"Harmider 2.0"
Notka: Pisałem to na konkurs, ale nie wyrobiłem się z terminem. UWAGA: Długi tekst.
Rozdział_1
Paulina biegła korytarzem statku kosmicznego odbijając się od ścian. Obraz rozmazały łzy, a słuch zagłuszyła pulsująca krew. Płuca i reszta mięśni płonęły, ale nadal przedzierała się do wiszącego zielonkawego neonu obiecującego bezpieczną drogę ucieczki.
Z trudem weszła w zakręt. Odepchnęła się, zachwiała, poślizgnęła się i upadła.
Zapach wdarł się do nozdrzy powodując skurcz żołądka. Próbowała podnieść się na drżących rękach rozmazując kałuże. Pulsowanie ucichło odsłaniając wrzaski i wystrzały.
Jęknęła. Usiadła na piętach czując jak lepki materiał spódnicy przykleił się do ud. Spojrzała po swoim zniszczonym uniformie pokojówki. Nie chcąc rozpamiętywać okoliczności każdej plamy i rozdarcia popatrzyła przed siebie na metalowy korytarz wypełniony trupami.
Załkała.
Wrzaski i wystrzały były coraz bliżej. Dogoniło ją echo krzyków, błagań i złorzeczeń. Zobaczyła tłum ludzi, pędzący jej śladem niczym przerażone stado. Coś ich mordowało. Jakiś cień odrywał się od ścian i znikał pomiędzy uciekinierami. Wtedy rozbryzgiwała krew, oraz wirowały odjęte kończyny.
Paulinie mignęły żółte, lśniące ślepia i wyszczerzone zębiska. Poczuła jak serce zaczęło łomotać z nową siłą. Poderwała się do biegu w kierunku zielonego neonu wiszącego nad śluzą blokującą korytarz. Gdzieś tam powinny być kapsuły ratunkowe.
Nacisnęła przycisk otwierający drzwi, mechanizm ociężale podnosił zaporę.
Dziewczyna przylgnęła plecami do przeszkody. Patrzyła na kilku ocalałych pędzących w jej kierunku. Napierała na gródź próbując dostrzec demona. Gdy namacała piętą wolną przestrzeń rzuciła się na ziemie i przeczołgała na drugą stronę przez rozwleczone wnętrzności.
Poderwała się z jatki i spięła się do dalszego biegu, gdy zauważyła dźwignie alarmowego zamknięcia śluzy. Rzuciła się na nią, złapała obiema rękami i nacisnęła. Drzwi opadły z żarłocznością gilotyny.
Paulina zamarła. Cofała się na drżących nogach przyciskając zakrwawione dłonie do ust. Szeroko otwartymi oczami patrzyła na przeciętego w połowie mężczyznę. Ich spojrzenia się spotkały. Chciała coś powiedzieć przez wyschnięte gardło, ale spierzchnięte wargi popękały. Zacisnęła je, aby nie czuć smaku własnej krwi.
Uklęknęła. Przyłożyła czoło do podłogi ignorując zbliżającą się czerwoną kałużę. Płakała, a gromadzące się w mięśniach zmęczenie zamieniło kończyny w ołów.
Zrobiło się cicho. Dziewczyna zmusiła się do wstania.
Jeśli dobrze pamiętała zaraz opuści pokład pasażerski dla obsługi i natrafi na przedział z kapsułami. Jeśli to nie pomoże zawsze będzie mogła udać się do hangaru. Jak może być trudne pilotowanie statku w próżni?
Łomot. Zamarła nasłuchując. Powoli odwróciła głowę skupiając się na śluzie. Zamajaczył bulaj przez który wlewał się zimny blask kosmosu. Promienie padały na trzęsące się drzwi. Dziewczyna złapała się za głowę.
Uderzenia ustały. Wstrzymała oddech. Rozległ się dźwięk rozdzieranego metalu. Hałas dobiegał znad przegrody. Zauważyła, że wzdłuż sufitu ciągną się kratki wentylacyjne. Zapomniała o zmęczeniu rzucając się do ucieczki.
Śmiech. Ścigał ją modulowany, zimny, obłąkańczy śmiech.
Dobiegła do kolejnej śluzy, odczytała oznaczenia, ale nie wiedziała co oznaczają. Próbowała połączyć się przez implant z Siecią okrętu, ale została odcięta.
Wdusiła przycisk i rzuciła się do powstającego prześwitu. Zanim przecisnęła głowę wrzasnęła, coś parzącego złapało ją za kostki. Szarpnięcie przeciągnęło ją po podłodze i oderwało od ziemi. Świat wirował, aż wylądowała uderzając głową o ścianę i poczuła przemieszczające się kości.
Nie była w stanie się poruszyć. Oddychanie stało się trudniejsze. Podłoga drżała od kroków zbliżającej się śmierci. Odór zmienił się pozostawiając w ustach posmak smażonego mięsa. Z trudem podniosła głowę, widziała rozmazany kształt demona wyciągającego ku niej szponiaste łapska. Tylko płonące, żółte radosne ślepia wyglądały wyraźnie.
-Błagam- załkała Paulina- Nie. Nie zabijaj mnie.
Nagle stwór przestał się śmiać, odwrócił się gwałtownie i powietrze wypełnił huk wystrzałów.
Kreatura podskoczyła znikając w suficie. Nastała cisza, a po niej kilka ciężkich kroków.
-WSTAWAJ- Rozległ się ryk- BIEGNIJ. Biegnij jeśli chcesz żyć. RUSZ SIĘ.
Paulina opuściła głowę. Olbrzym w skorupowym pancerzu nadchodził z otwartej śluzy. Z karabinem przy hełmie nadal mierzył w sufit.
Dziewczyna zaciskając zęby pełzła w jego kierunku.
-Niech cię szlag- usłyszała. Podbiegł do niej i zarzucił ją na ramię.
Nie była już wstanie krzyczeć z bólu. Podczas bezradnej ucieczki mocno zacisnęła powieki zmęczona widokiem piekła.
***
Ciało stało się lekkie i odrętwiałe, nie przeszkadzały jej krawędzie pancerza wpijające się w brzuch, czy ręka przyciskająca ją w nieodpowiednim miejscu. Paulina pomimo zmęczenia pozostała przytomna i w ciemności zamkniętych powiek oglądała przelewające się wspomnienia.
Najpierw wróciła do domu. Jednego z mieszkań na planecie Cheiron Protos. Pozbawione znaczenia czasy szkolne, niezadowolenie rodziców, samotność. Zanurzyła się w Sieci z potrzeby eskapizmu. Ukryła tożsamość za wirtualną maską i zaczęła mówić. Okazało się, że jest w tym dobra. Zyskiwała coraz więcej widzów, subskrybentów, aż zarabiane pieniądze pozwoliły na wynajem mieszkania.
Nie musiała tutaj być, na pokładzie wycieczkowca dla najbogatszych z bogatych, magnatów jej zakątka kosmosu. Jednak potrzebowała zabawiać widzów, a co byłoby lepsze od reportażu z najbardziej luksusowego okrętu kosmicznego w dziejach ludzkości?
Złożyła aplikacje o pracę, bo nadal była zbyt biedna na kupienie biletu, dołączyła do listu motywującego nazwę kanału w mediach społecznościowych z liczbą subskrypcji i stało się. Dostąpiła zaszczytu pracy jako pokojówka pośród bogów.
***
Nagle rozpętał się chaos. Feeria świateł, kakofonia i ciągnące ją w różne strony niewidoczne siły.
Pisk rozłupywał jej czaszkę, a z trudem otworzone oczy zalewał chaos.
Stanął nad nią cień rozświetlony niewielkimi punkcikami zimnego światła nadającego mu kanciasty, prawie ludzki kształt. Przerażona kopała i wymachiwała rękami. Poczuła szarpnięcie i ograniczenie ruchów. Pogryzło ją coś lodowatego. Wzbierająca panika rozpłynęła się w farmakologicznym śnie.
***
Wybudziły ją drgania.
Rozwarła sklejone powieki. Rozglądała się zmuszając otępiały umysł do pracy.
Okrągłe pomieszczenie rozświetlone zielonkawym, jarzeniowym blaskiem. Dookoła niej siedzieli ludzie zamknięci w fotelach z uprzężami. Dostrzegła mieszankę przerażenia z ulgą na twarzach kobiet i mężczyzn. Byli dziwacznie ubrani.
Paulina zrobiła własne oględziny. Zapięta jak pozostali nie miała na sobie stroju pokojówki, tylko kombinezon medyczny. Podrapała swędzące miejsca na przedramionach. Nie czuła bólu, tylko odrętwienie charakterystyczne dla leków przeciwbólowych.
Spojrzała na najbliższych pasażerów. Po lewej siedział mężczyzna trzymający się za uprząż. Miał odchyloną głowę, zamknięte oczy i mamrotał coś zagłuszanego przez wibracje.
Po prawej siedziała kobieta. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Spłoszona Paulina od razu spuściła wzrok i odwróciła głowę.
>PROŚBA O NAWIĄZANIE POŁĄCZENIA
Paulina wzdrygnęła się na widok komunikatu wyświetlonego przez implant rozszerzonej rzeczywistości. Sieć jakimś cudem zaczęła działać. Odpaliła aplikację chcąc wysłać wiadomość do rodziców. Bezskutecznie. Sieć została ograniczona.
Dziewczyna zacisnęła palce w pięści i zaakceptowała zaproszenie.
>Jak się czujesz? Mam na imię Ewa, a ty?
>Co się dzieje?- Odpisała pisząc w myślach na wirtualnej klawiaturze nie kierując na nią wzroku.
>Uciekamy. Ochroniarze wnieśli Cię do kapsuły ratunkowej. Byłaś nieźle pogruchotana. Pomagałam Cię opatrywać. Dobrze się czujesz?
>Ja? Nie wiem.
>Wykorzystałam nanity. Małe robociki poskładały cię od środka.
Zerknęła na Ewę. Kobieta uśmiechnęła się. Była piękna, ciemnowłosa i niebieskooka. Miała na sobie kombinezon, ale nie była opancerzona. Zamiast płyt doczepiono liczne moduły oznaczone czerwonymi krzyżami.
>Dziękuję- napisała- Mam na imię Paulina.
>Wszystko będzie dobrze, Paulino- Kobieta uśmiechnęła się szerzej ukazując perłowe uzębienie. Złapała ją za rękę i ścisnęła delikatnie- Wszystko będzie dobrze. Zaraz będzie po wszystkim.
>A, proszę.
Zabrała rękę i podała jej dwa opakowania. Pasta odżywcza, oraz wodę. Przyjęła poczęstunek kiwając głową. Ignorując wibrację wyssała wszystko rozkoszując się uczuciem sytości.
Jarzeniówki zmieniły kolor na czerwony. Metal jęczał i po każdym łupnięciu brzmiało to coraz gorzej.
Paulina złapała się za uprząż i krzyczała tak jak reszta pasażerów. Spojrzała na Ewę. Kobieta założyła na głowę hełm, przycisnęła palec do skroni i gestykulowała drugą ręką.
>CO SIĘ DZIEJE. COSIĘDZIJECO- spamowała wiadomościami do medyczki.
Odcięła ją. Spojrzała i poczuła jej wzrok pomimo czarnych wizjerów. Ewa przytrzymała ją ramieniem mocniej przyciskając do siedziska.
Nagle poczuła spokój. Rozglądała się po innych i widziała jak resztę ogarnął ten sam fatalizm. Kapsuła drżała już z taką siłą, że czuła jak świeżo zaleczone kości znowu trzeszczą.
Huknęło. Rąbnęło. Siła kinetyczna szarpała próbując wyrwać ich w uprzęży.
Drżenie trwało długo po tym jak zgasły światła.
***
Lampy alarmowe rozbłysnęły ponurym, czerwonym blaskiem. Paulina rozglądała się szukając czegokolwiek, czym mogłaby się wyswobodzić z uprzęży. Dotknęła cudzego ramienia. Zmięła w palcach szorstki materiał kombinezonu i przekręciła głowę.
-Ewa?- jęknęła. Przełknęła ślinę próbując zwilżyć piekące gardło- Pani Ewo. Żyjesz?
Zaczęła nią szarpać, aż nieruchoma kukła westchnęła.
-Tak, tak. Żyję- Odpowiedziała. Głos zniekształciła kratka głośnika hełmu- Daj mi chwilę.
Medyczka niesfornie zabrała rękę. Odnalazła zatrzaski uprzęży i zwolniła mechanizm. Odpadła z fotela jak dojrzały owoc. Zatoczyła się, po czym zaczęła macać poszczególne części ciała.
-Kolejne szczęśliwe lądowanie- Złapała się pod boki- Ktoś jest ranny? Odzywać się ludzie. Kto potrzebuje opieki medycznej?
Paulina zaniemówiła. Z niedowierzaniem słuchała swobodnego głosu Ewy i zastanawiała się, czy rzeczywiście odbywają tą samą podróż.
Namacała przyciski zwalniające i wyswobodziła się. Patrzyła jak kobieta kolejno robi oględziny pozostałych pasażerów. Niektórzy nie przeżyli. Siedzieli w dziwacznych pozach z głowami przekrzywionymi pod nienaturalnymi kątami. Towarzyszący mężczyzna zamilknął. Siedział nieruchomo ze złożonymi dłońmi.
Poczuła mdłości. Pokład stał się zbyt ciasny, a powietrze zbyt gęste. Chwiejnym krokiem poszła w stronę wyjścia. Przez dłuższą chwilę siłowała się z dźwignią i zapewne nie wygrałaby, gdyby nie pomoc.
-Dziękuję- szepnęła. Pomocnik nie odpowiedział. Wyglądał na zniecierpliwionego. Cofnęła się odsłaniając przejście.
Patrzyła w zalany blaskiem awaryjnego oświetlenia korytarz. Mężczyzna siłował się z kolejną śluzą po prawej stronie. Obejrzała się na Ewe wstrzykującą medykamenty położonej na podłodze kobiecie. Połowa pasażerów nie została zdjęta z foteli.
Podeszła do medyczki.
-Mogę jakoś pomóc?- szepnęła.
-Co? Tak. Przytrzymaj tutaj.
Pomagała robić opatrunki. Ludzie szemrali, ale ucichli, gdy rozległ się zgrzyt otwieranego mechanizmu z korytarza.
Wszyscy w milczeniu patrzyli w tamtym kierunku. Ewa niewzruszona kontynuowała obowiązki.
-Chłopaki, potrzebujecie pomocy medycznej?
Paulina wzdrygnęła się zdezorientowana. Nie mówiła do nich, tylko przez komunikator.
-Słuchajcie wszyscy- powiedziała głośniej. Opuszczamy pojazd. Wylądowaliśmy w hangarze. Przegrupujemy się i poszukamy innego środka transportu. Pomóżcie sobie nawzajem, ja muszę dołączyć do oddziału. Widzimy się na zewnątrz.
Dziewczyna omiotła spojrzeniem gramolących się ludzi i pobiegła za Ewą.
Na końcu korytarza widniały drzwi. Wychodzili przez nią opancerzeni ochroniarze kierujący się na zewnątrz. Ostatni zatrzymał się i przyjrzał się jej uważnie.
-Żyjesz, dziewczynko- powiedział zniekształconym, ale znajomym głosem- Dobrze.
Zmierzwił jej włosy i wyszedł.
Stała oniemiała.
-Mam dwadzieścia lat ty…
-Możesz się ruszyć?- usłyszała z tyłu.
-Tak. Przepraszam- wyszeptała wychodząc.
Ochroniarze ustawili się w łuk, klęczeli z karabinami przy hełmach. Celowali w pusty plac. Główne wrota na końcu hangaru były tak daleko, że mogła je zakryć dłonią. Spojrzała na boki i zobaczyła zamknięte śluzy doków. Wszystko było opisane prostymi kodami.
Odwróciła się, by przyjrzeć się kapsule. Nie była ekspertem, ale widniejące w poszyciu dziury były dość charakterystyczne.
-Czy ktoś do nas strzelał?- zapytała. Zwróciły się w jej stronę stężałe, nieruchome twarze.
-Tak- odpowiedział jeden ze strzelców- A teraz zamknąć się.
Medyczka podeszła do olbrzyma i zdzieliła go w ramię. Widać było, że odbyli krótką rozmowę.
-Słuchajcie- Mówiła Ewa rozkładając dłonie- Zostaliśmy wzięci na cel przez system uzbrojenia statku. Nasz utalentowany pilot zdołał wymanewrować nas od zniszczenia, a teraz…
-A TERAZ- ryknął ktoś piskliwym, łamiącym głosem- ZNOWU JESTEŚMY W TYM PIEKLE.
-… znajdziemy inny środek transportu- Dokończyła spokojnie medyczka.
-I niby czymś innym uciekniemy przed działami? W ogóle po chuj na statku pasażerskim UZBROJENIE?
-To standardowe moduły ochronne przez asteroidami. Te wersje modułów są automatyczne i skalibrowane na rażenie kamieni. Manewrowość dowolnego statku wystarczy, aby umknąć przed ostrzałem. Niestety. Dostanie się do doku będzie problematyczne. Proszę o cierpliwość, wyrozumiałość i słuchać naszych poleceń. Dziękuję.
-No to jakim cudem strzelały do NAS?
-Proszę, nie mamy na to czasu...
Zaczęła się kłótnia której Paulina nie miała ochoty słuchać.
Oddaliła się w kierunku najbliższego doku. Wymijając wrak zatrzymała się na widok kosmosu. Prawie pękło jej serce ze strachu nie rozumiejąc jakim cudem nie wessała ich próżnia. Po chwili zwróciła uwagę na świetlistą kurtynę, której kaskada była dopiero widoczna na krawędziach wylotu.
Przelecieli przez to? Energia blokowała atmosferę przed wyciekiem, ale pozwoliła wlecieć statkowi? Jak to działa?
Paulina uśmiechnęła się. Wspomniała niektóre audycje z widzami, gdzie wysyłali płatne wiadomości tłumacząc jakieś zjawiska. Czasami zastanawiała się dlaczego to robią? Była to silna potrzeba dzielenia się wiedzą, podbijania ego, męska potrzeba tłumaczenia czegoś głupiutkiej dziewczynie?
Ciekawe, czy jeszcze kiedyś zrobię jakiegoś vloga? Paulina przejrzała opcje nakrywania implantu i odkryła, że przez cały czas utrwalała obraz i dźwięk. Zainwestowała w najlepszy dostępny sprzęt. Teoretycznie mogłaby nagrać bez przerwy kilka lat swojego życia. Praca pokojówki, sponsorowane reklamy statku pasażerskiego „Harmider” zwróciłyby jej koszta tysiąckrotnie.
Przeglądała opcje nagrywania, różne filtry i ustawianie obrazu, czy dźwięku. Program zaczął oznaczać różne rzeczy. Nakładka rozszerzonej rzeczywistości kreśliła kręgi, prostokąty i kwadraty komentując jakość ujęć.
Wybrała najlepsze ustawienia dla zdjęcia kosmosu. Podeszła bliżej i nie zauważyła kałuży. Wdepnięcie wywołało dreszcz. Powoli opuściła głowę spodziewając się najgorszego, ale przez filtry nie wiedziała na co patrzy. Przełknęła ślinę i przełączyła obiektyw bez przerywania nagrywania.
To nie była krew. Wypuściła powietrze uśmiechając się do płynu. Mina jej zrzedła po mocniejszym pociągnięciu nosem.
Paulina zmrużyła oczy. Kto to mógł zostawić? Obróciła się na pięcie i wzdrygnęła się na widok wychodzącego zza wraku olbrzyma.
Zbliżał się do niej. Speszona spuściła wzrok i skrzyżowała ramiona.
-Zgłupiałaś?- usłyszała- Oddalać się? Poważnie? Zapomniałaś co tutaj się panoszy?
Pamiętała. Poderwała głowę czując wzbierające, piekące łzy.
-Chodź. Opuszczamy hangar.
Nie odpowiedziała. Kiwnęła głową ruszając ku zgromadzeniu, gdy nagle zatrzymała się od nagłej myśli.
-Mężczyzna- szepnęła.
-Tak. Mężczyzna, a konkretnie Bartek. Uderzyłaś się za mocno w głowę, czy coś?
-Nie. Nie ty, dupku- zdenerwowała się- Facet, który otworzył drzwi i wyszedł jako pierwszy. Gdzie on jest?!
Widziała jak ochroniarz się spiął. Powiedział coś do komunikatora. Szarpnął ją za ramię zmuszając do truchtu w kierunku formującego się oddziału.
Próbowała się wyrwać, ale palce wpiły się jak kajdany. Z nerwów nie była wstanie się odezwać, rozglądała się w poszukiwaniu ratunku, albo czegoś co mogłaby pochwycić i zdzielić brutala po łbie, gdy zerknęła w górę.
-TAM- ryknęła- SUFIT.
Przystanęli. Bartek puścił ją chwytając karabin oburącz i wycelował wraz zresztą we wskazane miejsce. Paulina nie rozumiała co widzi.
Mężczyzna jakby przyklejony do powierzchni nie mógł poruszyć kończynami. Był zbyt daleko, aby widzieć jego twarz.
Wrzasnął. Paulina zakryła uszy, ale i tak słyszała jak zaginiony zdziera gardło. Dostrzegła pierwsze szkarłatne krople. Zmieniły się w strugi, a on krzyczał nawet gdy z rozprutego jakimś cudem brzucha wypadły wnętrzności. Następnie odpadały kończyny, a głos ucichł dopiero po spadnięciu głowy. Na suficie pozostał sam zmaltretowany korpus.
W powstałej ciszy rozległ się śmiech. Dziwaczny, modulowany, niby ludzki, ale brzmiący jak wygenerowane szyderstwo.
Paulina usiadła z szeroko otwartymi oczami. Zorientowała się, że w pobliżu okaleczonych zwłok ciągnie się szereg kratek serwisowych.
-To tu jest- szepnęła.
-Ewa- usłyszała głos Bartka- Zaprowadź cywilów do najbliższego doku. KURWA. Któregokolwiek. Reszta na mój znak. Cel…
Zwłoki wybuchnęły. Paulina patrzyła jak pośród rozbryzgu krwi i fragmentów kości z sufitu spada roześmiany cień.
-OGNIA.
Demon ścigany pociskami wylądował pośród ludzi, a moc uderzenia spowodowała drżenie, od którego poprzewracali się cywile. Strzelcy przerwali ostrzał. Rozproszyli się. Ewa wyszarpując pistolet rzuciła się na plecy, ale nie strzelała.
Zginęli. Paulina patrzyła przez palce nie mogąc oderwać wzroku od rzezi. Pazury, lśniące jak żyletki zataczały mieniące się łuki ćwiartując ciała i rozchlapując krew.
Ewa strzeliła. Wybuchowa amunicja odepchnęła potwora, ale ten nie przestając chichotać padł na czworaka i płynnym ruchem skoczył na medyczkę.
Dziewczyna wrzasnęła, ale zagłuszył ją huk. Ostrzał zmiótł demona z powietrza i rzucił nim o podłogę.
-Kurwa- syknął Bartek- ZA MNĄ. ODWRÓT.
-Tym razem biegniesz sama, dziewczynko- usłyszała, po czym szarpnięciem postawił ją na nogi- Tam. Dok C-9. Ruszaj. WIO.
Krzyk pomógł się jej otrząsnąć. Odwróciła się i pobiegła.
Panel kontrolny. Przyciskała losowe przyciski, aż wybudziła konsolę. Wertowała listę poleceń próbując nie słuchać wybuchów, krzyków i śmiechu.
-Jeszcze tego nie otworzyłaś?!
-STARAM SIĘ- krzyknęła łowiąc kątem oka mocarną sylwetkę.
-Przepraszam- usłyszała z drugiej strony. Ewa pochwyciła ją i naparła ciałem robiąc sobie miejsce przy konsoli. Jeden przycisk. Tyle wystarczyło, aby drzwi serwisowe zostały otwarte.
Zanim otworzyły się w pełni medyczka wrzuciła Paulinę do środka.
Boleśnie upadła na brzuch uderzając się w brodę. Zaczęła się odczołgiwać, byle jak najdalej. Dotarła do końca pomieszczenia. Kolejna śluza i umieszczony w ścianie panel. Usiadła na piętach, podparła się o ścianę. Który to był przycisk?
-NIE- Krzyknął Bartek- ZOSTAW.
Zdezorientowana Paulina odwróciła się. Widziała Ewę wciskającą dźwignie awaryjnego zatrzaśnięcia śluzy, a Bartek uderzał palcem o panel umieszczony w karwaszu.
Dziewczyna obserwowała jaśniejącą plamę pośrodku drzwi. Metal zagotował się, trysnęły strugi, a przez osłabiony fragment przebiły się rozżarzone ostrza.
Paulina zobaczyła w powstałej wyrwie jadowicie żółte oko. Widok przesłoniła Ewa, objęła ją, przycisnęła do ściany i wtedy zaczęła się dekompresja. Wpiła się w medyczkę czując jak napięła mięśnie w walce z uciekającym ciśnieniem.
Rozległ się huk i wszystko ucichło.
Ewa odczepiła się ciężko siadając na podłodze. Zdjęła hełm i łapczywie łykała powietrze. Bartek opuścił karabin i pobrał z szafki bezpieczeństwa pojemnik preparatu uszczelniającego.
-Co się właśnie wydarzyło?- Zapytała.
-Użyj wyobraźni- odparł znużony Bartek.
-Wyłączył pole próżniowe- powiedziała medyczka łypiąc na niego złowrogo.
Paulina widząc wyciągniętą dłoń Ewy pomogła jej wstać. Uściskała ją szepcząc podziękowania, a ta poklepała ją po głowie. Bartek podszedł do śluzy prowadzącej do wnętrza pokładu.
-Nie jestem pewien, czy wyssana atmosfera oczyściła pas startowy- mówił mężczyzna- dlatego przejdziemy do innego hangaru. Tam zgarniemy statek i spadamy stąd.
-A jak unikniemy dział?
-Jeden problem na raz- powiedziała Ewa łapiąc ją za policzek.
Dziewczyna zaniemówiła. Medyczka była niewyczerpalnym źródłem entuzjazmu, a strzelec niezłomnym lodowcem. Właście stracili wszystkich swoich towarzyszy, a pomimo tego prą na przód. Czy oni są w ogóle ludźmi?
Rozdział_2
Patrząc w obiektyw kamery czuła przypływ magii. Otuliła wzrokiem mikrofon, czujniki na ciele mające przekształcić jej sylwetkę w trójwymiarową postać. Z zapartym tchem patrzyła na licznik widzów. Okna powiadomień wymieniły się ukazując kolejne wpłaty z mniej, lub bardziej śmiesznymi komentarzami. Do tej pory zwracała się do setek tysięcy skryta za maską, teraz ugości wszystkich przybierając wirtualny kostium.
Zaraz przestanie być nudną Pauliną, a stanie się przebojową „Nadesziko”.
-Czy ktoś tam jest? Halo? Hej! Hej wszyscy! To się dzieje. Dziękuję, że przyszliście. Jestem naprawdę zestresowana. Dziękuję nowym subskrybentom. Mam nadzieję, że tego nie zepsuję.
-Więc. Potrzebuję zgromadzić całą waszą energię, abym mogła dokończyć przywoływanie mojego awatara. Dlatego potrzebuję, abyście unieśli wysoko ręce i wysłali do mnie moc. Rozpoczynam rytuał…
Pauline obudziło pochwycenie i szarpnięcie za brodę. Pisnęła, ale zakrycie ust stłumiło krzyk. Otworzyła przekrwione oczy. Widziała ciemność rozrzedzoną przez wszechobecne diody. Błękit, zieleń, czerwień mieszała się na metalicznych powierzchniach tworząc tło dla górującej nad nią mrocznej postaci.
-Przysnęłaś- warknęła ciemność- Wstawaj. Ruszamy.
Nie odpowiedziała. Rozejrzała się po splądrowanej szatni techników. Powietrze było gęste od potu i stęchlizny. Ubranie cuchnęło smarem. Podniosła się na drżące nogi. Każde włókno mięśni przesiąknięte kwasem mlekowym błagało o więcej odpoczynku.
-Paulina? Wszystko w porządku?- usłyszała zniekształcony, jedwabisty głos- Wody?
-Ewa?- Zapytała i natłok wspomnień zakręcił jej światem.
Zachwiała się, ale nie upadła pochwycona przez medyczkę. Wracały do niej obrazy, dźwięki, posmak doświadczonej rzezi. Uścisnęła kobietę wtulając się w jej kark i zaczęła ryczeć. Poczuła jak gładzi ją po głowie szepcząc kojącym głosem.
-Ja już nie chce- łkała- Przepraszam, ale ja już nie dam rady.
Usłyszała ciężkie, zbliżające się kroki. Gwałtownie wyrwano ją z objęć i uderzono o ścianę. Jęknęła bardziej z szoku, niż bólu.
-Słuchaj- usłyszała nienawistny szept- Zdajesz sobie sprawę jakie masz szczęście?
Poczuła zaciskające się na szczęce palce.
-Możemy zginąć od pazurów tego sukinsyna. Udusić się w próżni, albo zdechnąć z zimna. Patrz na MNIE. Możemy zginąć na miliard sposobów, ale nie dlatego, że się PODDALIŚMY. Nie masz do kogo wrócić? Po co żyć? Coś chce cię okraść z życia, a TY się po prostu poddajesz?
-Bartek. Wystarczy- Ewa stanęła między nimi i położyła dłoń na nadgarstku mężczyzny.
Skrzyżowały się czarne soczewki hełmów.
Puścił Paulinę i odszedł do drzwi.
-Masz.
Dziewczyna szeroko otwartymi oczami spojrzała na podetkniętą buteleczkę z elektrolitami.
-Przesadził- westchnęła- Podchodzi to tego zbyt osobiście. Widzisz, kiedyś braliśmy udział w odbijaniu zakładników z przejętego przez piratów statku. Walka była zacięta, a wymiana ognia tak gęsta, że nie mogliśmy ryzykować życia zakładników. Zamknęliśmy ich w kajutach i rozprawiliśmy się z piratami.
Paulina pokiwała głową.
-Problem w tym- zdjęła hełm ukazując smutny, perłowy uśmiech- Walka się przeciągała. Wygraliśmy, ale po dotarciu do kajuty zastaliśmy trupy. Zabili się. Zbiorowe samobójstwo. Nie mogli nawiązać łączności, utracili nadziej. Pokonał ich strach. Poddali się.
-Nic już nie rozumiem- szepnęła Paulina- kim wy jesteście?
-Powiedzmy, że ludzi podróżujących „Harmidrem” nie może ochraniać byle kto. W dodatku to tajemnica. I tak powiedziałam za dużo. To jak, zrobisz to dla mnie i pójdziemy polatać statkiem?
-Tak. Przepraszam.
-Nie przepraszaj. Napij się i ruszajmy. Zrobiło się zbyt cicho. To nigdy nie wróży nic dobrego.
***
Bartek zanim przekroczył próg wypatrywał zagrożenia zza celownika karabinu. Kontur jego postaci oświetlały białe jarzeniówki. Przeszedł kilka kroków i zniknął za zakrętem. Kolejna wyszła Ewa z gotowym do strzału pistoletem. Paulina była tuż za nią trzymając dłoń na jej ramieniu.
Jako pokojówka przeklinała gargantuiczne wymiary statku. Zanim wybrała się w podróż zebrała kilka informacji. Tysiące pasażerów z czego goście stanowili zaledwie trzecią część. Oczekiwanie, że ludzie nawet wyposażeni w najróżniejsze modyfikacje byliby zdolni to wszystko utrzymać w czystości zakrawałoby o szaleństwo. Dlatego większością prac zajmowały się roboty. Pokojówka była bardziej widziana jako egzotyczny owoc z poprzedniej epoki, osobliwy dodatek dla najbardziej wymagających gości.
Dlatego Paulina chodziła z miotełką do kurzu i podawała herbatkę na srebrnej tacy. Nie narzekała, dopóki kierownictwo nie wpadło na pomysł, aby ręcznie myły wyłożone marmurami pokłady, gdzie magnaci przebrani w kostiumy swoich odpowiedników sprzed milleniów oddawali się snobistycznym rozrywkom.
Sąsiadujący hangar nie był daleko, ale poruszali się tak powoli, że zamyślona Paulina nie zauważyła jak Ewa się zatrzymała. Naparła na nią, ale równie dobrze mogła odbić się od ściany.
Medyczka delikatnie pochwyciła ją za dłoń. Nakazała gestem milczenie, a następnie wyminęła i ciągnęła w przeciwnym kierunku. Zanim się odwróciła zdążyła zauważyć plecy Bartka.
Dziewczyna poczuła perlący się pod kombinezonem robotniczym pot. Wytężyła zmysły spodziewając się usłyszeć chichot, drący metal, cokolwiek, ale tylko wentylacja buczała jak drzemiąca bestia.
Krew, nagle zdała sobie sprawę. Korytarze są czerwone od posoki, ale nigdzie nie było widać zwłok. Paulina zacisnęła pięści. Spojrzała w sufit i omal się nie potknęła dostrzegając dziury w miejscu kratek wentylacyjnych. Poszarpane krawędzie pokrywała czerwień.
Zatrzymali się przy doku. Bartek przystanął i uklęknął w pozie strzeleckiej. Ewa zaczęła majstrować przy konsoli głównego wejścia. Zaciekawiona Paulina chciała wyjrzeć zza gbura, ale medyczka jakby czytając w jej myślach mocniej zacisnęła dłoń delikatnie pociągając. Spojrzała na nią pytającą, a ta tylko przecząco pokręciła głową.
Drzwi otworzyły się z przeciągłym jękiem. Od progu rozpostarł się widok na płytę z niewielkim kutrem, oraz bramą.
Weszli do środka w ciszy. Po zamknięciu drzwi Ewa kazała jej zostać, a sama z Bartkiem weszli w głąb pomieszczenia.
-Czysto- powiedział ochroniarz- Ogarnij statek. Ja sprawdzę pas startowy.
Medyczka kiwnęła głową w kierunku kutra. Paulina posłuchała.
-Co tam zobaczyliście?- Zagadnęła po opuszczeniu trapu.
-Nie wiem- usłyszała wyzuty z emocji głos- Cokolwiek to było musimy przed tym uciec zanim nas dogoni.
Paulina poczuła paraliżujący chłód. Patrzyła jak towarzyszka znika za drzwiami kokpitu, a następnie posłała wejściu trwożne spojrzenie. Zeszła kilka kroków po rampie szukając Bartka. Podpiął się kablami do terminala przy bramie i gapił się w ekran na karwaszu. Zwróciła uwagę, że stanął tak, aby kątem oka stale obserwować wejście.
Usiadła i podciągnęła kolana pod brodę. Nie miała co ze sobą zrobić. Nie mogła nic zrobić. Poczuła wstyd z własnej bezużyteczności. Nie, zawsze mogła posprzątać pomieszczenie socjalne na kutrze. Uśmiechnęła się gorzko szukając wzrokiem czegokolwiek, co mogło pomóc zająć myśli.
Wystrój doku był ascetyczny. Gołe metalowe ściany poznaczone farbą, aby było wiadomo, która gładka powierzchnia to w rzeczywistości idealnie dopasowany moduł. Odczytywała znaki. Pomieszczenia techniczne oznaczono kodami zrozumiałymi tylko dla wtajemniczonych.
Dziury. Szczerby w idealnej, gładkiej powierzchni. Przynajmniej oznaczenia były zrozumiałe. Zauważyła komory do przechowywania robotów.
Zaintrygowana wstała i zeszła z trapu. Rozejrzała się ostatni raz i truchtem udała się do schowka.
Zatrzymał ją zapach. Był ciężki i metaliczny, przypominał trochę smar. Zbliżyła się powoli, aż znowu przystanęła tym razem z powodu odgłosu. Nasłuchiwała starając się przypasować dźwięk do znanych zjawisk i jedyne co przychodziło jej do głowy to porównanie do pulsu.
Nie wiedziała co zrobić. Zaalarmować pozostałych? Są zajęci, a jeśli nawet to co im powie? Przepraszam, ale mam omamy, czy możecie sprawdzić tamtą dziurę?
Poklepała się po policzkach. Postąpiła krok, po tym kolejny, aż zatrzymała się przed pierwszą z podniesionych żaluzji.
Zapach stał się mdlący. Dźwięk stał się rytmiczny. Nie mogła nic dostrzec w gęstej ciemności. Zamiast tego zwróciła uwagę na obramowanie. Coś na nich było. Ciemno czerwone, niemal czarne korzenie. Zmrużyła oczy i wyciągnęła palce. Zatrzymała dłoń w połowie drogi.
-Oszalałam?- prychnęła.
Odwróciła się, gdy kątem oka złowiła żółty blask. Pobiegła do Bartka. Nie krzyczała, nie była wstanie.
Ochroniarz zadziałał błyskawicznie. Odpiął się od konsoli i skierował karabin w jej kierunku. Pobiegł do niej, złapał ją za ramię i wepchnął za siebie.
-Co widziałaś?- szepnął.
-Nnie wiem- wyjąkała.
-Na statek. Biegiem.
Kiwnęła głową. Pobiegła słysząc z tyłu ciężkie kroki.
-Zamykaj- kiwnął głową w kierunku dźwigni- Ewa przygotuj się. Odpalam sekwencje startu.
Warkot podnoszącego się trapu zagłuszył chichot.
-Nie stój tak, chodź.
Zaciągnął ją do kokpitu i przywiązał do jednego z foteli przy stanowisku operatorskim. Ewa na miejscu drugiego pilota wciskała coraz więcej przełączników, a Bartek na głównym siedzisku aktywował swoją część konsoli.
Paulina patrzyła przez iluminator. Poczuła szarpnięcie i po chwili drżący statek zaczął się poruszać w kierunku podnoszącej się bramy.
Łupnięcie. Po tym kolejne i następne jakby pająk przeszedł się po poszyciu w kierunku kokpitu. Kuter wtoczył się do ciemnego tunelu, w ostatnim jarzeniowym blasku doku Paulina otworzyła szeroko usta na widok pazurów wysuwających się zza krawędzi.
Bartek przeciągnął dźwignie i statek gwałtownie przyśpieszył. Poczuła kotłujące się wnętrzności, gdy zapora przeciwległego doku zbliżyła się gwałtownie. Nie zdążył wyhamować. Zrobił ostry zwrot uderzając bokiem wywołując alarmy. Na iluminatorze pojawiła się pajęczyna.
-WYŁĄCZ TO- krzyknął. Ewa nachylona nad konsoletą nawet nie podniosła głowy.
Czerwony blask zniknął.
Kuter starał się utrzymać w powietrzu. Paulina walczyła z mdłościami. Gapiła się na zamknięte wrota hangaru.
-Jesteśmy szczelni?- Zapytał.
-Tak.
Bartek zastukał w ekran karwasza i hangar wypełnił blask migających lamp alarmowych. Brama zaczęła się otwierać.
Ponownie rozległ się stukot na poszyciu. Pilot zwiększył ciąg i wyskoczyli w kierunku kosmosu.
Paulina uśmiechała się do pierwszej majaczącej gwiazdy. Zagryzła wargi i wbijała paznokcie we wnętrze dłoni.
Coś pojawiło się pomiędzy szczękami hangaru. Chyba unosiło się na parze olbrzymich rozpostartych nieruchomych skrzydeł. Kuter przyśpieszył, postać się rozmazała. Nagle rozbłysnęło oślepiające światło, po czym świat zawirował.
Rozbili się. Czuła jak uprząż próbuję ją poćwiartować. Wszystko się rozpadło, powietrze wypełnił odór palonego metalu i kakofonia alarmów.
Zatrzymali się. Statek jęczał. Nie wierzyła, że jest wstanie się poruszać. Spojrzała na Ewę i Bartka, ale siedzieli nieruchomo. Iluminator jakimś cudem przetrwał, ale pajęczyna pęknięć całkowicie zniekształciła obraz.
Coś oblazło kokpit. Paulina z niedowierzaniem patrzyła na człekokształtne miraże przelewające się po szybie niczym plamy oleju.
-Ej- pisnęła- Obudźcie się. HEJ. OBUDŹCIE SIĘ, BŁAGAM.
Ostatnie co zobaczyła to szklany deszcz i odbijający się pomiędzy kryształami blask żółtawych ślepiów.
Rozdział_3
Paulina chciała krzyczeć, ale próżnia na zewnątrz okrętu natychmiast wyrwała powietrze. Traciła ostrość widzenia, rozmazane plamy światła i ciemności zniknęły zabrane przez kosmos, a iluminator został zabezpieczony zatrzaśniętą żaluzją.
Dziewczyna pochwyciła wiszącą maskę tlenową. Drżącymi z zimna palcami próbowała rozpiąć klamry uprzęży. Rzęziła przez maskę walcząc ze zgrzytającymi zębami.
Uwolniła się. Padła na podłogę, odrętwiała i obolała. Podniosła się bardziej siłą woli, niż wycieńczonych mięśni.
Najpierw dowlekła się do Ewy. Natarczywie szarpała ją resztką sił.
-Proszę- powiedziała, ale nie słyszała własnych słów przez łupiący czaszkę pisk- Wstań.
Odbezpieczyła uprząż i chwyciła ramię kobiety podnosząc ją z fotela. Na próżno. Była za słaba.
Paulina oderwała się od ziemi. Jednym płynnym ruchem skończyła na barku Bartka, a po chwili na równoległą stronę trafiła Ewa. Złapał ją tak jak za pierwszym razem i pomimo radości, że mężczyzna żyje zdzieliła go pięścią w nerkę. Nie przejął się tym, tylko zapiekła ją dłoń od uderzenia w ceramiczny pancerz.
Opuszczając kokpit patrzyła jak na osłonie iluminatora rosną rozpalone plamy. Przekroczyli próg, Bartek rzucił ją na podłogę i wolną ręką nacisnął dźwignie śluzy. Masując obolałe miejsce patrzyła jak odkłada Ewę.
-Tamta szafka- słyszała przez słabnący pisk gestykulującego ochroniarza- Są tam podstawowe kombinezony próżniowe. Ewa. EWA.
-Już, już- syknęła- Nie każdy znosi przeciążenia i rozbicia jak ty.
-EWA- Pisnęła Paulina pomagając jej wstać.
Mężczyzna zgarnął kombinezon i rzucił Paulinie, a sam wybrał poszczególne moduły dla siebie, oraz medyczki.
-Plan?- Zapytała Ewa kończąc ulepszenie pancerza i pomagając Paulinie.
-Wyłazimy przez właz serwisowy, biegniemy do doku po lewej stronie- powiedział Bartek.
-Zatoczyliśmy piękne koło- pokręciła głową kobieta.
Nie usłyszeli odpowiedzi Bartka, bo statek zaczął jęczeć z bólu. Śluza prowadząca do kokpitu nabierała ciepła, boczne i tylna rampa rozładunkowa wyginała się od ciosów.
-Gotowi? Nie? Trudno.
Ochroniarz wbił bagnet w podłogę i podważył jeden z paneli.
-Za mną- powiedział i zeskoczył.
-Czekaj. Ewa, jak to ustrojstwo działa?
-Zadziała samo, ruszaj- Medyczka nałożyła jej hełm. System zaświergotał i przebudzone oprogramowanie dopasowało materiał do sylwetki. Na marginesach pola widzenia pojawiły się diagramy zasobów stroju.
Ewa wepchnęła ją do szybu i poganiała w kierunku Bartka.
Nagle wizjer zapełniły komunikaty:
>UWAGA. WYKRYTO ŚRODOWISKO ZAGRAŻAJĄCE ŻYCIU I ZDROWIU.
>KOMBINEZON 100% SZCZELNOŚCI.
>ZASOBY TLENU: 16 GODZIN.
>ZASOBY BATERII: 32 GODZIN.
>PROSZĘ NATYCHMIAST UDAĆ SIĘ DO PUNKTU EWAKUACYJNEGO.
Dotarła na koniec labiryntu, Bartek otworzył właz i wyskoczył na zewnątrz. Ewa cały czas na nią napierała popychając w odpowiednim kierunku.
Złapał ją w powietrzu, postawił na podłodze i pokazał palcem kierunek hangaru. Spojrzała przez żołnierza na bryłę kutra, zamarła na widok niewidocznych sił rozrywających złom na strzępy. Zza krawędzi dostrzegała strumienie iskier.
Ewa poderwała ją do biegu. Szarpnęła za rękę i ciągnęła do śluzy. Przejście zbliżało się coraz bardziej, aż zatrzymały się przy panelu kontrolnym. Dziewczyna obróciła się. Wyjrzała zza pleców Bartka.
Wrzasnęła. Złapała się za głowę i krzyczała.
Cienie, niczym wygłodniałe pasożyty wytrwale niszczyły statek. Nie było tylko jednej bestii. Nie była wstanie ich naliczyć, poruszały się zbyt szybko. Dopiero widok anioła zamknął jej usta.
Rozpostarte skrzydła lśniły jak wypolerowana stal. Istota jakby czując jej podziw odwróciła się prezentując smukłą, człekokształtną sylwetkę. Nadal była zbyt daleko, aby dostrzec szczegóły, ale widziała jak anioł podnosi na nich rękę i wtedy cienie na jedną chwilę zatrzymały się.
Nie zobaczyła nic więcej, bo wrzucono ją przez otwartą śluzę. Nie było postoju. Paulina z trudem nadążała za pędzącymi wybawicielami. Minęło mnóstwo czasu, zanim zorientowała się, że uciekali w głąb „Harmidru” opuszczając pokład hangarów.
Rozdział_4
Minęły godziny, może dni. Paulina była wycieńczona. Zauważyła, że jej wybawiciele zmniejszyli tempo marszu i poczucie winy zasznurowało jej usta. Cierpiała w ciszy. Nie czuła mięśni, prawdopodobnie krwawiły jej stopy. Każdy wdech napełniał płuca żyletkami, a żołądek skręcił się w supeł. Zaczynały doskwierać inne potrzeby.
Nie miała siły nawet się rozglądać, śledziła swoje buty i czasami podnosiła głowę, aby sprawdzić, czy nadal podąża w dobrym kierunku.
Podróż niespodziewanie dobiegła końca. Zaciągnęli ją do jakiegoś pomieszczenia i zamknęli drzwi. Spojrzała na Bartka i Ewe, gestykulowali podczas rozmowy na zamkniętym obwodzie. Wyminęła ich. Zobaczyła łóżko. Doczołgała się do niego i padła na schludnie zaścielone posłanie.
***
Ze snu wyrwała ją cisza. Usiadła na łóżku ogłuszona własnym oddechem, starała się przejrzeć ciemność. Dotarło do niej tętno okrętu; warkot mielącej powietrze wentylacji, krwiobieg kanalizacji i cichy szum niewidocznej elektroniki.
-Wyglądasz okropnie- powiedział Bartek po zapaleniu jarzeniówek w suficie- Masz szanse na prysznic. Skoro się już wyspałaś skorzystaj z niego.
-Gdzie jesteśmy?- wychrypiała.
-Koszary ochrony.
-Gdzie Ewa?
-Tutaj- lampy dawały więcej cienia, niż światła. Pomieszczenie było pozbawione jakichkolwiek zdobień, zimne barwy i geometryczne wzory sugerowały, że pomieszczenie może nie być przeznaczone dla ludzi. Naliczyła dziesiątki piętrowych łóżek. Znad krawędzi wychyliła się dłoń, a zaraz za nią uśmiechnięta twarz- Pomogę ci zdjąć kombinezon. Przygotowałam też ręczniki i resztę rzeczy.
-Dziękuję- odpowiedziała.
-Jak skończysz możesz wrócić do spania- Powiedział Bartek. Podszedł z trzymaną w dłoni butelką z elektrolitami. Ubrany w spodenki i podkoszulek nie rozstawał się z karabinem- Na razie się przyczaimy. Zbierzemy siły, zasoby, informacje.
Paulina przytaknęła. Zwiesiła stopy z pryczy i przyjęła poczęstunek. Zagapiła się. Bartek stał nad nią bez hełmu. Spodziewała się wyrzeźbionej sylwetki, ale nigdy nie podejrzewała, że będzie przypominał Ewę. Wyglądał jak jej brat bliźniak.
-Coś nie tak?- zapytał.
-Nie. Dziękuję.
Pospiesznie wstała. Kobieta zeskoczyła obok, zaczęła ją rozbierać. Mężczyzna taktownie się oddalił.
-Czerwienisz się- powiedziała Ewa nieudolnie powstrzymując uśmiech- Może to gorączka. Przebadam się później.
-Co? Nie, nie trzeba. Dziękuję za pomoc. Ja...- Paulina spuściła wzrok, zabrała rzeczy i szybkim krokiem skierowała się do wskazanych drzwi.
***
Prysznic zajął zaledwie chwilę i nie potrafiła zużyć więcej ciepłej wody, niż potrzebowała. Usiadła na krawędzi brodzika rozkoszując się parą osiadającą na skórze. Obłoki pachniały płynami dezynfekcyjnymi. Czuła nieubłaganie ulatniające się ciepło, przeszedł ją dreszcz i objęła podkulone kolana.
Odrętwiała gapiła się w nitowaną podłogę łaźni. Oglądała kabiny mające obsłużyć niemal setkę ludzi naraz. Ciągle nie mieściło się jej w głowie jak olbrzymi jest „Harmider”. To więcej, niż mknący przez kosmos pałac. Okręt jest miastem zbudowanym przez bogów dla swoich wybrańców.
Podniosła wzrok na kratki wentylacyjne i zaczęła zgrzytać zębami. Gapiła się pomiędzy polimerowe żebra gotowa rzucić się do ucieczki na najmniejszy ślad niewłaściwego odcienia światła.
Zmusiła się do mrugnięcia.
Zaraz mogę umrzeć, uśmiechnęła się, dlaczego mam sobie żałować ciepłej wody?
Wstała i wróciła pod natrysk.
Ktoś kiedyś powiedział, że to co znane przestaje być straszne. Czy jeśli będę wiedzieć co na nas poluje zyskam odwagę? Jeśli tak, to jaki jest sekret Bartka i Ewy? Widywałam ludzi patrzących z większym strachem w deszczowe niebo. Oni po prostu idą przed siebie. Co nas różni?
Uruchomiła interfejs i gapiła się w ikonę pliku wideo z ostatnich wydarzeń w hangarze.
Nie miała ochoty tego robić.
Zaklęła, otworzyła plik. Przewijała klatki nagrania zaciskając i otwierając pięści, aż znalazła najlepsze kadry potworów.
Postaci były rozmazane, ale człekokształtne. „Cienie” zdawały się byś smukłe, niemal anemiczne, jak ciemne patyczaki. Pary żółtych ślepiów jarzyły się na twarzach jak gwiazdy, niektórzy byli na tyle widoczni, że rozpoznawała szpony.
Usiadła w brodziku.
Anioł. Paulina bawiła się obrazem szukając najlepszej rozdzielczości. Gładkie, białe, niemal porcelanowe płyty pancerza. Wizjer hełmu emanował parą zimnych, żółtych świateł. Skrzydła przypominały kolekcje różnej wielkości ostrzy.
-Czym jesteście?- szepnęła- Dlaczego nas mordujecie? DLACZEGO?
Uklęknęła i zaczęła tłuc pięściami o podłogę.
***
Po wyjściu z łaźni znalazła w szatni złożone ubranie z parą wojskowych butów. Podkoszulek i bielizna jakie widziała na Ewie, oraz jednoczęściowy kombinezon. Granatowy kolor o miękkiej, przyjemnej w dotyku fakturze, który dopasował się do sylwetki. Wygodny, niemal zachęcał do ruchu i od razu odegnał chłód.
Uważała, że jest wysportowana. Jak bardzo się myliła. Trenowała na siłowni ze strachu, że któregoś dnia, jeśli technologia zawiedzie i pokarze galaktyce prawdziwą postać przynajmniej nie powiedzą, że jest otyła. Brzydka, ale nie gruba.
Usiadła na ławce w zamyśleniu wycierając włosy ręcznikiem.
Znowu ogarnęło ją zmęczenie. Mięśnie domagały się snu nie mniej, niż umysł. Gdy tylko traciła kontrolę nad strumieniem świadomości na powiekach widziała rozwleczone trupy, a nozdrza wypełniał zapach krwi i fekaliów.
Zerwała się i pobiegła do zlewu. Długo wymiotowała, pozbyła się zawartości żołądka, aż pozostały jedynie skurcze. Podniosła znad umywalki twarz, przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Nie poznała szatynki o zielonych oczach. Wyglądała staro, jakby ostatnie wydarzenia okradły ją z dekad życia.
***
Wyszła z łaźni zatrzymując się za progiem. Bartek i Ewa byli w różnych miejscach ogromnego pomieszczenia. Medyczka nosiła jakieś skrzynie, a strzelec siedział przed terminalem. Oboje byli w pełni opancerzeni.
Podeszła do Ewy machając jej na przywitanie, kiwnęła głową pokazując perłowy uśmiech.
-Potrzebna pomoc?- zapytała.
-Pewnie.
Znosiły paczki żywnościowe z kantyny. Paulina pobieżnie przyjrzała się pomieszczeniu; długie stoły z ławami i garkuchnią. Ponownie rzucił się w oczy kontrast pomiędzy pokładem ochrony, a służbą. Stołówka pokojówek była umeblowana antykami, ściany pokryto boazerią i obrazami. Tutaj panowała szarość. Wszystko było surowe, zimne. Widziała kiedyś schroniska dla zwierząt urządzone z większą troską.
-To już ostatnia- powiedziała Ewa.
-Co teraz?
-Katalogowanie i planowanie. Jako nasz doktor muszę wyliczyć optymalną ilość kalorii dla jak najdłuższego przetrwania.
-Czy...ma to sens? Dziwie się, że to coś jeszcze nas nie dopadło. Odpuścili?
-Nie wiem- odpowiedziała beztrosko- Ale skoro wróg daje nam szanse na przegrupowanie to jest to jego problem.
-Och- Zdziwiła się Paulina- Mamy w ogóle jakiś plan? W sensie kapsuły są spalone, statki też. Co nam zostało?
-Hola, hola- Ewa podniosła dłonie- Nie dręczy się kwatermistrzyni takimi pytaniami. Sztab kryzysowy jest tam- Kiwnęła głową w kierunku mężczyzny.
-Ewa? Mogę cię o coś zapytać?
-No?
-Jak ty to robisz? W każdej chwili możemy umrzeć, a ty, wy, jesteście tacy...wyluzowani.
-Dokładnie- podeszła klepiąc ją po głowie- Śmierć czai się na każdym kroku, więc po co się zamartwiać? Od dziecka uczy się nas o nieuchronności przeznaczenia. Fatalizm, czy jakoś tak. Możemy zginąć od pocisku, albo nieopatrznie wylecieć w kosmos.
Wzruszyła ramionami.
-Czekaj. Od dziecka? Co masz na myśli?
Paulina zauważyła, jak przez roześmianą twarz kobiety przemknął cień.
-Sekret- Położyła palec na ustach i mrugnęła okiem- Nie mów Bartkowi, że chlapnęłam.
-A właśnie...czy wy… jesteście rodzeństwem?
Znowu cień, ale tym razem dłuższy i pozostawił ślad. Zwlekała z odpowiedzią, a pogodny wyraz twarzy jakby nabrał sztuczności.
-Jak myślisz?- Zachichotała. Odwróciła się do pudeł i wyciągnęła spomiędzy nich tablet- Wbrew pozorom czeka mnie robota gorsza od noszenia tych pudeł, a mnie zagadujesz. Wiesz jak to mawiają w wojsku? Śpisz kiedy możesz, maszerujesz kiedy karzą.
-Dobrze. Dzięki za wszystko.
Odchodząc zastanawiała się, czy ona również czegoś nie chlapnęła.
***
-Czego?
Podeszła do Bartka najciszej jak mogła, a ten warknął na nią nawet nie odrywając wzroku od ekranu. Pracował jedną ręką z kablem łączącym hełm z gniazdem terminala. Druga dłoń nieustannie ściskała rękojeść karabinu.
-Pomogłam Ewie- powiedziała- Pomyślałam, że tobie chociaż przyniosę coś do picia.
Mężczyzna westchnął. Odłączył się i zdjął hełm. Broń przykleił magnetycznie do opancerzonego biodra. Przyjął butelkę kiwając głową. Upił łyk.
-Dzięki. Możesz spadać.
-Ale ja chciałam się o coś zapytać.
-Pytaj- wycedził przez zęby.
-Co robisz?
Przewrócił oczami.
-Próbuję- upił kolejny łyk- zrobić rozpoznanie.
-Jak?
-Jestem oficerem. Mam klucze dostępu. Mogę zalogować się i patrzeć przez kamery. Szukam innych ocalałych, drogi ucieczki. Oznaczam obecność naszych wrogów.
-A czy… wiadomo kim są wrogowie?
Pokręcił głową.
-Na razie gówno zrobiłem. Staram się nawiązać łączność, ale napotykam szum. Próbuję uzyskać dostęp do kamer to wypluwa mi jakieś okna z błędami. Nie jestem zasranym informatykiem.
-Może… mogłabym spojrzeć?
-A co wyjątkowo trafiła mi się pokojówka ze stopniem naukowym nauk cyfrowych?
-Skąd wiesz? Chyba nie mówiłam nic o sobie?
-Twój strój, to po pierwsze. Naszywka, to po drugie. Sprawdziłem cię w systemie. To o dziwo działa bez zarzutu.
-Wiesz- skrzyżowała ramiona- nie jestem ekspertem, ale samoukiem.
-Nie mam pytań. Przyda mi się przerwa. Masz, wykaż się. Zanim dopiję.
Wstał z krzesła i stanął obok pociągając długi łyk.
Paulina speszyła się. Wolała polegać na sobie organizując strumyki i tak dalej, ale właśnie zaproponowała, że ogarnie sprzęt wojskowy. Na szczęście nie była całkowicie przegrana.
Implant miał kilka aplikacji. Jedna z nich była modelem językowym od rozwiązywania problemów technicznych. Zatrzymała nagrywanie, aby zwiększyć moc obliczeniową. Zasiadła przed komputerem pozwalając sztucznej inteligencji patrzeć jej oczami.
Nawet oprogramowanie terminala było ogołocone z jakichkolwiek zdobień. Były tylko dwa kolory: czarne tło i błękitna czcionka. Nie było przejrzystego interfejsu tylko okna z liniami kodów. Wszystkiego dopełniała mechaniczna klawiatura.
Paulina westchnęła.
-Co się stało?
-Nie miałeś wglądu w kamery, ponieważ dostęp został zablokowany z pozycji administratora.
-Co? Co to znaczy?
-To co powiedziałam. Ktoś ważniejszy zablokował innym dostęp.
Bartek uniósł głowę. Paulina powtórzyła jego ruch, po czym oboje patrzyli na niewielkie, czerwone diody lśniące przy obiektywach kamer wiszących pod sufitem.
-Myślisz, że to coś...właśnie na nas patrzy?
-Gdyby tak było nie mielibyśmy nawet chwili spokoju. Muszą przebijać się przez drzwi. To musi być ktoś z naszych.
-Tylko co to zmienia?
-Jeszcze nie wiem. A poza tym- Uśmiechnął się i zmierzwił jej włosy- Dobra robota.
***
Rozdział_5
Paulina obudziła się wypoczęta.
Zdezorientowana mrugała wpatrzona w wiszące nad nią łóżko. Słyszała spokojny oddech Ewy, ale to odgłos krzątaniny Bartka przykuł jej uwagę. Siedział na własnym posłaniu po równoległej stronie i czyścił jakiś metalowy element.
Ostrożnie, nie chcąc obudzić kobiety, zeszła z łóżka. Zazgrzytała zębami. Ubrała buty i owinęła się kocem. Zmierzyła nienawistnym wzrokiem zimną, metalową podłogę, oraz przeżuła chłodne powietrze.
Żołnierz nie poświęcił jej nawet spojrzenia. Stanęła obok niego i w ciszy obserwowała jak najwidoczniej wyczyszczone elementy składają się na karabin.
-Co?- zapytał podnosząc głowę. Może to tylko gra światła, ale wyglądał na chorobliwie bladego, a pod oczami zalęgły się głębokie cienie.
-Nic- wzruszyła ramionami- tak tylko wpadłam zobaczyć co porabiasz.
Nastała cisza. Bartek skończył składać broń. Paulina znalazła w odgłosach klikania mechanizmów uspokajającą nutę.
-Czy- mocniej owinęła się kocem- mogłabym dostać broń?
-Poważnie?- Nie ukrywał drwiny- Nie wiem co zabiłoby nas najpierw, przerażona pokojówka, czy obcy?
-Mówię serio- zmarszczyła czoło- nie chce żadnej armaty. Wystarczyłoby cokolwiek.
-Byłaś w wojsku? Służyłaś? Przeszłaś szkolenie?
-Nnie.
-Więc po jaką zarazę mam ci dawać do ręki broń?
-Może po to- warknęła- żebym mogła sobie chociaż strzelić w łeb zanim potwory rozerwą mnie na strzępy?
Zamilknęli. Pożałowała swoich słów. Bartek otworzył usta, ale przełknął ślinę.
-Przekonujący argument- odparł. Paulina zdała sobie sprawę, że nie słyszy gniewu w jego głosie, tylko smutek- Nadal nie. Z bronią byłabyś nie mniej niebezpieczna, niż tamto kurewstwo.
-To może ty mnie wyszkolisz?- Paulina zacisnęła zęby, odezwała się bezmyślnie.
Bartek poświęcił jej całą uwagę. Czuła jak jego błękitne oczy prześwietlają ją od stóp do głowy. Chyba nigdy w życiu nie czuła się tak bardzo nago, a była otulona ciężkim, żołnierskim kocem.
Mężczyzna podniósł coś z łóżka. Mdłe światło zatańczyło na krawędziach pistoletu.
-Mamy trochę wolnego czasu- powiedział- Równie dobrze mogę to zrobić z nudów.
***
Bartek okazał się być dobrym instruktorem. Tłumaczył wszystko spokojnym tonem, wypytywał, punktował błędy i tłumaczył znowu. Teoria zajęła z dwie godziny. Później zrobiło się naprawdę ciekawie.
Ewa, w jednej ręce trzymająca przekąski, a w drugiej hełm, podała osłonę głowy Paulinie, a sama rozłożyła się na łóżku.
-Nie rozumiem- dziewczyna patrzyła kolejno na bliźniaki. Bartek kiwnął głową i poszedł nałożyć własny hełm.
-Mamy opcje treningową- powiedziała Ewa- bazującą na rozszerzonej rzeczywistości będziesz mogła pobawić się w strzelaninę. Wszystko masz ustawione. Hełm automatycznie nawiąże połączenie z twoim implantem. Masz już uwierzytelnienia.
-Upewnij się, że pistolet jest pusty- powiedział Bartek- Przegrany za każdą rundę robi pompki. Gramy do dziesięciu trafień.
Dawał jej fory przez kilka następnych godzin, ale ostatecznie przegrała każdą potyczkę. Próbowała też zrobić wszystkie pompki. Bliźniaki liczyli każde powtórzenie i zlitowali się, gdy utknęła na szóstym.
***
„Harmider” zawył. Podnieśli się z posłań, każdy złapał za własną broń i użyli łóżek jako osłon. Ściany drżały. Trwało to zaledwie chwilę, ale echo jęczącego metalu długo wibrowało w powietrzu.
Jarzeniówki zamigotały i stały się odrobinę ciemniejsze. Paulina trzymała oburącz pistolet w drżących rękach. Celowała w kratki wentylacyjne.
-Co się właśnie stało?- zapytała.
-Odłóż broń- rozkazał Bartek. Niechętnie opuściła lufę.
-Ja to wezmę- Ewa wyminęła ją zgrabnie wyłuskując pistolet- Dziękuję.
-Ej!
-Za wcześnie, Paulinko. Za wcześnie- odparła kobieta z życzliwym uśmiechem.
-Dobra- Przewróciła oczami- Wyjaśnicie chociaż co się stało?
Bliźniaki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia.
-”Harmider” uruchomił silniki.
-To my nie lecieliśmy cały ten czas?
-Najwidoczniej nie- zaśmiała się Ewa.
-To nie wszystko- powiedział Bartek.
-Do tej pory zasilanie czerpaliśmy z głównego generatora- Kontynuowała Ewa- Odcięto nas.
-To chyba żaden problem, tak? Mamy własny prąd, wodę i tak dalej.
-Tak- powiedział mężczyzna.
-Nie starczyłoby nam życia, aby zużyć całe zasoby- Podjęła kobieta.
-Kurwa- parsknął Bartek- Generatory zapasowe to rozwiązanie tymczasowe. Mają starczyć do naprawy usterki, albo przybycia pomocy.
-A my nie wiemy czy pomoc jest w ogóle w drodze, no i co się w ogóle stało- Szepnęła Paulina i usiadła na podłodze.
-Dlatego wakacje dobiegły końca- powiedział Bartek- Zbieramy się. Bierzemy tylko tyle ile nie będzie przeszkadzało nam podczas przemieszczania się. Mam już plan.
***
Paulina wpatrywała się w główne drzwi wyjściowe. Ubrana w wojskowy kombinezon założyła plecak. Delikatnie gładziła rękojeść odzyskanego pistoletu wiszącego na biodrze w kaburze. Dostała je od Bartka. Mężczyzna w pełnym rynsztunku stał przy panelu kontrolującym wyjście.
Poczuła dotyk na ramieniu. Ewa posłała jej uśmiech zanim nałożyła hełm. Uścisnęła palce kobiety.
Bartek otworzył drzwi. Skrzydła zniknęły w ścianach ukazując czerwoną półmrok. Z karabinem przy twarzy strzelec wyszedł pierwszy. Zlustrował korytarz, skupił się na lewej stronie i odszedł.
Ewa delikatnie naparła dając sygnał do wymarszu. Truchtem ruszyły śladem mężczyzny. Czuła się jakby przeszła granice między światami. Światła alarmowe pulsowały tłocząc w przestrzeń truciznę. Mrok przypominał woal przetykany karmazynowymi pasemkami.
Śledząc napisy na ścianach kierowali się do zbrojowni.
Zatrzymali się przed zejściem z głównego korytarza.
Pierwszy skręcił Bartek. Paulina podążała za nim, gdy nagłe szarpnięcie postawiło ją w miejscu. Ewa wyminęła ją. Przyczaiła się przy ścianie podnosząc pistolet. Paulina dobywa własnej broni.
Nie mrugała. Czuła pot zbierający się pod kombinezonem, miała wrażenie, że dziwaczna tkanina wpija się w jej skórę wysysając wszystkie płyny. Wymusiła równomierny oddech, prawie powstrzymała drżenie dłoni.
Usłyszała szum. Wzdrygnęła się, poderwała pistolet i odwróciła się mierząc wzdłuż korytarza. Prześledziła wentylacje, zamknięte drzwi, oraz śluzy. Nic. Wyraźnie coś słyszała. Opuściła broń uważnie przyglądając się ścianom.
Kamera. Widziała zwrócony na nią obiektyw.
Poczuła dotyk na ramieniu. Podskoczyła, w ostatniej chwili napinając mięśnie, aby nie wycelować w Ewę.
-Co jest?- usłyszała modulowany szept.
-Coś nas obserwuje- kiwnęła w górę.
-Nic na to nie poradzimy. Chodź.
Po wejściu w korytarz zauważyła Bartka celującego w jedne drzwi. Rozejrzała się i rozgałęzienie kończyło się jeszcze dwoma przejściami. Zbrojownia była na końcu, po prawej widniały oznaczenia warsztatu.
-Dlaczego Bartek celuję w moduł robotyków?- Zapytała Paulina po odczytaniu tabliczki.
Ewa odwróciła się, położyła palec na ustach i pokręciła głową. Gdy przechodziły obok za plecami mężczyzny medyczka celowo ją odciągnęła, aby zasłonić widok. Poirytowana popatrzyła na nią, ale Ewa pozostała niewzruszona.
Paulina zbladła. Zdała sobie sprawę, że do tej pory nie widziały żadnych ciał. Ani jednej smugi krwi, śladów po kulach. Co się stało z żołnierzami i resztą załogi?
Nic w tym dziwnego, myślała, przecież żołnierze ruszyli na pomoc po ogłoszeniu alarmu, a personel pobiegł do kapsuł ratunkowych. Zerknęła jeszcze przez ramię, ale zbliżający się Bartek przesłonił widok. Kiwnął głową na drzwi zbrojowni.
Zbrojownia wyglądała na spustoszoną. Puste stojaki i niedomknięte szafki nie napawały entuzjazmem. Ewa rzucała się na zamknięte pojemniki, a Bartek pociągnął Paulinę w głąb pomieszczenia.
-Coś sobie przypomniałam- szepnęła.
-Cisza radiowa.
-Po prostu jak znowu będziesz mnie ratować uważaj gdzie trzymasz rączkę, dobra?- Gapiła się w jego profil, ale ten nie zwrócił na nią uwagi. Zaczął iść szybciej, trudniej było jej nadążyć będąc ciągniętą za ramię i wywróciłaby się, gdyby jej nie trzymał.
-Patrz pod nogi.
-Świnia.
-To tutaj.
Zatrzymali się przed drzwiami podpisanymi „Magazyn pancerzy”. Zdziwiona Paulina obserwowała jak żołnierz wystukuję kod na klawiaturze przy framudze.
-Żeby zwiększyć twoje szanse nie bycia ratowaną- powiedział idąc korytarzem- znajdziemy ci odpowiedni strój.
Pokazał niewielki portal prowadzący do ościennego pomieszczenia.
-Ściągnij wszystko poza kombinezonem i wejdź na cokół.
Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie. Zlustrowała wnętrze. Pomieszczenie wyglądało jakby kilkanaście żeber podtrzymywało świetlik wiszący nad niewielką platformą ze żłobieniami.
-Po prostu rób co mówię. Nie mamy czasu.
Podszedł do wzniesienia. Nagle zamigotały diody i z podłogi wysunął się ekran na metalowym ramieniu.
Przewróciła oczami i stanęła w żłobieniach na cokole.
-Powiesz chociaż o co chodzi?
-Wątpię, żebyś miała szczęście przetrwać kolejne bliskie spotkanie z próżnią. Dlatego „Harmider” udzieli ci wsparcia. Stój spokojnie. Nie panikuj. Daj maszynie robić swoje.
Z kilku kierunków oblały ją kaskady kolorowego światła. Podpory wcale nie były osobliwymi zdobieniami. Odczepiły się od ścian ukazując wielopalczaste metalowe kończyny. Po chwili zagłębiały się we wnękach wyciągając poszczególne ceramiczne elementy.
Paulina patrzyła na odbywający się technologiczny cud. Kolejne kafelki zakrywały miękkie tkanki obudowując ją polimerową skorupą. Tam, gdzie konstrukcja była gotowa pomniejsze ramiona umieszczały skrzyneczki dopasowujące się z przyjemnym dla uszu kliknięciem.
Zamknęła oczy, gdy z sufitu zstępował hełm i dopasował się do kołnierza. Rozwarła powieki, na marginesach pola widzenia wyświetlił się obcy interfejs. Poczuła igłę wbitą w port implantu za prawym uchem.
>PROŚBA O KALIBRACJE URZĄDZENIA. TAK/NIE.
>TAK- wstukała na ekranie karwasza i pole widzenia wypełniły okna z paskami postępu.
>KALIBRACJA ZAKOŃCZONA.
Podniosła dłonie, aby przyjrzeć się chitynowej warstwie. Czuła jak ukryte pomiędzy modułami siłowniki pracują, gdy poruszała palcami. Podskoczyła w miejscu, zrobiła przysiad, a nawet rzuciła się na cokół robiąc pompki. Odurzające uczucie, zaśmiała się, nigdy w życiu nie czuła się tak lekka i silna zarazem.
-Starczy wygłupów. Musimy uciekać
-Uciekać?- Paulina zamarła w połowie zgiętych łokci.
>Zauważyli nas- usłyszała w słuchawkach hełmu głos Ewy- Spotkajmy się przy ostatnich drzwiach.
>Zrozumiałem. Bez odbioru- odpowiedział Bartek.
-Co się dzieję?- zapytała Paulina- DLACZEGO nic mi nie mówicie?
-Jeśli będziesz miała pecha, zaraz sama się przekonasz. Milcz i chodź za mną.
Dziewczyna gotowała się z wściekłości, ale strach i stanowczy ton Bartka zamknął jej usta, oraz przywiązał do jego boku.
Biegli przez zbrojownie kierując się w głąb modułu. Paulina pisnęła. Dogoniło ich echo zniekształconego śmiechu.
***
Na końcu korytarza czekała Ewa. Kucała z karabinem przytkniętym do twarzy. Dookoła niej leżały skrzynki. Jarzeniówki oblewały ją czerwonym blaskiem tkając na konturze jej postaci aureole.
-KONTAKT- Krzyknęła kobieta- PADNIJ.
Paulina nie zrozumiała. Bartek złapał ją za kark i przydusił do podłogi, gdyby nie hełm rozbiłby jej czaszkę. Podparła się rękoma gotowa wstać, ale rozbłysk wystrzałów pozbawił ją woli. Wspomnienia sprzed kilku dni odżyły z nową falą strachu. Zapachy, światła, ból. Rozciągnęła się na podłodze zakrywając głowę i wrzeszczała.
-POWAŻNIE?- usłyszała Bartka- WSTAWAJ.
-Ale Ewa…
-NATYCHMIAST.
Znowu złapał ją za kark i postawił na nogi jak szczeniaczka. Popchnął ją w stronę medyczki, a sam przykucnął, obrał coś na cel posyłając krótkie serie.
-Paulina! SZYBKO.
Ewa przerzucała skrzynki przez próg ostatnich otworzonych drzwi. Dziewczyna usłuchała. Transportowała pakunki, podczas gdy Ewa wróciła do prowadzenia ostrzału. Po chwili dołączył do nich Bartek. Całą trójką wyskoczyli do ościennego korytarza awaryjnie zamykając śluzę.
-Co się dzieję?- Wydyszała pytanie dziewczyna.
Bliźniaki ją zignorowały. Przeładowali karabiny.
-Nie możemy zabrać wszystkiego- skomentował Bartek- Poniosło cię trochę z tymi zapasami.
Ewa wzruszyła ramionami.
-Ja wezmę amunicje, ty apteczkę, nieustraszona wojowniczka żarcie.
Paulinie poczuła jak się czerwieni, ale nie odpowiedziała.
***
Przedzierali się korytarzami szybkim marszem.
>UWAGA. OSIĄGNIĘTO PRÓG NIEBEZPIECZEŃSTWA STĘŻENIA DWUTLENKU WĘGLA WE WDYCHANYM POWIETRZU.
Zatrzymali się na skrzyżowaniu łapiąc oddech. Paulina popatrzyła po bliźniakach. Nie było widać po nich żadnego zmęczenia, a ona z trudem starała się utrzymać wyprostowaną postawę.
-Wam też wyświetliło komunikat?- zagadała Paulina.
Odpowiedź utonęła we wrzaskach. Jakby otworzono kanały do piekła i wycie miriadów potępieńców krzyczało z bólu. Redukcja hałasu zadziałała z opóźnieniem. Dziewczyna złapała się za hełm i padła na kolana czując jak serce ucieka przez żebra.
>Włącz tryb hermetyczny- Zobaczyła komunikat od Ewy. Zaczęła wysyłać mentalne komendy przez implant, ale nie mogła się skupić. Walczyła z pragnieniem zerwania hełmu i przebicia sobie bębenków.
Poczuła szarpnięcie. Bartek złapał ją za karwasz z ekranem i wystukał polecenia. Po chwili spłynęła na nią błoga cisza.
-Czy ty potrafisz zrobić cokolwiek samodzielnie?- Warknął Bartek przez sieć radiową.
Paulina poczuła jakby coś w niej pękło, wyrwała rękę. Zatoczyła się wrząc z emocji i poderwała wymachując pięściami.
-PIERDOL SIĘ- Wrzasnęła.
Obezwładnił ją jedną ręką, najprostszym chwytem. Miotała się i szarpała szukając punktu podparcia, aby znaleźć zastosowanie dla egzoszkieletu. Bezskutecznie.
-Paulino, proszę, uspokój się. Musimy ruszać. Mamy coraz mniej czasu.
Głos Ewy nie pomógł. Napięte mięśnie groziły zerwaniem, głowa pękata jak przejrzały owoc mogłaby pęknąć w każdej chwili. Oddychała z mocą tłoków silników rakietowych.
-To ci pomoże się uspokoić- usłyszała. Widziała kątem oka klęczącą medyczkę, która wtyka w gniazdo na przedramieniu pistolet ze strzykawką.
Rzeczywiście poczuła spokój. Czuła się jakby dopiero co wstała i wypiła poranną, ciepłą kawę. Nawet uśmiechnęła się do wspomnienia popijanych ulubionych rogalików. Wspomniała dom, zobaczyła twarze rodziców, ostatni strumyk i poczuła tylko więcej radości.
-Już?- zapytał Bartek- Mogę cię już puścić?
-Ta- odparła. Czuła jak fala wściekłości pod którą najchętniej zmiażdżyłaby tego gburowatego dupka rozpada się w tafle lustrzanego, spokojnego oceanu.
-Nie dałaś jej za dużo?- Usłyszała.
-Okaże się- westchnęła Ewa.
-Szlag. Dogonili nas.
Paulina spojrzała w tył. Mrugała pragnąć strząsnąć miraż, ale bezskutecznie. Podniosła się na kolana, podczas gdy bliźniaki zajęły miejsca przy ścianach.
-Paulina ruszaj. Spowolnimy ich, a ty poczekaj za następnymi drzwiami.
Podniosła się nie odrywając wzroku, nie mrugając. Oczy ją piekły, ale nie potrafiła oderwać spojrzenia.
Czy to byli ludzie? Maszerowali niemal z wojskową dyscypliną, ale jakby tylko ich nogi były do tego zobowiązane. Czerepy mieniły się od wielu żółtawych lampek tkwiącymi pomiędzy sznurami czerwonych tkanek. Dziwaczny woal porastał tułowia przypominające bulwy. Stwory wiły się, drżały i okładały się nawzajem jakby zaślepione szałem.
Podniosła się z podłogi. Widziała rozbłyski wystrzałów. Stwory pękały rozchlapując karmazynowo-czarną juchę. Wyciągnęła pistolet. Zrobiła krok w tył, spojrzała na lufę i znowu na wypełniające korytarz potwory.
Było ich więcej. Z pękniętych, bulwiastych cielsk wyrastały kończyny umożliwiające poruszanie się po ścianach, oraz suficie.
Jakim cudem to wszystko się dzieję? Po co przeżyłam to wszystko, tylko po to, aby odkryć jeszcze więcej ucieleśnionych koszmarów? Kto normalny chciałby żyć w takiej galaktyce?
Gapiła się na Ewę i Bartka. Z mechaniczną precyzją prowadzących kanonadę. Pojedyncze pociski trafiały w konstelacje diod powalając drżące cielska pochłonięte przez nadciągającą falę. Uniosła z obawą wzrok, ale sufit pozbawiono otworów. Przyjrzała się ścianom i pisnęła. Gładka ściana miała klapę serwisową przymocowaną na śruby.
Podbiegła i wycelowała w łączenia. Opróżniła magazynek osłabiając spoiwa po czym napędzaną pneumatyką nogą wykopała dziurę.
-TĘDY- krzyknęła- SZYBKO.
Tylko Ewa rzuciła jej spojrzenie. Kobieta klepnęła strzelca w ramię. Wstał i pobiegł w stronę Pauliny przeładowując długą broń.
Początkowo myślała, że ją zignoruje. Niemal widziała w jego oszczędnych ruchach jak rozważa bieg do śluzy na końcu korytarza.
Dołączył do Pauliny, przybrał pozycje strzelecką i dał sygnał przez radio.
Ewa zerwała się przeładowując. Zanim zatrzymała się przy dziurze Bartek posłał Paulinie ostatnie spojrzenie przed wskoczeniem do szybu.
-Właź za nim- rozkazała.
Usłuchała. Pospiesznie weszła w zakręt zahaczając o ostre krawędzie wygiętego metalu. Tunel miał wiele rozgałęzień, ale ciągnął się równolegle wzdłuż korytarza. Bartek zajął miejsce za drugim winklem.
-Za mnie- rozkazał.
Usłuchała. Pobieżnie zwróciła uwagę na wnętrzności okrętu, okablowanie, rury, skrzynie. Czuła zapach własnego kwaśnego oddechu. Od potu piekły ją oczy, a rozszalałe tętno usilnie próbowało rozłupać czaszkę wypychając mózg.
-Ale jaja- zaśmiała się Ewa. Rzuciła się na podłogę pomiędzy nią, a Bartkiem. Żołnierz ostrzeliwał tunel, ciemność rozrywały rozbłyski, a powierzchnie dudniły jak na autostradzie- Sukinsyny prawie wzięły mnie w dwa ognie. Zaczęli wychodzić z drugiej strony.
-Mamy trochę czasu- Powiedział strzelec przeładowując broń, Paulina zauważyła pusty bandolet- Ścierwo zablokowało wejście, ale zaraz…
Paulina zauważyła jak blask wlewa się do wnętrza przez rozpruwany metal. Stwory wlały się do środka jak lawina na całej długości ściany.
Reszta potoczyła się szybko. Ewa dobywając karabinu i pistoletu utworzyła ogień zaporowy. Bartek skierował broń w stronę potworów, ale zwrócił się do Pauliny. Złapał ją za napierśnik i cisnął przez całą długość tunelu, aż uderzyła plecami o ścianę.
-Znajdź kryjówkę- warknął Bartek.
-Dogonimy cię- powiedziała Ewa.
Paulina milczała. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy każdy wystrzał obrysowywał jej wybawicieli świetlistym konturem, ale skrajne emocje rozpłynęły się w farmakologicznej mgle.
Musi znaleźć bezpieczne miejsce do którego się wycofają. Wybrała kierunek w głąb labiryntu tuteli serwisowych i korzystając z nadludzkiej siły nakreśliła na ścianie strzałkę, po czym popędziła we skazywanym przez nią kierunku.
***
Zgubiła się i stwierdzenie tego prostego faktu nie wywołało w niej żadnych emocji. Po prostu usiadła na piętach wsłuchując się w jęki serwomechanizmów pancerza. Zlustrowała stan baterii, zapasów powietrza. Wskaźniki bezwzględnie wytyczyły czas jej śmierci.
Godzina. Udusi się za godzinę.
Położyła dłoń na metalowej podłodze. Statek żył, czuła różnice w wibracjach gdy oddychał. Jak wzmożone prace różnych podzespołów zużywały różne ilości zasobów.
Zaśmiała się. Drgania kompletnie nic jej nie mówiły. Gówno wiedziała o czymkolwiek, na niczym się nie znała. Zarabiała na życie gadając do ludzi ukryta pod wirtualnym kostiumem. Nie miała pojęcia czym się kierować, jakich wskazówek szukać. Nie mogła zalogować się do Sieci. Nie miała dostępu do użytecznego modelu językowego. Była w czymś więcej, niż pośród murów upadłego miasta bogów.
Była w dupie.
Wyciągnęła z kabury pistolet. Przynajmniej na tyle starczyło przytomności umysłu. Do kabury miała jeszcze przytroczone dwa magazynki. Ostrożnie przeładowała broń. Zamiast schować z powrotem do pokrowca gapiła się na pudełkowatą bryłę.
Mieszanka wypływała z kroplami potu, system recyklingu wypijał wilgoć gromadząc ją w niewidocznych zbiorniczkach. Na razie pragnienie jeszcze tak bardzo nie doskwierało, obrzydzenie było mocniejsze. W szczególności, że łój to nie jedyne źródło płynów.
Początkowo nie zrozumiała dlaczego nagle przyśpieszyło jej tętno. Drżenie rąk wzięła za objaw detoksu. Dopiero delikatnie zwiększone natężenie światła uświadomiło powód.
Zdusiła odruch obrócenia głowy, przeczucie wrzeszczało, że jeśli TO zorientuje się, że zostało zauważone ruszy do ataku.
Zmusiła się do kolejnego akty siły woli. Wspięła na wyżyny aktorstwa. Podniosła się jakby nigdy nic, zaznaczyła kierunek marszu i powoli ruszyła wzdłuż tunelu.
***
Musiała oszczędzać zasilanie.
Wyłączyła wbudowane w napierśnik lampy. Skorzystała z implantu w osobliwy sposób oszukując własny mózg. Wszczep przechwytywał impulsy elektryczne pomiędzy okiem i mózgiem zapisując myśli na swój własny, elektroniczny sposób. Mogła wprowadzić się coś w rodzaju transu, aby wykorzystać własne oczy jako kamery, a następnie odtwarzać obraz w czasie rzeczywistym. Nie potrafiła zrozumieć działania tego mechanizmu. Jedyne co zapamiętała, to że za pomocą Sztucznej Inteligencji klatki są retuszowane.
A może po prostu zmyśla.
Widziała w ciemności, jak te postaci z gier rozgrywanych na strumykach.
Stwór zwlekał z atakiem. Nie było sensu łazić bez sensu po labiryncie. W którymś momencie zaczęła iść pod górę i tunel mocno się zmniejszył.
Zaraz będzie musiała się czołgać. Zapewne wtedy zostanie zaatakowana.
Znalazła dobre miejsce na postój. Skrzyżowanie tuneli. Mogła się wspiąć, albo skoczyć. Obydwie możliwości przypominały wybór pomiędzy kręgami piekieł.
Wspinając się zużyje więcej mocy, pomyślała. Wychyliła się patrząc w otchłań. Westchnęła widząc jedynie pustkę, oraz nieprzeniknione cienie. Podniosła głowę i powstrzymała drygnięcie.
Gdyby teraz wyciągnęła rękę mogłaby Tego dotknąć. Żółtawe światła osobliwych tęczówek musiały zostać przyciemnione. Stwór wierzył, że jest niewidoczny.
Zaciskała palce u stóp walcząc ze wszystkimi pierwotnymi instynktami ucieczki odziedziczonymi po przodkach.
Ponownie korzystając z kunsztu aktorskiego po prostu opuściła głowę, udawała, że nadal kalkuluje optymalną trasę.
Jedyne o czym myślała to morda prześladowcy. Początkowo nazywała To „demonem”, później „cieniem”. Jajowaty czerep, wypukła, pozbawiona rysów twarz. Rozdziawiony pysk jak u głodnego gada pełen spiłowanych zębisk i wywalony, lepki jęzor. Oczy nie były ślepiami.
Chwyciła się za krawędź tunelu przygotowując się do skoku, drugą dłoń oparła o biodro.
To był wyświetlacz. Robot. Maszyna. Ktoś poszczuł ich zaprogramowanymi, psychopatycznymi mordercami.
Może nie mieć lepszej okazji.
Wychyliła nogę nad przepaść. Zanim skoczyła wyszarpała pistolet i spadając strzelała celując w miejsce gdzie ostatnio widziała żółte światła.
Spadając widziała jak pociski krzeszą iskry próbując przebić opancerzenie. Musiała zaskoczyć monstrum, bo tkwiło bez ruchu.
Nie mogła być dłużej na łasce grawitacji. Schowała pistolet do kabury.
Wpiła palce w ścianę spowalniając upadek, aż złapała się za krawędź tunelu. Serwomechanizmy zawyły, wyświetliły się komunikaty o usterkach i ostrzeżenia. Zignorowała je podciągając się. Wlazła do szybu, przekręciła się na plecy.
Nie wierzyła co właśnie zrobiła. Sen, bo co innego? Może już zginęła i mózg wytwarza jakieś halucynacje, aby umilić jej konanie.
Zaśmiała się. Chichot otarł się o histerię, gdy ponownie strach wepchnął w przełyk pięść.
Ślepia. Znowu te przeklęte żółte ślepia.
Robot wisiał wczepiony pazurami w ścianę z czerepem obróconym o sto osiemdziesiąt stopni. Gapił się. Patrzył rozbawiony ze zwężonymi źrenicami jakby oglądał komedie. Nie miał na sobie śladów postrzałów.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego zmusiła odrętwiałe kończyny i zużyte siłowniki do ruchu. Miała trudności z poruszaniem. Podczas wymiany magazynku nie trafiła pustym zasobnikiem do kieszonki obok kabury. Dała spokój i zaczęła się wycofywać.
Potwór zeskoczył. Paulina pisnęła i zmusiła resztki zasobów do ostatniego biegu.
Biegła robiąc długie susy. Nie obracała głowy ze strachu, że ją straci. Wpiła wzrok w kratownicę czopującą koniec szybu. Wykrzesała z siebie resztki energii i przebiła się przez przeszkodę nie napotykając podparcia po drugiej stronie.
Spadając obracała się w przestrzeni nieubłaganie ściąganą przez grawitacje. Prześladowca mignął w wylocie, a ona próbowała dostrzec cokolwiek co uratowałoby przed śmiercionośnym lądowaniem.
Upadła. Czuła pękający egzoszkielet i gruchotane kości. Popękany ekran wypełnił jeden komunikat:
>UWAGA. NIEBEZPIECZEŃSTWO UTRATY PRZYTOMNOŚCI, ORAZ ŻYCIA!
+NADAJĘ SYGNAŁ ALARMOWY+
>UWAGA…
Nie czuję bólu, stwierdziła. Próbowała nabrać tchu, ale zaczęła się dławić. Wypluwała krew przerażona, że zaraz się utopi. Przewróciłaby się na bok, tylko, że ciało przestało ją słuchać.
Resztkami przytomności obserwowała zbliżającego się demona. Po kilku mrugnięciach stał już nad nią. Szczerzył się prezentując pazury jakby zastanawiał się jaki rodzaj zadanego bólu bardziej go usatysfakcjonuje.
Wypluwana krew obryzgała całe wnętrze hełmu, nie mogła już nic więcej zobaczyć. Poczuła tylko szarpnięcie za przyłbicę, aż ogarnął ją chłód i ciemność.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania