Historie o życiu - IV.
Na zewnątrz, poza kilkoma osobami większość osób przebywała w swoich mieszkaniach. Ci co znajdowali się poza domem, przebywali w cieniu.
Pod jednym z dębów siedział nieletni chłopiec. W jednej dłoni trzymał roztapiający się lód. Dłoń w której trzymał loda kleiła się. Swoją piegowatą buzię miał ubrudzoną. Jego blond włosy byłe tłuste i klejące się od upału.
Zastanawiał się co zamierza dziś porobić. Jego młodsza siostra siedziała razem z rodzicami w domu. Oglądała telewizję, siedząc na brudnej kanapie przy ojcu.
Postanowił jeszcze przez jakiś czas pozostać na placu zabaw, w cieniu dębu. Na dachach dostrzegał pojedyncze gołębie. Matka chłopca nienawidziła tych ptaków. Uważała je za bezużyteczne zwierzęta. Jego ojciec zawsze brał miotłę i starał się uderzyć w te ptaki.
Siedząc tak, postanowił zjeść do końca swój posiłek. Dla niego taki lód był czymś cennym. Wiedział, że może to być dla niego jedna z niewielu rzeczy, które dziś zje. Często na co dzień czuł głód, słysząc przy tym burczenie w brzuchu.
Tą słodką rzecz zdobył pomagając pewnej starszej pani w zakupach. Wręczyła mu go i stwierdziła, że musi go zjeść jak najszybciej. Minęła chwila a po lodzie zostały ślady na dłoni i bladej buzi dziecka. Niedaleko znajdował się park, w którym był staw. To właśnie tam pójdzie, aby przemyć swoją twarz i ręce.
Przymknął na chwilę oczy, marząc o tym aby mieć swój własny dom na wyspie. Tam by mieszkał, mając lodówkę pełną jedzenia i słodkich napojów. Wyobrażał sobie sejf wypełniony po brzegi pieniędzmi.
Po chwili wstał z miejsca, po czym ruszył w stronę parku. Mijał przy tym, prostokątne blokowiska. Czasem dostrzegł siedzące na balkonie starsze osoby. Niektóre z nich obserwowały go. Nie wiedział, co takiego zrobił. Nic mnie to nie obchodzi, pomyślał.
W trakcie drogi natknął się na niepachnących najlepiej mężczyzn, śpiących na ławkach. Tego typu ludzi napotykał przy niewielkich sklepach osiedlowych. Gadali coś, ale nie wiedział o czym. Dla niego nie miało to znaczenia. Wiedział tylko, że nie chce być taki jak oni.
Jego ojciec zaliczał się do tego typu ludzi. Stał przy sklepie spożywczym wraz z innymi. Zazwyczaj mieli przy sobie butelki piwa czy wódki. Gdy ojciec chłopca wracał do domu zasypiał. Matka natomiast prawie że nie wychodziła ze swojego mieszkania. Paląc papierosy oglądała seriale czy teleturnieje.
Będąc na miejscu chłopiec umył ręce i swoją bladą twarz. Następnie usiadł na ławce, znajdującej się w cieniu starego dębu. Obserwował pływające kaczki. Dostrzegł, że przy niektórych z nich znajdują się małe kaczątka.
Uwielbiał tutaj siedzieć. Jednak musiał uważać na starszych od siebie. Znał niektórych z widzenia. Bladzi chłopacy i dziewczęta, często mający na swoich twarzach pryszcze. Śmiejąc się, odsłaniali swoje pożółkłe zęby. Wokół nich unosił się smród papierosów i czegoś co też było papierosem. Chłopiec nie znał jednak nazwy tego czegoś.
Niektórzy z jego kolegów i koleżanek palili papierosy. Kradli je swoim rodzicom, kiedy ci byli pijani lub nie było ich w pobliżu. On sam raz spróbował, jednak dla niego było to obrzydliwe. Sami jego rodzice potrafili wypalić w ciągu dnia pełną paczkę.
Jego siostra również paliła i piła. Rodzice nie zwracali jej żadnej uwagi. Dla nich było to obojętne. Nie pracowali. Utrzymywali się z zasiłków. Ojciec był zdania, że skoro dostają coś za darmo to po co pracować.
Niespodziewanie chłopiec usłyszał czyiś krzyk. Obejrzał się za siebie i dostrzegł dziewczynę, która została oblaną wodą z butelki przez chłopaka. Przez chwilę chłopiec myślał, że stało się coś poważnego. Po tym incydencie wrócił do obserwacji kaczek, pływających w stawie.
Uznał, że pora wracać do domu. Jednak zanim wyszedł z parku, usłyszał czyjeś kroki. Rozejrzał się wokół siebie. Dostrzegł bezpańskiego psa. Bez problemu dało się dostrzec, że jest zagłodzony i odwodniony. Ponadto jego sierść była brudna i śmierdząca. W swoim ciele miał nieco powbijanych kleszczy.
Chłopiec nie wystraszył się bezdomnego zwierzaka. Według niego nie stanowił żadnego zagrożenia dla niego i innych. Gdy chłopiec chciał podejść bliżej, pies zbliżył się do niego. Chłopiec przyjrzał się psu, po czym zrobił krok w naprzód.
Dziecko wyciągnęło rękę do bezpańskiego zwierzęcia, po czym pies zbliżył się.
- Przepraszam, ale nie mam nic do jedzenia a do domu cię nie wezmę. Szkoda. – Głęboko westchnął, głaskając psa po wychudzonym ciele.
Czuł w tej chwili bezsilność. Mimo tego, postanowił pójść w stronę swojego domu. Wracając, czasami oglądał się za siebie. Pies jednak gdzieś zniknął. Miał nadzieję, że ktoś go przygarnie i zadba o to aby miał wodę do picia i dużo karmy do jedzenia.
W takich momentach czuł się małym i bezsilnym człowiekiem. Często tak się czuł. Nie znał kogoś z kim mógłby o tym pogadać. W szkole miał kolegów, jednak oni byli za mali aby go zrozumieć. Nie miał im tego za złe. On również wielu rzeczy nie rozumiał.
Będąc w domu, zdjął buty na przedpokoju. Z pokoju gościnnego dało się wyczuć smród papierosów. Prócz tego słyszał chrapiącego ojca. Drzwi od salonu gościnnego były zamknięte. Z telewizora nadawano wiadomości. Niektóre z tych rzeczy rozumiał. Wiedział coś o wojnie na Ukrainie czy pogodzie, która niszczy uprawy rolnikom.
Poszedł do wspólnego pokoju. Dzielił go ze swoją własną siostrą. Jednak jej nie było. Położył się na łóżku. Minęło kilka minut, gdy usłyszał rozmowę między rodzicami.
- Idź się umyj! – krzyknęła, trzymając w lewej dłoni papierosa. Siedziała na zniszczonym fotelu. Obok niej stał okrągły stolik. Na szklanym blacie stała popielniczka i gazeta zawierająca plotkarskie informacje i numer do wróżbity.
- Daj mi spokój – odpowiedział, gdy usiadł na kanapie. – Nie widzisz, że dopiero co wstałem?
- Weź ty lepiej idź do roboty a nie tylko pijesz! – znów krzyknęła, tym razem głośniej niż przedtem.
- Zamknij się ty suko – warknął. – Sama na dupie siedzisz i czytasz te bzdury. – Ruchem głowy wskazał leżącą na stole gazetę plotkarską, zawierającą numer do wróżbity.
- A po co mi praca? – uniosła brwi i zaciągnęła się papierosem. – Mamy te zasiłki.
Takie kłótnie odbywały się na co dzień w tym mieszkaniu. Wiedział, że nie tylko jego rodzice się kłócą. Jedna z jego koleżanek wspominała, że matka biła ojca miotłą. To była jego codzienność. Poczucie bezsilności, brak zrozumienia i miłości. To coś, czego mu brakowało. Może kiedyś, pomyślał, coś się zmieni. Będę mieszkał na wyspie.
Na to wspomnienie uśmiechnął się. To była jedna z niewielu rzeczy, która dawała mu nadzieję w tym jego życiu.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania