Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Granica Światła

Rozdział I – Granica

Nie miałem już siły. Nie było światła, nie było jutra. Tylko bezdenna ciemność i głuchy głos w głowie powtarzający: „Nie warto. Po prostu przestań.”

Zebrałem wszystkie tabletki, które miałem – ponad sto psychotropów – i popiłem je alkoholem. Każdy łyk był jak ostatni krok do ciszy. Do końca. Nie chciałem już czuć niczego – ani bólu, ani litości, ani strachu. Tylko spokój.

Okaleczyłem się. A potem poszedłem na wiadukt.

Tamten moment pamiętam jak przez mgłę – i jednocześnie z przerażającą wyrazistością. Noc. Światła latarni. Chłód betonu pod stopami. I myśl: „To już.”

Zamknąłem oczy. I wtedy ktoś mnie złapał.

Silne ręce. Krzyk. Sygnały. Chaos. Nie wiem, jak długo to trwało. Wiem tylko, że w ostatniej chwili strażak sięgnął po mnie i nie pozwolił skoczyć. Zatrzymał mnie na granicy niebytu.

Obudziłem się w szpitalu – na toksykologii. Ledwo żywy. Zatruty lekami, rozbity emocjonalnie. Przez kilka dni leżałem jak roślina, półprzytomny. Czas płynął jak gęsty syrop. Mówili coś do mnie, ale nic nie docierało.

Potem przewieźli mnie na oddział zamknięty psychiatrii. Kolejny raz.

Było ciężko. Mój organizm dalej walczył z toksynami. Dostałem leki uspokajające. Byłem otępiały, zagubiony, wyczerpany. Nie chciałem mówić. Nie chciałem nikogo słuchać.

Wstawałem tylko po to, żeby wziąć prysznic. Później uciekałem – w książki, w rozmowy z pacjentami, w cokolwiek, co pozwalało zapomnieć. Miałem tam jednego zaufanego kolegę. Tylko on rozumiał mój milczący bunt.

Nie ufałem nikomu. A już na pewno nie terapeutom.

Myślałem wtedy, że to koniec. Że nic się już nie wydarzy. Że życie po prostu będzie takie – nijakie, bezbarwne, puste.

I wtedy… pojawiła się ona.

Rozdział II – Pierwsze Spotkanie

Była jak zjawisko – cicha, delikatna, z pozoru nieosiągalna. Siedziała na łóżku w korytarzu, przyklejona do ściany jak cień, a jej oczy były pełne smutku. Płakała.

Poczułem, jak moje serce reaguje, choć nie chciałem tego czuć. Zdecydowanie nie chciałem, ale to było silniejsze ode mnie. Z każdym krokiem zbliżałem się do niej, mój umysł krzyczał: „Nie rób tego, to nie jest twoja sprawa.” Ale coś innego pchało mnie naprzód. Chciałem pomóc, nie wiedziałem dlaczego, ale musiałem.

Podszedłem do niej powoli, starając się nie przestraszyć. W końcu powiedziałem cicho:

– Nie płacz. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, pomogę ci we wszystkim.

To były zwykłe słowa. Ale w tamtym momencie miały w sobie coś, czego nie potrafiłem zrozumieć. Moje serce biło mocniej, a ręce lekko się trzęsły, jakbym miał coś ważnego do powiedzenia. Kiedy patrzyła na mnie tymi smutnymi oczami, poczułem, że nie mogę jej zostawić. Była w takiej samej pułapce jak ja – w tym szpitalu, w tej dziwnej rzeczywistości, gdzie nikt nie mógł naprawdę pomóc.

Zaczęliśmy rozmawiać. Właściwie to ja mówiłem więcej. O szpitalu, o zasadach, które trzeba znać, o tym, jak przetrwać, gdy wszystko cię przytłacza. Tłumaczyłem jej, jak się tu odnaleźć, bo ja już byłem starym wyjadaczem w tym miejscu. To był mój kolejny pobyt. Ona dopiero co trafiła do tego świata. Byłem dla niej kimś, kto wiedział, czego się spodziewać, a ona była nowa, zdezorientowana.

Z dnia na dzień spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Ja stawałem się dla niej przewodnikiem po tym dziwnym świecie, a ona… Ona stawała się dla mnie wszystkim.

Kiedyś zapytała mnie, gdzie można napić się herbaty. Wtedy zaproponowałem, że napijemy się jej razem. Tak zaczęło się coś, czego nie da się opisać słowami. Były rozmowy o niczym, były śmiechy w ciszy nocy, były chwile, które sprawiały, że wszystko inne przestawało istnieć.

Nie wiedziałem, co się dzieje. Nie wiedziałem, kiedy to się stało, ale byłem zakochany. Tak po prostu.

Czułem, że jej obecność daje mi siłę. Z każdym dniem, z każdym spojrzeniem, z każdym gestem miałem wrażenie, że życie na nowo nabiera sensu. Moje myśli nie były już puste. Nie myślałem tylko o tym, żeby przetrwać kolejny dzień. Myślałem o niej, o tym, że chcę ją pocieszyć, że chcę, by czuła się bezpieczna, by chociaż przez chwilę nie była sama.

Była dla mnie tak cicha, a zarazem tak pełna. Jakby cała jej siła tkwiła w jej delikatności.

Rozdział III – Poczucie Bliskości

Z każdym dniem stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. To było jak niewidoczna nić, która łączyła nasze serca. W szpitalu, gdzie każdy dzień był pełen niepokoju, strachu i łez, znajdowaliśmy w sobie nawzajem oparcie. Nasze rozmowy były jedynymi chwilami, które dawały mi poczucie, że wciąż mam kontrolę nad czymkolwiek. Ona była tym światłem, które pojawiało się w ciemności.

Często wspólnie spędzaliśmy czas przy kartach, kolorując mozaiki lub po prostu siedząc w ciszy. Działo się coś niezwykłego – czułem, jak jej obecność ma moc uzdrawiania. Kiedy patrzyłem w jej oczy, nie widziałem tylko smutku i bólu. Widziałem w nich coś więcej – nadzieję, którą starałem się jej dawać.

Nawet w chwilach, kiedy miała swoje kryzysy, a ja czułem się bezradny, byłem tam, żeby ją pocieszyć. Znałem już te chwile, kiedy panicznie szukała pomocy, zaciśnięta w swoim własnym strachu. Czułem wtedy, że nie mogę jej zostawić. Nie mogłem po prostu przejść obojętnie, jak inni. Czułem, że muszę zrobić wszystko, by ją wspierać.

Czasami mówiła mi, że nie chce nikogo ranić, że nie jest gotowa na związek. Mówiła to cicho, tak niepewnie, ale ja już wtedy wiedziałem, że nie mogę jej porzucić. Przez te wszystkie dni, w tej szpitalnej rzeczywistości, miała dla mnie ogromne znaczenie. W chwilach, kiedy ona nie potrafiła w siebie uwierzyć, ja w nią wierzyłem. Wiedziałem, że mimo tego, co przeżyła, ona jest kimś wyjątkowym. Zawsze była, tylko czasem sama tego nie dostrzegała.

Dni mijały na prostych rzeczach – na śmiechu, drobnych żartach, rozmowach o przyszłości. Wiedziałem, że w tej rzeczywistości nie możemy marzyć o niczym więcej. Byliśmy zamknięci w czterech ścianach, w świecie, który nie pozwalał na miłość w tradycyjnym sensie. Jednak dla mnie to, co mieliśmy, było prawdziwe. Było czymś, co trzymało mnie przy życiu.

Pamiętam, jak w nocy, kiedy wszyscy spali, spotykaliśmy się w jednym z pustych korytarzy. Wtedy, w ciszy, kiedy nikt nas nie widział, wymienialiśmy pocałunki na pożegnanie. Na początku były to delikatne całusy w policzek, ale potem – pierwszy raz – pocałowała mnie w usta. W tej chwili poczułem, że to coś więcej niż tylko zwykła przyjaźń. Czułem, jak całe moje ciało reaguje. To była ta chwila, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

Była dla mnie wszystkim. I chociaż nasza relacja rozwijała się powoli, czułem, że pomimo tego, co przeszliśmy, to właśnie ona była tym, czego w życiu najbardziej potrzebowałem. W końcu, po miesiącach w szpitalu, nie mogłem przestać myśleć o jednym – kiedy znowu ją zobaczę? Gdy patrzyłem na nią, czułem, że miałem dla kogo żyć.

Rozdział IV – Oczekiwanie na Wolność

Kiedy nadszedł dzień, w którym miała opuścić szpital, czułem mieszankę emocji, których nie potrafiłem w pełni zrozumieć. Z jednej strony, cieszyłem się, że wreszcie będzie mogła wyjść z tego zamkniętego świata, w którym przez tak długi czas oboje żyliśmy. Z drugiej – nie wyobrażałem sobie, jak poradzę sobie bez niej. Moje życie w szpitalu, mimo że pełne bólu i rozpaczy, miało sens właśnie dzięki niej.

Spotykaliśmy się wieczorami, kiedy zapadała cisza, kiedy oddział uspokajał się, a wszyscy zasypiali. W tych chwilach nasza miłość mogła być prawdziwa. Nikt nie patrzył na nas, nie oceniały nas kamery ani pielęgniarki. To były te momenty, które pamiętałem najlepiej – chwile, w których czułem, że nie jesteśmy już tylko pacjentami, ale kimś więcej. Kimś, kto naprawdę się potrzebuje.

Pewnego dnia powiedziała mi, że wychodzi. To była chwila, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nagle poczułem, że wszystko, czego się bałem – rozstania – stało się rzeczywistością. To ona była moją oparciem. To dla niej walczyłem o każdy dzień. Bez niej nie wyobrażałem sobie dalszego życia w tym miejscu.

„Co teraz?” – zapytałem sam siebie.

Kiedy wyszła, poczułem, że muszę podjąć decyzję. Po prostu nie mogłem tam zostać bez niej. Poszedłem do swojej pani doktor i poprosiłem o wypis na żądanie. Chciałem być z nią. Wiedziałem, że bez niej nie będę w stanie iść dalej.

Na szczęście, nie musiałem czekać długo. Po kilku godzinach również ja opuściłem szpital.

---

Rozdział V – Wolność, która Nadejdzie

Byłem pełen niepokoju, ale i nadziei. Czekałem na chwilę, kiedy znowu ją zobaczę, kiedy będziemy mogli zrealizować nasze marzenia o życiu poza szpitalem. Pamiętam, jak się pożegnałem z personelem szpitala, jak spojrzałem po raz ostatni na te cztery ściany. W tamtym momencie czułem, że życie ma sens. Było w nim coś, co pozwalało mi wierzyć, że coś pięknego naprawdę się zdarzyło.

Zaraz po wyjściu zadzwoniłem do niej. Umówiliśmy się na spotkanie. Nasza rozmowa była pełna ekscytacji, oczekiwania i nadziei. I kiedy w końcu się spotkaliśmy, wszystko było takie, jak sobie obiecywaliśmy. Byliśmy razem, wolni, chociaż niełatwo było przyzwyczaić się do nowego życia.

Śmiech, rozmowy do późna w nocy, wspólne chwile w każdym miejscu, które stawało się naszym. To były te piękne momenty, które teraz wspominam z sentymentem. To była nasza chwila, nasza miłość, w której czuliśmy, że niczego nam nie brakowało.

---

Rozdział VI – Zderzenie z Rzeczywistością

Niestety, jak to często bywa, życie poza murami szpitala nie było łatwe. Niezależnie od tego, jak bardzo chcieliśmy, by wszystko było idealne, nasze problemy – i jej, i moje – wciąż nas prześladowały. Przeszłość nie zostawia nas tak łatwo, a demony, które nosiliśmy w sobie, nie miały zamiaru zniknąć po otwarciu drzwi szpitala.

Kłótnie, niezrozumienia, trudności w codziennym życiu – wszystko to zaczęło nas dzielić. I mimo tego, że nadal się kochaliśmy, nasza miłość zaczęła się rozpadać pod wpływem codziennego stresu, niezrozumienia i braku wsparcia.

Po kilku miesiącach nastała cisza. Boże Narodzenie, które miało być czasem spokoju i radości, stało się czasem rozłąki. Nie odpisała na moje wiadomości, nie odebrała telefonu.

Zatruło mnie to. Nie wiedziałem, co się stało, dlaczego tak się stało. I choćbyśmy nie rozmawiali, nie widzieli się, nie mogliśmy żyć razem – nie miałem żalu. Zrozumiałem, że czasem życie nie daje drugiej szansy, a miłość nie zawsze jest w stanie przetrwać wszystko.

---

Epilog – Pamięć o Niej

Dziś jestem innym człowiekiem. Dziękuję, że mogłem spotkać ją w najciemniejszym momencie swojego życia. Dziękuję za to, że była moim światłem. Mimo że nasze drogi się rozeszły, nie mam do niej żalu. Tamta miłość, choć nieprzeżyta do końca, była prawdziwa. I zawsze będzie w moim sercu.

Nie wiem, gdzie teraz jest, ale mam nadzieję, że znalazła spokój. I jeśli kiedykolwiek spojrzy w niebo i przypomni sobie mnie – niech się uśmiechnie. Ja również wtedy pomyślę o niej z uśmiechem.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania