Hrabia Goddryf i celtyckie dziedzictwo. 1. Rozdział

Życie, które znał, zakończyło się wraz z odnalezionym skarbem. Nie wiedział co go czeka. Tylko czekał.

 

Hrabia Goddryf Shire, monarcha rodu Cabbelstone, najstarszego rodu we wschodniej Brytanii nie był urodziwy, lecz pełen elegancji i inteligencji — coś za coś - mawiał jego ojciec. Całe dnie spędzał na czytaniu poematów, wierszy i grubych powieści. To za czym nie przepadał, wiązało się głównie z jego obowiązkami; ładnie się uśmiechać wśród arystokratów, gawędzić o potrawach, a w najgorszym, dla niego wypadku, o polowaniach, które uważał za krwawe i przepełnione nieuzasadnionym barbarzyństwem. Męczyły go także, ciągłe instrukcje od ojca odnośnie do jego zachowania wobec służby. Młody hrabia nienawidził spoufalania się ze służbą, która donosiła wszystko do jego ojca.

Jednak ze służby lubił tylko jednego. Był nim ogrodnik. Wyjątkowy sprytny i przepełniony tajemniczą eurydcją.

- Co hrabia taki smutny? - spytał Paul.

- Ojciec zabiera mnie na łowy do Herrshire — odpowiedział hrabia do palącego fajkę ogrodnika.

- A to skąd ten humor — zaśmiał się - A nie chce pan, może mi pomóc?

- Paul, gdybym mógł... - zasmucił się hrabia. - Jakby ojciec zobaczył, że pomagam ci przy piwoniach, to wywiązałaby się burda na skalę rewolucji francuskiej.

Pogoda na zewnątrz przypomniała płótno malarskie. Słońce jeszcze nie wstało, w oddali dało się usłyszeć karmienie hartów.

- Paniczu... - mówił ogrodnik — Żaden panicz, Paul — powiedział z przekonaniem panicz. - Mówiłem, że dla ciebie Goddryf, pamiętaj, jak nie ma ojca, albo służby, to po imieniu się do mnie zwracaj.

- A wiem pa.. Goddryf, ale trudno mi się przestawić — tłumaczył się. - Poprawię się.

- Mam nadzieje Paul, zrzucę ci wieczorem ten tomik, o który prosiłeś — mówił. - The Hosse?

- O! Jak miło, będzie dzisiaj uczta przy świecy — odpowiedział z euforią w głosie. - Niech panicz już leci, widzę ze stąd, że ojciec panicza szuka i chyba namierzył.

Goddryf szedł w stronę ojca, kiedy Paul dodał:

- Niech pan uważa na strumyk, jest tam zaraz za borem sosnowym — mówił. - Ponoć lubi płatać ludziom figle.

- Figle? - spytał z ciekawości.

- Pamięta panicz tego kamerdynera.. Stephena? - spytał.

- Tak, tak.Uciekł od nas nie zostawiając żadnej wiadomości, co za brak manier — młody hrabia dał upust złości.

- Nie zwiał, tylko poszedł w niedziele tam grzybów nabrać, ale za często krążył w pobliżu strumyka. - powiedział stary ogrodnik. - Leśniczy mówił mi przy gorzale, że strumyk ten druidzi stworzyli, chyba do płukania swoich naczyń albo do mycia. Niewiadome cholerstwo siedzi w tych wodach. Niech panicz się do niego nie zbliża.

- A to ciekawe — rzekł hrabia.

- Ciekawe to są panie z przybytki św. Matyldy, a nie magia staroceltycka magia.

- Obiecuję....- mówił panicz.

- To w porządku — mówił jakby nieusatysfakcjonowany obietnicą hrabii. - To biegnij do lorda, stąd widzę, że robi się czerwony jak barszcz.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania