Gwiezdne Wojny rozdział 11

Po tym wszystkim co się stało Rey przebiegła bez skrótów do miejsca, w którym powinna być dawno temu. Bez wykrętów, gotowa na konsekwencje swoich czynów dziewczyna poświęciła chwilę by dobiec do lądowiska, na którym powinna znajdować się Leia. Gdy jednak dobiegała tam, gdzie powinna o dziwo Transportera Ruchu Oporu nie znajduje. Wprawdzie to nie znajduje tam żadnego statku Ani ukrytego za pagórkiem ani szykującego się właśnie do odlotu. Zwyczajne puste lądowisko, na którym nie ma żadnej maszyny. Na całą tą sytuacją Rey powtórzyła to co przytrafiło się jej kilka chwil wcześniej, gdy wystrzeliła błyskawice. Zareagowała więc takim sam nagłym uczuciem jakby ktoś uderzył ją w serce. Takim samym zimnym potem który oblazł ją po całym grzbiecie i takim samym przyspieszonym biciem serca. Nie mogła w to uwierzyć.

 

- ,, Nie, nie możliwe. To się, to się nie może dziać naprawdę. To, to nie może tak się skończyć. To wszystko. Wszystko to poprowadziło mnie do tej spektakularnej porażki, bo nie chciałam wcześniej się spakować. No cudownie" – powiedziała samą siebie w duchu.

 

Rey próbowała jeszcze skontaktować się z innymi przez komunikator, lecz na niewiele się to zdało. Dała ciała i przyszło jej za to zapłacić. Teraz jedyne co mogła zrobić to się poddać. Poddać usiąść na twardym betonie i pogodzić się z porażką. Była już wycieńczona, prawie martwa. Z resztą co niby miałaby mieć do roboty, wszyscy z Ruchu Oporu opuścili planetę. Ale czy na pewno? Czy na pewno Ruch Oporu zostawiłby swojego najważniejszego członka. Jasne, że nie. Tak by się nigdy nie stało. Rey zdała sobie z tego w pełni sprawę w momencie, w którym siedząc na betonowej płycie lotniska pogodzona ze swoim losem dostrzega, że wokół niej kręci się Prom Imperialny. Początkowo zareagowała na to strachem. Wyciągając tym samym miecz i szykując się do kolejnej walki, lecz szczerze zdziwiła się, gdy statek zamiast sunąć w jej stronę ze strzelającymi działkami zatacza wokół niej koło by potem lądując dostatecznie blisko ziemi otworzył swój właz, z którego to wyrzucony zostanie pytający głos.

 

Podrzucić cię może? – spytał ją Joph wyciągając rękę w jej stronę a Rey ani chwili się nie zastanawiając wchodzi na pokład. – dzięki że za mną poczekaliście –

 

Dobra fajnie, ale możemy się stąd zawijać? - Spytał zniecierpliwiony pilot Joph Seastriker po czym samemu nie mając zamiaru przedłużać zabrał wszystkich z planety jak najszybciej się dało.

 

Podczas odbywania stosunkowo szybkiej podróży statkiem Rey zaczęła mocno interesować a raczej dziwić pewne dwie kwestie, jedną to, dlaczego lecą Promem Imperialnym, lecz to co bardziej ją interesowało to fakt, iż przybyła po nią załoga Generał Lei, lecz jej samej tam nie było. Nie czekając sformułowała zatem swoje przemyślenia do pytania

 

słuchajcie a gdzie jest Pani Generał

 

Generał Leia? Nie powiedziała Ci. Ah, a tak jasne – spytał Kazuda chwilę potem jednak gryząc się w język, lecz mówiąc dalej. – Po tym jak wysłała do ciebie tą wiadomość, po której cię znaleźli to uznała, że nie może dłużej czekać.

 

Uznaliśmy, że lepiej będzie się rozdzielić więc zlokalizowaliśmy sobie statek którymi ewakuowała się grupka szturmowców, porwali go sobie a Leia została na Transporterze i dołączyła do floty. Miała sprawdzić co się z nimi dzieje i zabrać część floty do innego sektora - Dopowiedziała Kydel

 

a co z nami? – zdziwiła się Rey

 

No chyba nie myślałaś, że będzie stawać na szali życie całego Ruchu Oporu tylko przez twoją osobliwość. – powiedział bez ogródek Joph. – nie odzywałaś się a flota Ruchu Oporu nie wiedziała co ze sobą począć, chyba rozumiesz, prawda?

 

Tak, tak rozumiem – przyznała Rey lekko speszona, lecz świadoma, że sama jest sobie winna. – normalnie to pewnie spytałaby o jakiej do jasnej on mówi osobliwości, ale wtedy nie był to ani dobry czas ani dobry moment.

 

Minęła chwila czasu przeznaczonego na milczenie. Joph bardzo cenił sobie ciszę i spokój. Miał wtedy pewność, że powierzone mu obowiązki wypełni najlepiej. Nie był on typem introwertyka, lecz nie dało się też ukryć, że hałas nie wpływał na niego zbyt dobrze. By mieć pewność, że wywiąże się ze swoich obowiązków. Nie zmienia to jednak faktu, że obok niego na stanowisku drugiego pilota siedział Kazuda Xiono który potwornie się nudził i jedynie kwestią czasu było aż nie poruszy jakiegoś tematu.

 

- No, a tak ogólnie to co tam robiłaś, że pani Generał musiała czekać? – rozpoczął dyskusję.

 

- E,y, - jąknęła się przez moment złomiarka budząc się od tego pytania z drzemki, którą ucięła sobie w wyniku ogólnego zmęczenia. Jąkała się jeszcze i stękała przez kilka następnych sekund. Wysłowiła się w końcu, ale na samą myśl o tym co się stało ponownie się zmęczyła, ale psychicznie. – no miałam za tarczki ze szturmowcami – wtem dziewczyna, że zmęczenia chowa głowę w ręce a następnie przejeżdża obiema po obu stronach twarzy i kontynuuje – i jedyne co mogę powiedzieć to, że już nigdy nie zaśmieje się z ich celności – po czym westchnęła opierając głowę na prawej ręce na łokietniku

 

- Możecie dać mi się skupić? – wtrącił się ostro Joph – jesteśmy w tyle, musimy dogonić cały Ruch Oporu a ja nie mogę pracować w hałasie. Szacunku dla potrzeby! – wyjaśnił nadpobudliwym głosem

 

- Dobra, dobra rozumiem, ale spokojnie to tylko kilka parseków i zaraz dolecimy do floty. Poza tym czego niby się spodziewałeś, gdy zgłaszałeś się na misję w grupie- uspokajała pilota złomoarka i wyjaśniała przy tym

 

-Wybacz, ale tutaj to z tobą nie zgodzę. - wtrącił się Kazuda – dla mnie to wręcz wyścig z czasem.

 

-No i to prawda. - Seastriker wrócił do głosu.

 

-Ja nic do ciebie nie mam Rey, ale ty chyba zapomniałaś, że Porządek odkrył nasze położenie i musieliśmy uciekać. Generał Leia jest poza układem i dwoi się i troi, abyśmy mieli, którędy uciekać. Ona i cała flota szykują się właśnie do skoku, ale czekają na nas.

 

-Joph ma rację - podłączył się Kazuda do Rey. - W tym momencie nasi dostają od Porządku ostro w ciry ale zdecydowali się zaczekać, bo wierzą, że przybędziemy więc najlepiej będzie, jeżeli nie będziemy nadmiernie nadszarpywać ich wiary.

 

No a tak do twojej wiadomości Rey to, że pracuje w grupie nie oznacza, że musi hałasować. – podjął po czym nawet nie dając dziewczynie czasu na jakąkolwiek odpowiedź pociągnął dalej. -Dobra weźcie się tam, bo myśleć nie idzie. Za chwile przez te nasze pogaduchy nasza flota może – Joph w tym momencie uderzył z wściekłością w konsoletę wystukując z siebie – nosz w mordę. Wykrakałem

 

No i wykrakał. W przestrzeni kosmicznej toczyła się właśnie kosmiczna bitwa. Jeżeli ktoś myślał, że bitwa ta to wielki pojedynek, podczas którego naprzeciwko siebie staną dwie wielkie siły. Czarno-smoliste myśliwce TIE kontra kolorowe X-WING'i wzajemnie będą na siebie nacierać i pomagać swoim będą wielkie akrobacje a w tym wszystkim uczestniczyć będzie najlepszy pilot Ruchu Oporu Poe Dameron. To przeżyje kosmiczne rozczarowanie. Nie na tym bowiem polega wojna. Polega na tym by przeżyć i to właśnie starali się zrobić członkowie Ruchu Oporu. Starali się uciec od wrogich jednostek możliwie jak najdalej. Nie mieli zamiaru wystawiać do walki żadnego z pilotów, bo nie mieli zamiaru stracić ani jednego. W przestrzeni dryfował jedynie jeden okręt dowodzenia asekurowany przez okręt szpitalny a ten z kolei asekurowany przez niewielką korwetę Hamerhed. Widok walczących właśnie o życie sojuszników na pewno nie był zbyt przyjemny dla załogi, lecz wiedzieli oni, że dadzą rady zrobić zbyt wiele prócz zameldowania się na statku. Sytuacja ta szczerze przeraziła dawną złomiarkę bynajmniej nie że względu kolejnego ataku z wrogiem, lecz co doprowadziło do tej walki.

 

,, To wszystko przeze mnie." – rozpaczała w duszy. Uznała bowiem iż do całej tej konfrontacji nie doszłoby, gdyby spakowała się wcześniej.

 

,,Gdyby nie ona nie musiałaby użerać się, że szturmowcami. Owszem, Leia zdradziła ją swoim sygnałem, ale gdyby spakowała się wcześniej to wcześniej by wybiegła i sygnał nic by jej nie zrobił."

 

,,Gdyby nie szła na skróty nie musiałaby tracić czasu by użerać się z garnkami. Gdyby kogoś z Ruchu zapytała o takie akcje to na 100% nie byłby z nią szczery, ale mogłaby się założyć, że przed jego oczyma ''

 

Szczerze powiedziawszy to, gdyby nie zwykłe szczęście i pomoc kolegów po fachu to pewnie dawno ktoś odstrzeliłby jej głowę. Taka postawa nie przystoi rycerzowi Jedi a przecież już nie raz jej osobliwość dała o sobie znać w taki właśnie sposób. Wielu w nią wierzy a ona wyprawia takie babole.

 

,,Może jeszcze nie jest gotowa by być ostatnim Jedi.'' – pomyślała w końcu. -,,Lecz właściwie, jeśli nie ona to kto?" -

 

Złomiarka próbowała odpowiedzieć sobie na tę inne nurtujące ją kwestię w międzyczasie karcąc się widokiem walczących przez nią o życie towarzyszy broni. Nagle, z głębokiego zamyślenia Rey wyrwał komunikat głosowy od Poe Damerona od którego to złomiarka aż podskoczyła, ze strachu.

 

Kazuda, melduj jaką sytuacja? Macie, że sobą Rey? Jeśli tak to z dlaczego nie widzę was na radarach okrętu? – spytał Poe głosem zważywszy na obecną sytuację stanowczym i śmiertelnie poważnym.

 

Wszystko dobrze Generale Dameron. Proszę się nie przejmować, Jedi jest razem z nami i za chwilę dolecimy na Okręt. – wyjaśnił

 

A ile to jest u Ciebie chwila Kaz? - Dameron wolał się utwierdzić zanim zaufa Kazudzie i skończy się tak że ten obieca a obietnicy nie dotrzyma a takie okazje zdarzały się już nie raz nie dwa.

 

No, więc? - zastanawiał się przez chwilę - Yyy, powiedzmy, że dostatecznie dużo czasu, żeby nie zostać trafionym yy- Kazuda dalej się zastanawia – no, wie pan Generał, żeby nie zostać trafionym, żeby dolecieć cało i zdrowo razem z rycerzem Jedi na pokład okrętu dowodzenia o i, i jeszcze, żeby Generałowi dobrą kawę postawić jak będziemy wiać przed wrogiem

 

Kawę mówisz. - Poe uniósł swój głos na sam słuch o niej – Aa, acha, to dobrze wiedzieć. Ech - sapnął - No dobra ale chyba zdajecie sobie sprawę, że od tego czy dotrzecie na Okręt zależy los.

 

Tak, tak, tak. Oczywiście, oczywiście ze wiemy – Utwierdził go pospiesznie Kazuda lekko zestresowanym głosem jakby w rzeczywistości o tym nie wiedział i jedynie robił dobrą minę do złej gry. - zdajemy sobie sprawę, że wiele zależy od ich roli, ale chyba nie bez powodu wybrał nas pan Generale. W końcu jesteśmy jedną z pańskich najbardziej zaufanych ekip. Prawda? - spytał nastawiając się na słowa będące miodem na jego uszy i dostał je, lecz ten miód najwyraźniej był dawno po terminie.

 

Cieszy mnie, że wierzycie w swoje umiejętność, ale szczerze powiedziawszy to wziąłem was, bo po prostu byliście jedynymi którzy akurat nie byli zbytnio zajęci. Ale powtarzam jeszcze raz to dobrze, że w siebie wierzycie.

 

Acha no dobra- zareagował Kazuda lekko speszony i szczerze rozczarowany choć umiejętnie to maskował - Ale wracając do tematu to proszę się nie niepokoić, kilka chwil

 

Kilka chwil? - wyczuł od razu Dameron. - wcześniej mówiłeś ze tylko chwilę, JEDNĄ, no to teraz jak to w końcu jest

 

No, cóż. - speszył się ponownie odruchowo pragnąc złapać się za głowę i się po niej podrapać, lecz zdawał sobie sprawę, że właśnie prowadzi statek kosmiczny którego celem lądowania jest Okręt, który próbuje uciec od laserowego ostrzału. - No powiedział, że może być to chwila, ale równie dobrze może być to kilka chwil w każdym razie liczy się to, że osiągniemy nasz cel w postaci dolecenia do Hangaru Okrętu. Proszę nam zaufać Generale i dać im tyle chwil, ile będzie to konieczne a nie zawiedziemy pana.

 

Eh - sapnął ciężko Generał, który już nie bardzo chciał kontynuować rozmowę więc dla dobra swojego, lecz tym bardziej Kazudy po nie widocznym dla pilota przewróceniu oczyma podjął - no dobrze zatem zostawiam to zadanie wam, przybądźcie tu najszybciej jak możecie. Bez odbioru - zakończył

 

Bez, odbioru - odparł z niezwykle mało naturalnym entuzjazmem, lecz jednak potrzebnym zważywszy na szacunek jakim darzył on Damerona. Potem się rozłączył.

 

Po niedługim czasie po zakończeniu połączenia, kiedy Poe już upewnił się, że zostało ono zakończone mógł on zrobić to co pragnął od razu. Parsknąć śmiechem. Parsknąć śmiechem by następnie pogłębić swoje rozweselenie cichym krótkim śmiechem.

 

,,Eh, no nie mogę z tymi młodymi" – pomyślał sobie podczas gdy uśmiech z jego twarzy zdawał się nie chcieć schodzić i nie robił tego jeszcze przez dobre kilka sekund. - o czym ty do mnie mówisz. Eh. Więc mówisz Kazuda że przyniesiesz mi jeszcze kawę. Tak? No dobrze, dobrze – stwierdził na głos.

 

Jednakowoż ostatecznie po serii tych i innych bardzo przyjemnych i relaksujących myśli uśmiech ten nie mógł trwać wiecznie. Koniec końców musiał powrócić do nieprzyjemnej rzeczywistości a zadziało się to za sprawą ponownego spojrzenia na szybę Okrętu. Tam bowiem zmuszony był przyglądać się jak Niszczyciel Najwyższego Porządku sukcesywnie deptał im po piętach i szczerze powiedziawszy sądząc po regularnym obsypywaniu ich laserami z działek, które nadal nie ustępowało to nie zapowiadało się, aby przestali. No chyba że znowu połączyłby się z jakimś Generałem i grałby na zwłokę, ale chyba po tym jak Generała Hux'a zrobił w bambuko to wszyscy już ten numer z telefonem znają na pamięć. -,, no tak, numer z telefonem''- pomyślał Poe odciągając myśli od nieprzyjemnego. Zapewne, gdyby jego służba generalska opierała się na byciu komikiem to Porządek już dawno przestałby im zagrażać. Lecz w tym rzecz, że właśnie się na tym nie opiera więc Porządek dalej im zagrażał. Wracając zatem myślami do nieprzyjemnego zmuszony był zmienić swój tok myślenia i z już nie takimi spokojnymi odczuciami i na dodatek gęsią skórką spojrzał nerwowo w lewo, spojrzał nerwowo w prawo a później ponownie w tamtą stronę w by utwierdzić się w bardzo nieprzyjemnym przekonaniu. Jeszcze nie teraz. Jeszcze musi poczekać aż Prom Imperialny nareszcie przyleci i się z nimi zabierze a szkoda, ogromna szkoda, bo gdyby to od niego zależało to przepuściłby ten Prom przez tarczę choćby teraz. Nawiasem myśląc to szczęście, że ktoś wymyślił takie cudo jak pole siłowe, bo już dawno by ich tu nie było. Im dłużej spoglądał on za siebie tym bardziej Generałowi przypominały się demony z ucieczki z D'Qar a jego samolubne zrywy to w szczególności. W tym momencie już, że szczerą powagą podjął po ciężkim westchnięciu.

 

Przynieś mi tą kawę jak najszybciej Kazuda. Jak najszybciej – głosem cichym. Słyszalnym bardziej dla samego siebie niż załogi statku.

 

W tym czasie załoga Promu Imperialnego frunęła właśnie na okręt dowodzenia, ile fabryka dała. Tyle że w głównej mierze Prom Imperialny w czasach swojej świetności to służył raczej do przewożenia ważnych osobistości więc trudno było oczekiwać, że będzie on wykonywał skomplikowane manewry jakie wykonywały zazwyczaj myśliwce. Prawdą było jednak, że niejeden słaby statek mógłby zdziałać cuda, jeśli tylko ma za sterami dobrego pilota lub nawet ma ich aż dwóch a takimi właśnie pilotami byli zarówno Joph jak i Kazuda. Stety bądź niestety panowie nie zdecydowali, aby wykorzystać tej sytuacji. Owszem mogliby pokusić się o kilka ostrzejszych zwrotów kilka odważniejszych posunięć jakby chcieli to by nawet mogli skoczyć Niszczycielowi

 

W tym czasie załoga Promu Imperialnego frunęła właśnie na okręt dowodzenia, ile fabryka dała. Z racji, że w czasach swojej świetności Prom Imperialny służył raczej do przewożenia ważnych osobistości no to trudno było oczekiwać, że będzie on wykonywał skomplikowane manewry jakie z placem w nosie mógłby wykonać niewielki myśliwiec. Faktem jest jednak, że nawet najsłabszy statek jest w stanie zdziałać cuda, jeśli za jego sterami są kompetentni piloci. Gdyby tak było to niejeden myśliwiec zlekceważyłby moc takiego Promu za co przypłaciły życiem a nawet przy Gwiezdnym Niszczycielu Prom mógłby przy kozaczyć. Na pewno pilotem, który by się tego nie powstydził był Poe Dameron lecz on musiał czekać na okręcie. Jednakowoż w Ruchu Oporu byli też ci którzy pod względem latania nieoficjalnie zajmowali 2 i 3 miejsce choć uwaga nie zawsze skupiała się na nich. Byli to Joph Seastriker i Kazuda Xiono. Obaj mogliby się więc trochę pobawić tym Promem zrobić jakąś beczkę albo sztuczkę z prawdziwego zdarzenia, lecz według wielu zostali oni tak nazwani nie tylko przez pryzmat ich umiejętności, ale i osobowości. W przeciwieństwie do Poe sprzed lat wiedzieli co to słuchanie się rozkazów i jak musieli lecieć po prostej na okręt to lecieli po prostej na okręt. Nie kozaczyli nie robili ostrych zwrotów ani wahnięć tylko lecieli. Jak łatwo się więc domyślić mimo ogromnych zakusów piloci poruszali się niezmiennie ruchem jednostajnym. Nie porywali się na niepotrzebną walkę i też nie mieli w domyśle kogokolwiek do niej zachęcać. Jak jeszcze łatwiej się domyślić była to świetna wiadomość dla pań będących na pokładzie, gdyż nie musiały one co chwila upominać panów, że lecą nie w tą stronę co trzeba albo upominać ich, aby przestali się bawić, bo flota czeka albo jakąkolwiek inną Informacje która zostałaby urwana przez nie w momencie ostrzejszego zwrotu, przez który upadały na ziemię, bo nie miały się czego złapać. Taka opcja najbardziej podopasowuje Rey która z wiadomych powodów musi odpłacić się Ruchowi Oporu za wiarę w jej powrót. Nie dziwnym jest więc że nawet gdy mieli przed sobą jeszcze daleką, daleką drogę dziewczyna już w myślach wychodziła z hangaru okrętu i przepraszała Leię.

 

,, przepraszam, że musieliście za mną czekać. Bezmyślnie naraziłam was na ogromne niebezpieczeństwo. Dopilnuje, aby taka sytuacja już nigdy się nie wydarzyła" – pomyślała Rey układając w głowie jej pesymistyczny scenariusz rozmowy z Leią

 

,, Aj, eh, już no dobrze. Ale nie wiem, czy wiesz, ale taki babol to nie pierwszy raz już ci się zdarzył. No ale dobra ważne, że nic ci nie jest." – powiedziałaby Leia. Wybaczyłaby jej choć w głębi duszy nie miałaby już na nią siły i pewnie, gdyby złomiarka powiedziałaby o jedno słowo za dużo to pewnie Leia odpowiedziałaby jakimś uszczypliwym tekstem, który w teorii miałby jej dać do myślenia a w praktyce jeszcze bardziej pogrążyłby ją w rozpaczy.

 

Rozpaczy, w której dziewczyna pogrąża się na samą myśl o tej rozmowie i o tym jak zawiodła. Wtem jednak cała ta gorycz odeszła precz i ustąpiła miejsca, no właśnie. Ustąpiła miejsca nie jednej a multumie emocji. Zaskoczeniu, satysfakcji, strachu, goryczy i wierzę. W ułamku sekundy uczucia te osaczyły jej głowę, kiedy to niczym szpilka w jej umysł wbiła się nagła myśl. Myśl poparta nagłym zakłóceniem mocy a nagle zakłócenie mocy było obecnością, której nie czuła od bardzo, bardzo dawna.

 

Ben! – wykrzyknęła

 

wszystko dobrze? – spytała siedząca obok Kydel Ko Connix.

 

Nie, nie wszystko, wszystko jest dobrze. Po prostu mi się wymsknęło, bo się zamyśliłam i tak nagle szarpnęło. Rozproszyłam się po prostu – odpowiedziała Rey wykorzystując fakt, że Joph. Musiał trochę przyspieszyć na co Kydel odparła zrozumieniem, lecz także nutą powagi jakby uważała ją za dziwną i w sumie z jej punktu widzenia trudno się nie zgodzić

 

Rey jednakowoż nie zważała na jej zdanie bowiem w tym momencie najważniejsze było dla niej tylko jedno. - Ben jest w pobliżu -. Nareszcie. Po tym co stało się na Starkillerze po tym wszystkim co wydarzyło się podczas szkolenia a potem w Sali tronowej Snoke w końcu. W końcu nadarzyła się okazja, aby coś zrobić, aby przestać zamartwiać się za przeszłość a naprawić ją. No albo chociaż się odezwać. Wiara pulsująca w jej żyłach stała się silna na tyle że aż dostała zawrotów głowy. Jej punkt widzenia zmienił się o 180 stopni. W końcu po upływie tylu lat poczuła wiarę jaką kierowała się opuszczając Ach-To. Już zaczęła się nakręcać. Już przygotowała się do tego co powiedzieć i jakich słów użyć. Szczerze nie mogła się doczekać i nie zastanawiając się zbyt długo zrobiła to co wydawało się logiczne, czyli sięgnęła po moc. Nie łatwo było opanować łomoczące jak szalone serce, które równie dobrze mogłoby wyskoczyć z jej klatki piersiowej, lecz dała radę. Zamknęła oczy i przy akompaniamencie stopniowo uspokajanego oddechu wyciszenia podjęła próbę kontaktu. Jednakowoż mimo wielkiego skupienia, wielkiej nadziei i oczekiwań przeżyła niemałe rozczarowanie. Stało się tak bowiem próba, z którą wiązała swoje nadzieje okazała się nie taka łatwa jak jej się wydawało. Można wręcz rzecz, że okazała się bardzo ciężką. Kosztowało jej to bowiem dużo więcej sił niż zakładała, dużo bardziej męczyła się niż zakładała i ogólnie było niełatwo. W pierwszej chwili uznała, że wiele minęło od ich ostatniego spotkania i to logiczne, że przez tak długi czas więź zanikła. Wniosek, nie przestawała. Jednakowoż im bardziej zaczęła się starać, zagłębiać i naciskać tym bardziej bolało. Lecz i tak próbowała – Ben? Ben? - mówiła w duchu.

 

Mimo jednak ze na pewnym etapie dopadło ją zwątpienie to i tak nie odpuszczała. Jej wiara w sukces jej połączenia i powiedzenia w jego stronę choć jednego słowa była równie potężna co wiara w końcowy sukces powiązany z nim.

 

W tym samym czasie przypuszczenia Rey znalazły potwierdzenie. Najwyższy Wódz Kylo Ren przebywał właśnie na swoim Gwiezdnym Niszczycielu. Wszystko co się do tamtej pory wydarzyło Ren obserwował z mostka dowodzenia swoim zimnym bezwzględnym wzrokiem. Lecz czy aby takim zimnym i aby takim bezwzględnym, no nie do końca. Zimnym, może i tak w końcu Najwyższy Wódz musi stawiać dobry przykład wszystkim którzy z nim pracują lub choćby o nim słyszeli. Czy bezwzględnym też nie do końca. Przecież osobie, która stoi na czele bezwzględnego terroru nie wypada się uśmiechać albo śmiać. Co pomyśleliby sobie ci wszyscy informatycy, serwisanci którzy mijali go bądź pracują na mostku. No i co pomyślałaby sobie ta ruda pała Generał Hux który aż zaciera ręce na jego porażkę. Pozornie zachowuje powagę i nieludzki spokój, lecz pod tą maską już się szczerzy czekając na okazję ośmieszenia wodza. Gwiezdny Niszczyciel w ten czas kontynuował ostrzał Okrętu Dowodzenia swojego wroga a stojący na najbliższym gwiazdom skraju mostka Ren bacznie obserwował rozwój wydarzeń. Nie chciał się bawić, nie chciał brać jeńców a zwyczajnie rozwalić każdy statek. Tylko tyle bo nie ma tego dużo i aż tyle bo skubańce miały pole siłowe i to dość wytrzymałe choć Kylo traktował to bardziej jako tymczasową przeszkodę aniżeli poważny problem. Ostrzał z Niszczyciela nie ustawał a sam pilnował tego by się tak nie stało. Za każdym razem, gdy podchodził do niego kolejny porucznik, który mówił mu, że działka się przegrzewają odpowiadał jedynie - przeładujcie i kontynuujcie ostrzał - po czym odprawiał robaka. Działo się to przez jakiś czas aż stało się coś czego Wódz nie mógł przewidzieć. Usłyszał głos. Głos lekki. Głos spokojny, miły i delikatny. Jakby przesiąknięty jasnością i dobrocią. Wystarczyło tylko jedno słowo przez ten głos wypowiedziane, aby ten wiedział kto to.

 

Ben -

 

Moment ten zmienił jego psychikę całkowici. Do jego głowy zawitała właśnie najbliższa mu żyjąca osoba. Osoba, która początkowo najbardziej pragnęła jego śmierci a na końcu rozumiała go lepiej niż oboje rodziców. Osoba, która pomogła mu przełamać barierę, do której samotnie nawet by się nie zbliżył. Osoba, którą traktował jak swoją rodzinę, mimo że prawdziwą niemal już zabił. - Rey - domyślił się. Bez trudu i poniekąd z ulgą. Nawet nie potrzebował mocy by domyślić się, że dziewczyna jest bliżej niż mógłby przypuszczać. Nie na drugim końcu galaktyki dużo bliżej. Nawet nie na planecie Mustafar, dużo bliżej.

 

Ren zagłębia się więc w moc by ustalić, gdzie ona jest. Nie było to ani trudne, ani długie. Zbyt wiele razy robił to wcześniej by teraz mieć jakąkolwiek trudność. I w końcu znalazł. Była na statku, ale nie na Okręcie Dowodzenia. Ani na nim ani na żadnym z tych którego ścigali. Ben musiał skierować swój wzrok dużo niżej niż przypuszczał. Dziewczyna znajdowała się bowiem na białym Promie. Promie należącym wpierw do starego Imperium potem zaś Najwyższego Porządku. Gdy nareszcie wiedział, gdzie ma szukać młodą mógł on odwdzięczyć się tym samym

 

Rey - powiedział pod nosem głosem spokojnym, pełnym głębi a jednocześnie takim by nikt poza nim samym go nie usłyszał.

 

Co prawda nie dał po sobie tego poznać, lecz na dobrą sprawę wystarczyła tylko ta jedna sytuacja, tylko to jedno słowo by poważnie zastanowił się nad tym co dzieje się wokół niego. Dlatego też po całym głębszym zastanowieniu, spoglądając jak maszyna konsekwentnie kierowała się w stronę Okrętu szczerze nie próbował ich powstrzymać. Uznał on, iż lepiej będzie pozwolić im uciec.

 

Rey w tym czasie wypełniła jasność. Radość, spokój i satysfakcja. Poczuła właśnie, że właśnie udawało jej się wykonać jeden, ale niemały krok w stronę nawrócenia chłopaka na jasność. Z dokonanego ruchu z każdej strony otaczała ją zarówno ekscytacja jak i mała nie satysfakcja z faktu, iż nie dane było jej tego zrobić wcześniej. Później jednak cała ta niewypowiedziana euforia musiała ustąpić zszokowaniu. Zszokowaniu, które nastąpiło w momencie odruchowego spojrzenia w stronę Niszczyciela i zobaczenia jak z jego hangaru wylatywał właśnie szwadron myśliwców TIE i to wprost w ich stronę.

 

Nic nie rozumiała, przecież zagłębiła się w moc, wyczuła to, wiedziała co poczuł Kylo kiedy ją usłyszał. To co myślał także nie było już jej obce.

 

,, Nic nie rozumiem. Ben, dlaczego mi to robisz?'' - zachodziła w głowę nie wiedząc co się dzieje. Nie znając odpowiedzi choć była prostsza niż się wydawało.

 

To Hux nasłał myśliwce TIE nie Kylo. Ren od momentu zorientowania się obecności swojej ,,siostry'' nie miał w planach robić nic. Spoglądając z umiejętnie ukrywanymi spokojem i ulgą wykorzystywał moment kontaktu tak długo jak się da. Czuł się lepiej wiedząc, że dziewczyna jest niedaleko niego, lecz co nie było już takie miłe zdawał sobie jednocześnie sprawę, że sytuacja w jakiej się znajduje wymaga, aby ją wydał. Ją i załogę, z którą leci. Nie było to dla niego nic przyjemnego a powinno być. Przecież złomiarka nie powinna zbyt wiele dla niego znaczyć równie dobrze mógłby ją wysłać w zaświaty osobiście i rządzić galaktyką samodzielnie. Właściwie powinno tak być a mimo to czuje, że dziewczyna ma dla niego większe znaczenie niż powinna.

 

,,co mam zrobić''- myślał intensywnie nie wiedząc czy kierować się rozsądkiem czy emocjami. Z jednej strony mógłby tak po prostu ich wydać posłać myśliwce i sprawa załatwiona z drugiej natomiast mógłby puścić ich udając, że nie zauważył tego statku przecież nikt z Porządku by się nie domyślił. Tylko że wtedy okazja by zdławić cały opór za jednym zamachem przepadłaby i później by trzeba było czekać kolejne kilka miesięcy aż szpiedzy odnajdą Ruch.

 

,,Chociaż chwila''- zamyślił się Kylo – Jest jeszcze 3 strona. - i miał rację wystarczyło tylko trochę pomyśleć i mieć trochę cierpliwości.

 

Kylo dość mocno podniósł się na duchu, gdy znalazł rozwiązanie swojego problemu szkoda tylko że jego przyboczny Generał Hux nie miał w ogóle żadnego problemu. Gdyż ten podchodząc do Rena po odbyciu entego już rekonesansu czy każdy z pracowników wykonuje swoje zadanie tak perfekcyjnie jak powinien a każde działo naładowane do 100% przybył do Najwyższego Wodza by zdać mu zadowalający meldunek. Ten jednak jako odbicie piłeczki podarował mu milczenie co szczerze zaniepokoiło go. Wódz zazwyczaj odzywa się coś w stylu

 

Dobrze, niech Generał wraca na pozycję i czeka na rozkazy. -

 

Albo jak jest nie w sosie to chociaż odburknie cichym głosem

 

Dobrze

 

A tutaj to tylko bezpretensjonalnie, milczał. Milczał tak i milczał a Hux w myślach łapał się za głowę nie wiedząc o co chodzi. Próbował jeszcze zagadywać kilkukrotnie, ale nie wychodziło. Na jego nieszczęście nie był on wrażliwy na moc, bo gdyby był to najpewniej od razu domyśliłby się, że Ren robi go w Banthę bo wszystko co do tamtej pory mówił Generał słyszał głośno i wyraźnie, ale szczerze to ignorował. Wiedział, że niezależnie od tego co za moment się stanie to prędko nie będzie mu dane wyczuć obecności złomiarki więc dał jej pierwszeństwo w swojej głowie. Z perspektywy innej niż Generała najpewniej musiało to być dość zabawne

 

i mimo tego, że dokładał wszelkich starań, aby to ukryć to szczerze miał z Hux'a nie małą polewkę. Aczkolwiek kiedy Generał zwrócił większą uwagę na kierunek, w którym spoglądał Wódz i dostrzegł biały Prom, no to już do śmiechu mu tak nie było. Tym bardziej gdy powiedział to co zobaczył na głos

 

Co tam robi do jasnej nasz Prom - podjął głosem zdezorientowanym i przy tym na tyle głośnym by Kylo Ren'owi aż otworzyły się oczy ze strachu. Oczywiście w sposób kontrolowany a ze nieszczęścia chodzą parami to na dodatek oblazły go ciarki. Tak Najwyższego Wodza oblazły ciarki. Lecz nie zdarzało się to zbyt często, dlatego był tam, gdzie jest.

 

W każdym razie Hux dostrzegając, że Prom posiadający emblematy Najwyższego Porządku kieruje się w stronę okrętu zaczyna snuć podejrzenia.

 

,,Dlaczego do jasnej leci na okręt? Oni są jacyś niepoważni, jeśli myślą, że sami zniszczą cały okręt. Są albo bardzo dzielni albo bardzo głupi. Wtem jendakowoż spoglądając na twarz Najwyższego Wodza, który nie przejmował się niczym i wydawał się jakby wszystko miał pod kontrolą do Generała dotarło.

 

,, A ja to jestem w sumie tym, i tym'' - pomyślał Generał uderzając się w myślach po głowie, bo w realu to nie wypadało. -,, No tak. Przecież ci ludzie to Rebelianci. Dlaczego nie wpadłem na to od razu" - teraz jak o tym myślał to dzięki mocy, że nie zaczął konsultować swoich myśli z Kylo Ren'em bo byłaby siara jak nie wiedział co.

 

Mimo to jednak Hux'a nie przestała dręczyć jedna kwestia.

 

,,Skoro Wódz wie, że to Rebelianci to, dlaczego nic z tym fantem nie robi. Czyżby był z nimi w zmowie?''- pytanie to dręczyło Hux'a i nie chcąc zatracać się w swoich domysłach ni chwili dłużej postanowił wykorzystać okazję, aby pokazać się wszystkim ze swojej dobrej (w znaczeniu tej strasznej i bezwzględnej) strony i wziąć sprawę w swoje ręce.

 

Oddalił się więc od Ren'a by zaczepić jednego z informatyków odpowiadających za połączenia między statkami i rozkazał mu połączenie się z Promem Imperialnym. Na te słowa Najwyższy Wódz obudził się jakby kopnięty prądem.

 

Odradzam! - wyraził swoje stanowisko.

 

Najwyższy Wodzu! - wywołał go mężczyzna z maksymalnie udawaną serdecznością. - Cóż to za nagła zmiana postawy - dodał, lecz tym razem z maksymalnie udawaną pokorą.

 

Odradzam połączenia! - powtórzył Ren

 

Najwyższy Wodzu, dlaczego miałbym

 

Bo taka jest moja wola! - ukrócił go od razu – mam plan odnośnie tego Promu i nie pozwolę by został zniweczony przez Generała.

 

Hux dobrze wiedział, że tym występkiem nie zapulsował u Kylo ale wiedział też przy tym, że okazja by pokazać się z lepszej strony to prędko się nie powtórzy zatem gdy informatyk powiadomił go o nawiązaniu łączności ze statkiem ten od razu wykorzystał okazję.

 

Wybacz Najwyższy Wodzu, lecz pragnę teraz pokazać, że nie bez powodu jestem tam, gdzie jestem- powiadomił go spoglądając prosto w oczy a następnie zwrócił się do statku - Mówi Generał Hux wice dowódca Niszczyciela typu Venator. Prom, którym porusza się załoga statku należy do jednego z oddziałów Najwyższego Porządku. Podaj powód, dla którego załoga Promu nie zameldowała się na Niszczycielu a także swój numer seryjny.

 

Następnie Hux zakończył wiadomość i poczekał moment na informację zwrotną. Zaledwie rozejrzał się po przeskakiwał trochę z jednej drogi na drugą i dostał te informację, lecz nie do końca taką jakiej oczekiwał. Informatyk powiedział bowiem.

 

Generale na mój komputer została wysłana wiadomość o treści ,,przepraszamy, ale nie działa nam mikrofon, lecz jesteśmy w stanie podać nasz numer seryjny. Jest nim kolejno 2135476.''. Co powinniśmy począć w takiej sytuacji -

 

Pf - prychnął pogardliwie Generał - żart z mikrofonem i przestarzały kod? Nie dam się drugi raz zrobić w Banthę- oznajmił - oszukują nas, ale nie będziemy marnować na nich amunicji. Wysłać zwykłe myśliwce. Nie pozwolimy, aby te śmiecie zabrały nam jakikolwiek statek. - powiedział

 

Nie! - krzyknął Kylo

 

Ależ wszystko pod kontrolą Najwyższy Wodzu – zapewniał.

 

W ten czas załoga białego statku zmuszona była wymijać wrogie myśliwce. No nie tylko wymijać, ale też uciekać przed nimi, próbować strzelać w ich kierunku, próbować ignorować część pocisków i konsekwentnie trzymać się raz obranego kursu no i oczywistość nad oczywistościami. Czyli, kłócić się o to kto zawinił.

 

nie no brawo Kaz rozegrałeś to normalnie po mistrzowsku – zwrócił się do kolegi Joph podczas próby zgubienia myśliwców.

 

ta jasne się nie powiodło to zwalasz na mnie a tak do byś mnie wychwalał pod niebiosa. Poza tym nawet jakbyś chciał to zaprzeczyłbyś prawdzie, bo to ty się walnąłeś i podałeś mi zły kod. – przypomniał krzykliwie głosem

 

-

 

no ale nie ja przestraszyłem się rozmawiania z Generałem i wymyśliłem ścieżkę z mikrofonem na poczekaniu.

 

ale ten mikrofon to na serio był uszkodzony. Jakbym zaczął z nim gadać i zaczęłoby charczeć to na jedno by wyszło

 

-

 

Panowie kłócą się jeszcze przez pewien czas a ich nie profesjonalizm wyraźnie nie był przyjemny zarówno dla Rey jak i dla Kydel a cykliczne zwroty w prawo, w lewo, w górę w dół w bok i w drugi o które początkowo nie musiały się bać teraz były koszmarem. Może to było trochę przedramatyzowane, ale należy pamiętać, że tego typu statki nie są przyzwyczajone na takie turbulencje przez co pasy bezpieczeństwa nie były zbyt trwałe. Przez ten fakt to one były zmuszone przyznać się stolicy siedzeń a nie na odwrót. Działo się to przez dłuższy czas aż w końcu zmęczona kłótnią chłopaków i tym co się działo więc powiedziała

 

panowie rozumiem, że wy możecie mieć między sobą pewne zawiłości odnośnie tego co się dzieje, ale możecie się skupić, żeby dolecieć, gdzie trzeba? – Zarówno Kazuda jak i Joph na wypowiedziane przez nią słowa odwracają się w jej kierunku, że zdziwieniem, lecz ta kontynuuje – nie żeby coś, ale za nami lecą myśliwce które nie są aż takie wolne jak się wam może zdawać.

 

nie musisz się obawiać Kydel wszystko jest pod kontrolą, a jeśli któryś nas draśnie zawsze mogę przekierować energię zapasową na dodatkową moc dla silników. – uspokoił go Kazuda

 

Co! I serio dopiero teraz mi mówisz, że możesz to zrobić – wzburzył się Joph. – to niby co robiłeś, jak zaczęli nas gonić?

 

no właśnie odkryłem to wcześniej, ale to trochę ryzykowne, bo jak to zrobię to nie starczy mocy, żeby się bronić – wyjaśnił Kazuda

 

głównie ten statek i tak ma tylko jedno działko i to w dodatku niewielkie więc o czym my mówimy. Rób co trzeba i się zwijamy.

 

dobra tylko żebyś później nie narzekał, że od tej prędkości zaraz zwymiotujesz – przestrzegł go Kazuda

 

a proszę bardzo tyle że to nie ja narzekam tylko Kydel jak się nażre za dużo

 

Ej! – wykrzyknęła

 

No co a nie mówię prawdy?

 

dobra wszyscy się zamknąć, bo będzie ostro

 

dobra już rób co trzeba robić i zwijamy się stąąąąąąad- wysłowił się Joph kładąc nadmierny nacisk na ostatnie słowo. Zadziało się tak bo przez swoją hardość zlekceważył moc silników Promu jaką zafundował mu Kazuda. Wystarczyło tylko małe rachu ciachu, a jaK pOszłO. Jak strzał z blastera wystrzelił ten Prom normalnie.

 

-

 

Statek wystrzelił prawie jakby miał wchodzić w nadświetlną. Szybko, nagle ostro i jeszcze nie wiadomo jak. Zaprezentowana prędkość była tak samo zawrotna jak nie spotykana jak na środki transportu tego typu. Niestety była ona także dość krótkotrwała jak na odległość, którą mieli do pokonania. Jak nietrudno się zatem domyślić myśliwce TIE po jakimś czasie znów zaczęły śledzić bohaterów. Było to jednak zbyt późno by ich dogonić. Jeżeli którykolwiek z pary Kazuda Joph miał niedosyt z faktu, że nie uczestniczył w bitwie kosmicznej to w tamtym momencie wybawił się za całą bitwę. Gdy natomiast wszyscy już dochodzą do siebie po tym małym szoku i oszołomieniu, lecz niekoniecznie wymiotach zdołali ogarnąć się i połączyć z Generałem Dameronem.

 

- Panie Generale, melduje się Kazuda Xiono już jesteśmy i prosimy zgodę na lądowanie

 

- oh, Kazuda nawet nie wiesz jak radujesz moje serce – oznajmił Poe, który zaś z racji, że wcześniej od natłoku tego wszystkiego odchodził od zmysłów rozpromienił się na słuch o Kazudzie. Na słuch o obiecanej kawie też by nie posmutniał. Na ich znak bez wahania opuścił osłonę by wpuścić Prom do hangaru a myśliwce które ich goniły poczęstować laserami z działek obronnych okrętu. Prom wleciał do hangaru w tempie stosunkowo szybkim, lecz nieporywająco szybkim. Na pewno nie takim przez które Prom wlatuje na pełnej i niszczy każdy myśliwiec na swojej drodze a bardziej takie które jest w stanie bezpiecznie wylądować a jego załoga wyjść z pojazdu i popatrzeć na błękitno- białe pejzaże jakie malowały się po zabraniu ich w nadświetlną przez Poe.

 

Wszyscy natychmiast wyszli z promu niczym wystrzeleni z procy. Zrobili to w gwarze własnych ulg i narzekań wypowiedzianych do siebie samych podczas których dziękowali przy tym mocy, że to już koniec. Zrobili to tak szybko, iż nie zwrócili nawet uwagi, że ktoś z nich nawet nie ruszył się z miejsca, na którym siedział. Była to Rey. Siedziała, bo nie wiedziała co począć.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania