Inhale and exhale - Chapter Three
Miesiąc temu wszystko było inne, lepsze. Nie bywałam zmęczona, pomijając zwyczajne sytuacje. Nie miałam tych objawów, które męczą mnie dotychczas. Minął miesiąc, a ja pamiętam to popołudnie jak gdyby było wczoraj.
Byliśmy umówieni w parku. Miało być jak zawsze. Trochę się pośmiejemy, pogadamy, zjemy coś. Cóż, wyszło inaczej.
Tego dnia założyłam czarny top z krótkim rękawem, spodenki i trampki. Szampański humor mnie nie opuszczał. Włosy związałam w luźny kok. To był koniec lipca. Słońce wysoko świeciło, a chmur było brak. Bezchmurne niebo.Przyszedł Damien. Miał na sobie luźną koszulkę i spodnie rybaczki. Był jakiś spięty.
-Hej - przywitałam się.
-Hej - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany.
-Co się stało? - zapytałam, marszcząc delikatnie brwi. - Damien, co się stało?! - zaniepokoiłam się.
-Wyjeżdżam. - Ogarnęło mnie przerażenie. Co? Dlaczego? Po co? Chce mnie zostawić? Mój mózg szalał.
-Ale... - zaczęłam. - Żartujesz, prawda? - Zaczęłam się śmiać. - To żart, Damien, tak? - upewniałam siebie. Jego oczy przeczyły.
-Mila... - Odwrócił wzrok. Wstałam.
-Przyjaźnimy się od zawsze! Nie możesz mi tego zrobić. Jesteś jedynym, kto mnie dobrze zna! - wkurzyłam się. Zapewne każdy patrzał się w naszą stronę. Przecież robiłam scenę, ale jakoś nie obchodziło mnie to w tej chwili.
-Mila... uspokój się. - Także wstał z rękoma uniesionymi w poddańczym geście. - Wszystko ci wyjaśnię. Nie denerwuj się.
On odchodził. Rzecz realna. Rozmowy przez internet są do dupy, nie ukrywajmy. Nie wypalą. Nie mogłam zrozumieć, czemu się tak denerwuję. Przecież nawet jeszcze nic mi nie powiedział. Wzięłam głęboki wdech. Spokojnie, zaraz wszystko wytłumaczy. -Okey - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Okey - odetchnął. Usiedliśmy obok siebie, wzięłam go za rękę. Gdy mówił, patrzałam na nasze splecione palce. To chyba ostatni raz. - Moja matka straciła pracę, jak wiesz, i znalazła pewną ofertę. Ojciec też akurat jest tam odsyłany, więc... - przerwał i zabrał dłoń. - Wyjeżdżamy. Daleko. - Spojrzał mi w oczy. - Kocham cię, Mila, ale rodzice nie słuchają moich argumentów. Przykro mi.
-Przykro ci? - zapytałam zdumionym głosem. Łza potoczyła się po policzku. Szybko ją otarłam. - Nie ma jakiegoś sposobu...? - dopytywałam, trwając przy nadziei. Pokręcił głową.
-Chciałbym ci jeszcze coś powiedzieć... - Był zdenerwowany. Ta wiadomość też będzie dla mnie bolesna? - Rodzice nie chcą, żebym utrzymywał kontakt z osobami z mojego starego otoczenia, gdyż, jak to ładnie powiedział psychoterapeuta matki, mogę wtedy czuć się gorzej, rozpamiętywać i nigdy nie będę żyć nowym życiem. Mm... - Słone krople wpadały mi do ust i skapywały na lekko opalone kolana. To koniec? Czułam złość i smutek równocześnie. Miałam ochotę walnąć go z liścia w twarz, a potem przytulić w niedźwiedzim uścisku. - Mila, nie płacz. - Spróbował wysłać mi uśmiech. Nie wyszło mu. Widziałam, że dla niego ta sytuacja też nie jest prosta. A przynajmniej tak mi się zdawało. Otarłam łzy. Przysunęłam się i mocno go objęłam. To nasze pożegnanie? Nie chcę go wypuścić. Pragnę zatrzymać Damiena przy sobie. Na zawsze.
-Nie mam ochoty kłamać, że będzie dobrze - szepnęłam. - Już więcej nie będzie 'nas'. Miło było poznać taką osobę jak ty. - Odczepiłam się od niego, wysłałam lekki uśmiech, wstałam i odeszłam. Jak gdyby nigdy nic.
Szłam powoli, czekając z nadzieją, że mnie zawoła. Powie, że będziemy się ukrywać... Cokolwiek. Ale jedyne, co usłyszałam to głęboka rozpacz w moim sercu i szepty innych ludzi. Nawet się nie pożegnaliśmy....
Swoją drogą, nie wiedziałam, że jego matka chodzi do psychoterapeuty. Jak widać, nie ma co robić ze swoją kasą - pomyślałam z przekąsem. Ani że aż tak bardzo mnie nie lubi. Wręcz przeciwnie, gdy przychodziłam, zawsze się cieszyła. Każdy może udawać osobę, którą aktualnie chce być. Pozory mylą.
-Damien! - krzyknęłam, zawracając. Zaczęłam biec w stronę mojego przyjaciela, którego znałam od zawsze.
Odwrócił się z otwartymi ramionami i smutnym szerokim uśmiechem. Wpadłam w jego ramiona.
-Nie chcę, żebyś odchodził - pochlipywałam.
-Ja też tego nie chcę - szepnął, uścisnął mnie mocniej i lekko odsunął. - Uśmiechnij się. Chcę cię zapamiętać szczęśliwą. Zaśmiałam się, powstrzymując kolejne fale łez.
-Ty mój mały Jednorożcu! - krzyknął, śmiejąc się i podnosząc mnie ku górze. Jednorożec to moja ksywa, którą sobie wybrał. Zawsze byłam fanką tych koni z tęczowym rogiem.
Teraz zaśmiałam się szczerze.
-Głupku, nie nazywaj mnie tak! - Lekko go szturchnęłam. - Nie mam już pięciu lat - mruknęłam, udając oburzoną. Po chwili kolejny uśmiech. Uśmiechem zasłaniamy łzy, które napływają nam do oczu.
-Dla mnie zawsze będziesz jednorożcem, Jednorożcu - powiedział, przytulił, pocałował w policzek. - Będzie mi ciebie brakowało. -Mnie bardziej.
-Nieprawda. To ja będę tęsknić mocniej - droczył się.
-Kłamca. Po dwóch dniach znajdziesz jakiegoś pegaza, a o swoim jednorożcu zapomnisz. - Udawałam nadąsaną. -Nigdy nie będzie żadnego pegaza - zamyślił się. - Co najwyżej jakiś inny mityczny koń. - Puścił mi perskie oko. - Ale żadnego pegaza - zapewnił. Śmiech wypełnił przestrzeń dzielącą nas. Lecz zaraz zamienił się w westchnienie. To koniec. Zapewne uświadomię to sobie dopiero po powrocie do domu... albo za tydzień. Gdy jego już nie będzie.
-Kiedy wyjeżdżasz?
-Jutro w nocy. Mam dzień na spakowanie się i trzeba załatwić inne formalności.
-To pa? - zapytałam, niepewnie, chcąc usłyszeć "Nie, no co ty, Jednorożcu. Zostaję", bez sarkazmu, oczywiście.
-Pa, Jednorożcu. - A jednak.
Jeszcze jeden uścisk i rozstaliśmy się w mniej podłym nastroju niż za pierwszym razem. Ostatni raz spojrzałam za siebie i zobaczyłam jego, stojącego, machającego, pięknego w każdym calu.
-Szybko się pozbierasz. Będziesz szczęśliwy - mruknęłam do siebie i odmachałam.
XXXXXXXXX
Mam nadzieję, że rozdział trochę lepszy. Jest tu trochę ze wspomnień głównej bohaterki. Przepraszam, jeśli przynudzam, obiecuję poprawę. Będę pracować. Dziękuję tym, którzy wytrwali do końca. I proszę o rady, by rozdziały były ciekawsze i lepsze.
Pozdrawiam x
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania