Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Imiona cz.1

Greta Wiktor

 

Imiona

 

Prolog

 

Grudzień 2002

 

Jadę tramwajem do domu trzymając w ręce wyniki badań. Wszystkie testy negatywne. Łzy, które staram się jakoś ukryć zasłaniając twarz szalikiem i mocniej naciągając czapkę, same płyną mi po policzkach. Nie są to łzy szczęścia. Choć powinny. Chociażby ze względu na to, co jest napisane na kartce, którą ciągle trzymam w ręce. Jedynie dopisek „badanie kontrolne za pół roku” mogłoby zostać uznane za przyczynę wstrzemięźliwości przed wydaniem z siebie okrzyków radości. Mam jednak pewność, że po wydarzeniach sprzed ponad miesiąca już nigdy na moich ustach nie zagości uśmiech. Wystarczy, że z jakiegoś powodu, chociażby takiego jak ta kartka, wrócę myślami do tego wydarzenia, to przeżywam wszystko jeszcze raz. Ból, upokorzenie, złość, bezsilność. Chyba najgorszym z tych wszystkich uczuć jest bezsilność. Pozostałe motywują do działania, do szukania rozwiązania. To ostatnie potęguje tylko niechęć do wszystkiego. Niechęć do życia. Z każdym dniem coraz trudniej znaleźć mi powód do otworzenia rano oczu, do wstania z łóżka, do wykonywania codziennych obowiązków. Nie motywuje mnie nic. Ani wymarzone studia na Wydziale Fizyki, ani perspektywa spotkania znajomych na lekcjach tańca, na które zresztą już i tak nie chodzę. Jedynie świadomość, że z od czasu tych wydarzeń nie mam już nikogo bliskiego obok siebie i muszę zarobić jakoś na swoje utrzymanie powoduje, że nie daję się całkowicie pochłonąć tym uczuciom.

Wychodzę z tramwaju, który właśnie się zatrzymał. Przechodzę przez bramę cmentarza i idę dalej alejkami w stronę prowizorycznego jeszcze grobu. Przystaję, zapalam wkład od znicza. Zgarniam liście, które postanowiły przetrwać jesień i spaść dopiero co.

⁃ Jest dobrze Babciu - mówię na głos zupełnie nie przejmując się czy ktoś to słyszy.

Wycieram resztki łez z twarzy i siadam na ławce obok w myślach opowiadając jej wydarzenia z całego tygodnia.

Mój wewnętrzny monolog przerywa nagle wibrujący telefon. Przez chwile się rozglądam, czy nikogo nie ma w pobliżu. Trochę nie wypada rozmawiać w takim miejscu. Gdy już mam pewność, że nikt mnie nie usłyszy odbieram połączenie.

⁃ Dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia o korepetycjach z fizyki, czy to aktualne? - słyszę w słuchawce dziewczęcy głos.

⁃ Tak. Udzielam korepetycji - odpowiadam lekko ochrypłym głosem.

⁃ Kiedy mogłabym zacząć?

⁃ Mam wolne wtorki i piątki po 18:00.

⁃ A dzisiaj? Choć na pół godziny?

⁃ Mogę się zgodzić wyjątkowo, ale tylko o 13:00, bo później już mam grafik zapełniony.

⁃ Ok, to będę o 13:00.

 

Godzinę później otwieram drzwi swojego mieszkania zjawiskowo pięknej nastolatce. Ze wstępnej konwersacji dowiaduję się, że ma 15 lat, lubi przedmioty ścisłe i jest w 3 klasie gimnazjum. Chce dostać się do liceum o profilu matematycznym lub matematyczno-fizycznym.

⁃ W czym tkwi problem? - pytam z zaciekawieniem nie rozumiejąc po co w takim razie są jej potrzebne korepetycje.

⁃ Babka z fizy się na mnie uwzięła. Pyta mnie prawie co lekcje, nawet gdy jestem pewna, że umiem to i tak nie udaje mi się dostać lepszej oceny niż 3 - odpowiada przejętą.

⁃ W takim razie sprawdźmy co umiesz.

Przepytuję ją z materiału, który do tej pory przerobili w szkole w tej klasie, ale nie znajduję jakichś rażących braków w edukacji. Z zadaniami radzi sobie dobrze, trochę gorzej z teorią.

⁃ Aby nauczyć się dobrze elektrostatyki i elektryczności, trzeba połączyć matematykę, fizykę i chemię.

⁃ No z chemią to u mnie nie najlepiej. Mam dobre oceny, ale babka nic nie tłumaczy. Często nam robi godzinę wychowawczą zamiast chemii albo chodzi po szkole i zagląda do ubikacji, czy ktoś tam nie pali, albo nie robi czegoś gorszego.

Pomijam milczeniem ostatni fragment wypowiedzi, choć jeszcze kilka miesięcy temu z pewnością moja reakcja byłaby inna na to zabawnie opisane zachowanie nauczycielki.

⁃ W takim razie proponuję lekcje fizyki z elementami chemii. Takie podejście pomoże Ci lepiej zrozumieć teorię. 

 

1. Anka

 

Lipiec 2003

 

W końcu wakacje. Ostatnie egzaminy w tym roku akademickim już za mną. Jakoś udało mi się przez nie przebrnąć. Chyba tylko świadomość możliwości stracenia stypendium przez beznadziejne oceny w połowie roku zdopingowała mnie do nauki. Chociaż nie są to jakieś niebotyczne sumy, to jednak spokojnie wystarczają na jedzenie. Utrzymywanie się w tak dużym mieście jak Wrocław, gdzie łatwo znaleźć uczniów na korepetycje, nie jest może jakimś wyczynem, ale w wakacje mogłoby być krucho. Dlatego zawsze każdy grosz się dla mnie liczył.

Siadam na fotelu mojej babci i zaczynam czytać książkę, którą poleciła mi koleżanka z roku, gdy nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Nie spodziewam się nikogo i z niechęcią żegnam się z wygodną pozycją. Otwieram drzwi i w tym momencie Anka rzuca się na mnie z takim entuzjazmem, że ledwo utrzymuję się na nogach.

⁃ Zdałam! Mam 50 punktów z części matematyczno-przyrodniczej.

⁃ To rewelacyjnie - uśmiecham się i odwzajemniam uścisk.

⁃ Wszystko dzięki Tobie.

⁃ Nie bądź taka skromna. To Twoja zasługa - mówię całkiem serio, ale w głębi duszy cieszę się, że mam w tym swój udział.

Po raz pierwszy od październikowych wydarzeń czuję się dobrze, czuję, że jestem dla kogoś wsparciem i dzięki tej skromnej, ale też niezwykle energicznej dziewczynie wraca mi chęć do życia.

Szkoda, że to już koniec naszych spotkań - myślę w duchu - mógłby to być początek całkiem miłej znajomości. Może nawet przyjaźni.

⁃ Masz wolną chwilę - pyta rozluźniając uścisk.

⁃ Tak, właśnie zaczynam czytać książkę, ale to może spokojnie poczekać. O co chodzi?

⁃ Mama dała mi w nagrodę 200 zł. Mogę sobie kupić co chcę. Mam już upatrzoną sukienkę, ale potrzebuję porady. Chodź ze mną. Pomożesz mi wybrać.

Jej bezpośredniość na chwilę zbiła mnie z pantałyku. Jednak myśl, że mam szansę lepiej poznać tę energiczną istotę stojącą przede mną zamazała całkowicie chwilowe zażenowanie.

⁃ Jasne. Daj mi tylko chwilę na przygotowanie do wyjścia.

 

Październik 2003

 

Już od kilku nocy wracają wspomnienia sprzed roku w wyczerpujących koszmarach. W dzień o tym nie myślę, rozpoczął się nowy rok akademicki, mam nowych uczniów na korepetycjach, ciągle coś robię, gdzieś biegam, coś załatwiam. Anka była u mnie ostatnio na początku września pochwalić się obserwacjami z nowej szkoły. Tylko przy niej wszystkie smutki odchodzą na bok. Jednak zbyt duża różnica wieku między nami nie pozwala mi na stawianie kolejnych kroków w naszych relacjach. Mogę się jedynie cieszyć, gdy sama przychodzi lub proponuje spotkania na mieście. Zawsze się przy tym nieźle bawimy, szczególnie, w większym gronie, razem z jej rówieśnikami. Może jakaś cząstka mnie pragnie dalej być młoda i piękna. Choć do obu tych cech jest mi zdecydowanie daleko.

Jest późny wieczór. Właśnie tłumaczę młodemu człowiekowi trzecią zasadę dynamiki, gdy dzwoni telefon.

⁃ Przepraszam, muszę odebrać - mówię do ucznia trochę z zakłopotaniem, bo nie znoszę jak mi ktoś przeszkadza w korepetycjach, a trochę z radością, gdyż na wyświetlaczu widzę kto dzwoni.

⁃ Cześć! Mogę przyjść do Ciebie za chwilę? Potrzebuję mocny komputer. Mój się nie wyrabia, a mam zadanie z informatyki do zrobienia na jutro - mówi przez telefon Anka.

⁃ Cześć - odpowiadam - właśnie mam korepetycje.

⁃ Nie szkodzi. Cichutko sobie posiedzę w kącie. Nie będę Ci przeszkadzać. Obiecuję.

Jej entuzjazm jest bardzo zaraźliwy, więc zgadzam się bez zastanowienia.

Kilkanaście minut później już jest na miejscu. Tak jak obiecała do końca lekcji siedzi cicho i coś tam robi na moim laptopie.

⁃ Mam nadzieję, że to nic nielegalnego - żartuję.

⁃ Nie, no co Ty. Wszystko zgodne z prawem. A mogę Ci pozmieniać ustawienia firewalla? Trochę masz tu bałagan.

⁃ Jeśli tylko nie pousuwasz mi ważnych danych, to rób co chcesz.

⁃ Serio? Co tylko chcę?

⁃ No, prawie wszystko. Byle legalne i nie 18+. Nie chcę podpaść Twoim rodzicom - do słów dorzucam uśmiech, ale mówię całkiem na serio.

⁃ Ha ha ha - udawanym śmiechem przykrywa rumieniec na policzkach - A tak a propos rodziców, czy zgodzisz się przyjść do mnie do domu w jakiś weekend? Mama bardzo chce Cię poznać. Tato chyba jeszcze bardziej. Tyle im o Tobie opowiadałam, a jednak czuję, że nie są w stanie zaakceptować mojej przyjaźni z Tobą, dopóki Cię nie poznają.

W tym momencie jakaś gula urosła mi w gardle. Pierwszy raz powiedziała, że relacje między nami to przyjaźń. Cieszy mnie to niesamowicie i jednocześnie czuję strach. Przeraża mnie wizja rozmowy z jej rodzicami.

 

2. Lucyna

 

Listopad 2003

 

Od spotkania z Anki rodzicami minął miesiąc. Było to fascynujące doświadczenie. Czuć było, że kochają swoją córkę nad życie. Pragnienie ochrony jej przed niebezpieczeństwami tego świata, to ich priorytet stawiany na równi z zapewnieniem jej szczęścia i wsparciem w wyborach. Anka nie jest trudnym dzieckiem, ale miewa szalone pomysły. Według nich takim szalonym, godnym pożałowania pomysłem była przyjaźń ze mną. Zważywszy na 7 lat różnicy między nami. Licząc na mój rozsądek postanowili przekonać mnie do rozważenia zakończenia tej znajomości. Rozmowa z początku blacha, o sprawach związanych z moimi studiami i zainteresowaniami zeszła na tematy o życiu i egzystencji. Anka wiedząc o co chodzi rodzicom zmyła się jak najszybciej. Wszystkie argumenty przedstawiła już dawno temu. Teraz rezultat tej rozmowy zależał już tylko ode mnie.

⁃ Mam nadzieję, że rozumiesz naszą troskę o Anię – powiedziała Pani Lucyna po dłuższej rozmowie o moralności, zasadach etycznych i relacjach koleżeńsko-przyjacielskich. Od początku spotkania Ani rodzice mówili mi po imieniu.

⁃ Z całą pewnością się z Państwem zgodzę. Jej rozwój emocjonalny dopiero się zaczyna. Jest bardzo energiczna, ale też czasami zbyt ufna. Doskonale Państwa rozumiem - moje słowa chyba w tym momencie zbyt smutno wybrzmiały. Rany sprzed roku nie do końca się zagoiły. Moja ufność do ludzi legła wtedy w gruzach. - Ja nie mam do ludzi takiego zaufania. Wręcz przeciwnie. Ania część, a może nawet większość, swojej energii przekazuje innym. Cieszy się życiem i młodością. Jeśli teraz zostanie utemperowana, już nigdy nie będzie tak radosna i szczęśliwa. Dla mnie jest jak młodsza siostra, która powoli zaczyna wyfruwać z rodzinnego gniazda, a którą trzeba czasem przypilnować, podać rękę, żeby nie upadła potykając się o kamienie rzucane przez życie. Wiem, że sobie z wszystkimi wyzwaniami poradzi, bo ma tak wspaniałych rodziców. Zazdroszczę jej tego. Państwa decyzja będzie dla mnie wiążąca i nigdy nie zrobię nic wbrew temu co Państwo postanowią. Jeśli jednak pozwolą Państwo na tę przyjaźń, będę Anię wspierać z całego serca w każdej chwili.

Po tym moim trochę zbyt przydługim wywodzie następuje jeszcze dłuższa cisza.

 

Jest piątek po południu, dzwoni telefon. To mama Ani.

⁃ Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Chciałam Cię serdecznie zaprosić na rodziny obiad w niedzielę - jej głos jest jak zawsze miły, choć zdystansowany.

⁃ Pani Lucyno. Jest mi niezmiernie przyjemnie i bardzo się cieszę z tego zaproszenia, jednak nie chcę się narzucać. To w końcu rodzinny obiad.

⁃ Nie przyjmuję odmowy do wiadomości - powiedziała dalej miło, aczkolwiek tym razem z nutką stanowczości.

⁃ W taki razie nie odmówię. Bardzo dziękuję.

 

Od rana zżera mnie stres. Nawet tak proste czynności jak wybór ubrania stanowią nie lada wyzwanie. Po wywróceniu szafy do góry nogami i przymierzeniu połowy jej zawartości wybieram elegancką i może trochę zbyt formalną garderobę. Jest już późno, mam tylko kilka minut do wyjścia. Nie lubię się spóźniać, więc szybko sprawdzam w lustrze czy wszystko w porządku, zaczesuję włosy w schludny kucyk, poprawiam rękawy koszuli, wkładam buty i wychodzę.

Kilkanaście minut później jestem już pod domem Ani.

⁃ A tego to się nie spodziewałam - mówi zdumiona Pani Lucyna odbierając ode mnie butelkę wina.

⁃ Mam nadzieję, że będzie Państwu smakowało. Nie znam Państwa gustu, a pytanie Ani o to byłoby niestosowne.

⁃ Tak, chyba tak. A nawet jeśli nie, to i tak by nie znała odpowiedzi. Mam nadzieję - wypowiedź kończy lekkim żartem.

 

Będąc już w domu siadam na fotelu i myślami wracam do dzisiejszych wydarzeń. Pomimo początkowych stresów dzień był naprawdę udany. Rodzinna atmosfera tego domu, lekkie przytyki ojca Ani wobec swojej żony i mina Pani Lucyny, mówiąca, żeby sobie darował przy gościu, były nie do przecenienia. Bardzo mi tego brakowało.

⁃ Słyszałam, że dobrze tańczysz - w pewnym momencie rozmowa zeszła na moje zainteresowania.

⁃ Tak, kiedyś. Zdarzało mi się uczestniczyć w konkursach tanecznych. Już od dawna nie ćwiczę.

⁃ Czemu?

⁃ To skomplikowane. Rok temu wydarzyło się wiele trudnych rzeczy. Najgorszą z nich chyba była śmierć mojej Babci. Nie mam już takiego zapału do pielęgnowania swojego hobby.

⁃ To straszne. Przepraszam, nie wiedziałam - próbowała ukryć wzruszenie mama Ani.

⁃ Nawet ja tego nie wiedziałam - powiedziała trochę urażona Ania.

 

Dwa dni później Ania stoi u progu moich drzwi.

⁃ Dlaczego mi nigdy o sobie nie mówisz? Na przykład tego z Twoją Babcią?

⁃ A jak mam cokolwiek powiedzieć, kiedy to Tobie nigdy się buzia nie zamyka? - próbuję obrócić sytuację w żart, nie chcąc pokazać jak te słowa ścisnęły mój żołądek.

⁃ To nie fair. Myślałam, że się przyjaźnimy.

⁃ Aniu. Są pewne sprawy, o których bardzo trudno mówić. Nawet przyjaciółce. Wiesz o mnie wszystko co jest teraźniejszością, nic nie ukrywam. Przeszłością też się podzielę. Jednak teraz nie jesteś na to gotowa. Ja też nie.

⁃ Czy wtedy stało się coś strasznego? - zapytała zupełnie niewinnie.

⁃ Tak Aniu. To coś co nigdy nie powinno się wydarzyć. A jednak się stało. Poniekąd z mojej winy, a raczej bezmyślności.

⁃ Nie wierzę. To na pewno nie Twoja wina, a bezmyślności nie można Ci zarzucić.

⁃ Teraz już nie.

 

Kwiecień 2004

 

⁃ Mama zaprasza Cię na wielkanocne śniadanie - szczebiocze do słuchawki Ania.

⁃ Bardzo dziękuję. I pewnie jak zwykle nie uznaje odmowy – żartuję, ale szczerze się cieszę.

Ostatnie święta jakie pamiętam to te 2 lata temu spędzone z moją babcią, mamą mojego Taty. Od tej pory nie obchodzę świąt. Moja mama ostatni raz spędziła ze mną święta 4 lata temu, potem nie chciała mnie widzieć. A może dystans między nami to moja wina. Każdy z telefonów po tym spotkaniu kończył się kłótnią. Po śmierci Babci przestała dzwonić.

⁃ Czy macie w zwyczaju robić sobie prezenty „na zajączka”? - pytam odrzucając na bok wspomnienia.

⁃ Tak, ale to są tylko drobne upominki. Dla Ciebie sama wybrałam prezent - mówi rozpromieniona, jakby już chciała mi go wręczyć.

⁃ W takim razie też coś przygotuję.

⁃ Tylko pamiętaj. Nic drogiego.

 

3. Michał

 

Lipiec 2005

 

W poniedziałkowe popołudnie rozkoszuję się lekturą, na którą w roku szkolnym nie mam czasu. Co prawda na studiach doktoranckich nie ma typowych wakacji, ale że ostatnie badania wyszły nadzwyczaj dobrze, to pozwalam sobie na chwilę wytchnienia. Do mieszkania wpada Anka. Już od jakiegoś czasu ma swoje klucze i chociaż tu nie mieszka, to zdarza się jej skorzystać z pokoju gościnnego. Jak na razie bez towarzystwa. Choć mam coraz większe obawy, że może to się zmienić w każdym momencie. Nie wiem jak się wtedy zachowam.

⁃ Dostałam się na informatykę na politechnice - jak zwykle w takich sytuacjach krzyczy rozentuzjazmowana. I ma powód. Bardzo trudno jest się dostać na ten kierunek.

⁃ Gratulacje. Musimy to oblać.

⁃ Jasne! W klubie? Tym co zawsze?

⁃ Bardzo chętnie.

⁃ A jak Twoje badania? - zmienia temat, chociaż wiem, że to bardziej z kurtuazji, bo dziś pewnie myśli tylko o wymarzonych studiach.

⁃ Wszystko się udało. Dziś nie mam siły, ale od jutra muszę się zabrać za pisanie publikacji.

⁃ To przełóż to na pojutrze, bo nie wiem, czy będziesz w stanie zrobić to jutro - na jej twarzy pojawia się ten szelmowski uśmiech, który nigdy nie wróży nic dobrego.

⁃ Jeśli masz zamiar mnie upić, to od razu zrezygnuj, bo to Ci się nie uda.

⁃ Jeszcze zobaczymy.

⁃ Ok, ale to Ty będziesz tym razem musiała się mną zająć i przyprowadzić w całości do domu - mówię śmiejąc się.

Wcale jednak nie jest mi tak bardzo do śmiechu. Od pamiętnej październikowej nocy prawie w ogóle nie piję, szczególnie poza domem. Czasem jakiegoś drinka, ale nigdy na tyle, żeby się upić.

 

W klubie jest gorąco i duszno. I zdecydowanie za głośno. Mimo wszystko lubię tu przychodzić. Taniec pozostał moją pasją do dzisiaj. Co prawda nie da się tu „wywijać walca” jak mówi Anka, ale nawet te proste ruchy sprawiają mi przyjemność.

⁃ Widzisz tego chłopaka, tam na kanapie po drugiej stronie. Ma ciemne włosy i czarny T-shirt z jakimś rysunkiem, chyba drzewa. Przygląda Ci się już od godziny - na moje słowa zareagowała rumieńcem.

⁃ Tak, wiem zauważyłam - powiedziała speszona.

⁃ Mam go jakoś zniechęcić?

⁃ Nie, nie - prawie krzyczy - podoba mi się - dodaje już spokojniej. - Tylko nie wiem, czy się odważy zagadać. Bo ja raczej nie - pierwszy raz widzę ją naprawdę zawstydzoną. Zupełnie to do niej nie pasuje.

⁃ Idź na parkiet i potańcz. Jak zobaczy Twoje zwinne ruchy to na pewno zareaguje - próbuję ją ośmielić.

⁃ A możesz iść ze mną?

⁃ Nie, tym razem to nie jest dobry pomysł. Chyba chcesz go zachęcić, a nie odstraszyć - choć żart mi się udaje, to jej nie jest do śmiechu. - Idź, idź - ponaglam.

Speszona idzie na parkiet. Na szczęście idą z nią jej dwie koleżanki z liceum, które świętują razem z nami. Po dłuższej chwili dołączają do nich chłopcy z tamtej kanapy. Przy wolniejszej piosence brunet poprosi ją do tańca. Tańczą razem cały wieczór. Tylko czasami zerka na mnie z uśmiechem, poświęcając większość swojej uwagi partnerowi. A raczej na przeżywaniu swoich pierwszych pocałunków i dotyków, którymi hojnie się darzą.

⁃ I jak Twój brunet? - to pytanie postawione w trakcie powrotu do mojego mieszkania powoduje rumieniec na jej twarzy.

⁃ Jest uroczy.

⁃ Faktycznie. Uroczy to odpowiednie słowo.

⁃ Przestań. Nieładnie tak z kogoś drwić - mówi urażona.

⁃ Sorki. Już nie będę. Ile ma lat? Jak ma na Imię?

⁃ To przesłuchanie?

⁃ Nie. Po prostu pytam z czystej ciekawości. Ładnie razem wyglądaliście.

⁃ Michał. Jest o rok starszy. Studiuje biotechnologię.

⁃ Ciekawe. Macie chyba wspólne zainteresowania przedmiotami ścisłymi.

⁃ Tak, trochę na ten temat gadaliśmy. Lubi też współczesną muzykę i filmy.

⁃ Już go nie lubię - żartuję.

⁃ No przestań. Nie każdy musi się interesować muzyką dla stetryczałych zgredów - odcina się.

⁃ No to mi dowaliłaś - pomimo udawanego gniewu chce mi się śmiać tak bardzo, że Anka szybko się orientuje i sama wybucha śmiechem.

 

Grudzień 2005

 

⁃ Michał to dupek! - krzyczy na całe mieszkanie, gdy tylko się w nim znalazła.

⁃ Co się stało?

⁃ Od tygodnia namawia mnie na, jak to mówi „kolejny krok”.

⁃ Chodzi Ci o seks?

⁃ Tak.

⁃ I w czym problem?

⁃ No co Ty? Popierasz go?

⁃ To zależy. Jeśli jesteś na to gotowa i kochasz go, to seks mógłby być bardzo przyjemnym doświadczeniem.

⁃ A jeśli nie jestem gotowa?

⁃ To mu to wytłumacz.

⁃ No i w tym problem. Tłumaczyłam przez tydzień, aż w końcu mi powiedział, że i tak już za dużo czasu na mnie poświęcił, że inne laski dawały mu dupy dużo szybciej.

Zatkało mnie. Faktycznie dupek. Przytulam ją najmocniej jak potrafię. Bez słowa siadamy na kanapie. Pół nocy płacze na moim ramieniu, aż zmęczona i wyczerpana zasypia dopiero gdzieś nad ranem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania