Igraszki losu

„Igraszki losu”

Spotkali się jakieś 25 lat temu. Służbowo. Widzieli się kilka razy, a potem on wyjechał do Niemiec. Tam mieszkał od lat, tam miał rodzinę. Ona z rodziną mieszkała w Warszawie.

Minęło 15 lat od ich poznania. Oboje (jak się potem okazało) byli po rozwodzie, oboje byli wolni. Aga do dziś nie wie, dlaczego właśnie jego wyszukała na „Naszej Klasie”. Tak, tak… „nasza-klasa” – dziś już mało kto pamięta, ale wtedy był to bardzo znany serwis społecznościowy. Nie chodzili do jednej klasy, nawet szkoły. Ba, nawet nie pochodzili z jednej miejscowości. Michał, chłopak z Mazur; Aga z Krakowa – zawsze żartowała, że jest góralką „niskopienną”.

A więc dlaczego? Wyszukała go i już. A potem pisali do siebie e-maile, rozmawiali na gg (gadu-gadu), Skype… I pomyśleć tylko… n-k, gg, Skype… to było całkiem niedawno, a już wielu młodych ludzi nie wie, co te nazwy oznaczają… Czas mijał i w końcu umówili się na telefon. Tak tak, brzmi dziwacznie, ale wtedy telefon (zwłaszcza z zagranicy) był bardzo drogi! Dopiero potem odkryli serwisy Voip (telefonię internetową). Michał tego dnia zadzwonił na telefon stacjonarny dość późno, odebrała córka Agi i… w gwarze młodych można powiedzieć, że go „pogoniła”… że późno, że mama już śpi itd… Wtedy mieszkały z córką tylko we dwie i młoda czuła się za mamę odpowiedzialna – szczególnie po nieudanych próbach randkowych Agi… Ale czy Michał się zraził niezbyt łaskawym podejściem córki Agi? Czy zdecydował się na kolejne podejście? Tak! Później rozmawiali przez telefon, a następnie przez wspomniany Voip prawie codziennie.

Nadszedł w końcu czas na spotkanie w realu. Nawet nie bardzo pamiętali, jak wyglądają. Wymienili się co prawda fotkami, ale… wiadomo… tymi najlepszymi. Zwłaszcza Aga – wysłała oczywiście zdjęcia sprzed 15 lat. Hm… próżność.

Michał wyruszył w pierwszą, po 15 latach, podróż do Polski. Miał do pokonania około 1100 km.

Mniej więcej w połowie drogi coś zaczęło „stukać” w prawym kole. Po jakimś czasie stukało już we wszystkich. Zawrócić, czy jechać dalej? Wezwał pomoc drogową… Do Agi tylko wysłał sms, że będzie wieczorem.

Późnym wieczorem odezwał się u niej dźwięk domofonu.

– Wyjrzyj przez okno

Pod domem stał Michał. Michał i… ogromna laweta z jego autem! Laweta w białym kolorze! Normalnie kolor lawety nie ma znaczenia. Jednak Aga ten fakt zapamiętała na zawsze. RYCERZ NA BIAŁYM KONIU! Przyjechał do niej rycerz na białym koniu! – śmiała się.

Dobrze, że Michał zorganizował pomoc drogową. Dalsza jazda, a zwłaszcza szybka jazda po autostradzie, mogła się zakończyć tragicznie. Okazało się, że we wszystkich kołach mechanik wymienił mu nakrętki do kół na niewłaściwe. Mogły się odkręcić wszystkie koła. Mimo tak pechowej podroży, później miło wspominali swoje pierwsze spotkanie w realu. Z lawetą. Jak wyszło to pierwsze spotkanie, czy byli podobni do swoich fotek przesłanych sobie wcześniej? Jakoś nie miało to znaczenia…

Trzeba jednak przyznać, że los wciąż z nimi igrał – czy ta znajomość miała ciąg dalszy?

Miesiąc później znów przyjechał do Polski. Umówili się w restauracji Kaktus o szesnastej. Już w Warszawie zadzwonił do niej, że jedzie, że korki, że wyłącza telefon. Przyszła do restauracji 5 minut po 16.

Gdy weszła do restauracji, rozejrzała się po sali – była prawie pusta – i przeszła na koniec pomieszczenia, ale usiadła tak, by obserwować wejście. Nikt nie wchodził. To znaczy nie wchodził on. Minęło 40 minut i nic. Ileż można czekać?! Zadzwoniła do niego. Brak połączenia… Zaczęła się szykować do wyjścia, gdy podszedł do niej kelner.

- Przepraszam, czeka Pani na mężczyznę, czy kobietę?

Wkurzył ją tym pytaniem. A co go to obchodzi? Była i tak już mocno poirytowana.

- Wydaje mi się, że to nie pana sprawa, na kogo czekam!

Kelner nic nie powiedział i odszedł. Stanął na środku sali i patrzył przed siebie. Aga czekała na rachunek. Po jakimś czasie ten sam kelner – jakby coś zobaczył – podszedł do jej stolika ponownie. Widać było na jego twarzy zakłopotanie. Aga nie wytrzymała.

- Tak, czekam na faceta! Umówiłam się godzinę temu i jak widać nie przyszedł! Mówiła podniesionym głosem.

- Przepraszam, że jestem taki namolny. Ale widzi pani, tam za tym słupem siedzi od godziny pan. Też na kogoś czeka. Przyniósł piękne kwiaty… Właśnie poprosił o rachunek, więc postanowiłem zaczepić panią powtórnie. Nie zechciałaby pani zerknąć za ten słup, czy to przypadkiem…?”

Aga była wkurzona, ale wstała, obeszła ten słup i… przy stoliku obok drzwi wejściowych siedział Michał.

- Michał?!

- Aga?!

Jak to możliwe? SŁUP! Słup! Czy można uwierzyć w historię dwojga „jużniemłodych” ludzi, którym – można powiedzieć - na drodze do szczęścia stanął zwyczajny, taki 1x1 m, słup???

Restauracja Kaktus. Po lewej i po prawej stronie od wejścia rzędy stołów na 6-8 osób. Wystrój taki „ludowy”. A na środku sali ten nieszczęsny słup.

Michał wszedł do Kaktusa punktualnie o 16, rozejrzał się i usiadł przy stoliku tuż przy wejściu. Po chwili wyszedł do toalety. Dokładnie w tym czasie (prawdopodobnie) weszła Aga. Michał wrócił, rozejrzał się i usiadł znów przy stoliku. Zamówił kawę, poprosił o wstawienie kwiatów do wazonu i… czekał. Ze stolika Michała, jak się później okazało, nie było widać stolika Agi. I odwrotnie. Stojący na środku słup zasłaniał widok na ich stoliki. A telefon Michała się po prostu rozładował… Tak, wtedy nie ładowało się telefonów w dowolnym miejscu… Aga oczywiście przeprosiła kelnera.

Kolejne dziwne spotkanie. Czy to były znaki? Igraszki losu? Czy to koniec? Dziwnych spotkań może tak. Ale wydarzyło się jeszcze coś. Przy następnym spotkaniu. Miesiąc później Michał znów przyjechał do Warszawy.

Tym razem umówili się do kina w bardzo dużym centrum handlowym. Kino jak kino. Film jak film. Aga pamięta tylko tytuł. Ale o czym był film? Dobrze, że On siedział blisko. I trzymał ją za rękę. Tak. Nieważne, ile mamy lat. Zawsze pragniemy bliskości… Zwłaszcza, jeśli spotkania są niezbyt częste… to w końcu 1100 km… A po kinie lody i do auta… Niby nic takiego. Trzeba jednak później znaleźć swoje auto. Żadne z nich nie zapamiętało miejsca, gdzie zaparkowali auto. Dziś się możemy z tego śmiać. Wtedy jednak nie było tak wiele dużych centrów handlowych i tak olbrzymich parkingów… A więc szukali. Może godzinę, może dłużej? Potem Michał będzie opowiadał, że był mile zaskoczony, że Aga nie zrobiła mu awantury za jego gapiostwo. Awantury? Ona była… rozbawiona i chyba… zakochana? No może zauroczona…

Czy ta historia ma ciąg dalszy? Czy pechowe zdarzenia wpłynęły na ich dalsze życie? A może to były znaki, żeby nie zaczynać życia – wspólnego życia - po pięćdziesiątce?

Okazało się, że był to początek pięknej miłości, cudownego, dojrzałego związku pięćdziesięciolatków, którzy zdecydowali się dać sobie szansę na wygrane życie.

Ta historia zdarzyła się naprawdę.

16 sierpnia będą obchodzić kolejną, dwucyfrową już, rocznicę ślubu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Grafomanka ponad tydzień temu
    ''Spotkali się jakieś 25 lat temu.'' - w prozie cyfry zapisujemy słownie.
  • wikindzy ponad tydzień temu
    Nie poprawi, wie lepiej.
  • Skorpionka ponad tydzień temu
    Miła historia, ale opisana tak jakoś bezosobowo. Jak streszczenie pewnych faktów z życia.
  • Dżola ponad tydzień temu
    Skorpionka - masz rację. To może nie streszczenie ale opowiedziane fakty z życia... pozdrawiam
  • Dżola ponad tydzień temu
    Grafomanka- masz racje. Nie wiem jak tu poprawić

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania