i tak w kółko. Nie ma tutaj lepszych, ani gorszych. Każdemu morze sprawiedliwe przynosi to samo. Nie myślałem co będzie, akceptowałem co jest, robiłem zadowoloną minę, na przekór sobie.
Komentarze (19)
Bardzo fajny kawałek, wciąga jak trąba powietrzna ? ?
Liczba słownie
Znakomite morskie opowieści. I to tłumaczenie Szkota, czemu woli grać z pierwszym. Kwintesencja postawy inżyniera Mamonia z Rejsu, który lubił tylko te piosenki, które już kiedyś słyszał. Przywołanie Łowcy Jeleni też trafne.
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
Cieszy mnie, że wygrzebujesz starocie z archiwum zanim je przerobią na papier toaletowy, do czego zresztą świetnie się nadają.
Flądry różne smaki mają, tak samo jak wszystkie inne potrawy, zależnie od pory roku, klimatu, ekosystemu, ta o której pisałem była smaczniejsza niż wszystkie szczupaki, łososie i węgorze świata, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
Z Twojego (może wolisz, żebym się zwracał: Z Pańskiego?) życiorysu wynika, że jesteś twardzielem, któremu żadne TWA nie podskoczy. Psy szczekają, karawana idzie dalej.
Bardzo dziękuję za zaproszenie. Na razie nie musisz się obawiać moich odwiedzin ponieważ mój okręt stoi na kotwicy dość daleko: 33°52'S / 151°12'E. Ale gdy tylko złapię pomyślny wiatr i pożegluję Wisłą, być może złożę Ci wizytę, oczywiście nie z pustymi rękami.
W Twoją ulubioną grę nie grałem, ale od kolegów wiem, że cieszy się dobrą opinią. Kiedyś grałem w 'Cossacks — Back To War' i 'World of Tanks', budowałem wirtualne linie kolejowe w 'Trainz Railroad Simulator 2004', 'Trainz Classics', ale ostatnio mało czasu poświęcam grom, gdyż doszedłem do wniosku, że granie jest również gonitwą za wiatrem i nie przynosi żadnego pożytku.
Miło mi prowadzić konwersację z tak ciekawą osobą, ślę pozdrowienia i czekam na Twoje kolejne publikacje :)
Łukasz Jasiński
W drugim wątku opiszę moją szkołę: przedszkole na Zwierzynieckiej, zerówka na Zwierzynieckiej, przedszkole na Zwierzynieckiej, podstawówka na Zwierzynieckiej, szkółka religijna na Czerniakowskiej, podstawówka na Zakroczymskiej, podstawówka na Mieszka I, podstawówka na Zakroczymskiej, podstawówka na Grzybowskiej, podstawówka na Zakroczymskiej, szkółka religijna na Zakroczymskiej, liceum na Łuckiej i matura na Okopowej.
Na zakończenie dodam: na świat przyszedłem - Madalińskiego i od samych urodzin do dwutysięcznego siedemnastego roku mieszkałem na Czerniakowskiej, otóż to: Kopiec Powstania Warszawskiego, parafia rzymskokatolicka świętego Stefana, Biuro Ochrony Rządu (teraz: Służba Ochrony Państwa), komisariat na Podchorążych, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, siedziba "Gazety Wyborczej" na Czerskiej, szpital Czerniakowski, koszary wojskowe, stadion Legii Warszawa, centrum handlowe "Panorama", Jeziorko Czerniakowskie, OPS na Sieleckiej i Iwickiej, biblioteka na Czerniakowskiej, ambasada Federacji Rosyjskiej, siedziba Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na Rakowieckiej, siedziba Sztabu Generalnego Wojska Polskiego na Rakowieckiej, Wyższa Szkoła Handlowa na Niepodległości, restauracja "Tel Aviva", restauracja "Roma" i bard Stanisław Grzesiuk - to moje życie, jednocześnie: chodziłem do Szkolnego Klubu Sportowego na Zwierzynieckiej - warszawska Straż Miejska nauczyła mnie samoobrony, natomiast: na strzelnicy siekierkowskiej (teraz jest tutaj Trasa Siekierkowska) - Żandarmeria Wojskowa nauczyła mnie sztuki walki - BAS-u.
Łukasz Jasiński
No, zabiło serducho kiedy to czytałem, bo Czerniakowska, Sielecka to moje rewiry. Po Jeziorku Czerniakowskim latem pływałem kajakiem, zimą jeździłem na łyżwach. W szpitalu na Madalińskiego urodzili się moi bracia bliźniacy — jeden przeżył tydzień, drugi tylko dwa dni, do dziś nie lubię tego miejsca, kojarzy mi się jedynie z prosektorium.
Może zamiast komentarza powinieneś napisać autobiografię? Masz świeży, porywający styl, na pewno się spodoba :)
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
z czterdziestu lat zleciałbym do dziecięciu lat, musiałbym zaczynać wszystko od nowa: naukę mowy, naukę pisania i naukę czytania - to nic innego jak robienie wody z mózgu, podobnie mają osoby niewidzące: dzięki implantom - zaczynają wszystko od nowa - zaczynają od nowa poznawać rzeczy, które wcześniej poznawali za pośrednictwem dotyku.
Łukasz Jasiński
Rozumiem, dziękuję za obszerne wyjaśnienie ?
To jedno z pierwszych opowiadań, a komentarz zachęcił mnie do edycji i kilku poprawek w wolnej chwili.
Co do fabuły — nie lubię zmyślać i opisuję autentyczne zdarzenia, a na statku życie mało urozmaicone: osiem godzin na pokładzie, tyle samo w przetwórni pod pokładem, reszta na sen. Mimo to uważam łowienie ryb za najlepsze zajęcie w życiu.
Dziękuję za przeczytanie i komentarz. 🙏
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania