Infinite cz.1

Siedzę na parapecie i wyciągam kolejny już raz pędzelek z granatowym kolorem, nanosząc go na paznokcia. Pod nosem nucę cicho piosenkę i powoli rozprowadzam kolor, aby się nie pobrudzić. Za oknem zapada już zmrok. Można by pomyśleć, że jestem teraz sama na świecie, gdyby nie to, że na dole w kuchni hałasuje moja babcia. Właśnie kończę malować ostatniego paznokcia, kiedy do pokoju wbiega średniego wzrostu blondynka o pięknych oczach i wesołej twarzy. Emily jest moją najlepszą przyjaciółką od przedszkola. Mieszka naprzeciw mnie i rozumiemy się bez słów.

 

-Jesteś gotowa? - spytała rozsiadając się na łóżku.

 

-Jak widać jeszcze nie - odpowiadam zakręcając lakier i zeskakując z parapetu.

 

-Twoja babcia kazała powiedzieć, że kolacja za piętnaście minut.

 

-Dobra, dobra, ja tu mam poważny problem... - staję przed szafą i przyglądam się każdemu z ciuchów po kolei.

 

Emily wstaje i podchodzi do mnie. Zaczyna grzebać między wieszakami mrucząc coś pod nosem.

 

-Jeju... Kobieto. Musimy iść niedługo na jakieś porządne zakupy, bo wieje nędzą - zaśmiała się wyciągając czarną obcisłą u góry, a luźniejszą na dole czarną sukienkę z małym dekoltem.

 

-No dzięki - mówię z poirytowaniem i przyglądam się sukience.

 

-No i co? - pyta Emily przykładając sukienkę do siebie i machając jej materiałem.

 

-No nie wiem. Nie czuję się w niej komfortowo.

 

-To po co ją masz? - pyta przyjaciółka przekręcając oczami.

 

-Mama mi kupiła...

 

Zapadła chwila ciszy. Emily wiedziała już o co chodzi. Usiadła z sukienką na łóżku i poklepała miejsce obok, dając mi do zrozumienia, żebym przyłączyła się do niej.

Wzdycham głośno i zajmuję miejsce blisko  Em.

 

-Wiem, że jeszcze to przeżywasz Rosie, ale twoja mama na pewno by się ucieszyła gdybyś ją ubrała. To prezent od niej. Sprawisz jej tym radość. Jestem tego pewna - mówiła Emily gładząc mnie po plecach.

 

Po moim policzku spłynęła łza. Powinnam schować ją gdzieś głęboko w szafie, a tak to teraz płacze.

 

-Ubierz ją dla niej - powiedziała swoim słodkim głosikiem przyjaciółka.

 

-Nie wiem czy powinnam - opuściłam głowę i zaczęłam bawić się materiałem sukienki.

 

-Pewnie, że tak! - Em wstała razem z sukienką. -Słuchaj Rosie. Masz ją ubrać. Twoja mama patrzy z góry i myślisz, że zasmuci się kiedy ubierzesz prezent od niej?

 

-Echh... No nie.

 

-No właśnie. Szybko do łazienki i mi się pokaż. Czekam - powiedziała stanowczo, podając sukienkę.

 

Wstałam niechętnie i poszłam ubrać prezent od mamy. Strasznie mi przypominał o niej i budził smutek, ale stwierdziłam, że trzeba zrobić krok do przodu i pogodzić się, że jedna z najbliższych mi osób w życiu odeszła. Stanęłam przed lustrem i zdjęłam dresy, a potem bluzkę. Jak na siedemnastolatkę mam bardzo kobiece kształty i nie narzekam. Moje kasztanowe włosy opadały na jasne ramiona kontrastując z ustami w kolorze malin i ciemnymi oczami. O tak. Urodę i wzrost  zdecydowanie mam po mamie. Była chodzącą modelką. Pomimo wieku piękna cera, oczy, włosy i figura. Tata był szczęściarzem. Chwyciłam sukienkę leżąca na pralce i zaczęłam ją zakładać przez głowę tak, aby nie zniszczyć wcześniej starannie wykonanego makijażu. Kiedy przebrnęłam przez tą czynność rozczesałam swoje długie włosy i poprawiłam usta szminką. Lubiłam się malować, ale nieprzesadnie. Przejrzałam się w lustrze. Naprawdę wyglądałam dobrze, ładnie? Podobałam się sobie i lekko się uśmiechnęłam. Dziękuję mamo. Pomyślałam mając nadzieję, że usłyszała i wyszłam z łazienki.

 

-Wow! - krzyknęła Emily. -Boże wyglądasz niesamowicie.

 

-Bez przesady - uśmiechnęłam się.

 

-Bez. Przesady? - spytała akcentując dokładnie dwa słowa.

 

-Dobra już. Teraz ty idź się przebrać w to co przyniosłaś. Widzimy się za pięć minut w kuchni!

 

Wzięłam szpilki do ręki i zeszłam boso na dół do babci.

 

-Och Rosie! -babcia zakryła usta dłonią o mało nie upuszczając łyżki brudnej od sosu.

 

-Wyglądasz jak matka. Boże. Wyglądasz jak Katherine...

 

-Oj babciu bez przesady. Wiem, że jestem podobna do mamy, ale nie aż tak - zaśmiałam się.

 

-Nie miałaś ubrać innej sukienki? - spytała mieszając sos do spaghetti.

 

-Miałam trochę do wyboru, ale nie wiedziałam jaką wziąć, a na sobie mam wybór Emily.

 

-Czy ktoś mnie obgaduje? - spytała Em schodząc po schodach.

 

-No, no... Puszczać takie ślicznotki to aż strach! Macie uważać, nie brać nic podejrzanego i nie gadać z dziwnymi ludźmi i...

 

-Babciu! - krzyknęłyśmy razem z Emily. Tak, skoro była jak moja siostra nazywała ją też babcią.

 

-Żadne babciu. Macie uważać i wrócić na 00:00, a teraz do jedzenia.

 

Usiadłyśmy przy stole i zaczęliśmy jeść pyszną kolację babci Clarissy. Do wyjścia zostało dwadzieścia minut i dokładnie tyle samo czasu kiedy mieli przyjść po nas chłopcy. Jadłyśmy szybciej niż zwykle, żeby jeszcze poprawić się w łazience. W końcu imprezy szkolne odbywały się naprawdę rzadko, a jak już, to oczywiście szli wszyscy. Po zjedzeniu babcia zakazała nam pomóc w sprzątaniu, a że dobrze ją znam wiedziałam, że nie odpuści, więc pobiegłyśmy na górę zamykając się w łazience. Usiadłam na wannie i patrzyłam jak Emily w pięknej granatowej sukience prostuje włosy.

 

-Jak myślisz? - spytała biorąc kolejne pasmo włosów do rozprostowania. -Dominik będzie chciał cię przelecieć?

 

-O mój Boże! Em! Jesteś nienormalna?

 

Przyjaciółka zaczęła się śmiać.

 

-No co... Widać, że leci na ciebie, a teraz jest okazja. W dodatku wyglądasz obłędnie.

 

-Nie ma żadnej okazji, bo nie mam zamiaru być kolejną jego zdobyczą. Jest tylko fajny jako kumpel - odparłam poprawiając rzęsy.

 

-Dziewczynki!

 

-Dobra, idę jeszcze do pokoju po torebkę, a ty zejdź już do nich bo moja babcia ich zamęczy.

Pobiegłam szybko do swojego azylu i spakowałam do małej torebki telefon, szminkę i klucze od domu. Zeszłam na dół gdzie w salonie czekali już Emily, Dominik i Luke. Chłopcy byli zdecydowanie przystojni. To trzeba przyznać. Mieli na sobie ciemne spodnie. Dom miał niebieską koszulę wsadzoną w spodnie i podwinięte rękawy, które eksponowały jego musklulature, tak samo jak Luke tyle, że on miał białą koszulę. Bruneci przywitali się ze mną całusem w policzek po czym poszliśmy do przedpokoju gdzie ubrałam z Emily szpilki. Dom podał mi rękę i wyszliśmy za próg domu.

 

-Tylko macie mieć telefony włączone i być na na 00:00. Bawcie się dobrze - staruszka uśmiechnęła się i zamknęła drzwi.

 

Dominik trzymał mnie za rękę i prowadził do samochodu. Za nami szła Emily z Lukiem. Gdy otwierał mi drzwi, żebym mogła wsiąść szepnął, że ślicznie wyglądam i uśmiechnął się łobuzersko.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Lady_Makbet 04.08.2017
    Zamiast 00:00 powino być północ ;)
    To tyle z większych uwag. Ogólnie jest dobrze. 4
  • Igniis 12.08.2017
    Ciekway początek i historia. Na poczatek daje 4.:) Czekam na następną część.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania