Grit
Grit - to z angielskiego odwaga i determinacja w działaniu pomimo pojawiających się trudności.
Po polsku to wytrwałość, zacięcie, nie poddawanie się pomimo przeciwności tzw. losu.
Nazwałem mojego nowego psa Grit. Pewnie zastanawiacie się dlaczego? Właściwie wcale nie chciałem go tak nazywać, ponieważ gdy go poznawałem, wydawało mi się, że był to bardzo przyjemny psiak, do rany przyłóż, zawsze pocieszył, podniósł na duchu, rozbawił. Miał on jednak bardzo ciemną historię zanim do mnie trafił i kiedy ją poznałem zdecydowałem się właśnie na takie imię.
Wziąłem go ze schroniska, pewnego słonecznego majowego dnia. Nie mogłem się oprzeć tym mądrym oczom, lekko wysuniętemu językowi i przechylonej główce za każdym razem jak próbował zrozumieć co do niego mówię. Pobrataliśmy się już na pierwszym spacerze. Grit to także mały łobuziak, jak już się rozochoci to nie daje za wygraną - "rzucaj piłkę, no rzucaj!" - zdaje się szczekać i za każdym razem aportuje i przynosi piłkę czy patyk prosto pod nogi. Dobry piesek, dobry. Uwielbia drapanko za uszami i po brzuszku. Panie ze schroniska opowiedziały mi ile wycierpiał zanim do nich trafił, i zanim go poznałem już całkiem zaleczonego.
Grit był bowiem psem zagrodowym, uwiązanym do metalowego, krótkiego łańcucha u wiejskiego gospodarza. Skoro pan krowy, kury i świnie hodował na ubój, to dlaczego miał by inne zwierzę traktować inaczej? Nikt mojego pięknego labradora nie mył, nie czesał, nie karmił smakołykami. Grit w swoim poprzednim życiu dostawał resztki ze stołu, niedojedzone przez dzieci gospodarza. Rzucano mu łachmany. Nikt się z nim nie bawił, a bywało, że i czystej wody nie dostał, bo rodzina poprzedniego właściciela zajmowała się sobą, więc Grit spragniony wielokrotnie musiał sobie radzić pijąc z kałuży. Nie był odrobaczany, nie wiadomo nawet czy był szczepiony - nie martwicie się, panie ze schroniska się nim zajęły, weterynarz doprowadził mojego nowego przyjaciela do całkowitego porządku.
Ja teraz dbam o niego jak tyko potrafię najlepiej. Jak biega, to można zauważyć, że sierść mu już odrosła i pięknie lśni na słońcu. Grit jest szczęśliwy i pewnie nie ma, tak jak ja, momentów refleksji czy wspomnień o poprzednim niewygodnym życiu. Grit się cieszy teraźniejszością i chwilą obecną, z nowym panem, z nowymi przyjaciółmi z łąki i w nowym przytulnym domu z własnym posłaniem w nogach kanapy.
Komentarze (15)
Podobno psy lubią imiona z "r".
Bary uwielbia śnieg. Tarza się w nim tak, jakby pływał - na grzbiecie, na boku. Nosem rozbija śniegowe fale. Rzucam w niego luźnymi śnieżkami, a on je na niby pożera:) Śnieżki "luźne", to takie niezbyt zbite, żeby nie robiły krzywdy. Jak odśnieżam, próbuje sypnąć w niego śniegiem z szufli, czasem się udaje. Bary specjalnie się podstawia, ale też unika tego przysypania. Jest bardzo mądry, dobry i rzadko szczeka. To pies - filozof. Widzę, kiedy rozmyśla.
Do schroniska trafił w maju, z lasu. Uciekł zapewne komuś, w szoku i bólu, wystraszony majową burzą z piorunami. Bardzo boi się, gdy grzmi, boi się też w sylwestra, słysząc wybuchy petard. Ma blizny na nosie. Pewnie walczył.
Przeczytałam o piesełku z zaciekawieniem ?
Fajny kawałek.
Dobry tekst o odnalezieniu szczęścia. o odnalezieniu przyjaźni.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania