Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
"Harmider" rozdział 2
Komandor Anatol Motycki nie istniał. Nie dowodził korwetą „Gabriel” na terytorium ościennego państwa. Gdyby był prawdziwy zostałby zniszczony bez złamania prawa międzygwiezdnego. Pochwycony okazałby się pozbawionym ojczyzny piratem.
Oficer studiował niecodzienny odczyt transpondera.
Identyfikator statku zawierał kody nadane przez służby publiczne Republiki Chirona. „Harmider”, okręt pasażerski. Status misji opisywał komercyjny plan lotu wycieczkowego. Pozycja i prędkość nie odbiegała od normy, porównując z bazami danych wywiadowczych komandor odkrył, że obiekt jest w zasięgu każdej zidentyfikowanej bazy wojskowej. Kierunkiem lotu była jedna z luksusowych stacji kosmicznych. Stan systemów wzbudzał niepokój, po co wyposażać wycieczkowiec w reaktor fuzyjny? Dane telemetryczne informowały o cyklicznie uzupełnianych zasobach. Czas misji nie został podany. Zadaniem i celem „Harmidru” było niekończące się przemierzanie kosmosu. Opis aktualnych zadań, dane o załodze, wyposażenie i ładunek zostały utajnione.
Komandor wierzył, że sąsiedzi rzucają Mega Regnum wyzwanie. Czy rutynowy patrol wychwycił potajemne gromadzenie wojsk? Przejdzie do historii jako bohater ostrzegający rodaków przed inwazją?
Rozochocony przyszłymi laurami wyznaczył kurs przechwytujący. Po kilku skokach nadświetlnych kolejny odczyt z transpondera wprawił go w zdumienie.
Sygnał alarmowy wypełnił wszystkie dostępne pasma. Dane zostały przekształcone w bełkot. Czujniki dalekiego zasięgu „Gabriela” odnotowały zmianę trasy. Wycieczkowiec pędził ku nim z pełną prędkością niebezpiecznie blisko mgławic, pól asteroid i niestabilnych gwiazd.
-Co o tym sądzicie?- zapytał towarzyszących oficerów. Chronieni ceramicznymi płytami kombinezonów próżniowych wyglądali jak postacie z legend.
-Przykra sprawa- powiedział porucznik Stefan Guzowski, oficer wykonawczy o ponurej twarzy znużonego wilczura- jeśli naprawdę potrzebują pomocy jedyne co możemy zrobić to opisać ich śmierć w nabożnej ciszy.
-Nie odebraliśmy żadnych sygnałów zwrotnych z głębi gwiazdozbioru- powiedział oficer łączności porucznik Oskar Jabłoń w zamyśleniu drapiąc czubek nosa- jeśli to jakaś głęboko zakonspirowana zasadzka to zorganizował ją sabat jasnowidzów.
-Zalecam odwrót- odezwał się oficer nawigacyjny porucznik Ziemowit Grabiński, wskazał schemat holograficzny- to zupełnie nieznany rodzaj okrętu. Nie wiemy jakim systemem monitorującym dysponuje, ale wyznaczyłem kilka wektorów lotu na podstawie dostępnych danych specyfikacji wrogich okrętów wojskowych.
-Nie możemy tak po prostu odlecieć- odezwał się komandor- Które chłopaki z naszej strony są najbliżej?
-Jeśli grafik nie został zmieniony najbliżej będzie niszczyciel „Enoch”- zameldował oficer uzbrojenia porucznik Romuald Liptak- Ordo Militares.
Żołnierze skrzywili się na ostatnie słowa.
-Trudno- westchnął Motycki- najwidoczniej Opatrzność pragnie, aby pogrobowe bękarty zapracowały na te całe laury kręcone przez propagandę. Spakujcie dotychczasowe dane w zaszyfrowany plik o najwyższym priorytecie i wyślijcie go im.
-Zostajemy?- zapytał Grabiński.
-Skoczymy na najbardziej bezpieczny wektor i wystrzelimy drony. Nie zaryzykuję przeoczenia inwazji ze strachu przed drobnych skandalem. Wykonać.
-Tak jest.
Oficerowie pokładowi nachylili się nad konsolami, a Anatol wywołał holograficzną mapę gwiazdozbioru. Widział w kolorowych, niewielkich drobinkach światła łzy szczęśliwych ludzi. Wdzięcznych, że dzięki jego przenikliwości Mega Regnum uniknęło zawczasu kolejnej, bezsensownej wojny.
***
Paulina otworzyła oczy i rozdarta bólem otworzyła usta, ale krzyk nie wzburzył powietrza. Mięśnie drżały w panice, a kończyny rwały się do ucieczki. Powietrze pachniało krwią i spalonym metalem.
-Spokojnie- usłyszała modulowany, troskliwy głos- jesteś bezpieczna.
Rozpaczliwie obracała oczami starając się wyłowić cokolwiek z nieprzeniknionej ciemności. Jakiś mdły blask? Powidok zielonkawego światła? Tak nikły, że nie była pewna, czy go sobie nie wyobraziła.
Nie uspokoiła się, opadła z sił. Oddychała głęboko jakby napęczniałe płuca miały rozerwać więzy.
-Na prawdę musisz się wyciszyć- znowu ten irytujący, spokojny głos- nie za wiele wiem o ludzkiej anatomii, ale powstrzymałem krwawienie. Wszystko pójdzie na marne, jeśli będziesz się rzucać.
„Ludzkiej anatomii”
Zamarła. Wsłuchała się w ciszę i z trwogą stwierdziła, że tylko ona oddycha. Przez cuchnące powietrze niosły się ciche odgłosy buczenia i klikania. Dobiegały z tego samego kierunku gdzie widziała blask.
-Miałaś szczęście. Potwór nie chciał cię zabić od razu. Tylko dlatego zdążyłem cię uratować. Przykro mi...przykro mi, że musiało cię to spotkać.
Oczy próbowały napełnić się łzami, skrzywiła się od piekących śluzówek i bólu głowy.
-Zdejmę knebel. Dam ci się napić. Posłuchaj, musisz nad sobą zapanować. Uspokój się. Jeśli zaczniesz krzyczeć To wróci i mogę nie być wstanie cię obronić. Rozumiesz? Mrugnij dwa razy jeśli rozumiesz.
Paulina się rozluźniła. Patrzyła w ciemność, aż zdusiła kolejny wzbierający szloch.
Mrugnęła dwa razy.
Uczucie nacisku i zapach palonego metalu zelżał. Poruszyła palcami, rękoma, uniosła nogi kręcąc stopami. Uparcie ignorowała pierś, kark oraz ciasno opinające tkaniny.
-Proszę.
Zwróciła się do głosu i zmusiła każdą drobinę siły woli, aby nie uciec z wrzaskiem. W mdłym blasku zielonych pikseli twarzowego wyświetlacza troskliwie patrzył na nią dron z wyciągniętą butelką wody.
-Witaminowa- powiedział uśmiechnięty.
Zauważyła jak rozwarte polimerowe pozbawione warg usta ukazały parę spiczastych kłów.
Nabrała powietrza, zerwała się z podłogi, rzuciła się w ciemność z dala od potwora.
Znieruchomiała. Otoczył ją nimb szmaragdowej poświaty, ale poczuła jakby powietrze wokoło skręciło się w powrozy.
-Jesteś bezpieczna.
Słyszała kroki, a jedyne o czym myślała to to, że nie jest wstanie krzyczeć.
Stanął przed nią. Robot usługowy, taki jakich zbudowano miliony do pracy w całym skolonizowanym kosmosie. Był o połowę mniejszy, ubrany we frak z cylindrem. Miał odgrywać kamerdynera, albo innego sługusa sprzed tysiącleci.
-Proszę. Napij się.
Butelka nabrała delikatnej poświaty i uniosła się. Była tak zszokowana, że nie mogła oderwać od niej wzroku. Dała się napoić.
-Lepiej?
-Nie- odparła- Puść mnie.
Powietrze uwolniło ją. Ustała na nogach, ledwo, nie spuszczając drona z oczu usiadła.
-Czym ty jesteś?
-Nie wolałabyś posłuchaj mojej barwnej historii podczas odlotu z tej przeklętej ubojni?
***
-KURWA MAĆ.
Komandor Anatol Motycki uderzył pięścią w fotel, obserwował przekrwionymi oczami jak kolejne sygnatury dronów rozpoznawczych znikają w pustce. Liczył w myślach miliony złotych rozpływających się w niebycie bez wyraźnego powodu.
-Przesłały cokolwiek? Cokolwiek zanim szlag je trafił?
-Sprawdzam- powiedział porucznik Jabłoń- potwierdzam odbiór danych. Zyskaliśmy skan kadłuba, poszycia i umiejscowienie reaktora. Zaraz. Drugi pakiet danych. Więcej sygnałów radiowych, mamy audio.
-Odtwórz.
Z głośników rozległ się wrzask. Mężczyźni wzdrygnęli się oszołomieni. Słuchali w osłupieniu dźwięków jakich nigdy nie powinien wydawać człowiek. Ból, cierpienie, rozpacz były niepojęte.
Guzowski podbiegł do stacji Jabłońskiego i rąbnięciem wyłączył nagranie.
Wszyscy patrzyli zdezorientowani. Pobladli oficerowie udawali niewzruszonych, a pozostali załoganci starali się brać z nich przykład.
-Na Boga… co to miało być? Jabłoński?
-Panie komandorze...to...to nagranie z „Harmidru” jest nadawane na wszystkich pasmach. Zastąpiło sygnał SOS.
-Liptak- komandor splótł drżące palce przed twarzą- Odwołaj drony i ogłoś alarm bojowy. Grabiński wyznacz kurs, najszybszą trasę. Jabłoń skonwertuj dane wywiadowcze i wyślij na „Enocha”. Skończyliśmy tutaj.
***
-Robot w zasięgu czujników bliskiego zasięgu.
-Status?
-Identyfikator, dron rozpoznawczy V-009. Uszkodzenia nie zagrażające integralności, niski stan baterii, wysoki poziom temperatury.
-Wyznaczyć wektor podejścia.
-Odbiór za trzydzieści sekund- zameldował Liptak- Przesyłka odebrana i zabezpieczona. -Zmieniam kurs- zameldował Grabiński.
Komandor kiwnął głową.
-Przeprowadzę diagnostykę drona. Może optyka coś zarejestrowała?
-Możemy zrobić to zdalnie- powiedział Guzowski.
-To nasz ostatni dron. Chcę zobaczyć go na własne oczy. Przejmij dowodzenie. Zaraz wrócę.
-Tak jest, panie komandorze.
Motycki mijając grupki salutujących załogantów opuścił mostek. Zanim zjechał windą na dolny pokład dołączył do niego oddział żołnierzy.
Ładownie wypełniały skrzynie. Krzątająca się obsługa nagle stała się bardzo zajęta i zniknęła. Na końcu pomieszczenia po obu stronach tylnej rampy, widniały luki zrzutowe dla dronów. W normalnych okolicznościach tuzinem pojemników zajmowałoby się trzy razy tylu ludzi, przy ostatniej czekało zaledwie trzech.
Komandor minął szereg kapsuł z migającymi na czerwono diodami i zatrzymał się przed ostatnią zieloną. Odwzajemnił niedbale salut młodszego oficera. Wystukał na panelu kod i po wyrównaniu ciśnienia rozszczelnił się właz. Osłona rozsunęła się, a pośród oparów zamajaczyły żółte ślepia.
Zareagował instynktownie. Wiedział, że jest zbyt wolny w chwili dotknięcia rękojeści broni bocznej. Obca maszyna po prostu uśmiechała się, czekała, dała mu szanse wyszarpnięcia pistoletu i podniesienia lufy. Arogancki blaszak pozwolił na wciśnięcie spustu, ale nic się nie stało. Motycki widział jak w rozbryzgu krwi zaciśnięta na rękojeści dłoń odlatuje.
Chichot. Maniakalny śmiech przeplatał się z cięciami i dźgnięciami. Ostrza w miejscu górnych kończyn robota odbierały mu życie za nic mając płyty pancerza.
Padł bez sił, głowę zasnuła mgła. Wrzaski i wystrzały docierały z innego zakątka kosmosu. Projektor holograficzny wbudowany w kołnierz wyświetlał okna raportów. Robot rozpruł go z chirurgiczną precyzją. Nie wykrwawi się, nie umrze. Patrzył otępiały na latające strugi krwi.
Samopomoc kombinezonu wypuściła nanity, czuł mrowienie zasklepianych ran i drżenie łatanego pancerza. Robociki nic nie poradzą na zniszczone ścięgna.
Otępiały słuchał odgłosów rzezi.
Z niebytu wyrwała go cisza. Wszechobecna elektronika szumiała natarczywie. Próbował się poruszyć, ale przegrał z bólem.
-Nie przemęczaj się- usłyszał rozbawiony, modulowany głos- przed nami jeszcze wiele, wiele do zrobienia.
Zamrugał, ale nie mógł pozbyć się mgły. Stała przed nim człekokształtna postać, ciemna od krwi gapiła się szerokimi żółtawymi pierścieniami.
-Pogadajmy...pragnę- robot nachylił się ukazując rubinowe zębiska- bardzo dobrze cię poznać.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania