Historia mojego życia

Od niedawna jestem kłusownikiem polującym na żubry w Białowieskim Parku Narodowym. Wcześniej byłem kierownikiem hipermarketu. Niestety przez ciągłe picie i drobne kradzieże musiałem pożegnać się ze swoim intratnym stanowiskiem. Pomysł o przeprowadzce z dwudziestometrowego, wynajmowanego mieszkania w Katowicach do czterdziestometrowego mieszkania w Augustowie pojawił się spontanicznie. Powiedzmy, że był on owocem wielodniowego picia po utracie pracy. Podróż pociągiem trwałą długo, ale trwałaby jeszcze dłużej gdybym nie został wyrzucony przez konduktora za brak biletu. Później przez trzy godziny starałem się złapać stopa. Już miałem odpuszczać, kiedy nagle los się do mnie uśmiechnął. Osobą która postanowiła mnie zabrać był tajemniczy, niewiele mówiący starszy mężczyzna. Miał długą brodę i przypominał mi trochę tego gościa z „ZZ Top”. Jechaliśmy, milczeliśmy i z każda minutą milczenie to stawało się coraz bardziej niezręczne. Na szczęście po półgodzinnym nicniemówieniu brodacz poruszył temat pędzenia bimbru i rozgadaliśmy się na dobre.

- Znam się na ludziach. Wyglądasz mi na poczciwego chłopa i zasługujesz na to, żebym poczęstował cię moim bimbrem – powiedział Brodacz.

- Prawdę powiedziawszy musze zrobić sobie chwilową przerwę od chlania – powiedziałem.

- W państwie ślepców to jednooki jest królem, a ten bimber widzi na dwa oczy.

- Co?

- Nie piłeś jeszcze takiego skurwysyna.

- No dobra. Kieliszka nie odmówię.

- Po jednym kieliszku wypijesz pół litra, a później będziesz błagał o więcej. Na drugi dzień będziesz sikał swoimi neuronami, ale uwierz mi - ta zabawa jest tego warta.

 

Pojechałem z Brodaczem do jego chatki w lesie. Brodacz mieszkał sam. Jego domek składał się z dwóch pomieszczeń. Pierwszym była malutka łazienka, a drugim ogromny salon, który w trzech czwartych zajęty był przez wielką maszynę do destylacji bimbru.

- Nie zdajesz sobie sprawy jak długo budowałem to cudo.

- Wygląda nieźle.

- To komputer Turinga na miarę Podlasia.

- Aha.

- To wehikuł czasu. Przeniesie cię prosto do czasów młodości.

- Albo do grobu.

 

Piliśmy przez trzy dni. Potem pojawił się gigantyczny kac, którego nie byłem w stanie znieść. Musieliśmy pić jeszcze przez dwa dni, a potem przez kolejne cztery. Byliśmy jak Thomas Wake i Ephraim Winslow. Dziesiątego dnia Brodaczowi wysiadła pikawa, ale chwilę wcześniej zdążył przepisać mi swoją leśną chatę w testamencie. Podczas naszych długich rozmów zapewniał mnie, że tylko ja jestem godny, żeby zaopiekować się jego maszyną. Zgodziłem się, a kiedy przyjmowałem testament rzewne zły spływały mi po policzkach. Umarł tak jak żył: najebany, zarzygany i załamany psychicznie, ale przynajmniej żył po swojemu. On w przeciwieństwie do mnie potrafił przynajmniej jakoś żyć. Następnego dnia sprzedałem jego maszynę na złom i kupiłem sobie za nią strzelbę myśliwską od jakiegoś cygana, którego poznałem w miejscowym barze. Nim się obejrzałem zostałem kłusownikiem polującym na żubry. Wniknięcie do społeczności niezrzeszonych myśliwych nie było szczególnie trudne. Jedyne co należało zrobić to wypić z właściwymi ludźmi. Nie jestem szczególnie dumny ze swojego nowego fachu, ale zarobić można całkiem nieźle, a ja chodzę co tydzień do spowiedzi i nie mam nic na sumieniu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Jerzy 22.12.2020
    A pokuta za grzechy? Chyba, że z proboszcze wpierniczacie befsztyki z żubra.Wygląda jednak na to, że po sprzedaniu instalacji na tyle bimbru pozostało, że się powyższe napisało. Nawet sprawnie.
  • Bajkopisarz 22.12.2020
    Dobre. Masz kilka ogonków, które samowolnie poprzenosiły się na nieswoje miejsca, ale sobie wyłap (np. trwałą, musze)
    Podoba mi się ten całkowity brak sentymentów jakie tu zaprezentowałeś. Żadnego żalu i tęsknoty (ta łza przy testamencie to udawana, bo tak wypadało), tylko wąski tunel prowadzący od celu do celu. Tak mniej więcej wygląda droga z baru do domu, kiedy wypiło się dużo za dużo, ale podświadoma nawigacja prowadzi do łóżka ;)
  • Narrator ponad rok temu
    Ciekawe umiejscowienie przypadku na drodze przeznaczenia: gdyby kupił bilet na pociąg, nie spotkałby Brodacza, nie zostałby jego spadkobiercą, maszyna nie poszłaby na złom.

    Pozornie dwójka straceńców miała chwilę zabawy, ale wieje do spodu głębokim optymizmem: Brodacz odszedł w momencie wielkiej ekstazy, a to się liczy najbardziej, a bohater obrał własną drogę.

    Daję 5 i pozdrawiam. ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania