Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Grzech

Patrzyłem z odrazą na świat w dole, na ledwie widocznych ludzi spieszących za sami nie wiedzą czym. Za sławą? Bogactwem? Prestiżem? Karierą? Za gównem. Bo tym właśnie są. Miałem już dość funkcjonowania pośród nich, mimo że sam nie byłem od nich lepszy. Ale też nie gorszy. Oni dopuszczają się tego codziennie, tylko że robią to w społecznie akceptowany sposób i dla całkowicie przyziemnych celów - do nich nikt się nigdy nie przyczepi. Dlatego właśnie nie osądzi ich nigdy żadne prawo. No chyba, że Prawo Boże, o ile takie coś istnieje.

Patrzyłem na to wszystko mając w głowie tylko jedno określenie: ,,Kurwa”. To bluźnierstwo jest zdecydowanie ulubionym słowem wszystkich zdesperowanych

i wkurwionych ludzi. Jeśli ktoś się zastanawia, jaka jest ostatnia myśl samobójcy, to mogę takiej osobie zdecydowanie odpowiedzieć, że ,,kurwa”. Właśnie to słowo towarzyszyło mi, gdy stałem na krawędzi dachu.

Jeszcze tylko jeden krok…

-Ładny widok, co nie?

Słysząc za sobą damski głos, natychmiast się odwróciłem.

-Nie próbuj mnie powstrzymać - powiedziałem.

-A wyglądam na kogoś, kto ma taki plan?

Rzeczywiście, nie wyglądała. Dziewczyna siedząca za mną leniwie paliła papierosa, patrząc na mnie ze znużonym wzrokiem. Wyglądała jak damska wersja mnie. Oboje mieliśmy długie różowe włosy, kolczyk w lewej brwi i pełno kolczyków w uszach. Byliśmy nawet ubrani w tym samym stylu i wyglądaliśmy na podobny wiek.

-Co się tak patrzysz? - zapytała.

-Wybacz, zamyśliłem się.

Odwróciłem się i ponownie spojrzałem w dół, ale chęć skoku jakoś zniknęła.

-A ty? Co się tak patrzysz? - powtórzyłem jej pytanie.

-Jeszcze nigdy nie widziałam zabijającego się człowieka.

Wziąłem głęboki wdech, zamknąłem oczy i próbowałem zapomnieć o jej obecności. Okej, tylko jeden krok…

-Czekaj! - jej głos ponownie wyrwał mnie z transu. - Masz ogień?

Dopiero co skończyła palić jednego papierosa.

-Palenie zabija - powiedziałem, rzucając jej zapalniczkę.

-Skakanie z dachu też.

Racja.

-Co takiego pchnęło cię do tego desperackiego skoku? - zapytała, gdy przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w ten sam punkt.

-Nieważne. Błąd przeszłości.

Dziewczyna zapaliła trzeciego papierosa, odpowiadając mi cichym mruknięciem, mogącym oznaczać tyle co ,,rozumiem”. Heh, gdybyś wiedziała jak bardzo nie rozumiesz.

-Chętnie popatrzyłabym, jak sobie skaczesz, ale nieco mi spieszno. Miłego skoku!

Wyszła, zostawiając mnie samego. Popatrzyłem jeszcze przez chwilę w niebo, po czym zszedłem schodami w dół.

 

Przez całą noc miałem koszmary. Budziłem się co parę minut, czując że mam krew na rękach. Co zrobiłem źle? Chciałem tylko oczyścić świat z plugastwa, a czuję się jak potępieniec. Cały czas słyszę jakieś kroki. Wiedzą, że to ja. Wiedzą i chcą mnie dopaść. Są tutaj. Nie, spokojnie. On nadal leży u siebie. Nikt nic nie wie. Ale co to za kroki? Czuję,

że ktoś na mnie patrzy. Jestem obserwowany, mam dość. Jutro idę skończyć z tym wszystkim.

 

 

-Nie wiedziałam, że można popełnić samobójstwo dwa razy. Nie masz lepszego hobby niż skakanie z dachu? - usłyszałem ten sam głos, co wczoraj.

-A ty nie masz lepszego hobby niż palenie na dachu?

-W sumie to nie.

Usiadłem obok niej, a ona zaproponowała mi fajkę.

-Chętnie, zwłaszcza że masz moją zapalniczkę.

-Sorry, ale myślałam, że trupy nie potrzebują zapalniczek.

Z jakiegoś powodu polubiłem mojego pojebanego, cuchnącego petami klona. Miała

w sobie coś, co przyciągało mnie do innych, a pod jej pozornym chłodem można było wyczuć sympatię.

Zdjąłem sztuczny wianek z jej głowy i włożyłem sobie na włosy. Nagle zaczęła opowiadać o sobie. Jest na ASP, ale jeszcze nie wie, co chce robić w życiu. Przychodzi

w różne odosobnione miejsca, ponieważ chce mieć spokój od ludzi i ciszę dla własnych myśli. Mówi, że szuka sensu egzystencji.

-Nie wiem, po co ci to mówię - zakończyła. - Pomyślisz, że jestem pojebana.

-Już wcześniej tak myślałem - odpowiedziałem, na co zareagował śmiechem.

-Chyba wszyscy tak myślą.

-Nie dziwię się.

-Przestań! - powiedziała, dalej się śmiejąc.

Rozmawialiśmy o różnych sprawach, od poważnych po totalne głupoty. Nawet nie zauważyliśmy, jak minął cały dzień, a słońce zaczęło zachodzić.

-Zasiedziałam się. Miałam rysować, ty miałeś skakać… Samobójstwo to chyba bardzo intymna sytuacja. W takim razie nie przeszkadzam. - ruszyła w stronę zejścia z dachu, ale po chwili się zatrzymała - A jakbyś postanowił skakać po raz trzeci, to na imię mi Momo.

Jej imię długo rozbrzmiewało w mojej głowie, ale jak się okazało, dobrze że padło, bo siedziała nad rzeką, w której miało popłynąć moje ciało. Była ubrana nietypowo dla siebie, bo miała na sobie jasną zwiewną sukienkę, na kolanach trzymała szkicownik,

a pomiędzy palcami tkwił nieodłączny papieros. Wpatrywała się w dal, niewidzącym wzrokiem natchnionego artysty.

-Śledzisz mnie? - zapytałem podchodząc do niej od tyłu.

-Chciałam pozwolić ci spokojnie się zabić - odpowiedziała zaskoczona.

-Ja przyszedłem tutaj, aby cię nie spotkać.

-Miło mi - zaczęliśmy się śmiać.

Z jakiegoś powodu czułem się obok niej lepiej. Myśli samobójcze znikały, tak samo jak poczucie bycia obserwowanym, jak dziwne szepty i odgłosy kroków. Siedząc razem

z Momo czułem się jakby nigdy do niczego nie doszło, problemy same znikały.

-Już trzeci raz obserwuję twoje samobójstwo, a nawet nie znam twojego imienia.

-Koichi.

-Niezbyt oryginalnie.

-Wrednota.

W odpowiedzi posłała mi całusa, zapalając drugiego papierosa.

Nagle poczułem, że muszę jej wyjawić prawdę. Jedynym sposobem, aby pozbyć się wyrzutów sumienia, było wyjawienie komuś mojej tajemnicy, a najlepszym spowiednikiem wydawała mi się Momo. To nieco głupie powierzać swój los dopiero co poznanej dziewczynie, jednak z jakiegoś powodu czułem, że ona będzie najlepsza w tej roli. Jeśli chciałaby mnie wydać policji - wtedy pójdę skoczyć.

-Momo - chan…

-Hm?

-Pytałaś, dlaczego chciałem skoczyć…

 

 

Przeszliśmy przez próg mojego mieszkania, a ja w jednej chwili poczułem, że robi mi się słabo, kręciło mi się w głowie. Zapytała, czy wszystko w porządku, odpowiedziałem jej cichym burknięciem. Weszliśmy do małego pokoju, w którym znajdowała się jedynie chłodziarka. Poczułem, jak po karku spływa mi lodowaty pot. Wziąłem głęboki wdech

i uniosłem wieko urządzenia, a naszym oczom ukazały się zwłoki mojego ojca.

-Koichi! - krzyknęła. Miałem pewność, że zaraz powie, że jestem potworem, że mnie nienawidzi i że ucieknie z mieszkania prosto na komisariat, jednak jej dalsze słowa całkowicie mnie zaskoczyły. - Głuptaku! Jak się nie pozbędziesz ciała to wlezie jakaś zaraza, o ile wcześniej nie zgarnie cię policja.

-Nie znienawidziłaś mnie za to? - zapytałem.

Przytuliła mnie.

-Zbrodnie mają dwa źródła: czasem jest to zła natura danej osoby, ale częściej jest to cierpienie. Nie jesteś złym człowiekiem, a nie można nienawidzieć kogoś, kto cierpi.

Znowu poczułem, że Momo jest moją spowiedniczką i że chcę jej powiedzieć o całej historii mojego życia, gdy tylko opuścimy to cholerne pomieszczenie.

Nigdy nie znałem mojej matki, zmarła gdy miałem dwa lata. Przez całe dzieciństwo wychowywałem się z ojcem - najbardziej plugawą wszą, jaka chodziła po tej ziemi. Zrujnował mi wszystko - psychikę, dzieciństwo, życie. Odkąd pamiętam był starym, grubym pijakiem. Gdy byłem mały, czasami chodziłem przez miesiąc w jednym ubraniu i mogłem przez cały dzień nic nie jeść. Ale nigdy nie mogłem płakać - inaczej byłem bity pasem lub zamykany w piwnicy. Dopiero gdy miałem dwanaście lat, dowiedział się o mnie brat ojca. Zamieszkałem w Tokio wraz z nim i jego żoną. Moje życie zmieniło się, ale blizna na psychice została. Postanowiłem sobie, że oczyszczę świat z takich śmieci jak on. No i… słowo ciałem się stało.

Momo słuchała mojej opowieści ze łzami w oczach.

-Biedaku - przytuliła mnie. - Nie będziesz już nigdy cierpieć, obiecuję ci to.

-A najdziwniejsze jest to - ciągnąłem. - że czuję, jakby on był teraz ciągle przy mnie. Jego duch mnie nawiedza, przychodzi co noc.

-Tym bardziej powinieneś pozbyć się ciała. Poćwiartuję je, a w nocy pojedziemy je spalić.

-Masz ułatwione zadanie, głowa jest już odcięta. Siekiera leży koło chłodziarki. Ale nie chcę, żebyś robiła to za mnie.

Pocałowała mnie w policzek.

-Połóż się, bo jesteś blady - powiedziała i zamknęła się w pokoju.

Było mi słabo, pociemniało mi przed oczami, miałem wrażenie, że się zaraz porzygam. Myślałem o tym, co Momo robi w pokoju obok i było mi jeszcze gorzej. Coraz bardziej żałowałem tego, co zrobiłem. Miałem już wątpliwości, czy zrobiłem to dla celów wyższych, czy po prostu mnie popierdoliło.

-Koichi - san, przynieś mi worek na śmieci!

Wziąłem worek i wszedłem do pokoju. Razem pakowaliśmy kawałki ciała mojego ojca i położyliśmy w kącie pokoju. Znowu kazała mi się położyć, a ona zajęła się czyszczeniem siekiery i chłodziarki z krwi. Gdy skończyła, położyła się koło mnie.

-Jestem nienormalny - powiedziałem.

-Nie jesteś. W porównaniu ze mną, nikt nie jest.

Wtuliła się we mnie, a ja znowu zacząłem odczuwać spokój.

-Będzie dobrze Koichi, będzie dobrze - powiedziała. - Musi tylko upłynąć trochę czasu.

-Tak, będzie dobrze.

 

 

O drugiej w nocy wzięliśmy worek i zeszliśmy do samochodu. Kierowała Momo. Powiedziała, że zna miejsce, gdzie możemy zrobić ognisko. To niewinnie kojarzące się słowo brzmiało niepokojące w kontekście do całej sytuacji, przez co momentalnie zrobiło mi się znowu gorzej.

Dojechaliśmy nad rzekę, nieopodal jakiegoś pola namiotowego.

-Jesteś pewna, że to dobre miejsce? -zapytałem.

-Tak, to mało popularne miejsce. Jeśli już ktoś tu przyjeżdża to studenci, którzy o tej godzinie są już całkowicie pijani.

Zaczęliśmy rozpalać ognisko, co chwila dorzucając nowe gałęzie. W końcu wrzuciliśmy ręce. Co jakiś czas dorzucaliśmy inne części ciała, aż została ostatnia - głowa. Wtedy znowu zobaczyłem ciemność.

 

 

-Która godzina? - zapytałem, gdy się obudziłem.

-Jedenasta. Zemdlałeś na plaży. Spaliłam resztę ciała, zgasiłam ognisko, wrzuciłam prochy do jeziora, zapakowałam cię do samochodu i przyjechaliśmy tutaj. Stwierdziłam, że pozostawienie cię w domu, gdzie jeszcze niedawno leżały zwłoki, nie będzie zbyt dobrym pomysłem, dlatego przywiozłam cię do mnie.

Czasami miałem wyrzuty sumienia, że wplątałem ją w to wszystko, ale z drugiej strony czułem egoistyczną przyjemność z tego, że jest przy mnie.

Jej mieszkanie było mniejsze od mojego i oryginalnie urządzone. Pasteloworóżowe ściany kontrastowały z przywieszonymi na nich plakatami amerykańskich i japońskich zespołów rockowych. Nic w tym domu do siebie nie pasowało, ale z drugiej strony tworzyło całość, która na pierwszy rzut oka kojarzy się właśnie z nią.

-Uwielbiam cię, wiesz? - powiedziałem.

-Wiem - powiedziała, kładąc głowę na moich kolanach i wracając do książki, którą trzymała w ręku.

 

 

Minął miesiąc od tamtego wydarzenia. Każdy dzień z Momo był idealny. Nie potrzebowaliśmy niczego i nikogo innego do szczęścia. Ale w nocy wracał ten sam strach, który towarzyszył mi zanim ją poznałem. Cały czas słyszałem głosy, kroki, widziałem cienie, budziły mnie koszmary, z których Momo mnie uspokajała, jednak nawet jej delikatne dłonie i zapach włosów nie były w stanie całkowicie odpędzić cierpienia.

-To minie. Będzie lepiej Koichi - san - powtarzała każdej nocy, a ja starałem się w to uwierzyć.

 

 

W końcu świat zauważył zniknięcie mojego ojca. Do mieszkania zapukała policja, a ja powiedziałem im dokładnie to, co ustaliliśmy razem z Momo.

-To straszne… - usiadłem i zrobiłem dłuższą przerwę w mówieniu. - Nie mieliśmy ze sobą kontaktu od trzynastu lat, więc nie mam pojęcia, gdzie może być. Miał problemy z alkoholem, więc może… Jezu… - miałem łzy w oczach i sam już nie wiedziałem, czy to dalej gra aktorska, czy strach.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Poprosiłem ich o to, aby informowali mnie na bieżąco.

-Nie chcemy pana martwić, ale… podejrzewamy samobójstwo - powiedział jeden. - Pański ojciec miał pełno długów, groziła mu eksmisja.

-Boże! Gdybym wiedział… Może mógłbym mu pomóc… - schowałem twarz w dłoniach.

-To nie jest pewne, nie znaleźliśmy ciała. Poza tym sam jest pan w ciężkiej sytuacji - studiuje pan, nie zarabia pieniędzy - nie mógłby mu pan za bardzo pomóc. To kwestia kilkuset tysięcy.

-Jesteś świetnym aktorem - powiedziała Momo, gdy wyszli.

Wieczorem czułem, że mam tego dość. Postanowiłem podjąć ostateczną decyzję. Gdy Momo zasnęła, wymknąłem się z domu i poszedłem na miejsce,

w którym spaliliśmy ciało. Było to daleko, ale nie na tyle, aby nie można było tam dojść na pieszo.

Padał gromki deszcze, niebo przecinała lodowata ulewa, jednak nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Nie czułem zimna, ani mokrych włosów i ubrań przylepiających się do mojej twarzy i ciała. To wszystko dla mnie nie istniało.

W moich myślach była tylko zbrodnia, policjanci i nóż w prawej kieszeni. Istniała także Momo. Nie chciałem jej opuszczać, cholernie nie chciałem. Ale Momo też jest szalona. Zasługuje na kogoś, kto wprowadzi w jej życie odpowiednią dawkę normalności, kogoś kto wyciągnie ją z szaleństwa, a nie kogoś, kto będzie pchał ją

w jego stronę jeszcze bardziej.

Dotarłem na miejsce. Stanąłem nad brzegiem i wyciągnąłem nóż.

-Koichi! - usłyszałem krzyk za sobą

-Cały czas szłaś za mną?

-Zgadnij idioto - przytuliła mnie.

-Mam już dość. Po co mam to dalej ciągnąć? I tak się dowiedzą.

-Uspokój się, uspokój. Nie dowiedzą się, na pewno nie. A jak się dowiedzą, to uciekniemy.

-On nie da mi spokoju!

-Kto?

-Mój ojciec. Znęcał się nade mną dwanaście lat, robi teraz, po swojej śmierci.

-Uspokój się. W końcu przestanie.

-Nie przestanie!

-Uspokój się! - krzyknęła, lecz po chwili jej głos znów brzmiał spokojnie. - Niektóre religie mówią, że trzeba zmyć grzech. Może to jest właśnie deszcz, który zmyje wszystkie grzechy.

Przez chwilę płakałem w jej ramionach jak małe dziecko, ale po chwili się uspokoiłem.

-Wszystko stało się dziwne, odkąd się poznaliśmy - powiedziałem.

-Tak, ale to jeszcze bardziej utrzymuje mnie przeświadczeniu, że to wszystko to przeznaczenie. Czuję się jak Małgorzata, gdy spotkała Mistrza - że kochałam cię, zanim się poznaliśmy.

-Że to jest zapisane w naszych genach.

-Nie uważasz, że robi się zbyt ckliwie?

-Tak, ale ostatnie chwile powinny takie być.

-Co masz na myśli?

-Jesteśmy grzechem. A jeśli to faktycznie deszcz, który zmyje wszystkie grzechy - zacząłem, ale po chwili zrozumiała i dokończyła za mnie.

-To zmyje także nas.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Wrotycz 05.03.2019
    Całkiem niezłe, wiesz?
    Zapis ciut kuleje, ale treść na tyle gorzko-łagodna, że zmywa niedoskonałości.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania