...i tylko wiatr po mojej stronie - cz II

Dziewczyna wtulała się z całej siły w plecy jej nowego właściciela. Nie czuła do niego sympatii. Po prostu chronił ją przed piaskiem, który bił po twarzy podczas jazdy motocyklem.

Ranny bark coraz bardziej dawał o sobie znać. W dodatku zapadał zmrok. Należało znaleźć miejsce na nocleg.

Jak na życzenie zza wydmy wyłoniło się pojedyncze drzewo. Od dawna uschnięte, ale wciąż dawało jakieś schronienie. Wędrowiec skierował pojazd w tamtą stronę.

Rozłożył pod drzewem dwa śpiwory i przywiązał je do drzewa. Gestem nakazał dziewczynie usiąść. Sam usadowił się obok niej.

Zdjął hełm. Nie spodziewała się tego. Nie wyglądał tak jak go sobie wyobrażała. Łysy, kwadratowa szczęka dużo blizn. Nic z tych rzeczy. Ciemnobrązowe włosy zaczynały mu narastać na lekko odstające uszy. Zarost nie golony od dobrych kilkunastu dni.

-Musisz coś dla mnie zrobić - odezwał się. Jego głos brzmiał całkiem inaczej. Wciąż stanowczy, ale bardziej... ciepły.

Zdjął prochowiec i kurtkę. Został w podkoszulku na ramiączkach. Na prawym ramieniu miał zakrwawioną ranę.

Wyjął z plecaka nóż, kombinerki i butelkę czystego spirytusu. Polał płynem narzędzia i podał je dziewczynie. Polał sobie ranę, a resztę alkoholu wypił.

-Wyjmij kulę. - Powiedział zaciskając zęby. - Inaczej stimpak nie zadziała.

Nie wiedziała, jak się do tego zabrać. Powoli przysuwała kombi-nerki do rany.

Zauważył jej niepewność.

-Włóż to do rany i wyjmij kulę. Jeśli rana jest za mała, powiększ ją nożem - wyjaśnił. Lekko się uśmiechnął. - Dasz radę. To mnie tutaj boli.

Zrobiła jak jej kazał. Mężczyzna jęknął z bólu, ale nie poruszył się. Delikatnie włożyła ostrze w ranę i rozcięła ją wzdłuż. Rozchyliła ją i chwyciła szczypcami za pocisk. Mocnym ruchem wyszarpnęła go ze środka.

Ranny skręcił się z bólu. Ale zaraz się opanował.

-Zajrzyj do plecaka i podaj mi dużą strzykawkę. Taką z rurkami.

Dziewczyna posłusznie zrobiła o co prosił.

Wstrzyknął sobie zawartość w ramię. Po chwili krew przestała wypływać.

Podszedł do motocyklu. Z torby przy nim wyciągnął butelkę z ciemnym napojem i kawałek chleba. Przełamał go i połowę oddał dziewczynie. Podał jej też napój. Jedli w milczeniu.

-Na imię mam Malcolm. - Odezwał się w końcu. - Nie jestem twoim wrogiem. Mam za zadanie doprowadzić cię do osoby, której na tobie zależy.

Patrzyła na niego obojętnie. Ale coś zaczynało jej świtać.

-Jesteś wolna - powiedział. - A teraz kładź się spać, bo jutro czeka cię dzień jazdy.

Ledwo zamknął oczy, a ogarnął go sen.

Jednak dziewczyna nie miała ochoty na wypoczynek. Poleżała chwilę. Gdy upewniła się, że mężczyzna śpi, wysunęła się ze śpiwora. Złapała za plecak i pobiegła naprzód.

*

Napęczniały pęcherz obudził Malcolma. Wciąż balansując na granicy snu i jawy wstał, rozpiął spodnie i podlał wyschnięte drzewo. Gdy załatwił sprawy miał już z powrotem położyć się spać. Coś jednak go ruszyło. Podszedł sprawdzić śpiwór dziewczyny. Był pusty.

Rozbudził się w jednej chwili. Rozejrzał się. Wiatr nie zasypał jeszcze do końca śladów małych stóp. Złapał rewolwer i pobiegł za nimi.

*

Czuła się cudownie. Jeszcze kilka godzin temu była niewolnicą bez nadziei na życie. Teraz sama mogła zdecydować co ze sobą zrobi. Cały świat stał przed nią otworem.

Maszerowała tak bez celu. W końcu celem była sama wolność. Do czasu kiedy usłyszała chrzęst piasku wokół niej. Było ciemno, więc nie widziała co to. Rozglądała się ze strachem. Nagle ucieczka z bezpiecznego obozu nie wydawała się takim dobrym pomysłem.

Coś zaświeciło w ciemności. Modliła się, żeby to nie było nic groźnego.

Jednak było. Tym światełkiem był odwłok radskorpiona. Rozejrzała się. Zamykały pierścień wokół niej. Rzuciła się w kierunku jedynej wolnej drogi. Potknęła się o kamień. Odwróciła na plecy. Zobaczyła wyjątkowo dużego skorupiaka, który właśnie unosił żądło.

Rozległ się wystrzał. Pocisk zmiótł stwora. Pięć kolejnych dosięgło pozostałe. Skorpiony skoczyły w kierunku napastnika, który właśnie opróżnił magazynek. Nie zdążył załadować kolejnych. Stwór skoczył na niego. Wykonał unik, po czym rozdeptał skorupiakowi głowę.

-Uciekaj! - krzyknął do przerażonej dziewczyny.

Udało jej się zachować choć trochę zimnej krwi i pobiegła jak najdalej.

Malcolm wysunął bębenek i włożył trzy ostatnie pociski, które mu pozostały. To o cztery za mało. Kątem oka zauważył plecak, który dziewczyna upuściła. To była jego szansa.

Wystrzelił do dwóch skorpionów biegnących od strony plecaka. Rzucił się w jego kierunku. Dopadł do niego i wyciągnął nóż z bocznej kieszeni. Nabił na niego skorpiona, który właśnie na niego skoczył. Ostatnim strzałem położył dwa biegnące w rzędzie. Wtedy poczuł bolesne ukłucie w boku. Zamachnął się nożem i przyszpilił skorpiona, który wbił mu żądło w bok tułowia. Plecakiem odbił ostatniego, po czym rozdeptał go. Zrobiło mu się ciemno przed oczami. Zauważył dziewczynę, która biegła w jego stronę.

-Stimpak w plecaku. Szybko. Prosto w ranę - wymamrotał. Upadł na piach.

Dziewczyna drżącymi dłońmi wyjęła strzykawkę i wbiła ją prosto w ranę po ukąszeniu.

Malcolm otworzył oczy. Wyrwał jej plecak. Czuł, że stimpak nie podziała długo. Znalazł butelkę z zielonym płynem. Wypił wszystko jednym haustem. Czuł, że zaczyna mu się przejaśniać. Wstał, lekko się chwiejąc. Unikała jego wzroku. Palcem wskazał drogę.

*

Tym razem była przywiązana do drzewa. Żałowała, że próbowała uciec. Mogłaby teraz wygodnie spać. Popatrzyła na Malcolma, który układał się do spania. Nie postrzegała go już jako kolejnego pana. Zaczynała dostrzegać w nim wybawiciela.

-Mam na imię Julia. - Odezwała się w końcu. Miała miękki głos, w cudowny sposób nie zniszczony przez życie w niewoli.

-To miło, a teraz śpij - odparł zimno Malcolm.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 26.06.2015
    Zimny drań i dziewczyna o miękkim głosie. Dobrana z nich para na wędrówkę po pustyni pełnej skorpionów 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania