Idą święta
Nie ma już bezdechu, modlitwy, szeptu
bajecznie kolorowych baśni, wymyślonych światów,
czerwonej róży, ani orła na śniegu.
Nie ma tamtej dziewczyny
i chłopca.
Kartka po kartce wyrywam chwasty,
wszystko już było?
Zbliżała odległość, ogromna
tęsknota za jeszcze,
bezwstydne pozy, dźwięk migawki,
muzyka i taniec, ocieranie bioder.
Wybudzona wilgoć zlepiała palce,
światło przybijało poniżej podłogi,
drapałaś,
a przecież strzelali na wiwat.
Pamiętasz obraz – konferansjer spada ze sceny,
a jego oczy są puste.
Rwę scenariusze,
odpalam ostatnią racę. Wychodzę.
Poruszone krzesło podpiera ścianę,
nieobecni stapiają się z tłumem, ktoś krzyczy,
apetyt gaśnie.
A przecież
Komentarze (2)
A wiersz? Smutny. Znowu trochę wspominkowo-rozliczeniowy.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania