...i tylko wiatr po mojej stronie - cz IV
Samochód przyjemnie mknął przez równinę. Malcolm znalazł w schowku kilka przedwojennych płyt. Słuchali muzyki, co jakiś czas któreś z nich rzucało jakąś anegdotę, albo żart. Julia siedziała z nogami wyrzuconymi na deskę rozdzielczą. Uświadomiła sobie, że nie było jej tak dobrze, od ponad sześciu lat. Czuła się wolna i bezpieczna. Chciałaby, żeby ta chwila trwała wiecznie.
-Już niedaleko. - Malcolm przerwał jej kontemplację.
Po kilkunastu minutach wjeżdżali do obozu. Nie był taki jak poprzedni. Drewniane chatki i cesarskie namioty wznosiły się wokół starego budynku. Przed wojną była tu fabryka nuka-coli. Miała system zrobotyzowanej ochrony. Tuż po upadku Cezara jednemu z maruderów udało się przeprogramować ją. Odtąd, było to dla nich najbezpieczniejsze miejsce na pustkowiach. Uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny. Spojrzała na swojego opiekuna. Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji.
Wysiedli z pojazdu. Na spotkanie wyszedł im starszy człowiek. Właściwie nie miał już włosów. Miał około siedemdziesiątki. Lekko utykał. Pomimo tego wciąż wyglądał na nadzwyczaj sprawnego. Jak każdy były legionista. Julia przyglądała mu się chwilę. Oczy rozszerzyły się jej ze zdumienia. Wybiegła na przód i rzuciła się staruszkowi w ramiona.
-Ethan, nie przypuszczałam, że jeszcze cię kiedyś zobaczę - powiedziała.
-Ja nie traciłem nadziei moja mała. - Staruszek popatrzył na nią i pocałował ją w czoło. - Pamiętasz Williama?
Wskazał chłopaka w jej wieku, który zbliżał się do nich. Dziewczyna pobiegła do niego. Nie mogła uwierzyć, że znowu spotkała rodzinę.
W tym czasie Malcolm podszedł do staruszka.
-Wszystko załatwione. Cała i zdrowa. - Spojrzał na Julię. Najwyraźniej była szczęśliwa. - Czas na zapłatę.
Stary wojownik uśmiechnął się.
-Oczywiście. Wejdźmy do środka.
Julia została na zewnątrz. Witała się z wszystkimi. Kilka osób pamiętała z dzieciństwa.
Gospodarz wskazał podróżnikowi miejsce przy stole. Z pudełka wyjął skręta. Wyciągnął go w stronę gościa.
-Wiesz, że nie palę.
Dziadek wzruszył ramionami i sam zapalił. Malcolm zaczął się denerwować.
-Kapsle - powiedział stawiając na stole karabinowy pocisk.
-Spokojnie! - Staruszek podniósł ręce. - Ona jest dla nas zbyt cenna, żebyśmy ryzykowali jakieś strzelaniny.
Położył dymiącego papierosa w popielniczce. Podszedł bo szafki. Dłoń najemnika powędrowała do pistoletu, odebranego bandytom. Niepotrzebnie. Pracodawca wyjął dużą walizkę. Postawił ją na stole.
Malcolm otworzył ją. W środku znajdował się duży worek z brzęczącymi kapslami, zwitek banknotów RNK i pudełko z amunicją.
-Czterdziestki czwórki, tak jak lubisz. - Staruszek uśmiechał się. - Napijmy się.
Wyjął z szafki jeszcze coś. Skarb pustkowi. Alkohol był produkowany wszędzie. Kawa stała się bardziej popularna, odkąd RNK zajęło się farmami. Ale nuka-cola zawsze była towarem luksusowym.
Odkorkował obie butelki, a kapsle wrzucił do worka z zapłatą. Podał jedną gościowi. Stuknęli się i wzięli po dużym łyku napoju.
-Wiesz, dobrze przeszukaliśmy tę fabrykę kilka lat temu. - Zaczął staruszek. - Nie zgadniesz co udało się nam znaleźć.
Zrobił dramatyczną przerwę.
-Przepis nuka-coli. - Spojrzał na butelkę napoju, po czym wziął kolejny łyk.
Malcolm spojrzał na niego z ciekawością. Bez wątpienia odkryli kopalnię złota.
-Składniki nie są problemem. Kupimy je za bezcen. - Kontynuował gospodarz. - Jednak przydałaby się na twoja pomoc, jako ochroniarza. Gdy wieść się rozejdzie, będziemy mieli wielu gości. Nie koniecznie handlowców. Zarobiłbyś dużo więcej, niż taką małą walizkę.
-Nie licz na to. - Najemnik dopił napój i z trzaskiem zamknął walizkę.
Po wyjściu skierował się do znajomego handlarza. Kupił zapasy. Przez chwilę pakował je do torby. Zauważyła go Julia.
-Jest tu większość moich znajomych z dzieciństwa. - Była roześmiana od ucha do ucha. - Chodź, zapoznam cię z paroma osobami.
Nie odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał.
-Nie odejdziesz jeszcze? Zostaniesz trochę? - Dziewczyna próbowała złapać jego spojrzenie, ale on nie patrzył jej w oczy.
-Dlaczego miałbym zostać? - rzucił od niechcenia.
Uśmiech zniknął z jej twarzy.
-Myślałam, że...
Nie słuchał jej. Wsiadł to Jeepa i odjechał.
*
Przy stole siedziało trzech mężczyzn. Wszyscy mieli nie mniej niż sześćdziesiąt lat. Weterani legionu cezara. Pierwszy nie miał oka, twarz przecinała mu blizna. Drugi był prawie łysy. Trzeci miał ciągle przymrużone oczy. Brakowało mu dwóch palców prawej dłoni.
-Mówię ci James, uda się. - Powiedział Ethan do jednookiego. - Mamy dziewczynę. Ludzie pójdą za nią. Będziemy też mieć kapsle, żeby ich uzbroić.
-A co jeśli ona nie zechce nam pomóc? - James wyjął z ust papierosa.
-Będzie mówić to, co jej każę. Po dobroci, albo przymusem.
-Potrafiłbyś ją zmusić? - odezwał się trzeci.
Ethan spojrzał mu w oczy.
-Wszystko dla legionu.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania