Gruzły, pecyny

ty – uroczo zwyciężane miasto, pod mury którego

zakrada się nieco bezczelny wielbiciel,

obdarowywacz udający złodzieja

podpełza na kolanach.

 

mówię ci o tonięciu pośród odbłysków,

nocą i w fosie, o przekradaniu się pomiędzy

rozrzedzonymi promieniami księżycowego światła,

o praktykach dokonywanych cichaczem i w drżeniu.

 

słuchaj tych nielegend. obrośnij nimi od wewnątrz,

niech każda arteria metropolci biegnie, linią

przerywaną, w kierunku zamku. na szczyt.

 

...ale gdy poczuję, że nadmiernie się rozdrabniam,

rozmieniam na drobne miłosne wykwitki,

wypryski liryczne, kiedy sam będę mieć dość

skrzydlatych żołnierzyków w fiołkowych zbrojach,

którzy wirować ci będą nad głową

bzycząc serenady

 

– powiedz. bym za żadne skarby nie przestawał,

łagodnie, ale stanowczo rzuć:

"weź się nie zestal".

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania