Poprzednie częściImiona cz.1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Imiona - cz.2

4. Ryszard

 

Lipiec 2006

 

Stoimy na stacji PKP z Anką i jej rodzicami, którzy przyszli tutaj, by nas pożegnać. Jedziemy do Warszawy.

⁃ Mówiłem, że dam Wam samochód. Byłoby wygodniej - wyraźnie niepocieszony odzywa się Pan Ryszard.

⁃ Nie mam wprawy w prowadzeniu samochodu, a nie chcę, żeby Anka siedziała za kierownicą, jest za bardzo rozentuzjazmowana.

⁃ Kochanie. Poradzą sobie. To nie dzieciaki - wtrąca się Pani Lucyna.

⁃ Tak mamo – potakuje Ania. - Będzie dobrze. Na miejscu weźmiemy taksówkę. Mieszkanie, które będziemy wynajmować jest niedaleko.

⁃ Zaopiekuj się nią - zwraca się do mnie Pan Ryszard kładąc rękę na moim ramieniu.

⁃ Oczywiście. Jak zawsze. Ale mogę tam być tylko miesiąc, nie mam więcej urlopu.

⁃ Tato. To tylko trzy miesiące. Wiem, że przeraża Cię mój wybór pracy jako modelki, ale znasz mnie. Nie zrobię nic głupiego.

⁃ No właśnie. Znam Cię - mówi to jakby bał się, że właśnie będzie robić same głupoty.

 

Tydzień później Anka ma wolny weekend.

⁃ Chodź. Pójdziemy coś pozwiedzać - pada z jej strony propozycja.

⁃ Chętnie. Co prawda znam już chyba większość zakamarków Warszawy, ale mogę Cię oprowadzić po tych, które najbardziej mi się podobają.

⁃ Super. Jestem gotowa.

⁃ Możemy też coś zjeść w knajpce, która kojarzy mi się z moją młodością.

⁃ Czyli trąci myszką? - żartuje.

⁃ Nie bądź aż taka złośliwa.

⁃ Już nie będę - robi niewinną minkę.

⁃ A jak pierwszy tydzień zdjęć? Wyglądasz na zmęczoną.

⁃ Faktycznie jest wyczerpująco, ale ludzie są na prawdę mili. Nie spodziewałam się aż tak ciepłego przyjęcia. Tylko jedna z modelek jest strasznie złośliwa. Podobno dla każdego.

Dzień mija nam na plotkach związanych ze światem mody i na zwiedzaniu. Dla takich chwil chce się żyć.

 

Lipiec 2008.

 

Jej kariera nabiera rozpędu. Za kilka dni znowu wyjedzie do Warszawy, gdzie spędzi 3 miesiące na pokazach mody. Ale to za kilka dni. Specjalnie jeszcze nie rozpoczęła pracy, by być ze mną dzisiaj. W jednym z najważniejszych dni mojego życia. Dziś obrona mojego doktoratu. Stres sięga zenitu. Chodzę po mieszkaniu tam i z powrotem. Siadam, wstaję, znowu siadam. Włączam prezentację, by jeszcze raz zerknąć na to co mam mówić. W pewnym momencie decyduję. Wychodzę. Chociaż do wydarzenia pozostało jeszcze cztery godziny, to nie ma sensu, żeby w domu przeżywać katusze. Chwilę później jestem w domu Ani.

⁃ Wiem, że to może niepotrzebne gadanie, ale nie stresuj się tak - mówi mama Ani na wejściu i przytula mnie. - Recenzje masz świetne, wręcz rewelacyjne. Nawet jest w nich wniosek o wyróżnienie Twojej pracy.

⁃ Tak, wiem, ale nic na to nie poradzę. Ręce same mi się trzęsą.

⁃ Będzie dobrze - powiedział Pan Ryszard poklepując mnie po plecach. Będziemy z Tobą i będziemy mocno trzymać kciuki.

⁃ Dziękuję. Za wsparcie… za wszystko… - łzy same mi lecą a głos się łamie.

Mama Ani nie puszcza mnie z objęć, więc łzy lecą na jej sukienkę.

⁃ Nie płacz już. To nie wypada - mówi chyba tylko po to, aby ukryć swoje wzruszenie.

 

Kilka godzin później przewodniczący Rady ogłasza, że na tajnym zebraniu jednogłośnie zapadła decyzja o nadaniu mi stopnia doktora w dziedzinie nauk fizycznych z wyróżnieniem.

⁃ Teraz jest czas na podziękowania - mówi już mniej oficjalnie.

Wiadomo. Promotor, współpracownicy, koleżanki i koledzy z zakładu. Im wszystkim zawdzięczam to, kim teraz jestem. Ale nie tylko im.

⁃ Przede wszystkim pragnę podziękować mojej wspaniałej rodzinie. Przybranym rodzicom Pani Lucynie i Panu Ryszardowi oraz przybranej siostrze Ani. Wspieraliście mnie we wszystkich trudnych chwilach, pokazaliście ciepło domowego ogniska, gdy już moja nadzieja na ludzką dobroć dawno uleciała. Zaufaliście mi i pozwoliliście mi Wam zaufać. Dziękuję… - ostatnie słowo ugrzęzło mi w gardle.

Godzinę później wraz z Anią, jej rodzicami, moim promotorem, recenzentami i przewodniczącym siedzimy na obiedzie w wystawnej restauracji. Na szczęście cały stres już opadł i udaje mi się swobodnie porozmawiać z wszystkimi uczestnikami tego ważnego dla mnie wydarzenia.

 

5. Andrzej

 

Październik 2008

 

Jak co roku ten okres mam wyjęty z życiorysu. Najgorzej jest w rocznicę śmierci mojej babci. W ten dzień nie odzywam się do nikogo. Jedyną osobą, która jest w stanie być w ten dzień ze mną i mnie wspierać jest Anka. Zawsze jedziemy najpierw na cmentarz, a potem spędzamy go w moim mieszkaniu. Ania w milczeniu przyrządza coś do jedzenia, a później równie cicho czeka aż zjem. Czasami czyta, czasami coś cicho ogląda w telewizji, czasami słucha muzyki.

Dziś postanowiła poczytać.

⁃ To wszystko zaczęło się od śmierci Andrzeja na początku października 2002 roku - mówię to tak niespodziewanie, że aż podskoczyła w fotelu.

Choć jest wyraźnie poruszona, to jednak o nic nie płyta, pozwala mi dokończyć swoją opowieść.

Choć było to raczej krótkie streszczenie tamtych wydarzeń powiedziane przeze mnie prawie jednym tchem, to jednak zawierało w sobie całą rozpacz jaka we mnie była.

⁃ Czy dlatego nie rozmawiasz ze swoją mamą? Czy ona Cię obwinia za śmierć babci? - mówi po wysłuchaniu całości.

⁃ Nie. Mama wie tylko o Andrzeju.

⁃ To musisz z nią o tym porozmawiać. Nie wierzę, żeby czyjakolwiek matka pozostała obojętna na krzywdę swojego dziecka.

⁃ Ona mi nigdy nie wybaczy. Nigdy nie zaakceptowała Andrzeja. Miał żonę. Co prawda byli po rozwodzie, ale było też dziecko.

⁃ A Twoja babcia? Ona go akceptowała?

⁃ Tak. Traktowała go tak, jakbyśmy byli w formalnym związku. Tylko bez papierka. Była bardzo wyrozumiała. Gdy czasem się posprzeczaliśmy z Andrzejem, to nigdy bez rozeznania sprawy nie brała mojej strony. Czasami wydawało mi się, że lubi go bardziej niż mnie.

⁃ A jak zginął?

⁃ W wypadku samochodowym. Rodzina też mu nigdy nie wybaczyła tego, że zostawił żonę i dziecko, by żyć w grzechu. Ze mną. Zarówno moja mama jak i jego rodzice są bardzo katoliccy. Nawet nie poinformowali mnie o terminie pogrzebu. To mnie jeszcze bardziej załamało. Resztę już znasz.

⁃ Tak. I dalej uważam, że Twojej mamie należy się szczerość. Nawet jeśli to będzie ostatnia rozmowa z nią w Twoim życiu, to i tak powinna się odbyć.

⁃ Nie mam siły teraz o tym myśleć. Pójdę spać.

Wstaję i idę od razu do łóżka, nie mam siły na kolację czy choćby na umycie się. Anka idzie za mną. Po raz pierwszy w życiu kładzie się koło mnie i mocno przytula. Ciepło jej ciała utula mnie do snu.

 

Grudzień 2008

 

⁃ Cześć Mamo - choć nasza rozmowa przez telefon była raczej chłodna, to niespodziewanie mama zaprosiła mnie na święta Bożego Narodzenia do siebie, do Krakowa.

⁃ Cześć. Rozbierz się. Przygotowałam Ci pokój gościnny. Możesz tam zanieść walizkę.

⁃ Dobrze. Dziękuję.

⁃ Piotr jeszcze nie wrócił z pracy, dlatego nie wyjechał po Ciebie na stację - to tłumaczenie było zbyteczne. Obecny mąż mamy nie pała do mnie sympatią. Nie przyjechałby nawet gdyby go mama o to błagała.

⁃ Nie szkodzi. Łatwo tu dotrzeć autobusem.

⁃ W takim razie rozpakuj się i zejdź na obiad.

W tym momencie do domu wchodzi Piotr. Wita się, choć z nieukrywaną odrazą. Na szczęście mam wymówkę, że muszę się rozpakować i szybko idę na górę, bo jego zachowanie powoduje tylko, że mam ochotę wrócić do Wrocławia. Nawet nie stara się być miły. Godzinę później jesteśmy po obiedzie. Przez ten czas nie odezwał się ani razu. Tylko mama co jakiś czas zadawała pytania dotyczące ostatnich sześciu lat mojego życia. Informację o obronionym w tym roku doktoracie przyjęła równie obojętnie jak tę o nowym stoliku w salonie.

⁃ Nie będę ukrywać, że Twój związek z Andrzejem był niestosowny. Cieszę się, że to już za nami. Mam nadzieję, że już nie robisz podobnych głupot.

Jej słowa bolą. Po co o tym wspomina? Czemu jest aż tak zawzięta?

⁃ Nie mamo. Z nikim się nie spotykam - mówię zgodnie z prawdą.

Te dwa zdania sprawiają, że mama wyraźnie się ożywia. Widać, że nie zniosłaby kolejnej hańby. Nawet Piotr zaczyna się włączać w konwersację. Obca osoba mogłaby rzec, że całkiem przyjemnie spędzamy razem czas, ale bystry obserwator z pewnością by zauważył ambiwalentność i kuriozalność tej nieszczerej rozmowy. Ale przynajmniej była kulturalna.

 

Jest drugi dzień świąt. Siedzę z mamą w salonie. Piotr pojechał ze swoim 16 - letnim synem z pierwszego małżeństwa do swoich rodziców. Mama też by tam pojechała, ale poczuła się w obowiązku dotrzymania mi towarzystwa. Zaproszenie mnie do przybranych dziadków nie wchodziło w ogóle w rachubę. Konserwatywne poglądy jego rodziny i bardzo głęboko zakorzenione katolickie wartości kłóciły się z moimi życiowymi wyborami. Mama poznała Piotra jak już była wdową, jemu też kilka lat wcześniej zmarła żona. Obje do siebie pasowali, więc po moich 18-tych urodzinach zdecydowała, że zostawi mnie pod opieką babci i po ślubie z Piotrem wyprowadziła się do Krakowa.

Wracam do rzeczywistości. Może i dobrze, że jestem tu teraz tylko z nią. Nadszedł czas na poważną rozmowę.

⁃ Nie. To niemożliwe, to się nie wydarzyło. Nie wierzę - spazmatyczny płacz zaczyna nią targać zaraz po tym jak dotarły do niej moje słowa. - Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział?

⁃ Stało się. Babcia Krysia przypłaciła to życiem. To chyba mnie bardziej boli niż tamte wydarzenia, mamo. Gdyby nie moja głupota nie dostała by zawału.

⁃ Głupota. Może i głupota. Ale Ci ludzie, jak oni mogli zrobić coś takiego?

Anka miała rację. Żadna normalna matka nie przejdzie obok krzywdy swojego dziecka.

 

6. Tomek

 

Październik 2011

 

Od dwóch lat przeżywam ten miesiąc zupełnie inaczej. Koszmary minęły, mam nadzieję, bezpowrotnie. Anka jak zwykle jest przy mnie, ale jest też ze mną mama. Co prawda na odległość, ale w dobie wszechobecnych telefonów komórkowych nie stanowi to problemu. Nie czuję co prawda pełnego wsparcia z jej strony i pewnie nigdy to nie nastąpi, ale nasze relacje są bardzo poprawne, czasami nawet ciepłe.

Od początku września uczęszczam na zajęcia z tańca nowoczesnego. Nie jest to co prawda to samo co taniec towarzyski, ale i tak sprawia mi to niesamowitą frajdę.

⁃ Gdyby nie ten kontrakt w Paryżu to chętnie bym z Tobą pochodziła na te zajęcia taneczne - słyszę w słuchawkach. Anka rok temu obroniła pracę magisterską z informatyki i wyjechała do Francji. Od tej pory w wolnych chwilach rozmawiamy za pomocą internetu.

⁃ Myślę, żeby Ci się spodobały. Jest wiele sympatycznych osób w Twoim wieku.

⁃ A są jacyś przystojni mężczyźni? - zapytała z zaciekawieniem.

⁃ No wiesz co? Co to za pytanie? Mam porozmawiać o tym z Dawidem? - udaję obruszenie, choć nie za bardzo mi ono wychodzi.

⁃ No przecież nie o mnie mi chodzi, a o Ciebie, nie udawaj, że nie wiesz.

⁃ No dobra. Droczę się. Jest tam taki jeden.

⁃ Opowiadaj. Chcę znać wszystkie szczegóły.

⁃ Nie wiem jak ma na imię. Jest blondynem, gdzieś mniej więcej w Twoim wieku, może trochę młodszy.

⁃ No ładnie - żartuje - nie wiedziałam, że rozglądasz się za młodszymi.

⁃ Za nikim się nie rozglądam - choć to była prawda, to moja zbyt energiczna reakcja nadała fałszywą nutę tej wypowiedzi.

⁃ A powiesz coś więcej o nim?

⁃ Jest przystojny, ma chłopięcy wygląd, bardzo wysoki. Myślę, że ma ponad 190 cm. I ma niesamowicie brązowe oczy.

⁃ A jak całuje? - pyta rozbawiona.

⁃ Daj spokój. Nie jestem w stanie zamienić z nim nawet zdania. Zresztą to nie miałoby sensu. Za każdym razem jest obok niego wianuszek dziewczyn. Mam wrażenie, że większość z nich chodzi na lekcje tylko ze względu na niego.

⁃ No to gratuluję wyboru obiektu westchnień.

⁃ Tak, wiem, beznadzieja.

⁃ Beznadzieja - wtóruje chichocząc, powodując również u mnie wybuch niepohamowanego śmiechu.

 

Grudzień 2011

 

⁃ Cześć. Wspaniale tańczysz - piękny męski głos wybudził mnie z rozmyślań. Do zajęć jest jeszcze dobre 10 minut - pokażesz mi ten krok z ostatnich zajęć? Coś nie mogę załapać.

⁃ Jasne - mój drżący głos z pewnością zdradza zakłopotanie. - Chodź do lustra tam będzie lepiej widać.

⁃ Super - na jego twarzy pojawia się uśmiech.

⁃ Najpierw wypychasz nogę do przodu i wykonujesz ruch biodrem na zewnątrz. O tak - mówiąc to jednocześnie pokazuję. - Dołącz do tego ręce. Połącz je i odchyl na boki. O tak - znowu pokaz. - Pamiętaj, że przy tym kroku trzeba mieć ugięte kolana - pokazuję jeszcze kilka razy i czekam na jego reakcję.

Teraz on pokazuje mi to, jak zrozumiał moje nauki.

⁃ Dobrze, tylko biodra bardziej na zewnątrz.

⁃ Jeszcze bardziej?

⁃ Tak.

⁃ Nie dam rady.

⁃ Dasz, tylko ugnij kolana.

Po kolejnej niezbyt udanej próbie odruchowo chwytam go za biodra, w tym samym momencie zamiast się rozluźnić i pozwolić sobą pokierować, to on drętwieje.

⁃ Przepraszam… - zażenowanie towarzyszące tym słowom na szczęście zostaje zamaskowane przez tłumek trzpiotek, które dopadają brązowookiego blondyna właśnie w tej chwili.

 

Styczeń 2012

 

⁃ I jak tam nauka tańca z blondynem?

Anka po opowieści z ostatnich grudniowych zajęć chyba musiała siedzieć dzisiaj jak na szpilkach, bo co chwilę wysyłała smsy, z pytaniem, czy jestem już w domu.

⁃ Muszę ostudzić Twoją ciekawość. Nie było go.

⁃ Eeeee… To dupa. W takim razie idę spać. Zadzwonię za tydzień - żartuje.

⁃ Serio? Tylko to Cię interesuje? - udaję obrażenie.

⁃ A powiesz mi coś ciekawego? I nie mam tu na myśli nudnych kropek kwantowych i jeszcze nudniejszych relacji z próby wbicia do głowy zasad dynamiki swoim uczniom.

⁃ Ale z Ciebie złośliwa małpa.

⁃ I co z tego. I tak mnie kochasz.

⁃ Jasne. Małpiszonie.

Jak zwykle gadamy przez kilka godzin, zdecydowanie o wiele za długo.

 

Maj 2012

 

Jest trzeci tydzień maja. Gdy już całkiem tracę nadzieję na ujrzenie choć jeszcze jeden raz wysokiego blondyna, to nagle on zjawia się na zajęciach tanecznych. Niby nic się nie zmieniło, dalej otacza go kilka dziewczyn, ale jednak coś nie daje mi spokoju. Może to wspomnienie moich rąk na jego biodrach. Może jeszcze coś innego. Nie wiem. Zerka co chwilę na mnie. Gdy w końcu odważył się podejść wchodzi do sali instruktorka i rozpoczyna zajęcia. Blondyn zawraca w połowie drogi.

Po zajęciach musiał chyba szybko wyjść, bo nigdzie go nie widzę.

Trudno, może na następnych zajęciach dowiem się co chciał. Ta myśl trzyma mnie przy nadziei do następnych zajęć.

Tydzień później znowu jesteśmy w tym samym miejscu. Jednak tym razem nie zwraca na mnie uwagi. Może to były tylko moje wymysły, nadinterpretacja.

⁃ Nie, nic się nie wydarzyło. Nie podszedł, nie zagadał. Zero reakcji. - to była moja odpowiedź na cotygodniowe pytania Anki o relację z lekcji tańca.

⁃ No to chyba najwyższa pora na Twój ruch?

⁃ Na jaki ruch?

⁃ Nie wiem, cokolwiek, zagadaj go, powiedz jaki jest przystojny i jak bardzo Cię podnieca - mówi to wyraźnie ubawiona.

⁃ Chyba sobie jaja robisz?

⁃ No może troszkę. Ale jeśli nic nie zrobisz, to nigdy się nie dowiesz, czy Ty mu się podobasz. Może Ci to uciec przez palce.

Ma rację. Nic nie stracę, jeśli z nim porozmawiam. Choćby o tańcu albo o czymkolwiek. Więc postanowione. Porozmawiam z nim za tydzień.

⁃ Pamiętaj, że przylatuję na następny weekend do Wrocławia. Odbierzesz mnie z lotniska w sobotę?

⁃ Oczywiście. Możesz na mnie liczyć. Jednak w tygodniu muszę chodzić do pracy, nie dam rady wziąć urlopu - tłumaczę, gdyż choć bardzo chcę ten czas spędzić z moją przyjaciółką, to tym razem jest to mocno utrudnione.

⁃ Nie przejmuj się, już mam kilka planów na ten czas.

⁃ Damsko-męskich? - pytam z ciekawością. Jakiś czas temu zerwała z Dawidem. Ich związek nie wytrzymał próby czasu i miłości na odległość.

⁃ Może.

⁃ Nie żartuj. Nic mi nie mówiłaś.

⁃ Bo to jeszcze nie pora.

⁃ No ładnie. Ja Ci zdradzam tajemnice jednego dotyku bioder, a tu taka niewdzięczność - udaję urażenie.

⁃ Bo dopiero robię rozeznanie. Znam go z Paryża, ale na stałe mieszka we Wrocławiu. Nie chcę zapeszać.

⁃ No dobra. Odpuszczam. Ale nie na długo.

 

Czerwiec 2012

 

Jest środa wieczorem. W weekend przyleciała Anka i razem z jej rodzicami spędziliśmy leniwą niedzielę rozmawiając i oglądając film po obiedzie. Przez kolejne dni nie było czasu na spotkania. Więc, gdy widzę, że dzwoni, z radością odbieram połączenie.

⁃ Na sobotę chcę Cię zaprosić do klubu. Przyjdź, proszę, mam niespodziankę. Chcę Ci kogoś przedstawić.

To pewnie jej nowy chłopak. W końcu uchyli mi rąbka tajemnicy. Zaczynam się ekscytować, chyba bardziej z potrzeby zaspokojenia ciekawości niż dlatego, że idziemy potańczyć.

⁃ Jasne. Będę. O której?

⁃ O 20:00. Tym razem w „Malince” - odpowiada.

⁃ Zmiana klimatów?

⁃ To nie ja wybierałam miejsce. Ale nie zrezygnujesz przez to?

⁃ Nie. Będę.

⁃ Super. To do zobaczenia. Pa.

 

Nie przeszkadza mi duchota, ścisk i głośna muzyka. Po to właśnie się chodzi do klubu, by tego doświadczyć. Ale tutaj to nie moje klimaty. Współczesna muzyka nigdy nie należała do moich ulubionych. Próbuję odszukać wzrokiem Ankę. Na kanapach jej nie ma, więc sprawdzam parkiet. Długo się przyglądam tańczącym i nagle staje mi serce. Brak mi tchu, chcę uciekać, a jednocześnie nie mogę oderwać wzroku. Widzę jak tańczą jakiś wolny kawałek po środku sali pełnej par całujących się i dotykających w jednoznacznych ruchach w rytm piosenki puszczanej przez DJ-a. Te ciemnobrązowe oczy przyciągają mnie jak magnes, jednocześnie potęgując narastający we mnie ból. Wybiegam na zewnątrz. Muszę ochłonąć zanim wrócę do środka.

⁃ Ogarnij się - mówię do siebie. Może tylko w myślach, a może na głos. Po raz kolejny biorę głęboki oddech.

Dlaczego to musiała być właśnie Anka? Dlaczego z nim? Dlaczego tak to boli?

Zabolał widok tych ciemnobrązowych oczu wpatrzonych w nią, ramion, które ją obejmują, ust, które się do niej uśmiechają.

Widząc ich razem, idealnie do siebie pasujących, tańczących jak dwa motyle krążące wokół siebie, czuję tylko, że ta pomyłka co do jego zachowania na lekcjach tańca będzie mnie teraz słono kosztować.

⁃ Ogarnij się - powtarzam sobie jeszcze raz tak na wszelki wypadek.

Wchodzę z powrotem do klubu. Już nie tańczą, siedzą na kanapie, którą mieliśmy zarezerwowaną, zostało tylko jeszcze jedno miejsce na pufie. Widząc mnie Anka podrywa się z kanapy i wychodzi przed stolik przywitać się ze mną.

⁃ Super, że jesteś. Tak się cieszę. Chciałam Ci kogoś przedstawić. To jest Tomek - pokazuje na mężczyznę z ciemnobrązowymi oczami, który, stał już przy niej.

⁃ Cześć - słowa grzęzną mi w gardle. Resztką sił się przedstawiam i podaję rękę. Ten jeden uścisk kosztuje mnie więcej wysiłku niż kilkugodzinny trening.

⁃ To moi znajomi ze studiów, Arek z żoną Moniką, Michał z Iloną i Marcin z Kaśką. - Tomek przedstawia mi całe towarzystwo po kolei.

Po zapoznaniu wciskają mnie do środka kanapy. Tomek siada koło mnie, a Anka na pufie. Na moje pytające spojrzenie tylko się uśmiecha. Mi nie było do śmiechu. Ograniczona ilość miejsca sprawia, że Tomka uda niemal dotykają moich. Robi mi się gorąco.

Na początku zdawkowe pytania, czym się zajmuję, skąd znam Ankę itp. Tomek o nic nie pyta. Jakby to wszystko już wiedział, albo go to nie obchodziło. Chociaż nie… obchodziło, wyraźnie widzę zaniepokojenie, jakby mu nie pasowało, że przyjaźnię się z Anką… To pewnie przez ten wianuszek kobiet wiecznie krążących wokół niego na zajęciach tanecznych. Pewnie bał się, że jej o tym powiem.

Rozluźnia się dopiero po kilku drinkach przy rozmowie o muzyce. Zresztą mi też już trochę szumi w głowie. Konsekwencją tego jest wszczęta przeze mnie niepotrzebna sprzeczka na temat współczesnej muzyki.

⁃ To jakieś ochłapy. Muzyka lat 70 była na dużo wyższym poziomie niż obecne kawałki. Ba, nawet w muzyce dyskotekowej z lat 90 śmiało można znaleźć więcej sensu niż we współczesnej. Nie mówiąc już o tym, że do tego co teraz leci nie da się tańczyć.

⁃ Założymy się? - rzuca wyzwanie Tomek.

⁃ A co? Zatańczysz do tego coś więcej niż przytulaniec lub przechodzenie z nogi na nogę?

⁃ Zobaczysz - śmieje się, wstaje i idzie w stronę parkietu. Wszyscy z znajomi idą za nim.

 

Piosenka już chwilę leciała, stanął pośrodku parkietu, wśród dosyć licznej grupy tańczących. Zaczyna się ruszać. To nie jest tylko zwykłe ruszanie rękami i nogami, widać, że lekcje tańca nie poszły na marne. Ludzie koło niego tworzą kółko, robiąc dla niego coraz więcej miejsca. Tańczy coraz odważniej. Gdy piosenka się kończy i zaczyna nowa nie przestaje, ale zaczyna się ruszać w sposób, który doskonale wrył mi się w pamięć. To jest układ z zajęć, tylko w trochę innym tempie.

Nawet nie wiem kiedy nogi same zaczynają mi się ruszać. Widząc to Anka popycha mnie w stronę Tomka, tak, że prawie się zderzamy.

Nie wiem czy to sprawka alkoholu, czy endorfin uwolnionych podczas tańca, ale ogarnia mnie chwilowa radość zaraz po zakończeniu układu. Musiał się podobać, bo ludzie biją nam brawo. Szybko jednak wraca potworny ścisk żołądka.

 

Czy to tylko moja wyobraźnia, czy Tomek przysunął się jeszcze bliżej mnie? Wyraźnie czuję jego uda przy swoich. Jest mi coraz duszniej. Muszę coś zrobić. Muszę wstać.

⁃ Stawiam kolejkę. Kto co chce? - czekam na zamówienia od wszystkich i kieruję się w stronę baru. Muszę odsunąć od siebie te myśli i uda Tomka.

Zanim kelner skończył przygotowanie drinków ciemnobrązowe oczy zjawiają się tuż przy mnie.

⁃ Pomogę Ci - mówiąc to delikatnie się uśmiecha.

Stoi tuż przy mnie. Znowu zabrakło mi tchu. Ta chłopięca alabastrowa twarz ze zniewalającym uśmiechem skierowana w moją stronę, to nieziemskie spojrzenie, te ramiona.

⁃ Ogarnij się - kolejny raz, chyba już z milionowy mówię to do siebie.

Po powrocie z drinkami Tomek znowu siada tak, że dotykamy się udami. Nie jestem w stanie skupić się na rozmowie, prawie wcale się nie odzywam. Nawet gdy poruszane są tematy, na których dobrze się znam. Czasem ktoś zadaje pytanie bezpośrednio do mnie, wtedy na chwile się rozkręcam, by znowu poczuć ciepło ud obok siebie i przeszywający ból. Jest zdecydowanie zbyt blisko. Wielokrotnie niechcący dotykam ramieniem jego ramienia lub klatki. Jego włosy muskają moją twarz, gdy się o coś pyta zbyt blisko mojego ucha. Ból i alkohol robiły swoje. Nie protestuję, gdy dołącza do mnie, kiedy wychodzę zaczerpnąć świeżego powietrza. Choć zupełnie mi to nie odpowiada. Zaczynamy rozmawiać o Ance. O tym jak poznali się, gdy kilka miesięcy temu zaczęli razem pracować w Paryżu.

⁃ W zasadzie, to tak lepiej ją poznałem kilka dni temu, jak byłem u niej w domu. Poznałem nawet jej rodziców. Widziałem też wasze wspólne zdjęcia.

W tym momencie nie wytrzymuję.

⁃ Przepraszam. Muszę już wracać do domu - zostawiam go samego na zewnątrz lokalu, szybko wracam pożegnać się z Anką i z pozostałymi uczestnikami imprezy tłumacząc się nawałem pracy przy pisaniu manuskryptu i wybiegam z lokalu mając nadzieję, że nigdzie już nie spotkam Tomka.

Nawet nie pamiętam, ile czasu zajęło mi dotarcie do domu, choć lokal znajduje się całkiem blisko, Snuję się bez celu, aż w końcu, gdy już część alkoholu zdążyła wyparować, zdaję sobie sprawę jak bardzo popaprany był ten wieczór. I jak kolejny raz narażam się na niebezpieczeństwo. Anka najwyraźniej zaczęła spotykać się z Tomkiem, a ja odstawiam takie numery. Jak zakochany dzieciak. Czy po mnie to było widać? Czy Anka się zorientowała? Może inni nie widzieli, ale Anka mnie zna lepiej niż ktokolwiek. Zrobiło mi się wstyd. Ból złamanego serca, wstyd za sponiewieranie przyjaźni i odraza do siebie. Teraz tylko takie uczucia mną kierowały.

 

Następne dwa dni pamiętam jak przez mgłę. Bez jedzenia, bez snu, w ciuchach z sobotniej imprezy. Z amoku wyrwał mnie dźwięk dzwonka telefonu. Dzwoni Anka. Chyba właśnie tego było mi trzeba. Powiedzieć prawdę i skończyć z tym szaleństwem.

⁃ Cześć. Jak podobała Ci się moja niespodzianka? - powiedziała szczebiocząc wyraźnie z siebie zadowolona.

⁃ Cześć. Słuchaj. Muszę Ci coś powiedzieć. Tylko proszę, nie przerywaj mi. Nie wiem czy drugi raz odważę się to wyznać.

Cisza z drugiej strony zapewnia mnie, że to jest właśnie moment na szczerość.

⁃ Kocham się w Twoim facecie. To on jest blondynem z lekcji tańca. Nie chcę tego. Kocham Cię najbardziej ma świecie i sama myśl o tym co czuję do Tomka, jak to bardzo Cię zrani…. Czuję wstyd. Nic mnie nie usprawiedliwia, zresztą nie chcę usprawiedliwienia, nawet nie liczę na wybaczenie, zrozumiem, jeśli już się do mnie nigdy nie odezwiesz, chcę tylko, żebyś wiedziała, że Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze…

W tym momencie rozładowała mi się bateria. To i tak było już wszystko, co było do powiedzenia. Może to trochę nie fair, że nie miała okazji się na mnie zezłościć i wygarnąć mi. Nie mam jednak na to siły. Zostawiam rozładowany telefon na blacie kuchennym i idę się umyć. Część emocji wyparowała, w to miejsce pojawiło się ogromne zmęczenie i zaczęła się przebijać świadomość, że ciągle mam na sobie te same ciuchy co dwa dni temu. Biorę kąpiel. Trochę cieplejszą niż zwykle. Uwielbiam gorące kąpiele, ale tym razem jest aż za bardzo. Resztką sił przebieram się w dresy. Siadam na kanapie w salonie i znowu w moich myślach pojawia się Tomek. Jego chłopięce rysy, wydatne usta, ciemnobrązowe oczy. Zatapiam się kolejny raz w tych oczach, wtulam w delikatne lekko umięśnione ramiona… Ostatni raz… - obiecuję sobie.

Z tej pięknej, ale jednocześnie dołującej wizji wyrywa mnie dzwonek domofonu. To Anka - myślę - może i dobrze, że przyszła, może jeszcze jest szansa na uratowanie naszej przyjaźni.

⁃ Cześć, wejdź - mówię do słuchawki domofonu i nie czekając na odpowiedz naciskam przycisk otwierający drzwi na dole.

Otwieram zamek drzwi od mieszkania, uchylam je i wracam na kanapę.

⁃ Cześć- słyszę delikatny męski głos. Dokładnie ten, który tak dobrze wrył mi się w pamięć ostatniej soboty.

Podrywam się z kanapy i na chwile serce przestaje mi bić. W tym momencie konsekwencje niedospania, braku jedzenia i zbyt ciepłej kąpieli uderzają jak grom z jasnego nieba. Mdleję.

Tomek szybko podbiega i łapie mnie w ostatniej chwili. Podnosi i sadza na kanapie. Na jego twarzy pojawia się zakłopotanie połączone z jakimś dziwnym grymasem.

Wyjmuje telefon i dzwoni.

⁃ Cześć… tak, jestem tu… nie wiem, źle się czuje… dobrze, zapytam… tak, zamówię coś na wynos… ok, nie martw się o nic… zajmę się… pa.

Te krótkie, urywane zdania mówi wyraźnie zdenerwowany. Jeszcze nie do końca do mnie dociera co się stało, a w zasadzie co się nadal dzieje.

⁃ Jak się czujesz? Wezwać pogotowie? – pyta łagodniejszym tonem.

⁃ Nie, dzięki, już lepiej, to ze zmęczenia.

⁃ Domyślam się.

⁃ Skąd wiesz? - pytam z przerażeniem, choć to jest jasne, że Anka powiedziała wszystko swojemu nowemu chłopakowi. Tylko dlaczego jego do mnie wysłała. To pytanie kołacze mi się w głowie.

⁃ Anka poprosiła, bym sprawdził czy u Ciebie wszystko w porządku. Jak widać miała rację, że się martwiła - mówi jakby wiedział o czym myślę.

⁃ Wszystko Ci powiedziała? - pytam ledwo wydając z siebie dźwięki, choć dobrze znam odpowiedź.

⁃ Tak… - na chwilę zapada cisza - Masz coś do jedzenia?

⁃ Nie - odpowiadam, nie do końca rozumiejąc o co mnie pyta i dlaczego nie wyzywa, nie wrzeszczy. Chyba już mi było wszystko jedno co zrobi.

⁃ W takim razie zamówię pizzę. Bedzie szybciej niż gdybym miał coś ugotować. Jaką lubisz?

Nie doczekał się odpowiedzi. Patrzę na niego jak na zjawę.

⁃ Hmm… Ja mam ochotę na serową? Może być?

Mimowolnie potakuję. Zauważywszy to po chwili już dzwoni do pizzerii i zamawia dużą pizzę z czterema gatunkami serów.

Przez chwile siedzimy w ciszy. Przygląda mi się z niedowierzaniem i chyba niezadowoleniem.

⁃ Anka musiała dzisiaj rano wrócić do Paryża i dlatego nie mogła sama do Ciebie przyjść. Bardzo się zdenerwowała, gdy po Waszej rozmowie nie mogła się do Ciebie dodzwonić. Od razu do mnie zadzwoniła, przyszedłem najszybciej jak się dało.

Widząc, że nie jestem w stanie cokolwiek odpowiedzieć, ciągnie dalej.

⁃ Nie jestem chłopakiem Anki. Tylko się przyjaźnimy.

To było jak uderzenie pioruna. Jak pierwsze chwile po obudzeniu z jakiegoś koszmaru… jeszcze ciągle czując strach i przerażenie, ale już ze świadomością, że to był tylko sen.

Anka nie jest na mnie zła - kołatało mi się gdzieś w myślach - nie ma powodu by mnie nienawidzić.

Jakby naprawdę ciężki kamień spadł mi z serca. Na mojej twarzy maluje się niekontrolowany lekki uśmiech. Chyba również niekontrolowanie patrzę cały czas w te ciemnobrązowe oczy coraz bardziej się uśmiechając, gdyż w pewnym momencie odchrząka. Wtedy dopiero wracam do rzeczywistości.

⁃ Przepraszam. Niezbyt kulturalnie się zachowuję. Chcesz może coś do picia? Kawę, herbatę, sok jabłkowy, wodę, coś mocniejszego? - Wymieniam kierując się w stronę aneksu kuchennego.

⁃ Tak. Poproszę piwo, jeśli masz. Albo cokolwiek z alkoholem. Za dużo wrażeń, by to ogarnąć na trzeźwo.

⁃ Mam. W szklance?

⁃ Może być bez.

Wyciągam ostatnią butelkę piwa jaka została po wizycie znajomych kilka tygodni temu. Otwieram ją i podaję Tomkowi. Mi wystarczy woda. Siadam na wprost niego na kanapie. Chyba już trochę się rozluźnił, bo oparł się wygodnie powoli upijając złotawy napój.

⁃ Lubisz uczyć? - wyskoczył z tym pytaniem jak Filip z konopi.

⁃ Tak. Ale tylko wtedy, gdy ktoś się chce nauczyć. Inaczej to jest męczące. Strata czasu.

Z początku rozmawiamy wyraźnie spięci, ale już po chwili atmosfera się rozluźnia i zaczynam opowiadać o swojej pracy, różnych śmiesznych zdarzeniach ze studentami i o życiu na Uczelni. W międzyczasie przyjechał dostawca pizzy i zjedliśmy ją rozmawiając tym razem o jego studiach. Okazało się, że z Anką łączy go nie tylko praca w modelingu, ale także studiowali na tej samej uczelni. Był od niej rok młodszy. W podobnym czasie skończyli ten sam kierunek, informatykę, tylko on studia I stopnia, a Anka magisterskie. Poznali się w Paryżu, gdzie przez ostatnie 4 miesiące brali udział częściowo w tych samych pokazach i reklamach. Potem rozmawiamy o jego znajomych z imprezy. To jego przyjaciele, z którymi spotyka się co kilka tygodni w tym klubie. Czasem zapraszają też kogoś z zewnątrz jak Ankę i mnie.

W pewnym momencie zaczynam się zastanawiać, dlaczego tu jeszcze jest, czemu nie poszedł. Upewnił się, że ze mną już jest ok. Mógłby sobie pójść. Zmęczenie powoduje jednak, że nie mam siły tego roztrząsać. Coraz bardziej zamykały mi się oczy. Choć jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie na normalny sen.

W pewnym momencie wstaje i idzie do regału z wieżą i gramofonem.

⁃ Mógłbym puścić jakąś muzykę? Widzę, że masz pokaźną kolekcję płyt CD i winyli.

⁃ Jasne. Wiesz jak się obsługuje gramofon?

⁃ Tak. Mam u siebie. Puszczę Vangelisa. Może być?

⁃ Jak najbardziej - mówię, choć w duchu wiem, że ta spokojna muzyka może źle zadziałać.

Nawet nie wiem kiedy zasypiam. Budzę się gdzieś w środku nocy, wszystko jest wyłączone, posprzątane. Tomka już nie ma. Idę do łazienki, myję się i idę spać do sypialni.

Rano budzi mnie zapach kawy… Dziwne. Wychodząc z sypialni czuję ją jeszcze wyraźniej. Przy barowym blacie w aneksie kuchennym siedzi Tomek i czyta jakąś książkę. Nie rozumiem co on tu robi. Przecież wyszedł wczoraj.

⁃ Hej! - uśmiecha się do mnie zawadiacko.

Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że jestem tylko w bieliźnie. Szybko wracam do sypialni i ubieram dresy.

Gdy wracam z powrotem do salonu czeka na mnie kawa.

⁃ Nie wiem jaką lubisz, ale domyśliłem się, że skoro masz ekspres, to espresso będzie ok.

⁃ Nie bardzo. Wolę latte, ale nie szkodzi. Trochę mleka, cukru i będzie to najlepsza kawa pod słońcem - mówię podchodząc do lodówki po mleko.

Po skończonej zabawie w przerabianie espresso na latte siadam na wprost niego na barowym stołku. Ciągle boję się zapytać co tu robi i jak wszedł do mieszkania. W głębi serca cieszę się jak dziecko, że tu jest. Chyba czytał mi w myślach, bo sam się zaczął tłumaczyć.

⁃ Spałem w pokoju gościnnym. Wiedziałem od Anki, że masz tam łóżko i pościel. Uzgodniłem z nią, że tak będzie najlepiej.

Choć wydaje mi się, że to tylko litość i zobowiązanie wobec przyjaciółki nim kierowało, to jednak się cieszę. Sama jego obecność mi wystarcza, nawet jeśli to uczucie, które teraz przeszywa moje ciało za chwile miałoby prysnąć jak bańka mydlana. Jego bezpośredniość dodaje mi odwagi, a jednocześnie onieśmiela.

Proponuję sałatkę grecką z grzankami na śniadanie. Chwilę mi zajmuje zanim danie jest gotowe. W tym czasie opowiadał mi o książce, która mu wpadła w oko z mojej kolekcji i zostało mu mniej niż połowa. Staram się nie zdradzić zakończenia, choć muszę się pilnować, gdyż jego teorie są całkiem trafne i aż korci mnie, żeby mu przytaknąć.

⁃ Gdyby spojrzeć na relację pomiędzy Nikolą a Jackiem jak na coś więcej niż tylko platoniczną znajomość dwojga ludzi uwikłanych w tę zagadkową sytuację, to mógłby być z tego niezły erotyk - mówi wyraźnie rozbawiony nowym podejściem do czytanego właśnie kryminału.

⁃ Chyba za dużo sobie dopowiadasz - również się śmieję.

⁃ Ale zauważ. W tym pokoju, gdzie rozmawiali, byli całkiem sami. Jack mógł przecież nawet niechcący dotknąć palcami jej palców - mówiąc to dotyka palcami mojej ręki, którą trzymam na blacie. Robi to zdecydowanie nieprzypadkowo.

Pomimo ogromnego zaskoczenia nie odsuwam ręki. Chociaż ten dotyk pali jak żywy ogień, to jednak jest to najprzyjemniejsze uczucie jakie można sobie wyobrazić.

⁃ Mógłby też… całkiem przypadkowo… nachylić się nad stolikiem i zbliżyć swoje usta do jej ust - i tym razem robi to co mówi.

Nasze usta są dosłownie kilka milimetrów od siebie. Jego dłoń z moich palców wędruje wyżej, na przedramię. Delikatnie palcami, a w zasadzie samymi opuszkami palców gładzi mnie po skórze. Zbliża się jeszcze bardziej. Nie wytrzymuję. Drugą ręką chwytam go za kark i przylegam swoimi ustami do jego ust. Delikatnie rozchylam wargi tak aby jego dolna warga znalazła się pomiędzy moimi. Przez chwilę się waham. Chyba wyczuł to, bo zaraz namiętnie oddaje pocałunek. Zamykam oczy, czuję, że w każdej chwili mogę osunąć się na ziemię. Tak jak wczoraj. Ale nic takiego się nie dzieje. Puszczam jego kark. Na ułamek sekundy pojawia się myśl, że może zbyt mocno go trzymam. Nie wiem co mnie opętało. Nie chcę by doszukał się w tym jakiejś brutalności, nie po swoich własnych doświadczeniach. Ale nie zauważam na jego twarzy, że robię coś nie tak. Uśmiecha się delikatnie zerkając na mnie tymi swoimi ciemnobrązowymi oczami. W połączeniu z blond włosami i delikatnymi rysami twarzy, tworzą niesamowity efekt prawdziwego, uwodzicielskiego piękna.

⁃ Teraz muszę wrócić do siebie, ale chciałbym zjeść dziś z Tobą kolację. Taką na mieście, w restauracji - oznajmia nieoczekiwanie

⁃ Randka? - pytam żartobliwie

⁃ Tak… w zasadzie tak… - mówi to jakby niepewnie - przyjdę po Ciebie o 19:00. Może być?

⁃ Jak najbardziej - uśmiecham się, a wewnątrz cieszę się jak dziecko.

Następne częściImiona - cz.3 (ostatnia)

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania