I, że cię opuszczę w razie śmierci.
Minęło już przeszło osiemdziesiąt dziewięć minut.
Nie wiem jak to liczą/liczymy, ale kiedy zerknąć przez ramię,
to nadal ta sama strona.
Oczy ma otwarte, puls wyczuwalny,
a mi do głowy przychodzą tylko mokre kamienie,
gdzieś pośrodku parku,
więc chwytam za pierwszy z brzegu
i uderzam parokrotnie.
I to jakby pękł pod nami lód, jest taki odgłos,
choć słyszę w nim wyraźne echo.
Zamyka oczy, a ja przykładam palec do zagłębień,
jakbym wkładał rękę do wody, z pokładu łódki,
lub w upalny dzień, podczas jazdy samochodem,
wystawił ją za okno.
I czuję opór, odległość, kiedy puls zamiera mi w palcach,
a bezwładne ciało osuwa się na podłogę,
zamykając książkę.
Z cyklu : Susz.
Luty, po roku pańskim.
Komentarze (8)
Ciekawy ten wiersz. 5
Zresztą, coś w niej musiało być, skoro zatrzymała czas, kto ich tam wie?
Może peel nie jest bohaterem tekstu, a przynajmniej nie tego, który czytamy?
Może to wszystko dzieje się w głowie prawdziwej bohaterki utworu.
Dzięki za wizytę.
W jakimś filmie była kwestia, że "wszystkie ważne rzeczy trwają zaledwie dwadzieścia minut". A było tych chwil kilka...
Aczkolwiek podkreślenie życia, obecności.
A mnie chodzi o okres już po - kiedy niemal każda przestrzeń mieszkania, wspólne miejsca - podkreślają jeszcze nieobecność.
Idąc tym tropem i odnosząc się do twojego wcześniejszego komentarza - może tę książkę również czytali razem i stąd ten paraliż?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania