Poprzednie częściInhale and exhale

Inhale and exhale - Chapter Two

Jakoś dotarłam do domu. Założyłam za duży dres. Spojrzałam w lustro. Ciemność przed oczami.

***

Minęła chwila. Może dwie. Podparłam się rekami i podniosłam ku górze. Zakręciło mi się w głowie. Zeszłam po schodach do kuchni, trzymając się barierki. Położyłam dłonie na blacie w kolorze srebra, był zimny; pochyliłam głowę. Oddychaj. Wyprostowałam się. Długie ciemne włosy spłynęły na moje plecy. Nalałam sobie wody do szklanki. Potem tabletka. Łyk - poszło. Spojrzałam na zegar ścienny. Jeszcze cztery godziny i przyjeżdża matka. Potem godzina, dwie - ojciec. Poczułam ciarki na plecach. Ataki zimna. Naciągnęłam rękawy na palce, podniosłam w stronę twarzy i dmuchnęłam w nie. Oparłam się o ścianę. Teraz czeka mnie wędrówka do pokoju. Dam radę. Poczułam się lepiej. Dam radę - pomyślałam bardziej optymistycznie.

Położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą. Zaczęłam przeglądać wzrokiem pokój. Żółte ściany rozjaśniały go, okno obok biurka przedstawiało podwórko, w którym bawiłam się, gdy byłam dzieckiem. Huśtawka, zjeżdżalnia, wspomnienia... Na biurku leżał stos książek, które będzie trzeba potem zapakować do plecaka.

Mam parę godzin, mogę się przespać. Jednak sen nie nadchodził. Zaczęłam wymyślać sobie historyjki. Był piękne. Tak piękne, że nigdy nie mogłyby się zdarzyć w rzeczywistości. Nie mam zbyt wielu kredek, by pokolorować ten szary świat. Ukradkiem spojrzałam na swoje palce. Sine. Jest źle. Potem się tym zajmę. Tymczasem przemyślę parę spraw...

***

Myślenie zajęło mi trochę czasu. Parę łez ociepliło poduszkę. Mój wzrok pobiegł na cyfrowy zegar na szafce nocnej. Dwie godziny. Czas rozpocząć przygotowania do przedstawienia.

Wstałam. Poprawiłam kołdrę, podeszłam do biurka. Z szuflady wyciągnęłam kosmetyczkę, przeszłam do stolika i tam wszystko wyrzuciłam. Zaczęłam od twarzy. Kiedy był mój pierwszy raz z kosmetykami? To było jakieś trzy lata temu. Każda z koleżanek miała wtedy coś na twarzy. Rzeczą jasną było, ze ja też chcę. Poprosiłam mamę, by kupiła mi tusz do rzęs, fluid i inne badziewia. Miałam nadzieję, że to mama będzie osobą, która nauczy mnie się tym posługiwać. Zawsze miała idealny makijaż. Lecz był to internet. Potem już nawet nie zwracała uwagi na to, czy mam coś na twarzy. Przyzwyczaiła się. Ojciec to już w ogóle olewał sprawę.

Krem, fluid, tusz, cienie, błyszczyk, pomadka, eyeliner... Wszystko. Raz, dwa. I już. Teraz rączki. Wsmarowałam krem i korektor. Już wyglądają w miarę normalnie.

Mam anemię. Spory niedobór żelaza. Biorę tabletki. Ale to i tak nie ustępuje. Może to przez moje odżywianie.

Rozczesałam włosy i rozpuściłam je na twarz. Przejrzałam się w lusterku. Spojrzała na mnie dziewczyna ze smutnymi oczami, w których kryła się zła przeszłość.

Poziom zagrożenia dla innych: minimalny. Znaczy: makijażu na dziś dziękujemy. Jeszcze pół godziny. Poprawiłam kolejny raz kołdrę, schowałam kosmetyki i wyjęłam książkę. Otworzyłam na pierwszej lepszej stronie i wpatrywałam się w litery, próbując coś odczytać. Koncentracja podupada. Nad biurkiem jest szafka, otworzyłam ją i wyjęłam schowaną za perfumami buteleczkę z lekami. Wyjęłam tabletkę i łyknęłam.

Mój organizm potrzebuje większej porcji witamin niż ta, którą zapewniam moim żywieniem.

Trzask drzwi. Moja mama to kobieta przed czterdziestką. Pracuje w banku na stanowisku szefa marketingu. Zawsze ma na sobie coś czarnego i białego. Usta czerwone jak krew, skóra lekko blada, pociągnięte czarnym tuszem i cienie na oczy w kolorze khaki. Wysokie szpilki, długie nogi pokryte rajstopami. Marynarka na pierwszym miejscu. Rozpuszczone, trochę kręcone, do ramion, włosy brunetki podskakiwały przy każdym kroku.

Nasze relacje ograniczały się do wspólnej obiado-kolacji, podczas której słuchałam o tym, co działo się u rodziców. Mnie nikt nigdy nie pytał o spędzony dzień. Po co? Jeśli grzecznie się uśmiecham, nie sprawiam problemów oznacza, że wszystko jest w porząsiu, nieprawdaż? Pozory mylą - tyle mam do powiedzenia.

Nie narzekam, dbają o mnie. Mam co jeść; mam w co się ubrać; mam pieniądze. Czego chcieć więcej? Hmm... pomyślmy... miłości? Tak, tego też czasem brakuje. ale nie można mieć wszystkiego.

***

Gdy wrócił tata wszystko nabrało tempa. Nikt nie wszedł do mojego pokoju i nie zapytał: jak się czuję, jak mi minął dzień czy zadał inne niby bezsensowne pytanie... a jednak potrzebne. Po około godzinie od powrotu ojca matka zawołała nas do jadalni.

Kiedy przekroczyłam próg nawet na mnie nie spojrzała; usiadłam na swoim krześle. Po chwili doszedł tata, a następnie mama z talerzami w ręku. Położyła na stole talerz z naleśnikami meksykańskimi. Każdy wziął swoją porcję.

Cisza.

Pada pierwsze pytanie:

-Jak ci minął dzień, Tom? - zapytała matka.

Ojciec przełknął kęs i odpowiedział:

-Klient przedłużył spotkanie, więc spóźniłem się do biura. Tam czekała sterta niepozałatwianych spraw, lecz wszystko zostało już uporządkowane. Ta nowa sekretarka, Clara, straszna.- Kęs. Łyk wody. I dalej: - Muszę ją zwolnić. Nie potrafi posegregować spraw od mniej ważnych po najważniejsze. Jest zbyt spontaniczna. Za młoda, mówiłem ci. Więcej nie przyjmę takiej stażystki. A tobie, Nanette?

-Nie zdarzyło się nic szczególnego. Mam trochę papierkowej roboty przy sprawie z załatwieniem pożyczki dla obcokrajowców, więc z pewnością zarwę dziś nockę. - Mówiła szybko, ucinała zdania. Zdecydowany ton nie opuszczał jej na krok. - Jutro wyjeżdżam wcześniej, gdyż muszę zawieść dokumenty do prokuratury. Jest coraz większe prawdopodobieństwo, iż Georgina wzięła łapówkę. Clara może być dobrą pracownicą, daj jej szansę. Jej matka, jeśli pamiętasz, to moja dobra znajoma i wpływowa osoba. Daj jej jakąś pomocnicę czy cokolwiek. Nieważne. Musi u ciebie pracować. Sylvia tego chce, a jeżeli ja jej coś załatwię, ona kiedyś pomoże i nam.

Spojrzał ostro na żonę, a ona beztrosko jadła kolejny kawałek.

-Ma tydzień - wydusił po paru minutach przerwy. - Jeśli się nie sprawdzi, nie chcę jej widzieć w mojej firmie, jasne?

-Przekażę. - Otarła serwetką kąciki ust, podziękowała za wspólnie zjedzony posiłek i włożyła talerz do zmywarki. Ojciec po chwili zrobił to samo. Zostałam sama przy stole.

Konwersacja zakończona.

Obiad zakończony.

Wstałam, wyrzuciłam naleśnika do kosza na śmieci, a następnie włożyłam naczynie do zmywarki. Wirowało mi w głowie. Ruszyłam w stronę pokoju.

 

 

XXXXXXXXX

Co sądzicie o tym tekście? Proszę o komentarze, oceny, rady.

Z góry dziękuję ;*

I przepraszam, ze na razie jest tak nudno. Obiecuję, ze się rozkręci.

Pozdrawiam x

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Momentami naprawdę niezłe, ćwicz, ćwicz. Pozdrawiam
  • NataliaO 13.05.2015
    Dwa pierwsze rozdziały krótkie, kolejne coraz długie rozkręcasz się. Tak samo z treścią, jest poprawna, czasem czyta się to jak fragmenty a nie całość historii. I tak dziwnie przez to trochę się czyta. Myślę, ze jak się wprawisz będzie świetnie; 4:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania