Historia o rodzinie.
Obudził się, ziewając. Dzisiejszego dnia miał jechać do dziadków. Na myśl o tym pomyślał o cieście. On i jego siostra razem z rodzicami mieli wyjechać przed południem.
Wstał i zszedł z łóżka. Nie założył kapci, znajdujących się obok. Otworzył drzwi i spojrzał na wprost. Naprzeciw niego znajdował się pokój jego siostry. Bez pukania chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
- Wstawaj! – wykrzyknął.
Marysia zerwała się z łóżka. Spojrzała na niego, mając ściągnięte brwi.
- Głupi jesteś?! Dlaczego włazisz do mnie i mnie budzisz? – zbliżyła się do niego a ten uciekł na dolne piętro.
Będąc na dole znalazł się w salonie. Ściany pomalowane były na biało. Pośrodku znajdował się prostokątny stół i osiem krzeseł. Podłoga była jasna.
Na fotelu z podnóżkiem siedział ojciec dwójki dzieci. W obu dłoniach trzymał gazetę. Zauważywszy syna, zerknął na niego.
- Słyszałem, że obudziłeś Marysię – stwierdził, uśmiechając się.
- No, tak. Już jest ósma rano, po co ma spać dłużej? – dzieciak podrapał się w tył głowy i ruszył do łazienki.
W kuchni mama zajmowała się robieniem śniadania. Stała przy blacie, mając przed sobą deskę na której kroiła pomidory.
- Zaraz będzie śniadanie – odezwała się, słuchając muzyki z radia.
- Dobrze. Marysia już nie śpi.
Będąc w łazience umył zęby. Po wyjściu z niej poczuł wyraźniej zapach przygotowanego jedzenia. Skierował się do stołu przy którym rodzice wraz z córką jedli śniadanie. Na każdym talerzu znajdowała się jajecznica i kromki chleba, posmarowane masłem.
Zanim usiadł do stołu, odsunął sobie krzesło. Siedząc zabrał się za jedzenie. Myśli miał skupione wokół tego, jak spędzi dzisiejszy dzień. Postanowił pomagać dziadkom przy zbieraniu owoców i warzyw w ich własnym ogrodzie.
Telewizor znajdujący się naprzeciwko stołu, przy którym rodzina jadła był wyłączony. Ojciec jadł w milczeniu, podobnie jak siostra. Matka natomiast spojrzała na Henryka:
- Smakuje ci?
Pokiwał energicznie głową. Jego czarne włosy opadły mu na jego jasną twarz, zasłaniając mu częściowo oczy.
- Musimy iść do fryzjera – stwierdziła matka, spoglądając na niego.
- Nie chce mi się. Po co mam tam iść… - mruknął, odgarniając swoje włosy z bladej twarzy.
- Wyglądasz jak dzikus – zażartowała siostra, przeglądając wiadomości na telefonie.
- Myślisz, że jak się wymalujesz to jesteś ładniejsza? – odparował jej.
Ojciec głęboko westchnął, mrużąc powieki.
- Nie przesadzaj, Henryk. Mama i siostra mają rację. Trochę jesteś jak Tarzan.
- Tarzan jest w porządku – stwierdził chłopiec.
- Debil z ciebie – mruknęła siostra.
- Nie mów tak – skarciła ją matka.
Lepiej będzie jak przez resztę dnia będą odizolowani od siebie, pomyślał ojciec. Poprawił swoje okulary i zabrał się ponownie za jedzenie.
Po śniadaniu dwoje rodzeństwa poszło do swoich pokoi. Brat Marysi postanowił zbudować zestaw z Lego. Marysia natomiast przeglądała Facebooka. W pewnym momencie chłopiec przerwał budowanie, aby iść do łazienki.
Siostra zajęta była pisaniem ze swoimi przyjaciółkami. Żaliła się, że jej brat jest złośliwy. Nie zamierzała odzywać się dzisiaj do nikogo z rodziców ani do brata, ani słowem.
W końcu wybiła godzina, gdzie wszyscy wsiedli do auta i pojechali do dziadków ze strony ojca. Ojciec prowadził, rozmawiając czasem ze swoją żoną. Rodzeństwo natomiast nie odzywało się do siebie.
W trakcie jazdy Henryk spoglądał na mijane sosny i inne samochody. Siostra natomiast słuchała muzyki. Również spoglądała przez szybę. Po obu stronach jezdni na jakiej się poruszali rosły drzewa.
Dało się zauważyć również przelatujące bociany. Przejeżdżali również przez niewielkie miejscowości, gdzie starsi ludzie pielęgnowali swoje ogrody. Przy osiedlowych sklepach stali albo siedzieli ludzie, popijający alkohol.
Sam Henryk w czasie drogi do dziadków rozmawiał z mamą.
- Pójdziesz z nami nad jezioro? Jest ciepło, a dawno nie byłaś ze mną i dziadkiem – czekał na odpowiedź.
- W porządku. Tylko, że musisz uważać… - nie dokończyła, bo chłopiec nie dał jej dokończyć.
- Wiem, wiem. Nie mogę pływać za daleko, ani skakać na główkę z mostu ani innych miejsc. – Nabrał powietrza w płuca i kontynuował swoją wypowiedź. – Wiem też, że muszę pić dużo wody.
Ojciec jechał ostrożnie, zachowując uwagę. Tylko raz musiał się zatrzymać na stacji paliw. Gdy zatankował do pełna, poszedł zapłacić. Te ceny są kosmiczne, pomyślał. Dobrze, że przyzwoicie zarabiam.
Henryk przyglądał się innym samochodom. Niektórzy tak jak on siedzieli w aucie. Niektórzy jedli kanapki i pili wodę. Moment później spojrzał na Marysię. Siedziała na telefonie przeglądając Instagrama. Czasami na dłużej zatrzymywała się na chłopakach czy facetach, mających zauważalne mięśnie brzucha. Nie rozumiem jej, pomyślał. Po co ona tak gapi się na tych ludzi?
Po powrocie ojca, ponownie ruszyli w drogę, mając do punktu docelowego niecałe dwa kilometry.
- A ty Henryk co porobisz z dziadkiem? – ojciec zerknął na chwilę w lusterko widząc w nim bladą twarz syna.
- Pójdę z nim, mamą i psem nad jezioro – stwierdził uśmiechnięty. – A ty? Idziesz z nami?
- Dołączę do was potem. Chcę pomóc babci w ogrodzie. Ty pewnie też nam pomożesz.
Chłopiec energicznie pokiwał głową.
- Tak, pomogę. To najpierw pomogę w ogrodzie, a potem nad jezioro.
Siostra przez całą drogę, nie odezwała się ani słowem do nikogo. Wpatrywała się albo w ekran telefonu albo na krajobraz widoczny przez szybę auta.
W pewnym momencie kierujący samochodem skręcił w prawo. Wjechali na piaszczystą szosę. Wokół znajdowały się pola, po których jeździły kombajny. Chłopiec uważnie obserwował maszyny jeżdżące po polach.
Wkrótce dojechali do niewielkiej miejscowości. Niektóre budynki miały więcej niż pięćdziesiąt lat. W samym centrum wioski znajdował się kościół. Niedaleko niego istniał sklep. Wokół kościoła znajdowały się mieszkania z cegieł.
W takim domu z cegieł mieszkali rodzice ojca Henryka i Marysi. Ojciec zatrzymał się dopiero, gdy wjechał na ziemię swoich rodziców. Po chwili wszyscy wysiedli z auta. Dało się słyszeć szczekanie psa, który merdał zauważalnie ogonem.
Na widok zwierzęcia Henryk pogłaskał psa. W cieniu werandy znajdował się mężczyzna.
- Cześć – przywitał się z nimi ich dziadek, schodząc po schodach werandy.
- Cześć – odpowiedział krótko na powitanie własnego ojca.
Starszy wiekiem mężczyzna uściskał najpierw swojego syna a potem wnuki i swoją synową.
- Cieszę się, że jesteście. Całe szczęście pogoda dopisuje, więc można rozpalić ognisko – podrapał się po swojej głowie ogolonej na łyso.
Obok niego krążył jego pies z wywalonym językiem. Starzec pogłaskał go.
- Będzie trzeba go zabrać nad jezioro, aby się wybiegał i popływał sobie. Mam nadzieję, że pójdziemy wszyscy razem.
Chłopak od razu obiecał swojemu dziadkowi, że pójdzie z nim i psem nad jezioro.
- Weźmiemy też mamę – spojrzał na nią, aby potwierdziła.
- Tak, oczywiście – westchnęła głęboko.
Dziadek spojrzał uważnie na wnuczkę. W lewej dłoni trzymała telefon, słuchając przy tym muzyki.
- Ciebie też weźmiemy.
- Dobrze, dziadku – odpowiedziała.
Wszyscy razem z psem weszli do środka. Znaleźli się na przedpokoju. Tam zdjęli swoje buty, słysząc dźwięki dochodzące z kuchni. Wchodząc do niej, dało się czuć przyjemny smak jedzenia.
- Będzie zupa pomidorowa – powiedziała staruszka, ściskając wszystkich po kolei. Spojrzała uważnie na swojego wnuka i wnuczkę.
Zasiedli do stołu w salonie gościnnym. Syriusz, ojciec Henryka i Marysi ze swoją żoną Ewą rozmawiali dziadkami rodzeństwa. W tym czasie Henryk zdążył wziąć dokładkę. Jego siostra natomiast nie ruszyła zupy, nalanej do talerza.
Wstała od stołu i ruszyła w stronę werandy, na której spał pies. Usiadła na bujanym krześle obserwując kwiaty zasadzone przez dziadka i babcię. Przymknęła powieki wsłuchując się w śpiew ptaków.
Dało się słyszeć również szum wiatru oraz brzęczenie pszczół zapylających kwiaty. Słyszała czyjeś kroki. Był to jej brat, który przeciągnął się z uśmiechem na ustach.
- Idziesz nad jezioro?
Nie odpowiedziała mu, wpatrując się w kwiaty.
- Nie udawaj, że nie słyszysz – podszedł do niej i poczochrał ją po blond włosach.
- Nie. Ja zostaję.
- Będziesz siedziała samemu w domu? Nudziara z ciebie. Siedzisz tylko w tym telefonie i przeglądasz zdjęcia jakiś frajerów – westchnął głęboko, po czym na chwilę się zastanowił.
Siostra nie odpowiedziała mu na tą zaczepkę.
- A jak ci powiem, że nie będę ci dokuczał przez cały dzień?
Siostra wzruszyła ramionami.
- Nie chcę iść i tyle. Czego nie rozumiesz? – spojrzała na niego z groźną miną. – Pieprzysz tylko o tym jeziorze. Jezioro to. Jezioro tamto. Odjeb się ode mnie!. – Warknęła na niego podnosząc się gwałtownie z krzesła.
Chłopak cofnął się krok w tył. Takiej reakcji się nie spodziewał po swojej siostrze. Odruchowo zasłonił twarz dłońmi, bojąc się że stanie mu się krzywda.
Siostra zauważyła strach w zachowaniu chłopca. Zmieszała się i opuściła wzrok na podłogę werandy. Henryk stał jak słup.
- Dlaczego… dlaczego na mnie krzyczysz? – stał wpatrując się w osobę, która stała się dla niego przez chwilę obca.
Zapanowała chwila milczenia między nimi. Obaj przez moment nie wiedzieli, co powiedzieć. Siostra miała wrażenie, że czas upływał wolniej. Nie mówiąc nic obróciła się na pięcie i opuściła werandę.
Gdy zeszła ze schodów, usłyszała swojego brata który przeskoczył ogrodzenie werandy i zastąpił jej drogę. Naprzeciwko niej stanął, niewielkiego wzrostu biały chłopiec o czarnej czuprynie i szarych oczach.
Stojąc wyprostowany patrzył na nią w skupieniu. Moment po tym, odezwał się:
- Przepraszam. Nie zamierzałem cię zdenerwować, ja… - nie dokończył ze względu na to, że złapał go kaszel. Prócz tego, będąc na słońcu zaczął niekontrolowanie kichać.
Jego siostra, starała się zachować powagę jednak chwilę potem śmiała się ze swojego brata. Poczuła jednocześnie radość i smutek oraz wyrzuty sumienia wobec siebie. Chwilę jeszcze stała ocierając kapiące z oczu łzy.
Henryk wpatrywał się w nią, nie wiedząc co powiedzieć. Nagle jego grymas twarzy zmienił się nie do poznania. W końcu ponownie zabrał głos:
- Nie rozumiem już ciebie.
Siostra podeszła do niego i pogłaskała go po jego kruczoczarnych włosach.
- Przepraszam, Henryk – powiedziała starając się nie odwracać swojego wzroku od brata. – Ja…
Zanim skończyła, usłyszeli kroki i głosy:
- Co się stało? – matka spojrzała na nich obu ale swój wzrok zatrzymała na córce. – Słyszałam, co mówiłaś do Henryka. To kolejny raz w tym dniu. O co poszło?
Marysia teraz nie spojrzała na brata ani tym bardziej na matkę. Swój wzrok skupiła na swoich trampkach.
- To moja wina. Ja po prostu zezłościłam się na niego, bo często gadał o jeziorze.
- Ale to nie znaczy, że możesz podnosić głos na niego – stwierdziła, przyglądając się Marysi. – Musimy porozmawiać. Idź do kuchni, zaraz do ciebie przyjdę.
Jej córka weszła po schodach werandy i po wejściu do domu, zniknęła Henrykowi i mamie z pola widzenia.
Chłopiec zastanawiał się, co ma powiedzieć, aby załagodzić sytuację.
- To prawda, co mówi? – spytała uważnie czekając na odpowiedź.
Chłopak spoglądając jej w oczy pokiwał głową.
- Tak, mówi prawdę, ale przeprosiła mnie za to co do mnie powiedziała.
Matka jeszcze przez moment czekała, aż coś powie. Jednak nic nie dodał. Westchnęła i razem z nim weszła po chodach werandy do mieszkania. Wchodząc do niego dało się odczuć zmianę temperatury w powietrzu.
Matka spojrzała raz jeszcze na Henryka i odezwała się:
- Dziadek z tatą są na strychu . Potrzebują twojej pomocy. Dziadek powiedział, że ma coś dla ciebie.
Uśmiechnęła się a następnie przekroczyła próg kuchni. Chłopiec natomiast zaczął iść po schodach. Trzymał się poręczy, aby się nie wywalić. W czasie pokonywania następnych schodów, zatrzymał się na chwilę.
Myślał o tym, czy siostra przez niego nie dostanie kary. Miał nadzieję, że nie. Jednak nie był do końca pewien.
Będąc na stychu, zobaczył dzięki wpadającemu przez szybę promieniom słońca unoszący się kurz. Poczuł swędzenie w nosie i dwukrotnie kichnął.
- Dobrze, że jesteś. Chciałem ci coś dać – mówiąc to, dziadek podrapał się po głowie. – Myślę, że może ci się to spodobać.
Z skrzyni, która przywodziła chłopcu na myśl przedmiot, w którym przechowywano złoto starszy wiekiem człowiek wyjął kwadratowe pudełko.
Gdy dziadek wręczył mu prezent, chłopiec natychmiast je otworzył. Ołowiane żołnierzyki, pomyślał. Uśmiechnął się.
- Dziękuję, dziadku.
- Nie ma za co - na chwilę przymknął oczy i zamyślił się.
- Do kogo należały te żołnierzyki?
- Do mojego brata i do mnie. Potem do twojego taty no i teraz są twoje. Opiekuj się nimi.
- Dobrze dziadku. Będę się nimi opiekować – odpowiedział z poważną miną.
Staruszek kiwnął głową.
- Wierzę ci. Wiem, że lubisz żołnierzyki. Twoja mama i tata mówili mi, że jak byłeś mniejszy to płakałeś jak jeden z twoich żołnierzyków został popsuty przez twoją siostrę – nabrał powietrza do płuc i podjął się dalszej rozmowy. – Ale ja też płakałem, będąc dzieckiem. W tym nie ma nic złego ani dobrego. Po prostu tak jest.
Chłopiec wahał się przez chwilę, aby zadać pytanie.
- Ty też kłóciłeś się z bratem? – zapytał przestępując z nogi na nogę.
Dziadek zaśmiał się.
- Tak i to bardzo często. Rzadko bywało tak, że rodzice nie musieli nas rozdzielać. Ja i mój brat często się też uczestniczyliśmy w szkolnych bójkach. Nawet do starszaków podskakiwaliśmy. Oczywiście nie zawsze kończyło się to dobrze dla nas. Wracaliśmy ze szkoły posiniaczeni.
Syriusz przeglądał książki w pudłach, przysłuchując się temu, co jego ojciec opowiadał.
- Jednak z czasem zaczęliśmy się ze sobą dogadywać. Oczywiście nadal kłóciliśmy się, ale prędzej czy później znów razem łowiliśmy ryby, jeździliśmy na rowerach czy pływaliśmy w jeziorze. Razem też pomagaliśmy sobie przy nauce. Ja byłem kiepski z polskiego ale z matematyki dobrze mi szło. A u niego na odwrót.
Henryk z uwagą słuchał. Pomyślał o siostrze. Na myśl o tym, jak go najpierw nakrzyczała a potem przeprosiła, czuł to, co odczuwał w tamtych chwilach.
- Pomóż mi z tym – rozkazał Syriusz patrząc na dziecko.
Szybkim krokiem, podszedł do taty.
- Potrzymaj mi te książki. Zaraz je zniesiemy na dół.
Pomału znosili ze strychu książki. Po skończeniu tej roboty, każda zniesiona książka znalazła się w pomieszczeniu, który był kiedyś pokojem ojca Henryka.
Henryk, nie chcąc siedzieć w miejscu pomógł ojcu w czyszczeniu książek z kurzu. Co chwila dało się słyszeć kichnięcie ze strony rodzica i dziecka. Syriusz, przed tym jak wziął się za ścieranie kurzu z książek, rozmawiał ze swoją żoną.
Chłopiec znudzony zajęciem spoglądał za okno. Słońce nie zaczęło jeszcze zachodzić. Westchnął i powrócił do zajęcia.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mi pomagać. Dam sobie radę samemu.
- Nie, ja zostaję.
- Na pewno? Nie chcesz pobawić się z psem?
- Nie – mruknął, przecierając książkę szmatką.
Po skończonej pracy obydwoje siedzieli obok siebie. Przecierali z czoła kropelki potu. Muszę się umyć, bo śmierdzę, pomyślał Syriusz. Spojrzał na syna, który przyglądał się stosowi książek.
- Część z nich pamięta jeszcze czasy, zanim się urodziłeś. Niektóre są starsze ode mnie. Wziąłem je dla ciebie.
Jego syn zmarszczył brwi.
- Ja nie lubię czytać książek, tato. Są nudne.
- Daj im szansę. Są książki, które ci się spodobają a są takie, które cię zanudzą.
- Ja tam wolę żołnierzyki.
Słońce zaczęło zachodzić kiedy Henryk razem z dziadkami siedzieli na tarasie, słuchając radia. Na podłodze werandy leżał pies.
Jutro zapowiadano dwadzieścia trzy stopnie Celsjusza. Tego samego dnia, pożegnawszy się z dziadkami czteroosobowa rodzina wróciła do domu z załadowanymi książkami w bagażniku.
Wracając, jechali w milczeniu. Na chudych kolanach chłopca znajdowało się pudełko. Wpatrywał się w nie.
Zaparkowawszy w garażu, przyległego do domu jednorodzinnego rodzeństwo udało się do siebie. Ojciec natomiast wyjął z bagażnika wszystkie swoje książki i zaniósł je do pokoju gościnnego.
- Czuję się zmęczony. Muszę się wykąpać.
- W porządku. Będę w sypialni.
Marysia, leżąc na kanapie trzymała w dłoni telefon. Spoglądała na niego, aby upewnić się czy nie otrzymała wiadomości od przyjaciółki. W ten wakacyjną niedzielę, miała odbyć się domówka u jednej z jej koleżanek.
Mieli tam być również chłopacy. Jej rówieśnicy. Zastanawiała się również nad rozmową ze swoją matką.
Rozległ się dzwonek w telefonie. Dzwoniła jej przyjaciółka. Sylwia, pomyślała. Przesunęła po ekranie i przyłożyła słuchawkę do ucha.
- Cześć Sylwia.
- Halo jesteś tam?! – krzyknęła.
Wstała z łóżka i podeszła do okna.
- Jestem. Teraz słyszysz?
- Tak. Jak wakacje?
- Całkiem nieźle. Biorąc pod uwagę fakt, że potrafi być gorąco – zmrużyła oczy aby przyjrzeć się dwojgu chłopakom idącym chodnikiem.
- Słuchaj. Wiesz, że u mojej jednej znajomej jest domówka. Tylko nie ubieraj się sztywno. To nie pogrzeb.
Marysia zawahała się. Nie chciała wspomnieć jej, że nie może być na tej domówce.
- A ty jak się ubierzesz?
- Sama nie wiem – westchnęła teatralnie, co przywodziło Marysi na myśl tandetne telenowele, gdzie w podobny sposób wzdychali aktorzy i aktorki, chcąc podkreślić jakiś problem. – Może ubiorę się w krótkie dżinsowe spodenki a podkoszulek założę biały. Powiem ci muszę to przemyśleć. Musimy dobrze wypaść. W końcu będą tam faceci, którzy są młodzi i przystojni.
Potem rozmowa zeszła na tematy studiów i innych rzeczy. Po zakończeniu rozmowy, Marysia zeszła na dół do łazienki.
Jakąś godzinę później zadzwonił dzwonek. Henryk szybkim krokiem podszedł do drzwi i otworzył je przekręcając oba zamki.
- Cześć Henryk. Jest Marysia? – dziewczyna uśmiechnąwszy się odsłoniła swoje proste i białe zęby. Będąc blisko niej Henryk poczuł delikatny zapach truskawek, co mu odpowiadało.
- Tak. Jest na górze u siebie – starał się mówić wyraźnie, nie dając po sobie poznać, że się denerwuje na widok starszej od siebie dziewczyny.
- Dzięki Henryk – przekraczając próg domu zdjęła buty na przedpokoju. Potem weszła do salonu gościnnego, witając się z mamą i ojcem Marysi i Henryka.
Mając grzeczności za sobą dziewczyna zaczęła wchodzić po schodach. Chłopiec miał dzięki temu okazję uważnie przyjrzeć się jej smukłym i gładkim nogą.
Będąc w pokoju przyjaciółki rozmawiały ze sobą. Natomiast brat Marysi został w salonie, oglądając kreskówki.
- Idź na górę i powiedz dziewczynom, żeby zeszły – powiedziała matka.
- Dobrze, pójdę.
Matka popatrzyła na niego. Wcześniej, miał opory a teraz już nie aby iść na górę do siostry.
Henryk zapukał do drzwi słysząc śmiechy obu dziewcząt.
- Kolacja.
- W porządku, już idziemy.
- Dobra.
Pewnie plotkują, stwierdził w myślach. A o czym innym gadają baby? Ja to się nie ożenię. Nie ma bata. Słuchać tak bab non stop.
Schodząc po schodach usłyszał rozmowę dwojga rodziców:
- Nie jestem głodny. Opiłem się kawy. Ale... – nie dała mu skończyć.
- Nie ma mowy. Od paru godzin nic nie jadłeś, tylko piłeś kawę – marszcząc brwi spojrzała na męża.
- Nie przesadzaj. Przecież wiesz, że tak mam. Nie martw się.
- Niech ci będzie, ale potem sam sobie szykuj – odburknęła, zwracając się w stronę stołu.
Niebawem rodzeństwo razem z matką zasiedli do kolacji.
- Henryk, podaj sól – odezwała się matka do syna.
Podawszy sól, powrócił do jedzenia. Zastanawiał go dlaczego mama tak bardzo zezłościła się na tatę, przez to że mało je.
- Słyszałam, że idziesz na studia? Psychologia? – bezpośrednio spojrzała na przyjaciółkę swojej córki.
Mając pełne usta Sylwia pokiwała głową. Po zjedzeniu posiłku, zaczęła opowiadać.
- Tak. To moje marzenie. Zawsze chciałam mieć swój własny gabinet i przyjmować pacjentów.
Henryk spoglądał na ciało Sylwii czując ciepło wewnątrz i na zewnątrz ciała. Przyłapał się na tym, że wyobraża sobie jak ona go… nieważne, pomyślał. Nie myśl o tym.
Po kolacji Henryk został aby pomóc matce. Marysia natomiast, pożegnała się z Sylwią. Ojciec w tym czasie siedział przed laptopem, pisząc. Pochłonęło go to tak bardzo, że dopiero skończył o dwudziestej drugiej.
Jeszcze przed snem, poczytał książkę i umył zęby.
Następnego dnia Henryk wstał rankiem. Przeciągnął się i czym prędzej udał się do łazienki. Załatwiając swoje potrzeby, myślał o dzisiejszym dniu.
Umywszy zęby, usłyszał jak ktoś dzwoni do jego mieszkania. Migiem otworzył drzwi. Przed nim stał kurier.
- Paczka, dla pana Henryka.
- Tak, to ja – stwierdził.
- Proszę, dwieście pięćdziesiąt złotych się należy.
W kieszeni spodni od piżamy, miał włożone swoje oszczędności. Po daniu mu pieniędzy, kurier wręczył mu paczkę i pożegnał się.
- A to co? Kolejne Lego? – zapytała Marysia patrząc na paczkę.
- No tak.
Po tej odpowiedzi popędził na górę do swojego pokoju. W tym samym czasie ojciec wyszedł z sypialni. Miał na sobie szlafrok, zawiązany u pasa. Otworzywszy drzwi przystanął na progu.
- Widzę, że już jesteś na nogach – spojrzał na instrukcję zestawu. – Ile zapłaciłeś?
- Dwieście pięćdziesiąt.
- Mogłeś mnie zawołać. Zapłaciłbym.
- Nie chciałem was budzić. Wiem, że wczoraj pokłóciłeś się z mamą – spojrzał za ramienia na ojca.
Syriusz szeroko otworzył oczy.
- Pokłóciliśmy się?! – zdziwił się, na co syn uniósł brwi, nie wiedząc co powiedzieć. – Po prostu mama martwi się o mnie. To wszystko.
Rodzic usiadł na dywanie. Bez pośpiechu przeglądał instrukcję. Chłopiec w tym czasie składał ludziki. Do jego pokoju weszła również siostra.
- Budujecie?
- Tak, będziemy budować. Dołączysz się do nas?
- Nie, dzięki. Wolę się ponudzić.
Budując wspólnie siedzieli w milczeniu. Siedzieli tak do godziny dziesiątej. Poczuli się wtedy głodni.
Marysia zjadła wcześniej śniadanie i wyszła do cukierni. Idąc chodnikiem, przeglądała wiadomości na telefonie. Mijała w czasie drogi do punktu docelowego domki jednorodzinne czy sklepy sieciowe.
Będąc na miejscu, rozejrzała się za wolnym stolikiem. Usiadła w kącie, przeglądając menu.
- Dzień dobry. Co pani sobie życzy? – spytał kelner, bez większego entuzjazmu w głosie.
- Dla mnie będzie kawałek sernika i kawa mrożona.
- Aha. To wszystko?
Skinęła głową. Kelner odszedł. Dla zabicia czasu przeglądała Instagrama. Ta to zawsze świetnie wygląda, stwierdziła widząc na ekranie zdjęcia młodej kobiety w stroju do ćwiczeń.
Przestała przeglądać telefon dopiero, po tym jak zobaczyła Sylwię i jej dwóch znajomych. Nienawidzę tej suki, pomyślała zerkając dziewczynę.
- Cześć Marysia. Dobrze cię widzieć. Widzę, że masz apetyt – zerknęła na kawałek sernika.
Marysia przywitała się również ze znajomymi jej przyjaciółki, uśmiechając się do obydwu. Zasiadłszy ponownie przy stoliku, dwie dziewczyny przeglądały wspólnie menu.
- Jestem na diecie – stwierdziła znienawidzona przez Marysię nieznajoma.
- Serio?! – teatralnie zdumiała się Sylwia – przecież świetnie wyglądasz. Ja też muszę przejść na dietę. Ale nie wiem na jaką.
Ja pierdole, pomyślała Marysia. Jak można o tym gadać? Spojrzała na kawałek sernika i zabrała się za jedzenie. Spojrzała na nieznajomego, który napotkał jej wzrok. Wyciągnął swoją rękę i uścisnął jej dłoń. Czuła jego twardy uścisk. Dobrze zbudowany, pomyślała.
- Jestem Antonii - spojrzał na nią uważnie zielonymi oczami.
- Marysia. Miło mi - poczuła coś wewnętrznie, widząc szczupłego czarnowłosego chłopaka o bladej cerze. Głos miał niski.
- Wybrałabyś dla mnie jakieś ciasto? Ekspertem nie jestem.
- Szczerze powiedziawszy nie wiem nawet co lubisz… - stwierdziła Marysia bez uwagi przeglądając menu. – Może być to samo co ja wzięłam?
- Tak. Sernik będzie mi smakował. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że najbardziej lubię kupne ciasta – spojrzał na sernik. – Jeśli masz babcię to wiesz o czym mówię.
- No tak, babcia jednak kojarzona jest z dobrym jedzeniem – pokiwała głową, odgarnąwszy kosmyk włosów z lewego ucha. Nieświadomie przygryzła dolną część warg.
Antonii podszedł do jednego z kelnerów prosząc go dla siebie sernik.
- Ty też chcesz? – zapytał Marysię, spoglądając na nią zielonymi oczami.
- Nie trzeba – odpowiedziała, poprawiając swoją fryzurę.
Zapłaciwszy za siebie usiadł ponownie naprzeciwko niej.
- Dobrze, że sobie poszły – zerknął w stronę toalety. – Możemy sobie porozmawiać nie przejmując się tymi plotkarami.
- Ta jedna z plotkar to moja przyjaciółka – zmarszczyła brwi.
- A druga to moja siostra – westchnął.
Otworzyła szeroko oczy. On i ona rodzeństwem? Nie wiedziała tego. Sylwia nie wspominała o tym, że ta tępa dzida ma brata.
Marysia milczała, nie wiedząc co powiedzieć.
- Nie rozmawiacie ze sobą? – spytała siostra Anyoniego. – myśleliśmy, że będziecie gadać.
Sylwia zaśmiała się. Chłopak wstał.
- Będę się zbierać. Rozumiem, że wy zostajecie – przeciągnął się. Następnie pożegnał się z Marysią. – Do następnego.
Wróciwszy do domu Marysia rozmyślała o nowej zawiązanej znajomości. Siedząc w salonie, słyszała swojego brata rozmawiającego ze swoimi kolegami.
Ojciec w swoim pokoju pisał następną powieść. Matka była w pracy. Rozmyślała o dzisiejszym spotkaniu.
Drzwi od pracowni ojca otworzyły się. Ziewnął, trzymając w dłoni pusty kubek po herbacie. Podszedł do czajnika i wylał z niego wodę. Nalawszy świeżej postawił go na włączonym gazie. Czekając, aż woda się zagotuję pogwizdywał patrząc przez okno.
Za oknem dało się zauważyć błękitne niebo, na którym występowały obłoki chmur. Czubki sosen kołysały się na wietrze. Wiatr był na tyle głośny, że domownicy słyszeli go w swoim mieszkaniu.
W powietrzu latały komary, muszki czy osy i inne stworzenia mające skrzydła. Z letargu wybił Syriusza dźwięk czajnika. Po wyłączeniu gazu, wybrał sobie nową torebkę z herbatą i zalał ją wrzątkiem. Uważał przy tym, aby się nie oparzyć.
Jeszcze sporo pracy przede mną, pomyślał. Oby ta książka przyjęła się lepiej niż poprzednia. Ostatnio coś nie najlepiej mi idzie. Muszę dowiedzieć się o co chodzi.
Wróciwszy do pracowni z kubkiem gorącej herbaty, zamknął za sobą drzwi. Postawił kubek obok laptopa w pewnej odległości, aby nie zalać swojego narzędzia do pracy. Westchnął i ponownie zabrał się do roboty.
Chwilę się zamyślił. Do głowy nie przychodziły mu żadne pomysły. Zamknął oczy. No dalej, wymyśl coś. W końcu zaczęły zjawiać się obrazy w jego głowie. Zaczął najpierw od jednego zdania. Znów przystopował na moment a potem nastąpił efekt kuli śnieżnej. Wraz z upływem czasu nastąpiło to, czego już doświadczał wcześniej.
Wpadł w pewien rytm. Tworzył w głębokim skupieniu, popijając czasem herbatę. W tle dało się słyszeć systematyczne tykanie zegara. Na półkach obok siebie znajdowały się książki.
Większość z nich przeczytał więcej niż dwa razy. Poza obszar domu do uszu dobiegało szczekanie psa i ćwierkanie ptaków czy jeżdżące samochody.
Ziewnął i zamknął oczy. Wyprostowawszy się na krześle ruszył do dalszej roboty. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem dziś może skończyć szkic książki.
Zbliżał się do momentu, gdzie polski szlachcic podróżuje w głąb Carskiej Rosji. W tym momencie ma zakończyć się drugi tom Szlacheckiej krwi.
Zebrał się w sobie i zakończył dzisiejszego dnia szkic. W końcu, pomyślał z ulgą.
Jakiś czas potem usłyszał dźwięk otwieranych drzwi od ich mieszkania. Była to jego żona. W jednej ręce trzymała torbę z zakupami. Nie odezwała się ani słowem do męża. Położyła zakupy na blacie stołu i westchnęła ciężko. Zaczęła je rozpakowywać sama.
Wolę się nie odzywać, pomyślał Syriusz. Zajrzę do dzieci. Spiął się na górne piętro. Zapukał do drzwi od pokoju córki. Nie ma jej, stwierdził. Zajrzę, do małego. Zapukał i uchylił drzwi. Dostrzegł swojego syna i jego dwójkę kolegów.
Byli pochłonięci zabawą klockami Lego, więc nawet nie zwrócili na niego uwagi. Nie będę im przeszkadzać. Pójdę do siebie. Schodząc na dół słyszał swoje kroki. Jego żony nie było. Sprawdził w kuchni. Też jej nie było.
- Może jest na górze – mruknął do siebie. Zanim jednak położył dłoń na klamce, doszedł do wniosku, że lepiej dać jej pobyć chwilę ze sobą. Pracowała jako pielęgniarka, więc miała co robić w szpitalu.
Udał się na dół do swojej pracowni. Zanim uchylił drzwi usłyszał dzwonek. Zajrzał przez niewielki otwór w drzwiach i otworzył je.
- Cześć – mówiąc to Marysia była zaczerwieniona.
- Cześć.
Córka weszła po schodach na górę. Wraz z końcem pracy na dziś postanowił zająć się relaksem.
Wyjął z dolnej półki znajdujące się w jego pracowni puzzle. Zawierały one tysiąc elementów. Wysypawszy je na stole w salonie gościnnym zaczął je układać. Zerknąwszy przez okno dostrzegł ciemne chmury.
Układając puzzle, wędrował myślami. Postanowił wyjść na zewnątrz. Stojąc na tarasie, spoglądał w niebo. Dostrzegł na jednym ze słupów elektrycznych bocianie gniazdo. Przez ulice natomiast przechodził czarno – biały kot. Dostojnie przysiadł na brukowanej ścieżce przeznaczonej dla przechodniów. Spoglądając na zwierzaka, ten podrapał się po swojej główce.
- No chodź – mówiąc to uklęknął na jednym kolanie. Kot jednak skierował się w inną stronę.
Po przeciwnej stronie chodnika szła osoba, podparta drewnianą laską. Garbiła się a głowę miała wysuniętą naprzód. W powietrzu pojawił się dźwięk klaksonu. Z zakrętu wyłonił się samochód z którego dochodziła skoczna muzyka.
Dało się słyszeć śmiechy i przekleństwa. Jedna z dziewcząt siedząca z tyłu auta rzuciła zgniecioną puszką w starszą osobę.
- Chuj ci w dupę, jebany skurwielu!
Wóz zatrzymał się blisko starszej postaci. Jeden z pasażerów siedzących obok kierującego wykrzyczał obraźliwe słowa.
Wychodząc z auta splunął na ziemię. Spojrzał na starego mężczyznę i zbliżył się do niego. Kierowca również wysiadł.
Jeden z nich odwrócił się. Blisko nich stanął facet, uważnie przyglądając się trójce młodych ludzi. Podszedł krok bliżej.
- Dajcie mu spokój. Nic ci nie zrobił.
Chłopak zacisnął obie pięści i prawą ręką zamachnął się na Syriusza. Ten jednak odchylił się i odepchnął napastnika. Upadł na plecy, klnąc pod nosem. Z kolei drugi chłopak rzucił się z pięściami na Syriusza, starając się uderzyć go butelką.
Zrobił przed uderzeniem unik. Napastnik będąc pijanym miał spowolnione ruchy. Chwyciwszy chłopaka za koszulę kolanem kopnął go w krocze. Jęcząc upadł, trzymając się obiema dłońmi w czułe miejsce.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, drżąc na całym ciele.
- Dajcie mu spokój.
Będąc pijanym chłopak, którego krocze nadal bolało wyciągnął scyzoryk. Wstał i starał się trafić wroga w brzuch. Syriusz chwycił oburącz dłoń z scyzorykiem i szarpał się z napastnikiem.
Starszy człowiek, będąc za plecami chłopaka uniósł swoją drewnianą laskę i podniósł ją do góry. Włożył w to tyle siły na ile mógł. Laska uderzyła chłopaka w prawe udo. Ten wydarł się, klnąc.
To wystarczyło aby młody człowiek wypuścił z dłoni scyzoryk. Syriusz zacisnął dłoń i wyprowadził nią cios. Trafił w nos. Wróg upadł na ziemię.
Zanim jednak Syriusz się zorientował drugi z młodych chłopaków uderzył go w nos. Poczuł zapach krwi. Potknąwszy się Syriusz stracił równowagę, upadając.
Starzec znów się zamachnął trafiając tym razem drugiego z nich w bark. Jednak siwy mężczyzna nie zdążył zrobić kolejnego ataku. Został uderzony w policzek.
Syriusz kopnął chłopaka w brzuch. Ten zrobił kilka kroków w tył. W końcu powiedział:
- Jeszcze tego pożałujesz gnojku! - obolali chłopacy wsiedli do auta i odjechali.
Ojciec dwojga rodzeństwa pomógł wstać starszej od siebie osobie. Syriusz ciężko oddychał, mając wrażenie jakby zaraz miał paść z wrażenia. Wyprostowawszy się wziął kilka głębokich wdechów i wydechów.
- Dzięki za pomoc – mówiąc to, siwowłosy mężczyzna zaczerpnął powietrza. Trzymając swoją laskę w lewej dłoni zauważył, że jest pokryta niewielkimi ranami. To przez to, że się wywaliłem, pomyślał.
- To ja dziękuję. Też pomógł mi pan…
- Mów mi po imieniu. Hugo jestem – wyciągnął swoją prawą dłoń. Syriusz wykonał ten gest i obaj uścisnęli swoje dłonie.
- Syriusz. Szczerze powiedziawszy to chodźmy do mnie. Potem cię odwiozę.
Siwowłosy mężczyzna kiwnął głową. Zanim znaleźli się po drugiej stronie ulicy, Syriusz poczuł coś pod swoim butem. Scyzoryk, stwierdził w myślach. Schylił się i wziął go w dłoń.
Schował przedmiot do kieszeni i obaj udali się do jego mieszkania. Obydwaj zdjęli buty.
- Nie podwieźć cię potem do szpitala?
- Nie, czuję się całkiem dobrze. Po prostu upadłem, ale tak to nic mi nie dolega.
Hugo zasiadł przy stole. Syriusz nastawił czajnik. Przysiadłszy się do gościa westchnął.
- Czegoś takiego się nie spodziewałem – stwierdził Hugo. – Chociaż, rozmawiałem ostatnio z moim sąsiadem i mówił mi, że idąc przez park jakiś gówniarz splunął na niego.
Po wyłączaniu czajnika, Syriusz spojrzał na zegarek. Już wieczór, pomyślał zalewając sobie i gościowi wodę do herbaty.
Pili rozmawiając ze sobą.
- Czym zajmujesz się na co dzień? – zapytał Hugo trzymając w dłoni kubek.
- Zajmuję się pisaniem książek – odpowiedział, czując się zmęczony, po całym dniu pisania i tego, czego przed chwilą doświadczył.
- Tego nie wiedziałem, że ktoś z tej miejscowości piszę książki. Ale to dobrze.
Dyskutowali tak jeszcze do późnej nocy. Syriusz odwiózł starszego człowieka do jego mieszkania i pożegnali się ze sobą. Wracając do domu, Syriusz co chwila wracał myślami do bójki.
Będąc znowu w swoim mieszkaniu wykąpał się i umył zęby. Po zmienieniu ubrań na piżamę udał się do sypialni, gdzie spała jego żona. Po jej stronie lampka nie była wyłączona. Zdjął z półki aktualnie czytaną powieść.
Chwilę poczytał i zasnął.
Następnego dnia wstał o ósmej rano. Ziewnął i powoli wstał z łóżka, zakładając kapcie. Poszedł do łazienki. Wychodząc z niej zabrał się za pisanie. Będąc w swoim miejscu pracy przesiedział tak do wczesnego południa
Zjadł następnie śniadanie, popijając kawę. Teraz zajmował się poprawianiem tekstu, zwracając uwagę na błędy w fabule. Zajmował się swoją robotą do południa. Wtedy wyszedł na tyły domu.
Znajdował się tam ogród. Usiadł na jednym z rozkładanych krzeseł i relaksował się. Wtedy do ogrodu wkroczyła jego córka. Miała na sobie makijaż i starannie ułożoną fryzurę. Ubrania kolorystycznie miała dopasowane.
- Cześć – powiedziała, trzymając w jednej dłoni telefon. – Nie będzie mnie tak do wieczora. Idę na domówkę.
- Rozumiem, że mama o tym nie wie? – uważnie przyjrzał się mimice twarzy Marysi.
- Wie o tym. Dzwoniłam do niej i stwierdziła, że mogę – mówiąc to starała się nie spuszczać wzroku na swoje buty.
- Aha – stwierdził krótko. – To dobrze. A i jeszcze jedno. Gdzie idziesz?
- Do Sylwii.
- Dobrze. Tylko miej włączony telefon. I w razie czego dzwoń.
- Dobrze. To cześć – wyszła z ogródka.
Oby nie piła i nie paliła, stwierdził w swoich myślach.
Henryk przebywał ze swoimi kolegami, na placu zabaw. Został więc sam w domu.
Wrócił do pracowni. Siedział przy laptopie wyszukując błędów w fabule. Gdy na dziś skończył swoją pracę, resztę dnia spędził w ogrodzie lub na spacerując. Poza tym poświęcił swój czas i uwagę na czytanie.
Nie chce mi się, stwierdził w myślach. Marzył o wypoczynku na wyspach karaibskich. Myślami był daleko stąd, na jachcie będąc opalonym od stóp do głów mając na sobie okulary przeciwsłoneczne. Wdychał morskie powietrze, obserwując błękitne niebo.
Z drugiej jednak strony czułby się niekompletny bez pisania. Od pewnego momentu, gdy skończył liceum ogólnokształcące nie miał pomysłu na siebie. Inni poszli dalej w kierunku kariery naukowej, zostając lekarzami, prawnikami czy architektami. Niektórzy tak jak i on poszli do pracy. Dorabiał rozdając ulotki, pracując jako kelner w sezonie letnim czy wyprowadzając psy sąsiadom.
Wiedział jednak, że nie jest to na stałe. W głębi siebie, uświadomił sobie że nie nadaje się na dłuższą metę na tego typu pracę jak kelner czy rozdawca ulotek albo osoba wyprowadzająca psy.
Po tych zajęciach dorobkowych zabierał się za pisanie swojej powieści. Wiedział jedno. Zamierza skończyć książkę w przeciągu trzech miesięcy i ani dnia dłużej nie będzie pisać tej powieści.
Często miał ochotę rzucić pisanie. Były dni, gdzie nie miał motywacji ani siły do działania. Koniec końców jednak dopiął swego. Napisał powieść. Ta jednak została odrzucona. Był wściekły jak nigdy dotąd. Postanowił jednak wznowić kontakty z niektórymi znajomymi ze szkoły średniej.
Jeden z nich pracował w wydawnictwie. Poprosił więc o pomoc. Ten przeczytawszy jego tekst, uznał że jest kiepski. Pokłóciwszy się z nim, był to ostatni raz kiedy ze sobą rozmawiali w cztery oczy.
Będąc na skraju rozpaczy, postanowił nie odpuszczać pisania. Udawszy się do pracy na stacji benzynowej, tam poznał swoją przyszłą żonę. Nie pracowała tam. Jednak chcąc zapłacić za tankowanie napotkała go na swojej życiowej drodze.
Przygotowywała się do zawodu jako pielęgniarka. Na początku, nie chciała z nim mieć nic do czynienia. Podobnie jak on sam. Jednak ponownie, będąc nad jeziorem niedaleko okolicy spotkał ją. Był tam razem ze swoją przyjaciółką, która ją znała.
To właśnie wtedy poznali się lepiej. Z czasem zostali parą i założyli rodzinę, biorąc ślub cywilny. Po pracy, po krótkich przerwach na odpoczynek zabierał się do pisania. W końcu jedno z wydawnictw zgodziło się wydać jego książkę. Czuł się wtedy wspaniale. Pamiętał ten moment w którym otrzymał wiadomość pocztą elektroniczną. Cały dzień czuł w sobie ogrom radości i szczęścia.
Na te wspomnienia uśmiechnął się szeroko. Wstał i wziął się do roboty, czując w sobie nowe pokłady motywacji.
W tym czasie kiedy ojciec pracował nad swoim tekstem, jego córka była już u koleżanki. Jak się okazało, była tam osoba, którą wcześniej już poznała. Czarnowłosy chłopak o jasnej cerze.
Stał w kącie z kubkiem z uchem. Jego zawartość do połowy była wypełniona zieloną herbatą. Inni, którzy uczestniczyli w zabawie byli jej po części znani z widzenia. Sylwia powitała ją z szerokim uśmiechem, aby potem zostawić ją samej sobie.
Sylwia skierowała się w stronę ogrodu.
Dlaczego, ze mną nie rozmawia, pomyślała o Sylwii.
Myjąc ręce w łazience słyszała muzykę, śmiechy, przekleństwa i niewyraźne albo wyraźne rozmowy między chłopakami i dziewczynami. Wychodząc przepychała się przez grupy osób. Dostrzegłszy ją Antonii ruszył ku niej. Pomachał jej na powitanie.
- Cześć Marysia! Co tutaj robisz? – Przerwał aby nawilżyć swoje gardło – Imprezujesz, frajerów wyrywasz?
- Nie – zmieszała się.
- Żartowałem, chcesz zielonej herbaty? Jak chcesz się napić alkoholu, to odradzam. Ty będziesz po sobie sprzątać.
Marysia zaśmiała się wbrew swojej woli, chcąc zachować powagę.
- Wyglądasz podobnie jak wtedy – stwierdziła spoglądając na jego ubranie. – Masz nadal poważny wygląd, mimo tego co dzieje się dookoła nas.
- Nie przesadzaj. Ale wracając do tematu. Dlaczego tu przyszłaś?
- Sama nie wiem. No wiesz są wakacje i ten… chciałam się dobrze zabawić.
- Ja jestem tutaj aby przypilnować młodszej siostry – kiwnął głową w stronę swojego rodzeństwa rozmawiającej z Sylwią. – Szczerze powiedziawszy to nie mam ochoty dłużej tutaj być. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a ci tutaj tańczą jak do boga deszczu.
Dwoje z dziewcząt obserwowało Antoniego i dziewczynę, która z nim rozmawia. Zauważywszy to Antonii wzruszył ramionami.
- Mogę wiedzieć czym się zajmujesz? – zapytała Marysia, czując gorąco na twarzy.
- Studiuję a tak poza tym to czytam książki i dorabiam sobie – spojrzał na nią uważnie patrząc jej w oczy. – A ty, jeśli się nie mylę skończyłaś niedawno liceum?
Trudno jej było utrzymać kontakt wzrokowy. Jednak na chwilę przymknęła oczy, aby zebrać myśli.
- No tak. Całe szczęście zakuwanie po nocach mam za sobą – odgarnęła pukiel włosów z czoła.
- Ja całe szczęście nie uczyłem się po nocach. Po prostu zaliczałem nawet na tą dwóję a przygotowywałem się do matury. Efekt jest taki, że dostałem się na swoje wymarzone studia – podsumował, będąc opartym o blat kuchenny.
Jedna z osób podeszła do Antoniego. Była to dziewczyna, którą znał z widzenia.
- Cześć, masz chwilę?
- Wybacz, ale w tej chwili jestem zajęty.
- Aha – mruknęła i odeszła.
Marysia w głębi siebie poczuła satysfakcję, mimo że nie chciała się do tego przyznać.
- Wracając do tematu – zaczął – wiesz, gdzie chcesz studiować?
Nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Spokojnie, jeśli nie wiesz to w porządku. Ja też od razu nie wiedziałem jakie studia zamierzam wybrać. Daj sobie czas i poświęć go na zastanowienie się jakie studia chcesz wybrać i dlaczego akurat te. No i zadawaj sobie pytanie jak chcesz to osiągnąć.
- Dzięki za radę – mruknęła spoglądając na swoją opróżnioną szklankę, którą trzymała w dłoni.
Czuła w sobie pustkę. Dostrzegłszy to chłopak położył jej dłoń na ramieniu.
- Chodź na zewnątrz. Tutaj nie poczujesz się lepiej – oboje skierowali się do rozsuwanych drzwi. Otworzywszy je, poczuli na twarzy wiatr.
W ogrodzie również znajdowali się goście. Obydwoje usiedli na tarasie.
- Szczerze powiedziawszy, to wolałbym wypieprzyć tych gości – burknął. – Nie rozumiem mojej siostry dlaczego pozapraszała tych ludzi.
- Rozumiem, że nie przepadasz za tego typu zbiorowiskiem chłopaków i dziewcząt? – podrapała się po ramieniu.
- Tak. Ale całe szczęście, mój pokój jest zamknięty na klucz – puścił do niej oko.
- To zrozumiałe. Też bym nie chciała aby ktoś obcy łaził po moim pokoju.
- I jak? lepiej się czujesz?
- Tak.
Po kilku godzinach spędzonych poza domem, postanowiła wracać do siebie. Towarzystwa dotrzymywał jej Antonii.
Mijali domy jednorodzinne. Czasem blisko tych budynków znajdowały się sklepy sieciowe. Obok nich przechodziły inne osoby.
Za niecałe pół godziny nastanie godzina osiemnasta. Niektórzy mając własne ogrody przebywali w nich. Starsze osoby przebywały po większość czasu w swoich domach, chroniąc się przed upałem, panującym na zewnątrz.
Będąc już naprzeciwko domu Marysia pożegnała się z bladym chłopakiem. Przed wejściem do domu, obejrzała się przez ramię. Chłopak jednak nie oglądał się za siebie. Westchnęła i nacisnęła klamkę od drzwi.
Były zamknięte. Słyszała kroki dochodzące z jej domu. Usłyszała szczęk zamka i dostrzegła jak drzwi zostają otwarte przez Henryka. Miał na kolanach strupy.
- Co ci się stało? – zapytała, nie kryjąc swojego zdziwienia.
- Upadłem, jak jeździliśmy razem z kolegami na rowerach.
Przekraczając próg domu, dostrzegła matkę. Jej wyraz twarzy różnił się od tego, który znała.
- Mama jest zła – szepnął brat, idąc do siebie.
- Gdzie byłaś? – mówiąc to jej ton głosu był podniesiony.
- U Sylwii – mruknęła, nie utrzymując kontaktu wzrokowego z rozmówcą.
- Gdzie? – warknęła, uważnie patrząc na swoją córkę. – Nie słyszę, co do mnie mówisz.
Na ostatnim schodku u góry wszystkiemu przysłuchiwał się Henryk. Serce biło mu szybciej a oddech był przyspieszony.
- Byłam u Sylwii – stwierdziła, podnosząc wzrok.
- Aha. Czyli mimo, że zabroniłam ci tam iść?
Córka kiwnęła głową. Miała łzy w oczach. Chciała jak najszybciej znaleźć się u siebie.
- Idź do siebie – burknęła matka. – I lepiej nie pokazuj mi się na oczy.
Powoli z opuszczoną głową wchodziła na górne piętro. Otarła ramieniem łzy, który spływały jej po policzkach.
Henryk czuł się źle, że nie mógł nic zrobić dla swojej siostry, prócz pozwoleniu jej na zostanie samą ze sobą w swoim pokoju. Leżał na swoim łóżku, wpatrując się w sufit. W prawej dłoni trzymał zaciśniętą maskotkę.
Czuł, że musi coś zrobić. Chciał, aby jego mama nie była zła. Jednak czuł się bezsilny. Leżąc tak przeniósł swój wzrok na leżący na jego biurku budzik. Dochodziła godzina osiemnasta. Wtedy zazwyczaj oglądał kreskówki. Tym jednak razem nie miał na nie ochoty.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania