Gwiazda Morza

Muzyka wypełniała całe pomieszczenie niespokojnymi, zbyt głośnymi dźwiękami. Melodie nadawano bez przerwy, jedną po drugiej, agresywne, szarpiące nerwy, rytmiczne, czasem wznoszące się do granic bólu w uszach. Tommy nastawił odbiornik niemal na cały regulator. Lubił tak właśnie słuchać muzyki, zresztą teraz przynosiło mu to szczególne zadowolenie, odrywało od rzeczywistości, pozwalało zapomnieć o morzu, ciemniejącym groźnym niebie i milczącej, niepokojąco spokojnej Ale Christine nie była tak spokojna, jak mu się wydawało. Zbyt głośny łoskot muzyki drażnił ją i wprawiał w stan trudnego do wytrzymania napięcia. Ona zawsze nastawiała muzykę cicho, tak by brzmiała łagodnie, kojąco. I nie taką - hałaśliwą, drażniącą, barbarzyńską - jak to w duchu określała. Dla niej muzyka musiała być łagodną falą, na której się kołysała, szmerem pozwalającym zatopić się w niewymagającym żadnego wysiłku odrętwieniu. A teraz i bez tej nieznośnej muzyki znajdowała się w stanie tak silnego podniecenia, że zdawało jej się, iż każdy nerw wibruje w niej niczym napięta do ostateczności struna. Chwilami chciała zerwać się z koi, biec dokądś, ale niemoc ciała i paraliż woli nie pozwalały jej nawet kiwnąć palcem. W pewnej chwili nie mogła już dłużej tego znieść. Odwróciła głowę i zawołała cicho do Tommy'ego siedzącego w saloniku:

- Przestań! - Mówisz coś, Christine ? - zapytał nie ściszając muzyki. Wstała z widocznym wysiłkiem, dotarła do drzwi i oparłszy się o nie, popatrzyła na niego znękanym wzrokiem.

- Przestań, na litość boską! Nie wytrzymam dłużej tej muzyki. - Przekręcił gałkę ściszając do minimum i zapytał:

- Tak dobrze?

- Nie - krzyknęła. - Nie, wcale nie mogę tego słuchać. Ani głośno, ani cicho. Wcale! Wyłącz to!

Posłuchał jej, wyłączył i siedział przez jakiś czas nieruchomo. Christine wróciła na posłanie. Znów legła twarzą do sufitu i przymknęła oczy. Teraz z kolei drażniła ją cisza. Zdawało jej się, że słyszy w niej jakiś obcy dźwięk. Był niepokojący, powtarzał się regularnie niby stukanie dzięcioła w drzewo. Na chwilę ustał, potem znów się odezwał.

- Tommy- krzyknęła Christine. - Słyszysz?

- Co? - zapytał, nie ruszając się z miejsca. - O co chodzi, Chris ?

- Nie słyszysz? Ktoś chodzi - w jej głosie zabrzmiał strach. Począł nasłuchiwać, ale poza znajomymi już trzaskami kadłuba statku nie usłyszał żadnego niepokojącego dźwięku. A Pamela po chwili znów zawołała:

- O, jest! Słyszę wyraźnie. Tommy! Ktoś chodzi po statku!

Przeszedł niechętnie do sypialni, podszedł blisko niej, pochylił się kładąc jej dłoń na rozpalonym czole. Szarpnęła głową i odepchnęła jego rękę.

- Nie - krzyknęła - nie mam halucynacji. Słyszę przecież...

- Ależ tak, Christine - powiedział łagodnie. Siadł przy niej i wziął ją za rękę.

- Przecież nie mówię, że masz halucynacje. Na statku są ludzie, na pewno któryś z nich chodzi tam, na górze, albo gdzieś obok. Tu jest samo żelazo, słychać kroki nawet z dużej odległości.

- O, teraz - przerwała mu. Skinął głową. On także usłyszał niezbyt głośny, ale dość wyraźny stuk przypominający ludzkie kroki. - No tak, zgadza się, ktoś chodzi. Co w tym dziwnego?

- Nie mogę tego znieść - wyznała. - Idź, powiedz im, żeby nie chodzili nad moją głową. To tak, jakby ktoś deptał po mnie, jakby mi młotkiem stukał po czaszce.

- Christine - pochylił się troskliwie. - Tak nie można. Zadręczasz się bez potrzeby. Musisz się do tego przyzwyczaić, nie masz innego wyjścia. Wiem, że ci ciężko, wyobrażam sobie, co czujesz, ale już ci mówiłem: nie masz innego wyjścia.

- Nie wytrzymam - szepnęła.

- Wytrzymasz. Musisz wytrzymać. Zobaczysz, minie kilka dni i będzie dobrze. Tylko nie możesz tak leżeć w dusznej kabinie. Christine , rusz się z tego przeklętego łóżka, wstań, wyjdź na pokład.

Przekręciła się nagle na bok, chwyciła jego dłoń i poczęła go gorączkowo całować. Mówiła przy tym nerwowym szeptem:

- Tommy, ty wiesz, czego mi trzeba. Odzwyczaję się, na pewno się odzwyczaję, ale nie mogę tak od razu. Pomóż mi, Tommy, błagam cię, przecież mnie kochasz. Ja cię też kocham, Tommy, kocham, kocham. Pomóż mi, bo oszaleję...

- Chris - nadal był łagodny i perswadował jak małemu dziecku.

- Już ci mówiłem: tu nie ma nic...Nawet gdybym chciał, to i tak ci nie mogę pomóc, bo nie mam...Cały sens naszej podróży na tym okropnym statku polega na tym, że tu nie ma nic dla ciebie i musisz wytrzymać bez tego kilka dni. Potem będzie łatwiej...

- Nie - krzyknęła. - Nie wytrzymam! Oszukujesz mnie! Wszyscy mnie oszukujecie! Na statku musi coś być. Mają morfinę, choćby jako lekarstwo w razie wypadku... Idź, zdobądź dla mnie, Tommy musisz!

- Nie, Christine - głos mu stwardniał. - Nie ma tu nic. I nawet gdyby było, to bym nie prosił. Musisz wytrwać, choćbyś cierpiała największe katusze.

- Ty nie wiesz, jaka to męka - wybuchnęła łkaniem. - Tommy, nie mogę, nie mogę, nie zniosę tego! - Wiła się udręczona, szlochała, biła głową o kant koi, tarzała na posłaniu, aż osunęła się na podłogę. On patrzył przerażony, a zarazem z coraz większą odrazą. Chciał odejść, zostawić ją, nie mógł jednak. Kiedy wreszcie nieco się uspokoiła zmęczona tym atakiem, podniósł ją, położył na łóżku. Była teraz bezwładna, milcząca, mokra od potu, półprzytomna. Pozwoliła się położyć, oczy miała szkliste i choć patrzyła na niego, wiedziała, że go nie widzi. Mówił ciągle łagodnie:

- Leż, Christine. Uspokój się. Najlepiej się prześpij. Zobaczysz, rano już poczujesz się lepiej. Potem jeszcze lepiej i co dzień będziesz czuła się silniejsza. Tylko wytrzymaj. Sama się na to zgodziłaś, sama tego chciałaś, więc musisz wytrzymać...

Zamknęła oczy, oddychała nierówno i nie wiedział, czy go słucha, czy może zasnęła. Siedział tak jeszcze dosyć długo, dopóki jej oddech nie stał się spokojniejszy, wtedy wstał, otarł jej twarz z potu, zgasił górne światło i wyszedł z kabiny. Christine w żółtym blasku małej lampki nad koją wyglądała teraz jak trup.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • słone paluszki dwa lata temu
    Wczoraj byłaś w zerówce, dzisiaj kończysz podstawówkę. Jeszcze gimnazjum, liceum, studia i magisterka!?

    No, więc tak: Jest o duży skrawek nieba lepiej.
    Jako czytelnik inaczej czytam, mogę złapać oddech, zatrzymać się, zastanowić, dlatego ważne są akapity. Nikt nie je całego chleba na raz, tylko dzielimy na kromki. Tak właśnie należy potraktować tekst :))
    Ponadto wyodrębnione zostały dialogi, nie jest to zapis w 100% perfekcyjny, ale w przyszłości na pewno będzie.

    W tym tekście jest kilka wpadek i byłoby mile widziane, gdyby autorka jeszcze raz dokładnie sprawdziła; np

    /Lubił tak właśnie słuchać muzyki, zresztą teraz przynosiło mu to szczególne zadowolenie, odrywało od rzeczywistości, pozwalało zapomnieć o morzu, ciemniejącym groźnym niebie i milczącej, niepokojąco spokojnej Ale Christine nie była tak spokojna, jak mu się wydawało./ <---To zdanie wymaga korekty.

    Zostawiam 4 na zachętę☺

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania