Historia Pewnego Lata - Przynęta
Elena spojrzała w niebo na nadlatujący helikopter. W dół opadła drabina, po której schodziła znajoma jej męska postać. Jake miał ze sobą plecak przepełniony bronią, już z daleka dziewczyna dojrzała jej ulubiony karabin maszynowy. Konie w stajni stały się niespokojne, spowodował to duży hałas śmigła i wiatr wiejący w każdą stronę, smagający ostro twarze zgromadzonych uczniów i profesorów, szarpiący drzwi i okiennice budynku. Jake'owi wreszcie udało się zeskoczyć na ląd. Helikopter odleciał, zostawiając po sobie głuchą ciszę. Nikt się nie odzywał, wszyscy wpatrywali się z zaciekawieniem w chłopaka, który właśnie zleciał z nieba, niczym Anioł Stróż niosący szczęśliwe wieści. On jednak takich nie miał. Cierpliwie przebiegał wzrokiem po twarzach z gromadzonych, aż znalazł bliską mu twarz. Elena nie zwlekając wyłoniła się z tłumu i nie potrafiąc ukryć radości rzuciła się Jake'owi na szyję, szepcząc czule do ucha "Wiedziałam, że mnie nie zostawisz, dziękuję", na co on odparł "Wiesz, że dopóki żyję, nigdy nie będziesz sama". Stali tak chwilę upajając się swoją bliskością, lecz teraźniejszość szybko ich dopadła.
Więź, która łączyła Elenę i Jake'a, była czymś więcej niż miłością brata do siostry. Mimo iż taką wersję właśnie utrzymywali, każdy kto był blisko nich, każdy kto ich poznał, był przekonany, że znaczą dla siebie więcej, niż można sobie wyobrazić. Może spowodowane to było wspólnym dorastaniem, przechodzeniem przez okres dojrzewania, walką, a może po prostu tych dwoje ludzi zakochało się w sobie, jak normalny chłopak zakochuję się w dziewczynie i na odwrót. Ich problemem było to, że niestety nie byli normalnym chłopakiem i normalną dziewczyną. Największym problemem nie był wielki pryszcz na czole, kac po długiej imprezie czy brak pieniędzy na nowe super ciuchy. Codziennie walczyli, by dożyć kolejnego dnia razem z najbliższymi- ostatnimi, którzy im zostali. Dlatego to co ich łączyło było czymś niezwykłym, niesamowitym. Bo jak nie pokochać kogoś, kto jest z tobą w szczęściu i smutku? Czy nie do tego się właśnie dąży przez całe życie? Oni mieli siebie, ale nie mogli być razem, bo za bardzo im na sobie zależało. Jake był dla Eleny słabością, Elena była słabym punktem Jake'a, a żołnierze nie mogą mieć słabych punktów, bo wtedy łatwo ich zniszczyć. Uznali, że tak będzie najlepiej, pogodzili się z losem. Najważniejsze było, że wciąż mają siebie blisko. Tak jak teraz.
Wiktor siedział wygodnie na fotelu rozmyślając nad zwycięstwem. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie tak łatwo wygrać. Poniósł już porażkę kilka razy, raz nawet z rąk jedenastoletniej dziewczynki. Kto by pomyślał, że wyrośnie na taką wojowniczkę. Sama myśl o tym, że mogłaby być jego córką przepełniała go odrazą, ale nie mógł oszukiwać się, że zawsze marzył o takim dziecku. Nadal kochał Annę. Mimo, że nie żyje od 17 lat. Mimo, że wybrała jego brata. Ciągle głowił się nad tym czego mu zabrakło, czyż nie był najwspanialszym mężczyzną dla niej? Zawsze się wzruszał rozmyślając o Annie, o tęsknocie za nią. Cóż za ironia! To on sam przecież pozbawił jej życia...
Przed stajnią podniósł się gwar. Kilka uczennic weszło do stajni próbując uspokoić przerażone konie. Zapewne zrobiły to też, aby same mogły się zrelaksować, nadal nie było wiadomo, co je czeka. Jeden z uczniów Chris, postanowił razem z przyjacielem Danem dowiedzieć się czegoś, jakie są plany, czy ich rodzinom coś zagraża, mieszkali oni bowiem w Blassentier. Przeciskali się przez tłum- coraz bardziej poirytowany zresztą- aż wreszcie dotarli do nauczyciela języka angielskiego profesora Alberta. On nie potrafił im jednak udzielić sensownej odpowiedzi. Nikt nie mógł takiej udzielić, bo nikt nie zdawał sobie sprawy, z tego, że na granicy wsi napadają na domy szukając tylko jednej osoby- Eleny.
Kilka godzin wcześniej Frank namierzył podejrzane samochody zbliżające się do Blassentier. Zmartwił się, bo przecież tam była jego ukochana dziewczynka. "Jaka dziewczynka, jest już prawie dorosła" zaśmiał się w myśli. Chronił ją całe życie, odkąd stracił Annę i Stefana, ale przecież nie mógł zamknąć jej w klatce. Żyła swoim życiem, pokornie godziła się losem, ale jeśli tylko coś zagrażało życiu jej bliskim, stawała do walki nie zważając na konsekwencje. Taka już była, ta mała dziewczynka, odważna jak cholera, a piękna jak diabli. "Podała się na Annę" przeleciało mu przez myśl.
-Eleno, plan jest... Nie odpowiada mi, ale po tym wszystkim, co zrobiłaś, wierzę, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych- uśmiechnął się Jake łobuzersko- Twoim zadaniem będzie odciągnięcie tego samochodu pancernego z działem. Jedzie na samym przodzie, będzie celował w nich- wskazał palcem na szkolny tłum- a teraz to ich bezpieczeństwo jest najważniejsze. No więc... Potrzebujemy minuty na podłożenie ładunku wybuchowego pod samochód, musisz zatrzymać go jak najdalej od ludzi. Czy jesteś w stanie utrzymać go przynajmniej tą minutę?- widząc jej kiwnięcie głową kontynuował dalej- nad Tobą będzie helikopter, po podłożeniu ładunków będziesz miała 15 sekund na wspięcie się chociaż do połowy drabinki. Wiesz, że siła wybuchu jest dosyć potężna, dlatego wcześniej trzeba będzie wyprowadzić uczniów poza teren szkoły, tam na pastwiska, na wałach, jest duża przestrzeń, w sam raz, żeby się zmieścili.
-Masz rację, tam będą bezpieczni. Dobrze, a co dalej? Kiedy już pancerniak zostanie zniszczony, zostanie jeszcze jakaś setka jego żołnierzy. Czy my będziemy musieli...
-Tak. Jest nas mniej od nich, ale mamy większe zdolności.
-Nigdy nie mieliśmy do czynienia z taką ilością, no wiesz... Czy Bóg mi to wybaczy?
-Powinien Ci podziękować, za to, że go wyręczasz, Słońce.- widząc jej smutek w oczach, chwycił jej twarz w obie dłonie i spojrzał prosto w oczy. Widział w nich strach, żal, poświęcenie, ale też odwagę i gotowość do działania.-Nie martw się niczym, wszystko będzie dobrze jak zawsze, dobro musi zwyciężyć, wiem, że nasze życie nigdy nie było bajką, ale należy Ci się coś od życia. Jesteś teraz przynętą. Wszystko zależy od Ciebie.
-Masz rację. Przygotujmy więc wszystko, zanim zabraknie...- przerwał jej niespodziewany huk. Spojrzała na Jake'a z przerażeniem. W tej samej chwili przybiegł Drake.
- Jake, są 2 km od nas, będą tu za maksymalnie 10 minut.
- Musimy ewakuować uczniów!- krzyknęła Elena usiłując przekrzyczeć gwar podniesiony przez tłum po wybuchu.
-Nie mamy na to czasu, Eleno.
-Ale...Ale jak to, Jake! Nie mogą tutaj zostać.
-Przykro mi Eleno, musimy zaczynać. Jesteś przynętą, pamiętaj.- odwracając głowę w stronę Drake'a wydał rozkaz- Powiadom wszystkich. Plan "Haczyk" czas rozpocząć.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania