Historia Wichajstra zwanego Wisielcem #0
Znasz to uczucie, gdy przez wiele lat czytasz wszelakie księgi, uczysz się iluminacji, studiujesz traktaty, bo ludzie powiadali „to da ci mądrość”, „łatwiej będzie ci się żyło”?
Mimo to w głębi duszy wiesz, że to z jakiegoś powodu niewłaściwa droga.
Rozpamiętujesz swoje całe życie szukając momentu, w którym coś ci umknęło, momentu w którym zgubiłeś spokój ducha. Wszystko to nadaremnie. Pełen złych przeczuć odliczasz dzień za dniem oczekując nieuniknionego, wręcz słyszysz jak powolutku pełźnie , jednak gdy tylko otworzysz oczy znika. W końcu dochodzi do tego, że budzisz się w środku nocy zlany potem, podnosisz głowę i widzisz płonącą wieś oraz mordowanych mieszkańców. Zdajesz sobie sprawę „Jestem martwy - umiem rubrykować, sporządzać vermiculum, ale nie umiem walczyć”. Dopiero w tej chwili wiesz na czym polegał twój życiowy błąd, ale jest już za późno.
Ciężko w to uwierzyć, ale przetrwałem. Niestety, spośród wszystkich ziem książęcych rozrzuconych po świecie ani jeden człowiek nie potrzebował uczonego, tylko władającego mieczem. Przetrwałem tylko po to, aby zdać sobie sprawę z zmarnowanego życia poświęconego na naukę. Prawie zawsze słowa „Jestem skrybą” skutkowały zatrzaśnięciem drzwi tuż przed nosem. Jednak czasami drzwi, tylko na krótką chwilę, otwierały się szerzej, a donośny głos gospodarza wołał : „Dziatwa! Patrzta uczony przyszedł. Zapamietajta go dobrze, wyśta nie uczone a po prośbie chadzać nie musicie”
Następnych kilka miesięcy przeżyłem od tak, z dnia na dzień. Dlaczego wtedy nie zdechłem z głodu? Dobre pytanie, na które chciałbym poznać odpowiedź. Może pewnego dnia przyszła do mnie kostucha, popatrzyła na mnie i powiedziała „Gdzie ja przylazłam. Już tu chyba byłam”.
Chędożyć to wszystko.
Musiałem być jednym z kilku szczęściarzy nadspodziewanie ocalonych przez fortunę.
Złapaliśmy ją za nogi i mieliśmy niespotykane szczęście. Dość powiedzieć, że gdy trafiłem do Starego nie potrafiłem dobyć miecza, a „stanie na straży” równało się spaniu w najbliższym chruśniaku do momentu obchodu wart. Teraz potrafię zerwać się w środku nocy, przypasać miecz, osiodłać trzy konie i skląć wszystkich przodków szlachetnegosyna (od babki, aż do pstrokatego ogiera), który wysyła swoje sługi o tej porze za spyżą.
Jestem w stanie to zrobić jednocześnie się nie budząc.
Czy jako zbrojny służę w straży przybocznej na jednym z dworów? Skądże!
Chociaż w najpośledniejszej chorągwi jako ostatni sługa? Bynajmniej.
Jak mógłbym zostać zbrojnym, w księstwie, które najemnymi rękami zamordowało pierwszego od pokoleń pretendenta mogącego wskrzesić Regnum Poloniae?
To chyba oczywiste - możni chcą naszego dobra, więc na wojnę wyślą kmieci, a na ich włości własne sługi, ale kto wtedy będzie im usługiwał ?
My.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania