Homo spiritus. Nic co alkoholowe nie jest mi obce. – 2. Biadolenie pod kurhanem –
– Panie Radziuk! Panie Radziuk! DzieÅ„ dobry, panie Radziuk, pan poczeka!
"Niech to szlag... Nawet o tak nieludzkiej porze poczciwemu sąsiadowi wyszczać się, za przeproszeniem boskiego majestatu, nie pozwolą. Specjalnie człowiek przed świtem wstaje, żeby wykorzystać sprzyjającą pogodę i mieć przy tym chwilę spokoju, za krzakiem się chowa... Nic z tego, dalej nachodzą w najmniej odpowiednim momencie. A tyle lekarze mówią, żeby chłopu nie przerywać, bo niezdrowo! Ech, blask wioskowego inkwizytora bywa nadto rażący", gderał w myślach Maksym, podlewając okazały krzew porzeczki rosnący pod jego domem.
– Ki czort – mruknÄ…Å‚, sÅ‚yszÄ…c coraz gÅ‚oÅ›niejsze basowe szczekanie.
– Panie Radziuk!
Błyskawicznie schował narzędzie służące przedłużeniu rodu Radziuków, wywodzącego się jeszcze od Wędrowyczów i podobnie słynącego z wielopokoleniowej tradycji egzorcystyczno-bimbrowniczej, po czym podciągnął suwak rozporka wyświechtanych garniturowych spodni. Prędko przekonał się, że istnieją znacznie gorsze problemy niż zaleganie pozostałości po nocnych eksperymentach alkoalchemicznych opartych na recepturze Iwana.
Przyciął bowiem owo narzędzie suwakiem. Wzywanie wszelkich demonów znanych mu z dotychczasowych praktyk przerwał dalszy jazgot staruszki.
– Uwaga, panie Radziuk! Pan ucieka!
Kulejąc i ściskając schowany w spodniach podrażniony atrybut męskości, odwrócił się.
– Co to, do czorta, jest i czemu to siÄ™ drze gÅ‚osem Grysiukowej... – Przepitym oczom Maksyma ukazaÅ‚ siÄ™ kudÅ‚aty psopodobny czworonóg wielkoÅ›ci okazaÅ‚ego cielaka, w biegu wzniecajÄ…cy na piaszczystej Å›cieżce obÅ‚oki pyÅ‚u, jakich nie powstydziÅ‚by siÄ™ Å»uk rozpÄ™dzony do granic możliwoÅ›ci silnika. – Chyba trzeba przestać pić. Przynajmniej na jakiÅ› czas, nie ma co szaleć... – Po chwili dojrzaÅ‚ w piaszczystej zamieci staruszkÄ™ w kapciach, sunÄ…cÄ… za bestiÄ… na piÄ™tach, niczym na nartach wodnych po Dunajcu. Najwyraźniej ona byÅ‚a dodatkowÄ… przyczynÄ… panujÄ…cej wokół burzy piaskowej. Przedstawiciele zakonu żulowskiego kryjÄ…cy siÄ™ przed hordami urzÄ™dników po leÅ›nych ziemiankach mogliby w tej chwili uchodzić przy niej za strażników czystoÅ›ci i wzór do naÅ›ladowania pod wzglÄ™dem utrzymania higieny. ZdawaÅ‚a siÄ™ być wyprowadzona na spacer przez pupila, a nie go wyprowadzać, co wprawiÅ‚o Maksyma w dalszÄ… zadumÄ™. Tym razem nad tym, jakim cudem udaÅ‚o jej siÄ™ dotrzeć tam, gdzie chciaÅ‚a. – Tak, zdecydowanie pora odstawić flaszkÄ™... Na jakiÅ› czas. Jeszcze nie pora na rewolucjÄ™ obyczajowÄ… w najsÅ‚awniejszym rodzie KroÅ›cienka.
– Puszek! Stój! – jÄ™czaÅ‚a kobieta bÅ‚agalnie.
Maksym czym prędzej odskoczył przed szarżą kudłacza w bok, gdy zobaczył go wbiegającego przez otwartą furtkę prosto na niego.
Grysiukowa nie miała jednak tyle szczęścia co zwierzak. Wiedziona przez pupila na długiej smyczy skręciła zdecydowanie później. W związku z tym nie zmieściła się w furtce, pozostawiając za sobą trzask desek i wyrwę w płocie, odgradzającym posiadłość Maksyma od ulicy, godną radzieckiego czołgu. Gospodarz jęknął w duchu na myśl o naprawie.
Puszek opamiętał się dopiero, gdy zmasakrował porzeczkowy krzak. Siadł spokojnie z oczami wlepionymi w egzorcystę i zaczął szczerzyć wielki pysk w niezbyt rozumnym uśmiechu, machając przy tym ogonem. Gdyby Grysiukowa miała sierść i ogon, można byłoby stwierdzić, że wdał się we właścicielkę. Naprawdę niewiele by to stwierdzenie odbiegało od rzeczywistości.
– Niedobry Puszek, nie wolno tak pana Radziuka straszyć – zaszczebiotaÅ‚a umorusana staruszka. – Przepraszam, nie mam pojÄ™cia, co w niego wstÄ…piÅ‚o. Zawsze taki grzeczny, a dzisiaj jakby go jakie licho opÄ™taÅ‚o...
– Do rzeczy, pani Grysiukowa. Co paniÄ… tym razem sprowadza? – zapytaÅ‚ pogromca potworów lÄ™gnÄ…cych siÄ™ w KroÅ›cienku.
"Pewnie kleszcza sierściuch złapał, a ona znowu się wampirów doszukuje", dodał w myślach niechętnie.
– ByÅ‚am z Puszkiem na codziennym spacerze na Piaskach...
– Siad, zÅ‚odupcu jeden ty – warknÄ…Å‚ Maksym, przerywajÄ…c Grysiukowej. ZobaczyÅ‚ bowiem, że czworonóg znów podrywa siÄ™ z ziemi z zamiarem rzucenia siÄ™ na niego z wiszÄ…cym na wierzchu jÄ™zorem. Pies posÅ‚usznie usiadÅ‚, po czym kontynuowaÅ‚ obserwowanie Maksyma z gÅ‚upawym uÅ›miechem i latajÄ…cym na wszystkie strony ogonem. – Job twoju mać, cholero jedna ty – dodaÅ‚ pogromca okolicznych upiorów pod adresem zwierzaka na tyle cicho, by staruszka go nie usÅ‚yszaÅ‚a.
– ByÅ‚am z nim na codziennym spacerze na piaskach – powtórzyÅ‚a kobieta. – Jak zwykle niedaleko za domem, ledwo pół godzinki... Blisko stamtÄ…d do kurhanów...
– Jakich kurhanów, pani Grysiukowa? – zainteresowaÅ‚ siÄ™ Radziuk. ObudziÅ‚a siÄ™ w nim od dawna uÅ›piona część duszy, marzÄ…ca o wÅ‚adaniu potężnym imperium bimbrowniczym i posiadaniu majÄ…tku. Oczyma wyobraźni widziaÅ‚ już, jak sprzedaje znaleziska na skupie zÅ‚omu i ciężko wypracowane w ten sposób pieniÄ…dze inwestuje w ziemniaki oraz pozostaÅ‚e tajemne skÅ‚adniki potrzebne do realizacji receptury spisanej przez Iwana.
– Pan nic nie wie? – zadziwiÅ‚a siÄ™ staruszka. – Podobno te pagórki zostaÅ‚y po dawnej mogile chorych na dżumÄ™ i cholerÄ™...
Maksym zaklął pod nosem. Mrzonka o bogactwie znów prysła. Niewykluczone, że tym razem bezpowrotnie.
– CoÅ› nie tak, panie Radziuk?
– Nie, wszystko w porzÄ…dku... Co z tymi kurhanami? CoÅ› dziwnego pani tam widziaÅ‚a, pani Grysiukowa? Albo sÅ‚yszaÅ‚a? CoÅ› paniÄ… wystraszyÅ‚o, pani Grysiukowa?
– SkÄ…d pan wie? – zapytaÅ‚a zadziwiona do granic możliwoÅ›ci Grysiukowa.
"Chyba czas ogłosić się jasnowidzem... Jakby kiedykolwiek przyszła z czymkolwiek innym", zniecierpliwił się w myślach Maksym.
– Do rzeczy, pani Grysiukowa, do rzeczy.
– No tak... Zawsze chodzÄ™ z moim psiakiem na tyle blisko, że dokÅ‚adnie widzÄ™ te pagórki. Nigdy nic siÄ™ tam nie dziaÅ‚o od lat, a dzisiaj coÅ› siÄ™ ruszaÅ‚o i zawodziÅ‚o... I brzÄ™czaÅ‚o. Tak, jakby ktoÅ› niósÅ‚ ogrom żelastwa. Wydaje mi siÄ™, że to mogÄ… być mogiÅ‚y jakichÅ› rycerzy i wylazÅ‚ z grobu duch jednego z nich – zakoÅ„czyÅ‚a Grysiukowa szeptem, strzelajÄ…c wzrokiem na boki, jakby podejrzewaÅ‚a, że przekazuje niezwykÅ‚y sekret, który ktoÅ› może podsÅ‚uchać i wykorzystać w zÅ‚ym celu.
– Nie wiaÅ‚o? Może siÄ™ pani przesÅ‚yszaÅ‚a przez wycie wiatru, a gałęzie wyglÄ…daÅ‚y jak ludzkie rÄ™ce – dopytywaÅ‚ Maksym. Iskierka nadziei na udanÄ… inwestycjÄ™ jednak wróciÅ‚a, wolaÅ‚ siÄ™ upewnić, na ile warto za niÄ… podążyć.
– Nie, na pewno siÄ™ nie pomyliÅ‚am.
"No tak, przywidzieć jej się nie mogło", przyznał w myślach egzorcysta, patrząc na jej okulary. Denka jego pancernych słoików, w których kisił ogorki służące mu jako zakąska podczas uczt w towarzystwie Iwana, zdały mu się znacznie cieńsze.
– No dobrze. ZawoÅ‚am Iwana i możemy iść – odparÅ‚ Maksym, znikajÄ…c w lepiance. – Iwan, dÅ‚ugo jeszcze zamierzasz gnić w tym łóżku, pijaczyno?
– Abstynent siÄ™ odezwaÅ‚ – mruknÄ…Å‚ na wpół przez sen zapytany, po czym znów odpÅ‚ynÄ…Å‚ do krainy snów.
– Rusz zad, robota czeka – warknÄ…Å‚ pogromca Radziuk. – Bierz Gryzaka i wychodzimy. – Nie czekajÄ…c na odpowiedź, Maksym zaczÄ…Å‚ zbierać potrzebny sprzÄ™t. W jednym bucie schowaÅ‚ sztylet, w drugim maÅ‚pkÄ™ czystej i pÄ™to kieÅ‚basy, zawiniÄ™te w stary, dobry "Dziennik Ludowy" gromadzony przez lata na czarnÄ… godzinÄ™. ZawiesiÅ‚ na ramieniu kilka metrów sznura, chwyciÅ‚ w dÅ‚oÅ„ saperkÄ™ i ruszyÅ‚ z powrotem ku drzwiom.
– Gryzaka?! SÄ…dzisz, że to konieczne? – Iwan natychmiast zerwaÅ‚ siÄ™ na równe nogi. Po kilku minutach byÅ‚ gotowy do wyjÅ›cia.
– Tak. Tym razem sprawa jest poważna.
– Skoro tak twierdzisz... – Iwan podniósÅ‚ schowanÄ… w podÅ‚odze klapÄ™ i z przerażeniem w oczach zszedÅ‚ do podziemi lepianki. Sam nie pamiÄ™taÅ‚, co tam siÄ™ kryje. W każdym razie lepiej byÅ‚o zachować wzmożonÄ… ostrożność.
Po chwili wrócił z rwącym przed siebie wyłysiałym, kościstym pekińczykiem.
– Niech to szlag... Chyba wolÄ™ Puszka Grysiukowej – mruknÄ…Å‚ Maksym.
W odpowiedzi pekińczyk łypnął wściekle jedynym, przekrwionym okiem i wyszczerzył przerośnięte kły.
– Idziemy – zarzÄ…dziÅ‚ egzorcysta i zaraz dwaj pogromcy upiorów z czworonożnym kompanem znaleźli siÄ™ ponownie przed domem.
– Zaprowadzi nas pani, pani Grysiukowa?
– OczywiÅ›cie, już prowadzÄ™, chodźmy – zaszczebiotaÅ‚a zgodnie Grysiukowa.
– Ale... Zostawi pani przy okazji Puszka w domu, pani Grysiukowa? Tylko na chwilÄ™ – poprosiÅ‚ Maksym, patrzÄ…c na Gryzaka rwÄ…cego siÄ™ z kÅ‚ami do olbrzyma. Szczęśliwie bestia w ogromnym psim cielsku szÅ‚a potulnie przed siebie, nie zwracajÄ…c uwagi na zaczepki.
– No dobrze... Puszek nie lubi zostawać sam, ale jeÅ›li to konieczne i nie potrwa dÅ‚ugo...
– Nie potrwa, obiecujÄ™.
Nieco ponad kwadrans później cała czwórka dotarła na szczawnickie Piaski.
– Gdzie te kurhany, pani Grysiukowa?
– W tam tym lesie, jeszcze kawaÅ‚ek – odparÅ‚a staruszka. – O tam! Widzicie? To te pagórki – dodaÅ‚a po chwili, pokazujÄ…c przed siebie, gdy weszli miÄ™dzy drzewa.
– No dobrze. Podejdziemy jeszcze kawaÅ‚ek razem, ale parÄ™ metrów przed nimi bÄ™dzie pani musiaÅ‚a siÄ™ zatrzymać, pani Grysiukowa.
– Skoro tak pan mówi, panie Radziuk...
Zgodnie z zapowiedzią Maksyma zbliżyli się jeszcze kawałek. Zaraz egzorcysta usłyszał stękanie i zauważył na jednym z pagórków dziwne ruchy. Co chwilę latały w powietrzu kolejne grudy ziemi. Ktoś kopał.
Maksym położył palec na ustach i machnął dłonią, wskazując Grysiukowej drzewo, za którym ma się schować. Następnie w kuckach ruszył w stronę mogił, klucząc między drzewami. Zaraz za nim podążał Iwan z Gryzakiem.
Egzorcysta ze zdumieniem odkrył, że mogiła miała nawet solidną kamienną tablicę. Niestety była zbyt wytarta, by dało się rozczytać pokrywające ją zapiski. Zresztą okoliczności niezbyt temu sprzyjały.
Maksym chwycił mocniej łopatę i uniósł ją. Zamierzył się do ciosu.
– DzieÅ„ dobry panu, jak idÄ… wykopki? – Gdy gÅ‚owa kopiÄ…cego wychyliÅ‚a siÄ™ nad powierzchniÄ™ pagórka, saperka zadzwoniÅ‚a o czoÅ‚o. Dopiero gdy mężczyzna z twarzÄ… zalanÄ… krwiÄ… z nosa osunÄ…Å‚ siÄ™ z powrotem w dół, Maksym z niepokojem spostrzegÅ‚, że znokautowaÅ‚ posterunkowego urzÄ™dujÄ…cego w KroÅ›cienku.
– Stój! Radziuk, jesteÅ› zatrzymany za napaść na funkcjonariusza podczas sÅ‚użby i utrudnianie ekshumacji. Przy okazji za bimbrownictwo. Odłóż broÅ„ i dawaj Å‚apska – zawoÅ‚aÅ‚ zza pleców egzorcysty kompan posterunkowego.
– Panie, bÄ…dź pan czÅ‚owiekiem. Grysiukowa mnie tu Å›ciÄ…gnęła, bo myÅ›laÅ‚a, że upiór wylazÅ‚. Jako szanowany okoliczny egzorcysta musiaÅ‚em sprawdzić. Sam pomyÅ›laÅ‚em, że jakiÅ› Å‚otrzyk rozkopuje groby przydatne archeologom i wykrada cenne zabytki. Co miaÅ‚em zrobić, jak nie poÅ‚ożyć dziada?
– Dobra, zrobimy tak... Nie bÄ™dÄ™ ciÄ™ skuwaÅ‚. Pójdziesz na czterdzieÅ›ci osiem, a po wyjÅ›ciu dostaniesz ze dwie stówki w nagrodÄ™ za dziaÅ‚anie na rzecz lokalnej spoÅ‚ecznoÅ›ci. Pasuje? Ty, Szymczuk też sobie siÄ…dziesz za współuczestnictwo. Spokojnie, nagrodÄ™ obaj dostaniecie. Psiakiem też siÄ™ zajmiemy. Migiem do wozu.
– Tylko po stówce? – jÄ™knÄ…Å‚ Maksym.
– Po dwie na Å‚ebka.
– Gryzak ci facjatÄ™ lizaÅ‚, Grysiukowa... – mruknÄ…Å‚ Maksym, wsiadajÄ…c do auta. – No i co siÄ™ szczerzysz, zÅ‚odupcu jeden ty? – dodaÅ‚, widzÄ…c niezadowolenie pekiÅ„czyka.
*****
Komentarze (4)
Czekam na kolejną część i pozdrawiam ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania