Guru

Nie chciałbym być przez nikogo źle zrozumiany i nie namawiam, by mnie naśladowano. To, co poniżej ujawnię, będzie dla większości z was nie do przyjęcia. Prawda jest taka, iż musiałem przejść naprawdę długą drogę, by poznać prawdę. Ci, co poznali mnie przez Internet, dowiedzieli się, że jestem osobą niebezpieczną, przez którą moi bracia w wierze tracą kontakt z rodziną, przyjaciółmi i całym waszym nowoczesnym światem. Jeszcze parę lat temu byłem jak wy, idealnie pracującą maszyną, która dokładała swoją cegiełkę do stałego wzrostu PKB i dobrobytu społeczeństwa. Pracowałem jak ta mróweczka dla dobra wspólnego. Jednak z każdym dniem stawałem się coraz słabszy i słabszy. Przemęczanie było dla mnie, jak i dla was wszystkich, czymś zwyczajnym, normalnym. Jednak coś było ze mną nie tak, na tyle źle, iż zdecydowałem się na wizytę u lekarza. Jak się okazało, wizyta była spóźniona o dobre kilka miesięcy, a dwumiesięczne stawianie diagnozy dodatkowo zmniejszyło szanse na moje przeżycie. Tym samym jeden z trybików tej wielkiej maszyny popsuł się i jak się wydawało, nie nadawał się do naprawy. Na ostatniej wizycie dowiedziałem się, iż zostało mi 2-3 miesiące życia. W ciągu 33 lat życia wszystko odkładałem na później. Najpierw miałem się dorobić, później założyć rodzinę, następnie dowiedzieć się jak to jest być ojcem, by w końcu przekazać swoje geny kolejnym rosnącym trybikom tej wielkiej machiny. Niestety moja perspektywa zdecydowanie się skróciła, dodatkowo siły, jakie miałem, także nie były wystarczające. I wtedy zdobyłem się na krok, który przyniósł mi wyzwolenie. Odrzuciłem wszystko, co było mi znane i wsłuchałem się w moją duszę, o której istnieniu jeszcze niedawno nie miałem pojęcia. Jej zalecenia wydawały mi się absurdalne, ale tak to jest z nami, iż jak nie ma żadnej szansy, to rzucamy się na coś, co daje jakąkolwiek nadzieję. Tym samym posłuchałem jej, porzuciłem wszelkie ziemskie dobra i udałem się do lasu. Maszerowałem tam boso, w starych spodniach i lekkim podkoszulku. Siadłem pod ogromnym dębem, który rósł w środku lasu i czekałem. Już 10 minut siedzenia powodowało, iż czułem się niekomfortowo. Dusza jednak kazała mi tam zostać. Siedziałem godzinę, dwie, pięć i chciało mi się coraz to bardziej pić, niestety dusza kazała mi wciąż tkwić pod dębem. Powoli z mojego ciała, wydobywały się toksyny, ja natomiast byłem coraz to bardziej spragniony i głodny. Rak, który kilka godzin wcześniej, miał idealne warunki, teraz powolutku był zżerany przez moje wygłodniałe i spragnione ciało. Po dwóch dniach czułem, jak umieram z powodu braku wody. Wtedy przyszła ulewa, która z jednej strony ugasiła moje pragnienie, z drugiej zaś porządnie zmoczyła. Spadek temperatury zrobił swoje i trzeciego dnia dostałem wysokiej gorączki. Targały mną dreszcze, a pot lał się strumieniami. I tak trwałem kilka dni, nie wiedząc gdzie jestem, co czuję, co widzę. Siódmego dnia wszystko ustało i zobaczyłem całkiem nowy świat. Dosłownie wszędzie widziałem dusze zwierząt, gdzieniegdzie błądziły dusze ludzkie. Patrzyłem na to oniemiały, nie mogąc zrozumieć, co się wokół mnie dzieje. Coś mi wstać, więc tak zrobiłem. Pancerz, który z wszystkich stron otaczał moją duszę, rozpadł się i stałem się z nią jednością. Czułem, iż nie potrzebuję już fizycznego jedzenia ani picia, a mój organizm pobiera energię, która jest wszędzie wokół. Brutalność, z jaką potraktowałem moje ciało, pozwoliło na moje ponowne odrodzenie. Dusza, która już nieraz chodziła po świecie, wręcz promieniała moim szczęściem. Byliśmy jednością i mogliśmy wspólnie uzdrawiać świat. Zacząłem chodzić po szpitalach onkologicznych, namawiając przebywających tam ludzi na pójście moją drogą. Była to dla nich jedyna szansa na ocalenie. Część z nich podejmowała ryzyko i szła wyznaczoną przeze mnie drogą. Niestety większość z nich nie przeżyła zmiany, jaką im oferowałem. Ci, co przeżyli, stawali się zaś innymi ludźmi. Ludźmi pełnymi miłości i poświęcenia. Niestety ci, co umarli zostali okrzyknięci moimi ofiarami. Stałem się osobą niebezpieczną dla ich świata. Zatrzymywali mnie kilkakrotnie, wsadzając do różnych więzień. Nie mogli zrozumieć mojej mocy, dla mnie ich ściany nie były moimi, ich świat nie był moim. Mogłem być tam, gdzie moje myśli. Nie mogli pojąć, że znikam z celi, nie ginę od ich kul. Byłem dla nich czymś znacznie gorszym niż gwałciciel, zabójca, terrorysta. Moją grupę okrzyknięto sektą i w środkach masowego przekazu ostrzegano tak zwane społeczeństwo, przede mną. A ja wciąż znajduję kolejnych ludzi chcących uwolnić siebie i swoją duszę. Nie wiem, czy jestem śmiertelny, nie wiem ile mam czasu, wiem jednak, iż tylko podążając wyznaczoną ścieżką, poznaję prawdę, która jest drogą do zbawienia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Ciernio 30.03.2017
    Bardzo dobrze się czyta, dodatkowo ezoteryczny przekaz trafił w mój gust. Masz zamiar pisać coś jeszcze w tym kierunku?
  • Józef Kemilk 30.03.2017
    Póki co nie mam pomysłu na ciąg dalszy. Jak coś mi do głowy wejdzie, to dopiszę ciąg dalszy.
  • Anonim 30.03.2017
    iż stałem się przemoczony - to mi nie bardzo pasuje.
    poza tym, czytałam już o tych, którzy żywią się energią słoneczną, jedzą ziemię, albo coś innego.
    prawda jest taka, że na ziemi jest niewiele miejsc nieskażonych łapą głupiego człowieka;
    myślimy, że wyjeżdżamy na świeże powietrze, jadąc 30 km od miasta, a to bzdura, niestety, trują nas od bardzo dawna, bo jest nas za dużo.
  • Józef Kemilk 30.03.2017
    Troszkę zmieniłem.:)
  • Ciernio 30.03.2017
    To, że na dziś dzień wszystko jest szkodliwe poczynając od powietrza, a kończąc na jedzeniu jest oczywiste. Na dziś dzień o dziewiczym skrawku ziemi, nie skażonym niszczycielskim działaniem człowieka można przeczytać tylko w książce.
  • Anonim 30.03.2017
    fantastycznie, że zostało powtórzone to, co napisałam, teraz nabierze mocy.
  • Ciernio 30.03.2017
    chrum napisałaś, że jest niewiele, a ja, iż w ogóle nie ma. Czytanie ze zrozumieniem się kłania
  • Anonim 30.03.2017
    Ciernio uważam, że są takie miejsca. zresztą wszystko zalezy, jak na to spojrzeć.
    co innego postawić stopę na gruncie, a co innego zasyfić ją chemicznym gównem.
    moja wina, weź mnie zabij, że źle przeczytałam.
  • Ciernio 30.03.2017
    chrum ależ nic się nie stało. Jednak moim zdaniem skażenie na dziś dzień dotarło już wszędzie. Wraz z powietrzem, turystami, drogą morską (różnego rodzaju śmieci, ropa), nawet w kosmosie drufują już stare i nie potrzebne satelity i inne resztki. Taka jest natura człowieka, jednak niektórzy z nią wygrali.
  • Ciernio 30.03.2017
    Niepotrzebne*
  • Anonim 30.03.2017
    bo człowiek jest głupi, najgłupszy ze wszystkich zwierząt na ziemi. głupi i pazerny. ale nic można na na to poradzić. sami siebie zniszczymy i zostanie nic. aż smutno. kurczę.
  • Józef Kemilk 30.03.2017
    Wygląda na to, iż nie jesteśmy wstanie zmienić kierunku w jakim zmierza świat. Podobno tylko 15 % ludzi nie jest podatnych na manipulację. Biorąc pod uwagę, iż większość z nich nie miesza się do polityki, będziemy szli w kierunku jaki nam pokażą w mediach. Czyli gatunek ludzki idzie jak te baranki na rzeź, nawet o tym nie wiedząc.
  • Ciernio 30.03.2017
    Biorąc pod uwagę, że statystyki tworzą osoby na usługach manipulatorów... Jest znacznie gorzej

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania