Historia o tym, że istniała miłość na Ziemi jaką ma ćpun do narkotyku

Żyła z nim i dzięki niemu. Nigdy nie zrozumiała, dlaczego wstrzyknął sobie ostateczny złoty strzał.

Ma na imię Karolina jest moją najlepszą przyjaciółką i powiem jej historię.

Jej przygoda z ruchem hippisowskim i rastafari rozpoczęła się od przeczytania książki “Pamiętnik narkomanki”, którą jej pożyczyłam.

Miała wówczas 15 lat, młodzieńczy bunt i poszukiwanie nowych wierzeń sprawił, iż uwierzyła w wolność, miłość i pokój. Tak jest do dzisiaj. Zawsze będzie pamiętać o swoim pierwszym zlocie na Pol'and'Rock Festivalu , dobra zabawa i mili ludzie. Ten pierwszy raz była przerażona sama 300 kilometrów poza domem, wiedziała, że to szaleństwo. Przez resztę wakacji utrzymywała kontakt z zaprzyjaźnioną grupą hippisów, których tam poznała. Niestety nasze relacje bardzo się zmieniły.

W tej grupie był chłopak dwa lata starszy od niej na imię miał Artur. To on wprowadzał ją w ich kulturę.

Miał niebieskie oczy i średniej długości blond dredy. Co sobotę poświęcali sobie czas, aby się spotkać. Po raz pierwszy zakochała się czystą miłością. Bała się jego reakcji, ukrywała swoje uczucia do niego. Odważyła się i wyznała, że zakochała się w nim bez pamięci. Uśmiechnął się do niej widząc, że ma rumieńce. Zamarła, gdy odpowiedział jej, że przemyślimy to. Z radości przytuliła go. Przestraszyła się i uciekła do pociągu.

Przez całe 5 dni, nie mogła o tym zapomnieć. W sobotę pojechała w ich miejsce. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła- dilował. Może potrzebował pieniędzy, ale tłumaczył jej, że dobra materialne i pieniężne są zbędne wręcz nie użyteczne, bo ważniejsza jest czystość umysłu. Zawiodła się na nim, przez kila dni myślała, o tym czy chce znów choć przez chwilę go zobaczyć. Pojechała, był tam sam. Podeszła bliżej przywitała się. Jego źrenice wyglądały jak moneta 2 złotowa, już wtedy wiedziała, że coś brał. Powiedział tylko, że już wie. Nie obchodziło go prawie nic, gdy brał mówił to co chciał i okazywał uczucia takie jakie uważał za stosowne. Nic nie mówił przez cały dzień, a mimo to chodziła za nim. Z każdą godziną sama gubiła się w jego świecie wyzwoleń przez dragi. Spotykał się z takimi jak on ludźmi, którzy bez koksu nie potrafili przeżyć. Nie miała siły, aby wrócić do domu. Dopiero pod wieczór odzyskała jego tożsamość i świadomość. Powiedział, że może spać u niego, ale nie może ujawnić tego co zobaczyła, musi zachować to dla siebie. Zgodziła się bez wahania, cały czas tolerowała to, co on robi, nawet nie próbowała go z tego wyciągnąć. Czasami jej to imponowało.

Musiała zapytać go o jego sprawy wiedziała, że nie śpi. Wyrwało jej się, że jest dla niej za cenny i nie chce go stracić. Zapadła między nimi głucha cisza. Wstał i zapalił szluga. Nie szczędził jej słów, o tym, że nie wie czy jest dla niej choć trochę idealny, ale takich ludzi nie ma. Chciałby być z nią, lecz boi się ją skrzywdzić. ,,Przecież nie da się obronić mnie przed całym światem, ale Ty będziesz moim Księżycem, wskazywał mi drogę do Ciebie” - rzekła z wypiekami na twarzy. Brzmiało to tak ja wyświetlany przez projektor film w nudnym kinie, o którego nikt nie chce przyjść. Tak było z Karoliną, dopóki Artur zdecydował, że chce powiedział to ze strzykawką w dłoni i opaską na ręku. Od tamtej chwili robili dosłownie wszystko. Z każdym dniem przybliżali się do przepaści. Odpowiadało jej wszystko: ranny uśmiech i jego wzrok, a nawet wieczorny smutek i naćpane spojrzenia. Nikt nie mógł zrozumieć tego co ona robiła. Szkoła była nieważna, dzień w dzień szła po jego śladach w jednym tempie, biciu serca i myśli.

Poznała świat jakiego nigdy nie znała. Uświadomił jej, że jest naprawdę wolna. Brała z nim i przy nim.

Skończyły im się pieniądze, każda minuta bez narkotyku była dla nich nerwowa. Jedynym wyjściem był zarobek. Myśleli tylko o wyjściu z tego co by się mogło stać, gdyby zabrakło prochów. Ranne drgawki były nie do zniesienia igła nie chciała wchodzić w żyły. Później było coraz lepiej, błogi sen na długi odlot. Dzień za dniem pokazywał kości ze skórą. Karolina od zawsze marzyła o karierze modelki, miała teraz figurę, ale wstydziła się strupów. Spotkałam ją kiedyś w sklepie. Była coraz bardziej wychudzona zmęczona i brudna. Zrobiło mi się jej żal i kupiłam jej artykuły pierwszej potrzeby. Zaproponowałam jej prysznic, ale odmówiła. Po powrocie do Artura oznajmił jej, że nie ma co ćpać.

W tym samym czasie wszedł Marcin i powiedział, że: Robimy wypad na pole namiotowe. Grupka zaprzyjaźnionych hipisów zna dobre miejsca, gdzie są maki. Bez namysłu zgodzili się pojechać w to miejsce. Przed wyjazdem przyszła do mnie i poprosiła o kilka igieł i strzykawek. Gdyby weszła wtedy do apteki od razu zadzwonili by do ośrodka uzależnień. Dałam jej to wszystko z jednego powodu, aby nie zaraziła się HIV, poprzysięgłam sobie, że wyciągnę ją z nałogu. Do odjazdu został jeden dzień, przez całą noc nie mogła zrozumieć co ma mak do ćpania, może będziemy wciągać małe czarne kuleczki do nosa jednak nie chciała dzielić się z nikim swoją teorią. Rankiem wszyscy mieli być czyści, mieli środki psychotropowe, żeby nie mieli ataków głodu po drodze. Szli grupą przez cały ranek i popołudnie dopiero wieczorem udało im się złapać stopa. Nigdy nie pomyślała by że będzie jechać na przyczepie z jabłkami. Wyglądały i pachniały tak smacznie, przypomniał jej się dom rodzinny i zapach pieczonej przez mamę szarlotki, zatęskniła za życiem, które niegdyś miała. Rzeczywistość nadeszła bardzo szybko już dotarli na miejsce. Nadszedł wieczór rozbili namioty, rozpalili ognisko i poszli na pole makowe. Tam dowiedziała się, że nie chodzi o główki rośliny a o jej łodygę. Chłopcy zajęli się zbieraniem suszu makowego, a dziewczyny pilnowały ogniska i rozmawiając szykowały sprzęt do użycia. Postanowili pozostać w tym miejscu jeszcze przez 3 dni. Po zrobieniu zapasów opium, czas był wracać do domu, tym razem mieli mniej szczęścia, wracali w przyczepie tira. Brakowało jej światła, aby móc pooglądać choć przez chwilę te piękne widoki, które widzieli wcześniej. Gdy wysiedli został im kilometr do ich miejsca przebywania. Mieli tyle towaru, że nie musieli się martwić o jego zdobycie. Karolinie wystarczała dawka ranna i wieczorna, chodziła po mieście radując się, już nic nie było dla niej szare i do niczego, tak mijały im tygodnie. Pewnej nocy nie wróciła do meliny było późno, ciemno i nie mogła znaleźć drogi przez swoje upojenie. Przenocowała w pobliskim domu, który był w stanie surowym. Rankiem wróciła do Artura, ale było już za późno, zastała go z igłą i strzykawką wbitą w przedramię. To było jego marzenie uwolnić się od problemów. Nie mogła uwierzyć, że straciła go już na zawsze, przecież go kochała ponad dragi. Napełniła strzykawkę i tuląc się do Artura wstrzyknęła sobie złoty strzał,

 

 

W szpitalu okazało się, że miała wiele szczęścia, niewiele brakowało, aby przeszła na drugą stronę. Najwyraźniej Artur nie mógł jej tam ze sobą zabrać. Znalazła ich sąsiadka, która wyszła z psem na spacer. Zdziwiła się, że Karolina nie wyszła dziś na swoje wędrówki po mieście. Słyszała rozmowy lekarzy o chłopaku, który już nie żył, gdy ich znaleźli. Nie mogła pogodzić się z odejściem Artura, płacząc przeklinała go nie raz, jak mógł jej to zrobić.

Po odzyskiwaniu przez nią świadomości, odwiedziłam ją, byłam na odwiedzinach u babci, gdy zobaczyłam ją przez otwarte drzwi. Dużo rozmawiałyśmy i zgodziła się pójść na terapię odwykową. Choć mijają dni Karolina wciąż tęskni za Arturem. Będąc w ośrodku przez pół roku musiała poradzić sobie ze swoimi myślami i z tym co było. Wychodzi za dwa miesiące, ale to nie koniec dla niej, bo wciąż może wrócić do nałogu. Mimo tego, że nie ma widzeń korespondujemy ze sobą, staram się podnosić ją na duchu. Po wyjściu z ośrodka będę dla niej oparciem, aby znów nie zeszła na złą drogę. Dużo rozmyślała o tym co się stało. Wysyła do mnie listy opisujące szarość dni, smutek i tęsknotę. Wie, że robiła źle jednak w głębi duszy nie żałuje. Zastanawiała się, czy to co czuł Artur to była miłość czy tylko upojenie narkotykowe. To dla niego rzuciła szkołę, rodzinę i przyjaciół. Gdy odszedł ona nie ma nic. Powrót do rzeczywistości będzie dla Karoliny trudny, ale w imię naszej przyjaźni obiecuję ,że

pomogę jej jak tyko będę potrafiła.

 

Joan Bon

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Fionka99 19.07.2021
    myślę, że nadal istnieje

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania