I odjechała
Małgosia ciągnęła mnie do kościoła,
wierzyła,
że odrodzimy się inni,
sprawdzała,
czy wierzę.
Miała manię – nauczanie pokory:
„Oni wiedzą, co dobre.”
Ludzie w habitach, namaszczeni.
Uciekłem.
Wróciła. „Chcesz?” – spytała.
Misterium obnażania, ciuchy zerwane jednym ruchem,
zamarłem. Nasza prywatna odyseja:
wódka, prysznic i uległość.
Co noc to samo.
Wychodziła sama, wykończony niedopowiedzeniem
obserwowałem – zakładanie pończoch,
porwana torebka i pa! „Nie wstawaj kotku”
W dzień odjazdu była jakaś inna, potulna,
zgaszona kotka. „Wiesz – ziewnęła – nie musisz się martwić,
ja niczego nie chcę.”
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania