I jak mam żyć? Rozdział 2
Rozdział 2
W szpitalu byłem przez dobre dwie godziny, później wolnym krokiem ruszyłem w stronę mieszkania, które znajdowało się dziesięć minut drogi od szpitala, w którym leżała Magda.
Było bardzo zimno, śnieg padał gęsto.Zaraz kiedy wszedłem do domu wstawiłem wodę na herbatę.Byłem bardzo zmęczony, codziennie pracowałem w firmie meblarskiej taty, gdzie zatrudniłem się jakieś cztery miesiące temu, nie poszedłem na studia, więc postanowiłem się czymś zająć a praca była najlepszym rozwiązaniem.Nie poszedłem na studia, choć miałem takie plany, plan był taki, że na studia pójdziemy razem z Magdą, ale kiedy po wypadku, wciąż się nie wybudzała zrezygnowałem z tego pomysłu.
Pół godziny później w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
-Kogo niesie...-powiedziałem do siebie-przecież nikogo nie zapraszałem, nawet rodziców.
-Cześć-powiedział Wiktor, mój dobry kumpel kiedy otworzyłem drzwi, stał w progu, cały biały i zmarznięty.
-A to ty-rzuciłem.
-A spodziewałeś się kogoś innego?-zapytał wchodząc do środka.
-Nie, właściwie to przestrzegłem dziś wszystkich, że chcę być sam, tylko nie Ciebie...-burknąłem.
-Bo nie dzwoniłem do Ciebie z życzeniami, tylko jak zawsze przyszedłem wyciągnąć cię na jakiś toast-wytłumaczył, sciągnął kurtkę i wytrzepał z blond włosów śnieg.
-Nie licz na mnie-powiedziałem od razu-nigdzie się nie wybieram, chcesz się czegoś napić?-zapytałem widząc jak mu zimno-Czegoś ciepłego.
-Herbatę poproszę-powiedział Wiktor ruszając za mną do kuchni-wracając, musisz w końcu wyjść z domu.
-A kto powiedział, że muszę?-zapytałem stawiając czajnik na gazówce.
-Ja-powiedział poważnym tonem Wiktor-nie pamiętam kiedy ostatnio gdzieś wyszliśmy, musisz zacząć normalnie funkcjonować.
-Normalnie?-zapytałem zdziwiony.
-Tak, normalnie, każdy twój dzień wygląda tak samo, praca, szpital, dom, praca, szpital, dom-wytłumaczył.
-I tak mi dobrze-powiedziałem obrażony stwierdzeniem przyjaciela.
-Przypomnieć Ci jak kiedyś wyglądało Twoje życie? Co weekend impreza, prawie co dziennie wyjścia ze znajomymi, bawiłeś się, używałeś życia-powiedział dobitnie Wiktor.
-To było kiedyś, teraz mam inne rzeczy na głowie...
-Przesiadywanie w szpitalu, po kilka godzin dziennie-powiedział Wiktor robiąc kwaśną minę-jakby miało jej to pomóc.
-A co mam robić?-krzyknąłem-Jeśli nie to, to będę siedział w domu i myślał co mogłem wtedy zrobić, żeby nie dopuścić do tego wypadku!
-Jak możesz myśleć, że ten wypadek to była twoja wina?!-zapytał zaskoczony Wiktor-To tamten facet miał spieprzone hamulce, to jego wina!
-Ale to ja prowadziłem-wykrzyczałem zachrypniętym głosem-gdybym wcześniej coś zauważył...
-Olek, to nie jest Twoja wina, nie mogłeś nic zrobić-powiedział spokojnie Wiktor-nikt nie mógł nic zrobić, to...to był przypadek.
-Ale Magda...od pół roku nic-powiedziałem roztrzęsiony-a jeśli ona już nigdy się nie obudzi?
-Nawet tak nie mów-upomniał mnie przyjaciel-obudzi się, musi, ma do kogo wracać.
-Nawet nie wiesz jakbym chciał, żeby chociaż poruszyła palcem, ścisnęła moją dłoń coś, cokolwiek...
-Wiem, że jest Ci ciężko...wiesz co, poczekaj na mnie, nie będziemy nigdzie wychodzić, pójdę do sklepu obok, kupię coś mocniejszego i pogadamy.
-Okey-powiedziałem kiwając głową.Wiktor wyszedł i wrócił dziesięć minut później.Piliśmy i rozmawialiśmy po późna.
Wiktor jak zawsze siedział i słuchał mnie uważnie, radził i pocieszał, jak prawdziwy przyjaciel.
-Ale pomyśl o tym jeszcze-powiedział na koniec Wiktor-czasami dobrze jest wyjść do ludzi, na chwilę o wszystkim zapomnieć, nikt nie każe ci chodzić codziennie na imprezy czy się upijać, po prostu chcę żebyś się rozerwał.
-Dobra-powiedziałem na odczepne-pomyślę.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania