Grześ

Staliśmy we trójkę. Ja, Morrison i Panicz Buźka, nad trupem niejakiego Grzesia. Gapiliśmy się na jego potężne, prawie dwumetrowe ciało jak sroki w gnat, a może bardziej nekrofile na nową zabawkę.

– Nie żyje – stwierdził z powagą Morrison. Miał zmarszczone czoło i lekko podniesioną prawą brew.

Poklepałem go po łopatce.

– Bystry jesteś. Kto go zajebał?

Panicz Buźka podniósł delikatnie lewą rękę. W oczach miał nieśmiałe zalążki dumy, że sprzątnął gościa jednym celnym strzałem. Grześ nawet się nie męczył, nie charczał z gardłem pełnym krwi. Po prostu umarł, może jeszcze zanim łupnął jak długi na podłogę.

– Nie wiem, skąd się tu wziął, ale nie zamierzałem go pytać.

Pokiwałem z aprobatą głową. Fałszywe uczucie triumfu dominowało nad pomniejszymi: żalem, złością, głodem, bo nie zdążyłem zjeść porządnego śniadania.

– Niejaki Grześ – powiedziałem, sprawdzając świstek wystający z kieszeni spodni. Biała kartka, naderwana i pomazana flamastrem. Duże, kolorowe litery tworzące imię nieszczęśnika.

– Szedł przez wieś i dotarł tutaj – syknął Morrison, wyjmując z kieszeni zielony grzebień i zaczesując powoli opadającą na czoło grzywę. Nienawidził, gdy to robił. Wyglądał wtedy jak menel, który zarąbał ciężko pracującemu facetowi ciuchy i teraz woził się w nich, jakby wygrał życie.

Jadalnia Panicza Buźki był szarą, nieciekawą zbieraniną starych mebli i cuchnęła kocimi szczynami. Jedno, za to przestronne, okno na wschód dawało wystarczająco dużo światła, by nie potknąć się o mały stolik kawowy ustawiony w idiotycznym miejscu przy komodzie, na której stał kineskopowy telewizor. Jeszcze piętnaście lat temu dorodny okaz i synonim majętności nabywcy.

– Trzeba go zabrać. Zaczyna cuchnąć. – Panicz Buźka zakrył rękawem usta. Chyba trochę żałował, że ukatrupił we własnym domu prawie dwumetrowego kloca. Duma w oczach zbladła.

– Śmierdział już za życia – stwierdziłem, sprawdzając, ile takie truchło może ważyć. Za dużo.

– Z każdą minutą będzie cuchnął mocniej!

– Nie masz pojęcia, jak rozkłada się truchło.

– Wiem, że będzie jebać na cały powiat, więc chcę się go pozbyć z mojej chaty!

– Nie gorączkuj się, łosiu – wtrącił Morrison. – To nie rykowisko. Utkaj dziób i coś wykombinujemy.

Plan był prosty jak konstrukcja jednej czwartej cepa. Buźka wytargał z garażu czarną plandekę. Zawinęliśmy ciało jak mega kebaba XXXL i zaczęliśmy ciągnąć. Problemy przyszły gdy trzeba było załadować pakunek na pakę golfa kombi.

– Za ciężki – stwierdził Panicz. Bladą twarz pokrywały czerwone plamy, po który spływały krople potu. Przerzedzone włosy wyglądały jak świeże ptasie wypluwki.

– Na trzy – rzuciłem, zaciskając zęby i biorąc głęboki wdech.

– Nie. STOP! STOP!

Morrison nagle odskoczył od ciała. Spojrzał na mnie, potem na Panicza. Był przerażony jak małe dziecko które zobaczyło wielkiego pająka. Ręce trzęsły mu się jak u paralityka.

– On… on… żyje!

W pierwszej chwili chciało mi się śmiać. Taki odruch. Kiedy słyszę teksty, durniejsze niż w najgorszych kabaretach, reaguje śmiechem, choć ten chłam działa na mnie jak płachta na byka. Panicz rzucił coś w stylu „Uspokój się”. Sam jednak nie wyglądał na szczególnie spokojnego.

– Co widziałeś? – spytałem Morrisona. Robili tak w każdym filmie o duchach.

– Oczy! Otworzył je – jęknął.

– Zwykłe przewidzenie. Nerwy. Zdarza się. Niektórzy mówią na to karma. Szkoda tylko, że nie ty zajebałeś Grzesia.

– Też coś widziałem – powiedział Panicz, czując się wywołany do odpowiedzi. – Jego dłoń. Wyślizgnęła się spod plandeki i… poruszyła się.

– Pieprzycie jak potłuczeni. Pakujemy truchło do samochodu i po robocie.

***

Grześ stał przed nami. Plandeka wisiała na jego plecach, przypominając pelerynę Batmana. Miał pusty, nieobecny wzrok i sine usta. Wyglądał jak zombie, ale nieco żywsze od tych pokazywanych w filmach.

– Ten tłusty fiut właśnie ożył – powiedział Morrison. Wiedziałem tyle samo co on, a Panicz wyglądał, jakby wiedział o wiele mniej. Był blady. Nie przyszło mu do głowy, żeby pobiec po spluwę. Nikomu z nas nie przyszło. Staliśmy zamrożeni w klatce strachu.

Grześ zbliżył się do nas na dwa kroki. Oba były niepewne, jakby dopiero uczył się chodzić. Ręce zwisały bezwładnie wzdłuż tułowia.

– Gdzie mnie chcecie zabrać?

Nabrałem powietrza w płuca.

– W bezpieczne miejsce – odparłem. – Tutaj jesteś… zbyt oryginalny? Chyba to dobre słowo.

– Tato… dlaczego mnie sprzątnąłeś? – Spojrzał na Panicza. Ten pobladł jeszcze bardziej. Słaniał się na nogach. Wyglądał, jakby zaraz miał fiknąć na tamten świat. A potem wrócić jak Grześ.

– O czym ty pieprzysz? Nie znam cię… grubasie.

Truposz zbliżył się do swojego rzekomego papy. Jeszcze poł kroku i stykaliby się nosami.

Morrison i ja staliśmy z boku, niezdolni do podjęcia jakichkolwiek działań.

– Dlaczego? Chciałem tylko pogadać?

– Nie-znam-cię. Spierdalaj z mojego domu.

– Był też mój.

Dłonie Grzesia przywarły do szyi Panicza jak szczypce. Zacisnęły się mocno i nie zamierzały puścić.

– Powiedz dlaczego?

Na twarzy panicza wystąpiły wszystkie kolory tęczy, jak w kreskówkach, kiedy bohater nie może oddychać. Spojrzał na nas. Miał wybałuszone oczy. Nie wyglądał, jakby prosił o pomoc. Morrison zrobił jeden krok do przodu, ale zaraz potem Buźka leżał już martwy pod stopami Grzesia.

– Trup za trupa – syknąłem.

– Nie – powiedział Grześ. – Dwa trupy.

Padł jak trafiony piorunem. Wyrąbał przy tym głową o szybę golfa, robiąc na niej efektowne pęknięcie.

Staliśmy z Morrisonem, teraz we dwójkę, nad trupami niejakiego Grzesia i jego ojca – Panicza Buźki. Wpatrzeni jak sroki w gnat. Dzień zapowiadał się słoneczny. Oznajmiłem to Morrisonowi, ale też nie chciał słuchać. Poszedł do salonu. Po chwili usłyszałem strzał.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • droga_we_mgle 5 miesięcy temu
    Nie mam obecnie czasu i przestrzeni na dłuższe teksty, to wybieram krótsze :)

    Co mam powiedzieć - brakowało mi Twoich tekstów. Tego... realistycznie opisanego absurdu.
    Już na początku, po tej karteczce zapisanej flamastrem przyszło mi do głowy, że on może być dzieckiem... dość dużym dzieckiem, jak się okazało.

    Dobry tekst i pozdrawiam ~
  • marok 5 miesięcy temu
    Droga_we_mgle, to jak z 13 posterunkiem. Skończył się pierwszy sezon, była przerwa. A teraz zaczyna się drugi sezon i odcinek pierwszy - Rozstania i Powroty ;)
    Dzięki za komentarz, pozdrawiam :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania