...i tylko wiatr po mojej stronie - cz III

Motocykl zaczął zwalniać. Malcolm spojrzał na licznik. Skarcił się w duchu. Przez tą całą strzelaninę, zapomniał zaopatrzyć się w paliwo. Po chwili całkiem zatrzymał się.

-Dlaczego stoimy? - Julia coraz częściej się odzywała. Przypominała sobie, jak to jest móc normalnie z kimś porozmawiać.

-Koniec paliwa. Dalej pójdziemy pieszo.

Maszerowali wzdłuż drogi przez kilka godzin. Słońce zbliżało się do horyzontu. Julia miała czas na dokładne przyjrzenie się towarzyszowi. Miał zielone, głęboko osadzone oczy. Nieco kanciasta twarz i szeroka szczęka sprawiały, że wyglądał na groźnego. Mocno kontrastowały z tym nieco odstające uszy. Z początku dziewczyna musiała powstrzymywać się od śmiechu.

-Kim jest ten ktoś, dla kogo pracujesz? - Zaczęła rozmowę. - Mówiłeś, że mu na mnie zależy.

-Nie znam go. Dostałem zadanie. Sprowadzić cię do niego. Koniecznie bez uszczerbku na zdrowiu. - Malcolm odpowiedział nawet na nią nie spoglądając.

-Bez uszczerbku?

-Jeśli włos jej z głowy spadnie, zapłacisz swoją głową. Tak powiedział. - Mężczyzna zacytował pracodawcę.

-Więc jednak go spotkałeś! - Dziewczyna chciała wyciągnąć jak najwięcej informacji. - Kim był?

-Nie wiem. Wyglądał przeciętnie - odpowiedział. Nie chciał powiedzieć, że prowadzi ją do innego obozu bandytów. Mogłaby znowu próbować ucieczki.

Nawałnicę pytań powstrzymał niecodzienny widok na horyzoncie. Samochód. W miarę, gdy się zbliżał dało się zauważyć, że był to bardzo stary Jeep. Malcolm miał nadzieję, że to patrol RNK. Ale oni nie wyjeżdżają tak daleko. Gdy dotarł na odległość pięćdziesięciu metrów, podróżnik nie miał już złudzeń. Sięgnął po rewolwer. Przypomniał sobie, że bębenek jest pusty. Gdyby nie nocna wyprawa, sprawa byłaby prosta. Karabin jest za mało szybkostrzelny i nie ma się gdzie schować, żeby po kolei odstrzelić trzech przeciwników.

Mężczyzna nie wiedział już co zrobić. W tym czasie pojazd podjechał bliżej. Dziewczyna nie rozumiała powagi sytuacji. Maszerowała dalej, dopóki nie spostrzegła, że jej towarzysz został kilka metrów za nią.

-Co się stało? - spytała beztrosko.

Nie musiał odpowiadać. Samochód zatrzymał się. Wyskoczyło z niego trzech mężczyzn. Typowi bandyci pustkowi. Kolorowe, fikuśne fryzury, obcisłe spodnie. Oczy podkrążone od używania psycho. Dwóch trzymało pistolety maszynowe. Trzeci grubą gazrurkę. Mierzyli prosto w niego. Nie przejmowali się dziewczyną, która przeżywała właśnie szok. Spodziewała się, że Malcolm zaraz zastrzeli bandytów. Nic takiego się nie stało. Jeden z nich oderwał celownik od niego i wymierzył w Julię.

-Łapy do góry.

Ciarki przebiegły ją po plecach. Uniosła ręce. Bandzior podszedł do niej i złapał ją za pośladek. Przyzwyczaiła się do takiego zachowania. Już dawno zwalczyła kobiecy odruch bicia w twarz.

-Nie waż się jej dotykać! - krzyknął Malcolm. Nie zdążył powiedzieć niczego więcej. Gazrurka pozbawiła go przytomności.

*

Obudził się. Było już ciemno. Nie był już na pustyni. Leżał na boku. Miał pod sobą mokrą, martwą ziemię. Prawą rękę miał ścierpniętą. Dłonie miał związane za plecami sznurem, który był też przymocowany do słupka. Obok stał znajomy Jeep i trzy namioty. Widać było w nich po dwie sylwetki postaci. Kucnął. Zbyt krótki sznur nie pozwalał mu wstać. Spróbował wyszarpnąć słupek. Nie udało się.

Cienie w namiotach zniknęły. Nie, po prostu leżą na ziemi i energicznie się poruszają. Słychać było ciche jęki. W namiocie po prawej stronie jeden cień wyraźnie próbuje odepchnąć drugi.

Położył się na boku. Podkulił nogi najwyżej jak mógł. Udało mu się przecisnąć dłonie do przodu. Zaczął podkopywać słupek. Ziemia była miękka. Po chwili udało mu się poruszyć kołek. Położył się i kopnął obiema nogami w jego koniec. Poruszył się jeszcze mocniej. Kopnął jeszcze raz. Wygrzebał jeszcze trochę gliny, kopnął znowu i wyrwał słupek. Trzymając go w dłoni wbiegł do namiotu.

Bandyta klęczał nad zakneblowaną Julią. Była naga od pasa w dół. Próbowała odepchnąć go, a on brutalnie wkładał jej palce między nogi. Malcolm zamachnął się kołkiem. Słychać było odgłos pękającej czaszki. Krew bryznęła na materiał namiotu. Ciało upadło na bok. Reszta z pewnością to słyszała. Słyszał już kroki. Chwycił za leżący obok pistolet maszynowy.

Do namiotu wpadł mężczyzna i kobieta. Byli nadzy. Pistolet w dłoni mężczyzny i nóż u kobiety. Nie zdążyli przeanalizować sytuacji. Seria z PM'u zakończyła ich życie.

Malcolm wiedział, że pozostali nie popełnią tego samego błędu. Po prostu ich ostrzelają. Wyskoczył z namiotu. Dwóch nagich mężczyzn biegło już w jego kierunku. Wystrzelił krótką serię do tego z pistoletem. Przeciwnik padł. Jego towarzysz krzyknął w rozpaczy i rzucił się na wroga z nożem. Był ciężki i silny, a Malcolm zmęczony i obolały. Ostrze zbliżało się do jego szyi. Pierwszy raz od bardzo dawna przepełnił go strach. Nie miał możliwości wyjścia z tej sytuacji cało. Nie sam.

Huk wystrzału rozniósł się po równinie. Głowa bandyty odskoczyła na bok. Malcolm zepchnął go z siebie.

Julia trzymała pistolet drżącymi dłońmi. Z oczu ciekły jej łzy.

Malcolm rozciął sobie więzy nożem i podszedł do niej. Wyjął broń z jej rąk i upuścił na ziemię. Nagle odczuł potrzebę, a właściwie obowiązek zaopiekowania się psychiką dziewczyny. Przytulił ją. Przez kilka minut nic nie mówił. Czekał, aż się wypłacze.

-Pierwszy raz jest najtrudniejszy. - Przerwał milczenie. - Ale nigdy nie będzie łatwo, jeśli zachowasz swoje człowieczeństwo.

Julia przestawała płakać, ale wciąż tuliła mu się do piersi.

-Oni swoje odrzucili - powiedział.

Dziewczyna popatrzyła mu w oczy. Odepchnęła go.

-Tobie też zabijanie nie sprawia trudności.

Wyciągnął dłoń w jej stronę. Odsunęła się.

-Sprawia. Po prostu nie mam czasu na żal. Albo my, albo oni.

W jej oczach znowu pojawiły się łzy. Tak ma wyglądać świat. Iść do przodu, depcząc po trupach tych, którzy mieli nieszczęście stanąć na drodze?

Malcolm zdawał się czytać jej w myślach.

-Oni nie mieli po prostu pecha. Sami wybrali takie życie. Łatwe. Zapewne wszystko co mają kupili krwią poprzednich właścicieli.

Nie mogła tego znieść. Była cała obolała. Właśnie zabiła człowieka. I wiedziała, że to nie jej ostatni raz. Było tego za wiele. Zemdlała.

Złapał ją. Westchnął głęboko. Zaniósł do namiotu po lewej stronie, jak najdalej od krwi. Sam zaczął wrzucać ciała do Jeepa. Nie chciał, żeby dziewczynę rano powitał ten sam widok.

*

Julia otworzyła oczy. Wydarzenia z poprzedniego dnia wydawały jej się snem. Zauważyła, że nie ma na sobie spodni. Leżały tuż obok, podobnie jak misa z wodą. Od dawna nie miała wody do mycia. W obozie niewolnicom pozwalali się umyć tylko, jeśli miały oddać się komuś ważnemu, kto nie zdarzał się często. Umyła się i wyszła na zewnątrz. Nic nie wskazywało, że w nocy zginęło tu pięć osób. Z namiotu obok dobiegało ją chrapanie. Zajrzała do środka. Parsknęła śmiechem. Ślina wyciekała z ust Malcolma. Kto by pomyślał, że zimny, wyrachowany wojownik ślini się podczas snu.

Śmiech obudził śpiącego. Gdy zobaczył, że to tylko Julia, dłoń na pistolecie pod poduszką rozluźniła się. Miała czystą twarz. Wyglądała przepięknie.

-Jestem głodna - powiedziała tonem księżniczki, która oczekuje spełnienia wszystkich zachcianek.

Uśmiech pojawił się też na jego twarzy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania