I odjechała

Małgosia ciągnęła mnie do kościoła,

wierzyła,

że odrodzimy się inni,

sprawdzała,

czy wierzę.

 

Miała manię – nauczanie pokory:

„Oni wiedzą, co dobre.”

Ludzie w habitach, namaszczeni.

Uciekłem.

 

Wróciła. „Chcesz?” – spytała.

Misterium obnażania, ciuchy zerwane jednym ruchem,

zamarłem. Nasza prywatna odyseja:

wódka, prysznic i uległość.

 

Co noc to samo.

 

Wychodziła sama, wykończony niedopowiedzeniem

obserwowałem – zakładanie pończoch,

porwana torebka i pa! „Nie wstawaj kotku”

 

W dzień odjazdu była jakaś inna, potulna,

zgaszona kotka. „Wiesz – ziewnęła – nie musisz się martwić,

ja niczego nie chcę.”

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • MartynaM dwa lata temu
    Pończochy... no, no, co za rozmach...
  • absynt dwa lata temu
    skromnie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania