Immunitet Jurysdykcyjny
Pewnego dnia, w Warszawie, doszło do kradzieży w sklepie jubilerskim. Złodziej uciekł z torbą pełną biżuterii i wsiadł do taksówki. Niestety dla niego, taksówka była śledzona przez policję, która podejrzewała kierowcę o przemyt narkotyków. Po krótkim pościgu, policja zatrzymała taksówkę i zaczęła przeszukiwać ją.
- Co to jest? - zapytał policjant, znajdując torbę ze skradzionymi klejnotami.
- To nie moje! - krzyknął złodziej.
- A to? - zapytał inny policjant, znajdując worek z kokainą pod siedzeniem kierowcy.
- To też nie moje! - krzyknął kierowca.
- Proszę się nie wykręcać, panowie - powiedział policjant. - Macie państwo duże kłopoty. Muszę spisać protokół i zabrać was na komisariat.
- Nie możecie nas zabrać! - oburzył się złodziej. - Ja mam immunitet jurysdykcyjny i nikt mnie nie może ukarać!
- Immunitet? Co to takiego? - zapytał kierowca.
- To znaczy, że jestem chroniony przez prawo międzynarodowe i nie podlegam jurysdykcji polskich sądów - wyjaśnił złodziej.
- Aha, rozumiem - skomentował kierowca. - To ja też mam immunitet jurysdykcyjny!
- Co? Skąd? - zdziwił się złodziej.
- No bo ja jestem taksówkarzem i nie podlegam jurysdykcji miejskich policjantów - oświadczył kierowca z uśmiechem.
Policjant nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Zrezygnowany, odwrócił się i poszedł do swojego radiowozu.
- Co robimy z nimi? - zapytał jego kolega.
- Nic. Niech sobie radzą sami. My tu nie mamy nic do gadania - odpowiedział policjant i odpalił silnik.
Tak oto immunitet jurysdykcyjny uratował obu przestępców przed aresztowaniem, ale nie przed gniewem szefa mafii. Czy to sprawiedliwe? Nie wiem, ale na pewno śmieszne.😂
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania